ISSN 2657-9596

Konfrontując się z rzeczywistością

Tim DeChristopher , Chris Hedges
26/05/2016

W kolejnym odcinku programu „Dni rewolty” gościem dziennikarza Chrisa Hedgesa jest aktywista klimatyczny Tim DeChristopher. Rozmówcy dyskutują o zabójczej niezdolności uprzemysłowionego świata do reakcji na skutki zmiany klimatu, powodowanych przez nią społecznych napięciach i niesprawiedliwościach, naszej etycznej odpowiedzi na rozgrywający się dramat.

Transkrypcja rozmowy:

Chris Hedges: Nazywam się Chris Hedges. Witam w „DNIACH REWOLTY”. Tematem rozmowy będzie niezdolność uprzemysłowionego świata do konfrontacji z zabójczymi skutkami zmiany klimatu oraz nasza etyczna reakcja na zbliżającą się zagładę ekosystemu. Poruszymy te kwestie z Timem DeChristopherem, który był „Licytantem nr 70” w 2008 roku w Salt Lake City. Brał udział w aukcji na działki eksploatacyjne na terenach publicznych, nie posiadając pieniędzy na wydobycie minerałów. Został aresztowany i wtrącony do więzienia na 21 miesięcy. Jest założycielem Centrum Nieposłuszeństwa Klimatycznego. Dziękuję, Tim.

Tim DeChristopher: Dziękuję za zaproszenie.

CH: Podziel się swoją wizją przyszłości świata, będącej konsekwencją braku reakcji ze strony globalnych elit. James Hansen [były główny klimatolog NASA] nazwał ostatnią konferencję klimatyczną oszustwem.

TD: Tak. Konferencję paryską określam mianem zabawy w udawanie. Z całą pewnością nie zatrzymamy zmiany klimatu na poziomie 1.5°C. Wzrost ten jest przesądzony. Nie zatrzymamy jej na 2°C.

CH: Czy nie mamy zagwarantowanego wzrostu o 4-5°C, nawet gdybyśmy powstrzymali wszystkie emisje CO2?

TD: Wielu naukowców twierdzi, że przy 2°C przekroczymy punkty krytyczne, które zaprowadzą nas do 4-5°C. Co oznacza, że nie ograniczymy zmiany klimatu do poziomu, który pozwoli uratować pokrywy lodowe czy chronić nasze przybrzeżne miasta. Mamy zagwarantowane potężne zaburzenia wzorów pogodowych, ekosystemów, praktyk rolniczych. Migracje na ogromną skalę. Patrzę na to pod kątem potencjalnego wpływu, jaki wydarzenia te wywrą na ludzi. Często mówimy o wpływie w wymiarze naukowym – wzroście poziomu morza, stopniu zmiany cyklu opadów itd. Myślę, że obierając taką perspektywę, umniejszamy wagę tych zjawisk. Zmiana klimatu jest mechanizmem spustowym napięć społecznych i niesprawiedliwości, których doświadczamy już teraz. Przyglądam się południowemu zachodowi USA. Spędziłem tam mnóstwo czasu, pracując w okolicach rzeki Kolorado, która wysycha. Przewiduje się, że proces ten będzie postępował znacznie szybciej, niż się spodziewano. W 2015 roku Biuro Melioracji potroiło prawdopodobieństwo, że do 2020 nastąpi spadek poziomu jeziora Mead uniemożliwiający generowanie prądu.

CH: W każdym nowym raporcie klimatycznym czytamy, że wydarzenia przyspieszają w tempie, którego badacze się nie spodziewali.

TD: Tak. Każdy nowy raport jest kolejną porcją złych wiadomości. Sprawy mają się gorzej…

CH: I ulegają pogorszeniu znacznie szybciej.

TD: Tak. Częściowo jest to związane z pojawiającym się nowym rozumieniem zagadnień. W innych przypadkach klimatolodzy po prostu bardziej otwarcie mówią o tym, co wiedzą od pewnego czasu. Posiadają mocniejsze dowody, aby bez wahania podzielić się wiedzą posiadaną od 5-10 lat. Są świadomi od 2005 roku, że nie powstrzymamy zmiany klimatu. Podczas klęski w Kopenhadze było jasne, że nie ograniczymy jej do niekatastrofalnego poziomu. Rozważmy wpływ tych faktów na dynamikę relacji międzyludzkich. Na południowym zachodzie kraju stoimy w obliczu niedoborów wody. Nie dzieje się to w próżni czy idealnym społeczeństwie. Ma to miejsce w regionie, w którym mamy grupy takie jak „suwerenni obywatele”, które mają w zwyczaju obwiniać za swoje problemy imigrantów i osoby ciemnoskóre. Przy obecnym poziomie desperacji strzelają do imigrantów przekraczających granicę. Dochodzi do tego mimo braku jakiegokolwiek realnego niebezpieczeństwa. Biali mężczyźni widzą rzekome zagrożenie…

CH: Być może ekonomiczne.

TD: Tak, ale jego poziom jest niewielki w porównaniu z ustaniem produkcji prądu…

CH: To prawda.

TD: …kiedy pojawią się obowiązkowe ograniczenia dostępu do rzeki Kolorado.

CH: Wyjaśnij, co to oznacza.

TD: Chodzi o międzynarodowe porozumienie między rządem federalnym i Meksykiem dotyczące prawa dostępu do wody z rzeki Kolorado. Spadający jej poziom w rezerwuarach uruchamia obowiązkowe ograniczenia. Miejsca takie jak Arizona są nimi objęte w pierwszej kolejnści. Dotyczą podlewania trawników itp. Przemysł rolny znajduje się na liście ograniczeń przed polami golfowymi.

CH: Tak samo jest w Kalifornii.

TD: Najpierw odcinamy dostawy wody do gospodarstw, a potem do pół golfowych. Kiedy ustanie produkcja prądu, pola też będą suche. Oznacza to, że turystyka, rolnictwo doświadczą rzeczywistych, poważnych konsekwencji. Poza tym pojawi się bardzo ludzki brak poczucia bezpieczeństwa, kiedy z kranu przestanie lecieć woda. Powoduje to głęboki niepokój. Skoro tak śladowe zagrożenie dla patriarchatu i białej supremacji wystarczy, by ludzie zaczęli strzelać do imigrantów, to jaką reakcję wywoła w naszym i innych społeczeństwach poważne, rzeczywiste zagrożenie bezpieczeństwa? Mamy z nim do czynienia w Syrii.

CH: Powinniśmy dodać, że oczywiście trwa tam straszna wojna domowa, ze zmasowanymi nalotami głównie USA i Rosji, ale są również poważne problemy związane z wodą i zasobami.

TD: Tak. I nawet CIA przyznała, że głównym zarzewiem konfliktu była kilkuletnia susza, która zmusiła rolników do opuszczenia swojej ziemi. Susza spowodowała ogromną migrację kilku milionów ludzi do miast, co wywołało liczne napięcia społeczne. W Darfurze susza podobnie była ważnym czynnikiem sprawczym ludobójstwa. Uważam, że nasza rola polega na tym, by w tę napiętą, potencjalnie wrogą sytuację wnieść człowieczeństwo. Nie jest kwestią przesądzoną, że niedola antagonizuje ludzi, wyzwala w nas to, co najgorsze. Uważam, że niedola może być też przebudzeniem. Może dzięki niej stwierdzimy, że „wartości” takie jak chciwość i konkurencja nie są najlepszym fundamentem społeczeństwa. Może zwróci nas ku sobie i zaczniemy więcej współpracować. Autentyczna niedola zmiany klimatu może być doborem naturalnym preferującym osoby chętne do współpracy, a nie tych, którzy gotowi są robić rzeczy najstraszniejsze.

CH: Można argumentować, że w miarę pogarszania się stanu środowiska naturalnego jedynie ci, którzy ze sobą współpracują będą mieli szansę zbudować systemy przetrwania. Kropotkin pisze, że w świecie zwierząt idea „przetrwania najsilniejszych” jest błędna. To stada, grupy, w których osobniki dbają o siebie nawzajem, cieszą się najwyższymi wskaźnikami przetrwania.

TD: Tak czy inaczej, żadna z opcji nie jest nieunikniona. Myślę, że jest to społeczny wybór. Musimy być do niego przygotowani. Jeśli wpadniemy w ten kryzys ze zwyczajowym szukaniem kozła ofiarnego i przemocą, która szaleje w naszym społeczeństwie, wówczas przed nami bardzo mroczna droga. Jeśli wkroczymy z większą dozą świadomości, intencji i odwagi, możemy tę drogę zmienić.

CH: Jak mamy zbudować tę świadomość, skoro żyjemy w gabinecie luster, iluzji? Nie konfrontujemy się z rzeczywistością kierunku, w którym zmierzamy, a nawet z tym, co dzieje się wokół nas.

TD: Myślę, że świadomość pochodzi od osób, które tę rzeczywistość dostrzegają i są gotowe szczerze o niej mówić. Wielu członków ruchu klimatycznego wie, że jest za późno, by powstrzymać zmianę klimatu, ale mówią „Nie możemy tego publicznie przyznać, ludzi sparaliżuje strach” itd. „Nie możemy mówić o strategiach adaptacji, bo odciągnie to uwagę od wysiłków zapobiegawczych”.

CH: Adaptację do zmiany klimatu.

TD: Tak. Po klęsce konferencji w Kopenhadze w 2009 roku stało się jasne, że miejsca takie jak Bangladesz znajdą się pod wodą. Było to oczywiste po roku 2009.

CH:To samo spotka większość naszych dużych przybrzeżnych miast, chociażby Miami.

TD: Tak. Kiedy stało się oczywiste, że kraj zostanie zalany, pojawiło się pytanie o los ludzi. Ze 160 milionów Banglijczyków połowa żyje poniżej 10 metrów nad poziomem morza. Nie było na ten temat otwartej rozmowy. Powiedziano nam, że nie powinniśmy o tym mówić, bo ludzie nie radzą sobie z rozmową na ten temat. Ale ktoś tę rozmowę odbył. Dwa lata po konferencji Indie rozpoczęły budowę ogrodzenia na granicy z Bangladeszem. Ma długość 2880 kilometrów i jest częściowo pod napięciem. Ktoś podjął decyzję: „Zatrzymamy tych ludzi tam, gdzie są, żeby nie sprawiali nam kłopotu”.

CH: Wiemy, że Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA) analizowała scenariusze zmiany klimatu. Armia i Pentagon z pewnością przygotowują się na nadejście tego świata. Oczywiście odbywa się to w tajemnicy.

TD: Właśnie. Przy braku publicznej rozmowy o tym, w jaki sposób mamy pokonywać tę trudną drogę, respektując wartości, które nas łączą i pozwalają zachować człowieczeństwo, wyjściem domyślnym staje się ludobójstwo. Przykładem tego są decyzje dotyczące Bangladeszu.

CH: Jak sobie radzisz z manią nadziei, która jest właściwa kulturze amerykańskiej? Jeśli nie masz do przekazania wiadomości pełnej nadziei, nikt nie chce cię wysłuchać.

TD: Szkoda, że nie mam dobrej odpowiedzi. Zmagam się z tym. Często.

CH: Przed chwilą przedstawiłeś opartą na faktach rzeczywistość, która nie zaniesie nas ku świetlanej przyszłości. W tej kulturze ludzie odrzucą taki przekaz.

TD: Po konferencji w Paryżu przez kilka tygodni byłem w depresji. Byłem świadkiem nieszczerej reakcji ruchu klimatycznego. Nawet tej jego części, którą zazwyczaj szanuję.

CH: Chodzi o nazwanie konferencji „przełomem” itd.

TD: Tak. „Bezprecedensowym porozumieniem”, które nie jest bardziej ambitne czy wiążące niż faktyczne porozumienie z 1992 – pierwotna Ramowa Konwencja ONZ w sprawie Zmiany Klimatu.

CH: Dlaczego tak postąpili? Jak sądzisz? Przecież muszą wiedzieć. Na pewnym poziomie muszą rozumieć…

TD: Myślę, że przez wzgląd na różne czynniki. Częściowo odpowiada za to struktura organizacji pozarządowych i wymogi jej finansowania, co muszą robić, aby chronić i promować swoje organizacje. Po części wpłynął na to świecki charakter ruchu, któremu brakuje narzędzi, by zmierzyć się z trudną prawdą.

CH: Poruszyłeś istotną kwestię, do której chciałbym powrócić.

TD: Narzędzia te pozwalają radzić sobie z żalem, rozpaczą, które przychodzą, gdy uznasz tę prawdę. Nie chcę przypisywać innym zbyt wielu negatywnych motywacji.

CH: Czy nie jest to tak naprawdę pewien rodzaj infantylności?

TD: Tak. Panuje dość powszechne przeświadczenie, że ludzie nie udźwigną tej prawdy. Musimy karmić ich małymi porcjami informacji, które według nas zdołają przyswoić; sterować nimi, by podjęli pożądane działania.

CH: Pomówmy o żalu. Odczuwam go. Czytam raporty klimatyczne. Mam dzieci. Napełnia mnie to rozpaczą. Jak sobie z tym poradzić?

TD: Częściowo poprzez przyznanie, że kierunek, w którym zmierzamy był nieunikniony i nasze życie dobiegnie końca.

CH: Jako gatunku.

TD: I jako jednostek. Kultywujemy to progresywne mniemanie, że robiąc rzeczy dobre uczynimy świat lepszym w bliżej nieokreślonej przyszłości. Nawet kiedy mamy świadomość, że nie będzie to przyszła „ziemia obiecana” czy utopia, wciąż trzymamy się systemu wartości opartego na rezultacie. Ostatecznie wszystko będzie dobrze.

CH: To mit postępu.

TD: Tak. Ale myślę, że jest to również powiązane z mitem o nieśmiertelności. Relacjonując jedne z najszlachetniejszych naszych uczynków, mówimy, że „ocaliliśmy czyjeś życie”. Ale osoba ta i tak umrze. Każdy człowiek, którego spotka z naszej strony coś dobrego, umrze. Jeśli nasze działania zorientowane są na rezultat, to znaczy, że oszukujemy samych siebie.

CH: Dlatego Herman Melville pisząc „Moby Dicka” stworzył złowrogie bóstwo i właśnie z tego powodu stanął po stronie Ahaba. Poszukuje on białego kaszalota, by zabić złowrogie bóstwo. Jak napisał Marek Edelman, dowódca powstania w getcie warszawskim: „Osłaniamy płomień, dopóki nie zostanie zdmuchnięty”. Jak mamy zmierzyć się z tą śmiertelnością jako jednostki i społeczeństwo? Starożytni Grecy postrzegali jednostki i społeczeństwa jako podlegające cyklowi narodzin, dojrzewania, rozkładu i śmierci. Nikt z nas nie jest na to uodporniony. Ale ze względu na hebrajskie, chrześcijańskie pojęcie liniowego czasu, nasz sposób myślenia jest odmienny. Jak trafnie zauważyłeś, utrudnia on nam mierzenie się ze śmiertelnością. Jak można go spenetrować? Jakie duchowe środki pozwolą nam skonfrontować się z rzeczywistością?

TD: Myślę, że takim środkiem jest proces, który zakorzenia nasze wartości w „tu i teraz”, w uznaniu, że nasze wartości, o które walczymy, mają sens tu i teraz, niekoniecznie w odniesieniu do odległego rezultatu. Troszczymy się o siebie nawzajem i otaczający świat, walczymy o sprawiedliwość, ponieważ jest to sposób na okazanie wdzięczności światu, który kochamy, ludziom, których kochamy czy bogu, który kocha świat. To naprawdę jedyny sposób, by być częścią darów świata, które otrzymujemy.

CH: A nie dlatego, że sytuacja ulegnie poprawie.

TD: Tak. Nie musi to być bezwarunkowe oddanie jednemu z tych poczuć moralności – opartemu na obowiązku lub rezultacie. Nie oznacza to, że działania podejmujemy arbitralnie, nie licząc na ich skuteczność. Z pewnością nie prowadzi to do dobrego aktywizmu.

CH: Kiedy rozmawiałem z ojcem Danielem Berriganem, powiedział, że jego wiara była przekonaniem, że dobro – na ile potrafimy je określić – przyciąga dobro. Być może wszystkie empiryczne dowody temu przeczą, ale nie unieważniają one tego, co zrobiłeś. Buddyści nazywają to karmą. Sądzę, że właśnie to masz na myśli. Być może największym kryzysem egzystencjalnym naszych czasów jest widzieć wyraźnie to, co jest przed nami, i mimo to czynić dobro, o ile możemy to tak nazwać. Właśnie to definiuje życie duchowe. Uważam, że jego wielka siła tkwi w tym, że nie wierzy w iluzję. Akceptuje mrok. Jednak odpowiada na ten mrok – jak zauważyłeś – troską o życie.

TD: I według mnie na tym polega fundamentalna różnica między aktywistą duchowym…

CH: Którym jesteś.

TD:…i aktywistą technokratycznym.

CH: Nie chcę szargać twojej reputacji wypominając ci harwardzkie religioznawstwo… Podobnie jak ty ukończyłem te studia. W miarę postępującego rozpadu świata potrzebować będziemy umocowania duchowego – niekoniecznie w religii chrześcijańskiej lub religii w ogóle – aby stawić czoła temu, co jest przed nami. Posiadał je Albert Camus i inni ludzie, którzy nie wywodzą się z tradycji religijnej. Znaleźli inne słownictwo, by to umocowanie wyrazić.

TD: Widzę coraz większy jego głód w szeregach aktywistów. Zwłaszcza wśród tych najmłodszych. Wraz z pozostałymi założycielami Centrum Nieposłuszeństwa Klimatycznego odwiedziliśmy przedstawicieli Sieci Działań na rzecz Lasów Deszczowych. Wyjaśniliśmy, dlaczego nasza strategia może skutecznie wprowadzić społeczną zmianę. Była to ze wszech miar logiczna prezentacja. We wstępnie wspomnieliśmy, że podchodzimy do tej kwestii z perspektywy duchowej. Kiedy nadszedł moment pytań, nasi gospodarze chcieli rozmawiać wyłącznie o duchowym umocowaniu naszej pracy.

CH: Co im powiedzieliście?

TD: Wywodzimy się z nieco odmiennych środowisk; wyjaśniliśmy, skąd się wzięło duchowe umocowanie; co znaczy dla każdego z nas; kiedy zaczęliśmy ufać, że perspektywa ta może odegrać w naszej pracy realną rolę. Jeśli chodzi o mnie, to przekonałem się o tym kilka lat temu, kiedy udzielałem rad grupie aktywistów Greenpeace’u, którym postawiono zarzuty za wywieszenie baneru i groziło im za to 9 lat więzienia. Instruowałem ich, jak przygotować się do procesu i odsiadki. Kilka dni później dowiedziałem się, że nazajutrz po naszym spotkaniu jeden z aktywistów popełnił samobójstwo. Zmusiło mnie to do ponownego zastanowienia na tym, co to znaczy pomóc komuś w znalezieniu narzędzi do wykonywania tej pracy. Uświadomiło mi, że w pracy na rzecz sprawiedliwości klimatycznej walczymy z wielkimi nikczemnościami.

CH: Walczymy z siłami śmierci. Dosłownie.

TD: Tak. Na wiele sposobów. Mężczyzna, który się zabił był również weteranem z Iraku i Afganistanu. Walka z przemysłem paliw kopalnych przeplata się z walką o sprawiedliwość społeczną i z innymi przejawami zła w naszym zmilitaryzowanym społeczeństwie. Nowej powagi nabrała kwestia, na jakim gruncie stoimy, gdy występujemy przeciwko takiemu złu; jak rozwijamy ją w tym ruchu. Zrozumiałem, że nie włożyliśmy dość wysiłku w te duchowe zmagania.

CH: Myślę, że masz rację. I jest to spoiwo, które pozwoli nam trzymać się razem, kroczyć dalej. To rozumienie, że istnieją moralne imperatywy ważniejsze nawet od samej skuteczności działań. Jeśli pozostaniemy wierni tym imperatywom, moralnemu życiu, nawet klęska nie przekreśli wartości naszych starań. W oporze i walce o sprawiedliwość nie chodzi o osiągnięcia, tylko o to, kim dzięki niej się stajemy jako istoty ludzkie. Dziękuję, Tim.

TD: To ja dziękuję.

CH: I dziękuję państwu za obejrzenie „DNI REWOLTY”.

Tłumaczenie: M.RZ.

źródło: teleSUR English

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.