ISSN 2657-9596
Foto: CAFOD Photo Library/Flickr/Creative Commons

Mój dom jest zawsze otwarty dla gości

Juliusz Adel , Iwona Dalati
19/10/2015

Juliusz Adel rozmawia z Iwoną Dalati o Syrii – jej przeszłości i teraźniejszości.

Juliusz Adel: Spędziła pani w Syrii kilka lat. Dlaczego pojechała tam pani i dlaczego wróciła?

Iwona Dalati: To nie był jednorazowy wyjazd. Pierwszy raz pojechałam w roku 1987 do rodziny męża, którego poznałam na studiach w Łodzi. Wracałam tam wielokrotnie. Na przestrzeni lat mogłam obserwować jak zmienia się Syria i Syryjczycy.

W 2002 wyjechałam tam z zamiarem pozostania na dłużej, brałam nawet pod uwagę przeprowadzkę na stałe. Wróciłam dwa lata później ponieważ najstarsza córka chciała zdawać w Polsce maturę. Ostatni raz spędziłam w Syrii lato roku 2009 – półtora roku przed wybuchem wojny.

JA: Proszę opowiedzieć o swoim pobycie w Syrii.

ID: Od pierwszej wizyty byłam pod wrażeniem tego kraju. Stanowił on niesamowitą mieszankę kultur, religii i nacji. To był kraj kontrastów, które nie tylko się nie wykluczały, ale cudownie uzupełniały tworząc magiczny, niepowtarzalny klimat. W Syrii na każdym kroku czuło się przenikanie dwóch światów – Wschodu i Zachodu, historii i nowoczesności. Nie widziałam tego w żadnym innym kraju Bliskiego Wschodu.

Zaskoczyła mnie niezwykła otwartość Syryjczyków na obcokrajowców. Sądziłam, że to my, Polacy jesteśmy gościnni, ale w Syrii musiałam zredefiniować to pojęcie. Przypadkowo spotykani ludzie w sklepach, biurach czy na ulicy zapraszali do siebie na szklaneczkę herbaty lub kawy – zawsze z serdecznym uśmiechem i ciekawością dotyczącą mojego pochodzenia. Syryjczycy okazali się niezwykle tolerancyjni. Szanowali moją inność oraz nieznajomość ich obyczajów. Zawsze byli chętni do pomocy.

Mieszkałam w okolicach Damaszku. Codziennie dojeżdżałam do stolicy kraju, gdzie w mahadzie (szkole dla cudzoziemców) poznawałam klasyczny język arabski. Po zajęciach zwiedzałam miasto.

Najbardziej lubiłam spacery na souk al-Hamediyya (słynnym bazarze w murach starego Damaszku), gdzie chłonęłam całą urodę Orientu – wąskie uliczki, małe sklepiki, kramy z towarami, które swoim bogactwem kolorów i zapachami przyprawiały o zawrót głowy, niezliczona ilość kawiarenek, słynna na całym Bliskim Wschodzie lodziarnia Bagdash, bary i pijalnie soków oraz barwny tłum – Syryjczycy i turyści z całego świata… Wszystko to tworzyło niepowtarzalny, magiczny klimat, w którym chciało się być i do którego bardzo dziś tęsknię.

Miałam też kontakt z Polonią, którą w większości stanowiły kobiety-żony Syryjczyków oraz rezydenci ambasady RP w Damaszku, księża z polskich parafii oraz żołnierze stacjonujący na Wzgórzach Golan. Bywałam na spotkaniach Polonii w ambasadzie, w rezydencji ambasadora RP oraz w parafiach prowadzonych przez polskich księży.

W Syrii chrześcijanie i muzułmanie żyli ze sobą w zgodzie. Zdarzały się przyjaźnie, a nawet małżeństwa muzułmanów z chrześcijankami. Mieszkałam wśród muzułmanów – koło mojego domu stał kościół, a nieco dalej meczet. W pobliżu mieszkało sporo chrześcijańskich rodzin.

JA: Na obecną „falę uchodźców” z Syrii wpływ miała (i ma nadal) polityka władz Syrii oraz postawa reszty świata. Czy może pani przedstawić genezę obecnej sytuacji?

ID: W 2011 r. w Syrii na fali Arabskiej Wiosny wybuchła rebelia – protest przeciwko totalitarnej władzy klanu Asadów i ich grupie wyznaniowej, czyli Alawitom. Dyktator zaczął krwawo rozprawiać się z protestującymi, którzy w początkowej fazie, z kwiatami w dłoniach i śpiewem na ustach spotykali się na pokojowych demonstracjach.

W tamtym okresie chrześcijanie i muzułmanie szli ramię w ramię w marszach protestacyjnych. Zaczęły się masowe aresztowania, tortury i strzelanie w tłum. Bunt społeczeństwa narastał. Z wojska reżimu masowo dezerterowali żołnierze, którzy zaczęli tworzyć oddziały Wolnej Armii Syrii. Taka była geneza tej krwawej wojny.

Z czasem do Syrii zaczęli napływać bojownicy z Kaukazu, Afryki Północnej, krajów Półwyspu Arabskiego oraz Europy. Zaczęły się tworzyć formacje zbrojne grup islamistycznych, które zdecydowanie nie walczyły o demokratyczną Syrię dla wszystkich – niezależnie od ich poglądów czy wyznania religijnego. Ich celem było i jest obalenie dyktatora, przejęcie władzy i utworzenie państwa wyznaniowego opartego na prawie szariatu.

Należy tu wyjaśnić, że znakomita większość Syryjczyków nie zgadza się z interpretacją prawa, na które powołują się islamiści, którzy w 2013 r. obwieścili powstanie tzw. Państwa Islamskiego na terenie Syrii i Iraku. Syryjczycy – nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie – zaczęli być prześladowani i mordowani nie tylko przez dyktatora, ale również przez islamistów. Rozpoczął się exodus ludzi, którzy tracili swoje domy, majątki, miejsca pracy, szkoły, którym wojna zabierała dzieci, braci, ojców i matki, przyjaciół, sąsiadów…

Znam realia codziennego życia Syryjczyków z bezpośrednich przekazów. To prawdziwy horror. Miliony ludzi zaczęło przemieszczać się w bezpieczniejsze regiony kraju, do państw ościennych, a kiedy i tam już stało się za ciasno ruszyli do Europy w poszukiwaniu bezpieczeństwa dla siebie i swoich rodzin.

Serce pęka, kiedy na aktualnych zdjęciach nie rozpoznaję pięknych syryjskich miast, a zamiast nich widzę ruiny i zgliszcza, kikuty budynków, puste ulice, które niegdyś tętniły życiem od wschodu słońca do późnych godzin nocnych… Te zdjęcia do złudzenia przypominają obrazy Warszawy, zrównanej z ziemią przez hitlerowców po Powstaniu Warszawskim.

Jeszcze bardziej bolesne jest oglądanie w mediach Syryjczyków, w mojej pamięci zawsze uśmiechniętych i przyjaznych dla cudzoziemców, a teraz umęczonych, przerażonych i w tak haniebny, poniżający sposób odpychanych z granic Europy.

JA: Polskie obywatelstwo, znajomość języka ułatwiły pani powrót i ponowne osiedlenie się w kraju. Czym ze swojego doświadczenia podzieliłaby się pani z syryjskimi uchodźcami przyjeżdżającymi do Polski?

ID: Jestem Polką nie tylko z racji obywatelstwa. Nigdy nie przestałam nią być – także tam, żyjąc na Bliskim Wschodzie. Nigdy też nie miałam wrażenia, że Polskę opuściłam. Pobyt w Syrii miał charakter czasowy.

Podróżując, ale nie na wczasy do kurortów, które są enklawą kultury Zachodu w innej kulturze, ale integrując się z mieszkańcami zwiedzanych krajów, nabieramy innej perspektywy w ocenie wartości naszego zachodniego świata. Uczymy się tolerancji dla inności, szacunku dla praw i obyczajów miejsca, w którym się znaleźliśmy.

Tą uniwersalną wiedzą mogę dzielić się nie tylko z Syryjczykami. Słuchając obecnie głosu wielu Polaków wypowiadających się na temat uchodźców uważam, że to nam przede wszystkim należy się dziś edukacja. Z człowieczeństwa.

JA: Wyjeżdżając z Syrii została pani swoich znajomych, sąsiadów. Czy chciałaby pani, aby osiedlili się w Koszalinie?

ID: Oczywiście. Mój dom jest zawsze otwarty dla gości. Nie mam nic przeciwko zamieszkiwaniu po sąsiedzku osób pochodzących z innych kręgów kulturowych. Uważam, że poznawanie ludzi z innych kultur wzbogaca nas w wiedzę i doświadczenie. Działa to w dwie strony.

Staram się zrozumieć skąd się bierze ta fobia Polaków związana z imigrantami, zwłaszcza wyznania muzułmańskiego. Od zawsze religie były wykorzystywane przez polityków do manipulowania społeczeństwem. Mam wrażenie, że dzisiaj politycy poprzez media napędzają w społeczeństwie spiralę strachu przed najazdem „obcych”, bo przerażonym tłumem łatwiej sterować.

Polacy są bardzo hermetycznym narodem. Przez dziesięciolecia byliśmy izolowani od reszty świata przez poprzedni system polityczny. Nasza wiedza o innych narodach jest bardzo powierzchowna. Nie poznaje się dogłębnie obcych kultur, jeżdżąc na tygodniowe wczasy w zorganizowanych grupach turystycznych.

Jesteśmy narodem milionów emigrantów, ale demonizujemy przyjazd do Polski kilku tysięcy imigrantów. Jesteśmy wspaniałym narodem o pięknej i ciekawej historii, ale nie jesteśmy ludźmi lepszymi od innych. Mamy tylko więcej szczęścia, bo żyjemy w kraju, w którym nie ma dziś wojny i bomby nie spadają na nasze domy.

Znając Syryjczyków, ich otwartość na innych ludzi, niezwykłą gościnność i życzliwość oraz chęć pomagania na każdym kroku, szacunek dla starszego pokolenia i miłość do dzieci uważam, że byliby wspaniałymi sąsiadami. I tylko od nas zależy czy pozwolimy im być sobą, czy też nauczymy ich nienawiści i strachu przed innością. Przed nami.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading