Pierwsze dni rebelii
Naukowcy nie zostawiają nam złudzeń – zmiany klimatu są nadciągającą katastrofą, której najgorszych skutków ludzkość jeszcze przez krótką chwilę ma szansę uniknąć. Co jednak zrobić, kiedy przywódcy polityczni nie są w stanie podjąć działań adekwatnych do sytuacji? W Wielkiej Brytanii została właśnie powołana do życia Extinction Rebellion, międzynarodowa, wolna od przemocy rebelia wobec światowych rządów winnych zbrodniczej bezczynności w obliczu kryzysu ekologicznego.
Nieposłuszeństwo
W sobotę 17 listopada 2018 r. o godz. 10 rano sześć tysięcy osób zebrało się na pięciu londyńskich mostach i zablokowało je na kilka godzin. Pogoda dopisywała, atmosfera wydarzenia była ciepła i przyjacielska, grała muzyka i wygłaszano przemówienia. Nie był to jednak piknik ani nawet legalna demonstracja, lecz akt obywatelskiego nieposłuszeństwa. Blokada mostów była nielegalna (choć uprzedzono o niej policję), a tworzący ją ludzie zjawili się na miejscu na wezwanie Extinction Rebellion – nowo powstałego ruchu protestującego przeciwko bezczynności rządów wobec kryzysu klimatycznego i ekologicznego.
Extinction Rebellion to w wolnym tłumaczeniu bunt przeciwko wymieraniu. Jego członkinie i członkowie określają się jako obrońcy życia na Ziemi, „conscientious protectors of life”, co jest analogią do „conscientious objectors”, czyli osób odmawiających służby wojskowej ze względu na przekonania. Uważają, że istniejący system i polityka obecnych rządów niszczą życie na Ziemi w przerażającym tempie, a zmiany klimatu prowadzą ludzkość do katastrofy. Dlatego konieczna jest radykalna zmiana.
Celem Rebelii jest spowodowanie takiej zmiany.
W swoim manifeście inicjatorzy ruchu piszą, że choć już od ponad 30 lat wiadomo, iż spalanie paliw kopalnych prowadzi do katastrofalnych zmian klimatu, przez ten czas nie tylko nie wyeliminowano emisji gazów cieplarnianych, ale wręcz dopuszczono do tego, by wzrosły o 60 proc. W rezultacie dziś stoimy przed perspektywą zapaści naszej cywilizacji w ciągu kilku najbliższych dekad, śmierci miliardów ludzi i wyginięcia milionów gatunków – w tym potencjalnie również naszego. Już teraz ludzie w wielu miejscach na świecie cierpią z powodu skutków kryzysu klimatycznego: głodu, huraganów, powodzi i ekstremalnych temperatur oraz wynikających z tego konfliktów, a gatunki giną w takim samym tempie, jak 65 mln lat temu, kiedy przypuszczalnie uderzenie asteroidu zmiotło z powierzchni Ziemi dinozaury i trzy czwarte wszystkich istniejących wtedy form życia. Odpowiedzialność za obecną katastrofę ekologiczną spoczywa na rządach, i to do nich Rebelia kieruje swoje żądania.
W manifeście Extinction Rebellion stwierdza się, zresztą zgodnie z wnioskami z ostatniego specjalnego raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC), że zmiany, które pozwoliłyby ludzkości uniknąć najbardziej katastrofalnych skutków, są technicznie i ekonomicznie wykonalne, jednak ich wdrożenie wymaga uzmysłowienia sobie, że jesteśmy w nadzwyczajnej sytuacji i że trzeba działać natychmiast.
Członkinie i członkowie Rebelii za cel stawiają sobie zatem upowszechnienie świadomości bezprecedensowego egzystencjalnego zagrożenia, przed jakim stoi ludzkość, i możliwie jak najszybsze zmobilizowanie jak największej liczby ludzi do radykalnego działania.
Ruch ma trzy żądania. Domaga się po pierwsze, by rząd zaczął mówić prawdę o kryzysie klimatycznym i ekologicznym. Po drugie – chce wprowadzenia prawnie wiążących uregulowań, które obniżą emisje gazów cieplarnianych do poziomu zero netto do 2025 r. i zmienią obecne wzorce konsumpcji. Po trzecie, domaga się powołania Zgromadzenia Obywatelskiego, które te działania będzie nadzorować – co ma być zarazem krokiem w kierunku naprawy demokracji. W tej chwili Rebelia działa przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i kieruje swoje żądania do władz brytyjskich, jednak ponieważ do uratowania klimatu niezbędne jest solidarne i odpowiedzialne działanie wszystkich państw, jej zasięg ma się rozszerzać, a docelowo adresatami postulatów będą wszystkie rządy.
Czemu oszukiwaliśmy samych siebie?
Zadanie, jakie postawiła przed sobą Rebelia, wydaje się niezwykle trudne. Przede wszystkim, jak jasno wynika ze stanowiska nauki wyrażonego w ostatnim raporcie IPCC, chociaż zatrzymanie zmian klimatu na w miarę bezpiecznym poziomie 1,5 st. C jest wykonalne technicznie i ekonomicznie, wymaga jednak radykalnej zmiany myślenia wśród liderów politycznych i nie mniej radykalnej zmiany stylu życia i konsumpcji dużej części ludzi na świecie, zwłaszcza w rozwiniętych krajach Zachodu.
Ostatnie trzy dekady były czasem powszechnego wyparcia. Dzięki naukowcom mieliśmy od dawna dostęp do wiedzy o tym, gdzie doprowadzi nas rozwój gospodarczy napędzany paliwami kopalnymi, jednak dopóki efekty tego procesu nie zaczęły dotykać nas bezpośrednio w postaci długotrwałych susz, niszczycielskich huraganów i tragicznych pożarów, prościej było udawać, że tego nie wiemy. Do pewnego stopnia jest to zrozumiałe: ludzkość nie doświadczyła nigdy wcześniej egzystencjalnego zagrożenia tej skali, świat nigdy wcześniej się nie kończył, przeciwnie, zawsze „jakoś to było,” i być może dlatego ostrzeżenia naukowców tak długo wydawały się abstrakcją i wpadały w pustkę, nie znajdując żadnego punktu zaczepienia w życiowym doświadczeniu i obrazie świata zapisanym w głowach ludzi.
Dlatego też przez trzy dekady politykom uchodziło na sucho uleganie podszeptom grup interesu związanych z paliwami kopalnymi i odwlekanie w nieskończoność poważnych działań na rzecz ograniczenia emisji oraz traktowanie ekosystemu podtrzymującego nasze życie jako niekończącego się źródła surowców, a zarazem bezdennego śmietnika na coraz większe masy odpadów cywilizacji neoliberalnego konsumpcjonizmu.
Dziś, wobec namacalności skutków zmian klimatu i szóstego wielkiego wymierania gatunków, czas wyparcia się kończy, bo jako ludzkość stanęliśmy oko w oko z nachodzącą katastrofą. Do tego wiemy już, że na ocalenie świata dla przyszłych pokoleń i dla innych gatunków żywych stworzeń mamy zaledwie dwanaście lat – tyle czasu daje nam bowiem raport IPCC na radykalne ograniczenie emisji gazów cieplarnianych we wszystkich scenariuszach prowadzących do zahamowania globalnego ocieplenia na relatywnie bezpiecznym poziomie 1,5 st. C.
Wystarczy rzut oka na dowolny wykres emisji gazów cieplarnianych na przestrzeni ostatnich dekad, by zrozumieć, że ograniczenia emisji zgodnie z zaleceniami ICCC, czyli o prawie połowę ich wartości z 2010 r. do roku 2030, nie da się osiągnąć dostosowaniem czy wzmocnieniem obecnych polityk. Będzie to wymagało gwałtownego odwrócenia dotychczasowego trendu, całkowitej zmiany podejścia do paliw kopalnych i wyeliminowania ich z gospodarki w trybie, który w kontekście normalnego tempa działań politycznych należałoby określić jako niemal natychmiastowy.
To jednak nie wystarczy – musimy również radykalnie zmienić model konsumpcji, przede wszystkich dietę, sposób podróżowania i kupowania. Produkcja pasz, którymi karmi się zjadane później przez ludzi zwierzęta, wymaga wycinania i zamieniania w pola uprawne coraz większych połaci lasów, podczas gdy do zatrzymania ocieplenia na poziomie 1,5 stopnia konieczne jest odwrócenie tego procesu i ponownego zalesienie jak największych terenów, by zwiększyć pochłanianie CO2 z atmosfery przez rośliny. Musimy zatem radykalnie ograniczyć spożycie mięsa. A ponieważ na transport przypada kilkanaście procent całkowitych emisji CO2, musimy również mniej podróżować samolotami i samochodami spalinowymi oraz kupować mniej towarów przywożonych z innych części świata. Poza emisjami generowanymi przez transport, wytwarzanie tych towarów jest bowiem źródłem emisji przemysłowych w krajach takich jak Chiny, za które w ostatecznym rozrachunku odpowiada jednak popyt generowany przez nas.
Całkowita zmiana wszystkiego
O konieczności radykalnej zmiany dobitnie wypowiedziała się Greta Thunberg, piętnastoletnia Szwedka, która od kilkunastu tygodni prowadzi strajk szkolny i protestuje przed parlamentem w Sztokholmie. W październiku podczas proklimatycznej demonstracji w Helsinkach Thunberg powiedziała, stojąc przez dziesięciotysięcznym tłumem: – Nie ocalimy świata, postępując zgodnie z regułami, bo to reguły muszą się zmienić. Polityka, jakiej potrzebujemy, by uniknąć katastrofy klimatycznej, dziś nie istnieje. Musimy zmienić system.
Thunberg wspiera Extinction Rebellion, pojawiła się na jednej z pierwszych akcji Rebelii – blokadzie Parliament Square w Londynie 31 października. Gdy zapytano ją tam, jak się czuje, łamiąc prawo, odpowiedziała: – Nie czuję nic specjalnego. Po prostu trzeba to robić.
Widząc, jak bardzo dotychczasowa polityka jest nieadekwatna do skali problemu, trudno nie zgodzić się z Gretą i z rebeliantami co do konieczności większego radykalizmu. Extinction Rebellion w swoim manifeście pisze wprost, że dotychczasowe działania „mainstreamowych” organizacji klimatycznych, które z marnym skutkiem próbowały grzecznie doprosić się o w sumie niewielkie korekty polityki, były dalece niewystarczające. W myśl manifestu, jedynie globalny, masowy ruch obywatelskiego nieposłuszeństwa będzie w stanie wymusić zmiany, których wprowadzenie jest niezbędne dla naszego przetrwania.
Słychać w tym echo słów Naomi Klein. W 2014 r. Klein wydała książkę „To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat”, w której argumentowała, że wobec bezwładu polityki tkwiącej w kapitalistycznej logice nieustannego wzrostu bez względu na koszty, ratunkiem dla klimatu może być globalny sojusz ruchów społecznych, działający podobnie jak swego czasu ruch na rzecz zniesienia niewolnictwa.
Extinction Rebellion również przywołuje abolicjonizm, a także ruchy na rzecz rozbrojenia nuklearnego i praw wyborczych kobiet, jako historyczne precedensy, do których się odnosi. Jednak Rupert Read, profesor filozofii na Uniwersytecie Wschodniej Anglii i zarazem członek ruchu, zwraca uwagę, że w przypadku Rebelii zarówno stawka, jak i skala wyzwań, są inne. W ruchach emancypacyjnych chodziło o nadanie dyskryminowanym grupom tych samych praw, którymi cieszyły się już grupy uprzywilejowane, dołączenie przez nie do funkcjonującego już modelu społecznego, podczas gdy osiągnięcie celów Rebelii będzie wymagało radykalnej przemiany całego społeczeństwa i wypracowania oraz wprowadzenia w życie zupełnie nowego modelu życia, pracy i konsumpcji – dla wszystkich. Z drugiej strony, o ile stawką w przypadku ruchu na rzecz rozbrojenia nuklearnego była potencjalna zagłada ludzkości, Rebelia mierzy się z perspektywą kataklizmu, który nadejdzie na pewno, a właściwie już się zaczął, czego dowody widzimy w obrazach tragicznego pożaru w Kalifornii, wyschniętego Renu w Niemczech, zdewastowanego przez huragan Portoryko czy zabójczych fal upałów w Pakistanie.
W tym sensie Rebelia jest ruchem bez precedensu, przymusowym wyjściem na nieznane wody. Mając tego świadomość, jej inicjatorzy przeanalizowali jednak dokładnie wszystkie wcześniejsze przypadki walki i ruchów społecznych i wyciągnęli z nich lekcje. Jak się okazuje, obywatelskie nieposłuszeństwo nie musi angażować wielkich mas ludzi, by osiągnąć swój cel. Wystarczy kilka procent zaangażowanych, o ile ich sprawa jest bezsprzecznie moralnie słuszna i jako taka ma ciche poparcie większości. Dlatego fundamentalną zasadą Rebelii jest odrzucenie przemocy, a także obowiązek odnoszenia się z szacunkiem zarówno do przeciwników, jak i do wszystkich osób działających w ruchu, z poszanowaniem ich różnorodności. Ponieważ osoby dokonujące aktów obywatelskiego nieposłuszeństwa ponoszą tego emocjonalne i osobiste koszty, chociażby w postaci aresztowań, ważne jest otoczenie ich wsparciem i zadbanie o ich psychiczne i emocjonalne potrzeby – co również jest jedną z zasad wewnątrz ruchu.
Na zewnątrz taktyką Rebelii są akty obywatelskiego nieposłuszeństwa. Jej członkowie świadomie łamią obowiązujące reguły i dobrowolnie ponoszą tego konsekwencje. Po blokadzie londyńskich mostów zatrzymanych zostało ponad 80 osób, którym policja zarzuca wykroczenia drogowe, a prokuratura wszczęła przeciwko nim śledztwa. Wcześniej członkowie ruchu byli aresztowani podczas blokady Parliament Square i podczas akcji w budynku BEIS, czyli Departamentu Biznesu, Energetyki i Strategii Przemysłowej, w którym przyklejali się do ścian, by policja nie mogła ich usunąć.
(Warto jednak pamiętać, że trafianie za kratki nie jest jednak obowiązkowym elementem protestu. Policja nie jest w stanie otoczyć i zaaresztować zgromadzenia złożonego z kilku tysięcy osób. Przed przystąpieniem do zatrzymań obowiązkiem służb jest najpierw wydanie kilku ostrzeżeń i wezwań do rozejścia się. Areszt i zarzuty czekają tych, którzy świadomie się tym poleceniom nie podporządkują. Rolą pozostałych jest demonstrowanie masowego społecznego poparcia dla postulatów ruchu i solidarności z aresztowanymi.)
Smutek jest buntem
Radykalny ruch na rzecz klimatu stoi także przed niemałym wyzwaniem natury komunikacyjnej. Wprawdzie odwołuje się do naukowych faktów i ma po swojej stronie bardzo wielu przedstawicieli środowisk akademickich (Extinction Rebellion poparło w liście do dziennika The Guardian stu wykładowców brytyjskich uczelni), jednak język przekazu nauki o klimacie składa się dziś z katastroficznych słów dawniej zarezerwowanych dla pokątnych rewelacji o nadchodzącym końcu świata według „kalendarza Majów” czy sekt głoszących rychłe nadejście apokalipsy. Akademicy popierający Rebelię piszą w swoim liście: „Stanowisko nauki jest jasne, fakty są niepodważalne i nie widzimy powodu, by nasze dzieci i wnuki musiały żyć z przerażającymi konsekwencjami bezprecedensowej katastrofy, sprowadzonej na nich przez nas samych”.Trudno powiedzieć, na ile społeczeństwo jest gotowe odbierać ostrzeżenia o bliskim nadejściu przerażającej katastrofy na tej samej częstotliwości, na której do tej pory odbierało wyważone, wolne od emocji i spokojne komunikaty nauki, oraz potraktować je równie serio; na ile w ogóle ludzie są w stanie stanąć oko w oko z prawdą o stanie ekosystemu Ziemi. Z drugiej strony, obiektywnym, suchym językiem, jakim pisane są np. raporty IPCC, trudno zmobilizować do adekwatnego działania ludzi, a zwłaszcza uwikłanych w sieci zależności polityków.
Gail Bradbrook, jedna z założycielek ruchu, mówi w rozmowie z dziennikiem The Guardian, że naukową stroną zmian klimatu zajmowała się przez lata, ale przełom przyszedł wtedy, gdy w warstwie emocjonalnej uzmysłowiła sobie, co tracimy. – Pojawiło się uczucie żałoby, straty. Potrafiłam się rozpłakać, oddaliłam się od dawnych przyjaciół. […] Kiedy doświadcza się szoku na myśl o tym, co nas czeka, to jeśli człowiek jest w stanie przyjąć ten smutek i przejść przez niego, wtedy pojawia się ogromna energia i wola zrobienia wszystkiego, co konieczne. Dlatego właśnie prosimy ludzi, by zechcieli zobaczyć prawdę o naszej sytuacji i doświadczyć smutku.
Smutek to jedno z tych uczuć, które współczesny lifestyle wypycha na margines jako niemodne, niepotrzebne i niepożądane. Jeśli jednak przez doświadczenie smutku i straty wiedzie droga do zrozumienia prawdy o naszej sytuacji i poradzenia sobie z nią, do zastąpienia poczucia bezradności energią i wizją działania, być może jego rehabilitacja jest pierwszym krokiem w stronę zmiany, której potrzebujemy. Reagowanie na masowe wymieranie gatunków, anihilację całych kultur, pewną perspektywę głodu, konfliktów i politycznej destabilizacji, rosnącą liczbę ofiar ekstremalnych zjawisk pogodowych i nieubłaganie rosnący słupek rtęci inaczej niż smutkiem, a potem buntem, byłoby sprzeczne z ludzką naturą. Dlatego bunt przeciw wymieraniu, pod postacią Extinction Rebellion i innych radykalnych ruchów klimatycznych, zapewne będzie się rozszerzał.
Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.