ISSN 2657-9596
fot. Pixabay

Rewolucja – motyl dziejów

Monika Kostera
02/02/2023

Po raz pierwszy od dawna głosy proroków zagłady miejscami zagłuszają coachingowe mowy neoliberalnych hurraoptymistów. Uważam jednak, że mylą się jedni i drudzy. Jestem względnie prawomocną futurolożką (wszak publikowałam w futurologicznym piśmie naukowym World Futures). Jeśli miałabym przepowiadać, jaki będzie nowy system społeczny, przede wszystkim i bez większego wahania powiedziałabym, że nie będzie przedłużeniem tego, w którym żyjemy dzisiaj. Ani jego dobrych, ani złych tendencji. Obrazu żywej, długoterminowej przyszłości ludzkości nie opisuje prosta ekstrapolacja obecnych trendów w przyszłość. Taka ekstrapolacja kończy się bowiem śmiercią, w najlepszym razie samego systemu, w najgorszym – całej planety.

Jako reprezentantka podejścia systemowego, jestem przekonana, że wielkie systemy nie zmieniają się liniowo –wrażenie, że ich rozwój ma charakter liniowy można odnieść obserwując je w fazie wzrostu lub schyłku. Nie sposób przewidzieć, jaki będzie nowy system, patrząc na stary. Będzie on więc „jakiś inny” – ale jaki? Jeśli naprawdę chce wiedzieć, co będzie dalej, należy patrzeć uważnie na to, co na ogół nie jest widoczne – na pobocza, obrzeża, poza marginesy. „The revolution will not be televised” – ona już się dzieje, a może wręcz już się wydarzyła.

Zalążki nowych systemów tworzą się – rewolucyjnie – w pewnym momencie i pozostawiają po sobie zaczyn, który przez dziesięciolecia nawet stulecia służy tym, którzy próbują zaszczepić lub zbudować coś nowego. Wielkie społeczne zrywy są na ogół brutalnie tłumione przez władze, przeobrażają się w rewolucyjne dyktatury, wygasają. Ale zwycięstwa i porażki, polityczne rozstrzygnięcia i przesunięcia w strukturach władzy to tylko jedna warstwa opowieści. Inne warstwy zawierają całkiem inne morały; przedefiniowują, co jest „porażką” a co ”zwycięstwem”. Po rewolucji francuskiej zostały krwawe opowieści o terrorze i gilotynie. Wiemy, że eksperyment z republiką zakończył się przejęciem władzy przez armię i proklamowanie cesarstwa. Jednak spadek po tych wydarzeniach to także konkretne osiągnięcia. Nawet, jeśli nie utrzymały się w tamtym czasie, zostały wdrożone później – przede wszystkim sama republika. W retrospekcji widzimy, że ta rewolucja wyznaczyła koniec epoki feudalizmu. Nie przestały nas inspirować idee równości między ludźmi: liberté, egalité, fraternité, przetrwały do dziś, podobnie jak idea powszechnego obywatelstwa: citoyens et citoyennes. Komuna paryska skończyła się masakrą komunardów i pasmem dramatycznych represji. Jednak tak wiele z jej eksperymentów społecznych i idei przetrwało i było wdrażanych później: darmowa szkoła dla chłopców i dziewczynek, separacja kościoła od państwa. Idee, które zyskały swoje organizatorskie, eksperymentalne, systemowe kształty, takie jak anarchizm i marksowski socjalizm, do dziś inspirują myśl o zmianach politycznych, ekonomicznych i społecznych. Podobnie chyba najbardziej tragiczne w skutkach – bo przeistoczone w długoletnią brutalną totalitarną i totalizującą państwową dyktaturę – rewolucje rosyjskie (1905 i 1917) wykrystalizowały takie zmiany jak powszechne uwłaszczenie chłopów w regionie. Mające ostatnio fatalną prasę wydarzenia ’68 – niezależnie od naszej oceny, czy hippisi zdradzili sprawę i sprzedali się systemowi, czy może pozostali niedojrzałymi idealistami – przyczyniły się do stworzenia idei i zalążka nowych instytucji, z którymi wówczas eksperymentowano, a które do tej pory stanowią wzorce wdrażane przez różne postępowe prądy, od politycznych, poprzez ekonomiczne, na religijnych skończywszy.

Przełom, który jest obecnie przed nami, może być całkiem inny od rewolucyjnych wydarzeń, które przywołałam wcześniej. One wszystkie były dramatyczne, krwawe, polegały na siłowym przełamywaniu form i struktur. Tym, co pozostawiły po sobie realnie, nie były jednak nowe struktury, w każdym razie nie natychmiast (a jeśli tak, to bynajmniej nie były to struktury postępowe i odnowicielskie, ale opresyjne i zniewalające – jak w przypadku Związku Radzieckiego), ale eksperymenty myślowe wcielone (dosłownie) w życie, nawet w krótkim okresie, które przeobraziły się w embrionalne formy nowych rozwiązań. Brakuje im do narodzin tylko – aż – połączeń w jeden żywy nowy system. W tym sensie rewolucja przyszłości już miała miejsce.

Ale jest jeszcze jeden sens, co najmniej równie istotny, którego nie umiem w sensowny sposób przepowiedzieć. Tu mogę tylko pospekulować. Niemiecko-koreański filozof Byung Chul Han polemizuje z Michelem Foucaultem i jego ideą biopolityki, czyli opisem mechanizmów władzy jako struktur dyscyplinowania i kontroli ciała. Uważa, że te idee doskonale opisują poprzednią epokę – kapitalizmu przemysłowego, gdy ciało było źródłem produktywności, a więc jej ekstrakcja polegała na poddawaniu ludzkich ciał rygorom, które zapewniały intensywną produkcję i niezawodność społecznych instytucji, które umożliwiały i ułatwiały tę produkcję. Han argumentuje, że w neoliberalizmie mamy do czynienia z innym zjawiskiem, które określa mianem psychopolityki. Zamiast fizycznie ograniczać jednostkową wolność (w znaczeniu rynkowym, czyli wolność polegającą na możliwości dokonywania wyboru z istniejących i określonych możliwości) – czynią ją obowiązkową i bezgraniczną. Jednostki mają same chcieć angażować się w działania produktywne, służące temu, żeby ktoś inny (inwestor, właściciel środków produkcji) osiągał z tych działań korzyść.. Zamiast racjonalności będącej podstawą legitymizacji działań w poprzedniej epoce, obecnie mamy w tej roli emocje i afekty, przez co system z otwarcie represyjnego zmienił się w uwodzicielski. Zamiast „zabrania się” mamy obecnie „like” w tej samej systemowej funkcji zaganiania do produkowania wartości, służących do akumulacji kapitału. Generuje to gigantyczną alienację, większą nawet niż ta znana z filmu Dzisiejsze czasy z Charliem Chaplinem, stworzona przez fabryczny model Fredericka Taylora. Na początku lat 90. amerykańska socjolożka Robin Leidner napisała książkę na podstawie swoich badań w dwóch bardzo różnych miejscach pracy – w McDonald’s i w firmie ubezpieczeniowej. W obu organizacjach panowała ogromna alienacja pracy. Jednak – co wówczas dziwiło wielu czytelników – ta druga firma wydawała się o wiele trudniejszym miejscem do życia. W ówczesnym McDonaldzie wielu pracowników jedynie zewnętrznie wykonywało wszystkie wymagane rutyny, zachowując wewnętrzną wolność. W firmie sprzedającej ubezpieczenia ludzie zmieniali się nie do poznania i stawali się kimś w rodzaju członków sekty, ponieważ – by tę pracę wykonać – musieli z entuzjazmem przyjąć cały szereg wartości i uczynić je własnymi, osobistymi.

Dlatego myślę, że przełom tym razem nie będzie miał miejsca w sferze ciała i biopolityki. Innymi słowy, to nie barykady i płonące ulice zakończą neoliberalizm, ale przełom psychopolityczny. Co to może być? Bo ja wiem? Może będzie to wyglądało tak: oto ludzie przestają wierzyć, że chciwość jest dobra. Że trzeba zapierdalać po 16 godzin dziennie, żeby być wartościowym człowiekiem. Że szczęście to jacht za 50 milionów euro. Że studia to łykanie abstrakcyjnych formułek w sterylnych porcjach i kupowanie dyplomów za 29 tysięcy funtów rocznie w TOP 100 world universities, osładzane wycieczkami, obalaniem pomników i wegetowaniem w luxury student accomodation. Ludzie przestają wierzyć i przestają przyjmować do siebie wartości sukcesu, prestiżu, konkurowania z innymi. Nie chce im się. Stara gwardia mówi: zgroza! depresja! wypalenie! roszczeniowość! A oni, psychorewolucjoniści, coraz bardziej mają to w nosie.

Rozmawiam ostatnio sporo z młodymi osobami – z byłymi studentkami zarządzania kulturą, ze studentami socjologii, ze studentką psychologii. Jestem pod wrażeniem ich dojrzałości myślenia. Nie chodzi mi przede wszystkim o ich wiedzę i poglądy (choć bywa, że budzą mój szacunek). Jednak do słuchania poglądów, życzeń i opinii jesteśmy najbardziej przyzwyczajeni, my, ludzie poprzedniego systemu, czy to jego beneficjenci, czy to krytycy, czy bojownicy przeciwko niemu. Jednak nie one robią zasadniczą różnicę. Chodzi o pytania, jakie ci młodzi ludzie zadają. To są czasami pytania naprawdę wielkie, sokratejskie, otwierające całkiem nowe przestrzenie, w które mogą spokojnie i bez przemocy wpłynąć embrionalne fragmenty przyszłego systemu. Potrzeba im jedynie oddechu życia, który je połączy razem. Czuję, że odetchniemy wówczas wszyscy. Zasadnicze problemy mogą mieć jedynie ci, którzy za bardzo przystosowali się do trwającej od kilku dziesięcioleci epoki rozpadu, entropii i duchowego umierania – wszyscy ci duchowi beztlenowcy i ich smutne królestwa „bez alternatywy”.

Sitting, night outside
Snow at the door
Silence at heart
Waiting for the revolution

*
Rewolucja – motyl dziejów
Spleceni ciasno w kokonie
drżymy; ranek blisko

Serdeczne podziękowania dla Jaremy Piekutowskiego, który pomógł mi zasadniczo poprawić płynność i zrozumiałość tego tekstu.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.