ISSN 2657-9596
Fot. Rondell Melling/Pixabay

Lepsze czasy

Monika Kostera
01/09/2022
W opowieści Sandman Neila Gaimana, realizowanej obecnie w formie popularnego serialu, jedna z kluczowych postaci – Śmierć – zna wszystkich ludzi. Spotyka istoty, które się rodzą i spotyka je, gdy umierają. Jest czymś znacznie więcej, niż końcem.

Księga Koheleta ogłasza:

Wszystko ma swój czas,
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem.
Jest czas rodzenia i czas umierania,
czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasadzono.

Wszystko – wszystkie żywe systemy, mają swój czas: rośliny, zwierzęta, ludzie, ekosystemy. Także wielkie systemy ekonomiczno-społeczne. Na tym polega życie.

Nie wierzę w postęp ludzkich idei i technologii. Nie wierzę w końce historii. Wierzę w fale, w przychodzenie i odchodzenie, w wielką i nieprawdopodobną sensowność życia – coś co jest większe niż ktokolwiek z nas i niż nasze największe choćby systemy. W wielką negentropię życia, w której wszystko co żyje uczestniczy, a wszystko co świadome przyczynia się do stawania się, dzięki miękkim granicom świata. Te miękkie granice Gregory Bateson nazywał Umysłem, a Mistrz Eckhart Boskością (Gottheit).

Systemy społeczne też są żywe i mają swój czas. System, w którym żyjemy, zmienia się. Miał swój okres rodzenia się, dojrzewania, czas rozkwitu – a teraz schyłku. Rozmawialiśmy o tym wiele razy z Zygmuntem Baumanem; mówiliśmy, że neoliberalizm nie wydaje się nam być ideologią ani nawet względnie spójną polityczną strategią, ale raczej fazą schyłkową kapitalizmu. Neoliberalizm – to wielka systemowa demencja, przynosząca poczucie rozpadu i bólu, o którym pisał w 2016 roku Joe Brewer. Nasz, funkcjonujący od kilku stuleci wielki system, stracił swą pamięć krótkookresową. Zmyśla, konfabuluje. Wywołuje w sobie i w nas wspomnienia ze swej młodości, które na ogół są mocno podkolorowane lub fałszywe („Make America Great Again”, „Wielikorossija”… wstaw inne mniejsze i bardzo małe kraje z analogicznymi narracjami). Politycy zdają się zajmować głównie projektami zemsty, samouwielbienia i całkowitego braku odpowiedzialności za dobro wspólne.

Joe Brewer wyjaśnia, że w tym czasie wiele osób czuje rosnącą beznadzieję. Bardzo potrzebujemy odnowy – od tego zależy przyszłość nie tylko ludzkości, ale i całej planety, coraz bardziej systemowo niszczonej. Jednak odnowa nie przychodzi. Dzieje się tak, ponieważ system stracił zdolność do regeneracji. Dynamiczne, rozwijające się systemy zawierają w sobie dużą różnorodność, która tworzy potencjał zmian, możliwych i niemożliwych scenariuszy. Zdrowy system ma dzięki temu zdolność do regeneracji, nawet jeśli odrzuca, mniej lub bardziej brutalnie, część tych zalążków przyszłości. Obecnie wygląda jakby dopadła nas plaga identyczności. Pisze o tym Byung Chul Han i wyjawia negatywne konsekwencje dla ludzkiej motywacji, jakie ma koszmar tego samego – cierpimy na społeczne wypalenie, niemoc, niesprawczość.

Konserwatyści i postępowcy tradycyjnie spierają się, czy „kiedyś było lepiej”, czy „kiedyś było gorzej”. Jako systemowiec proponuję, że w obecnej fazie ani jedno ani drugie stwierdzenie nie opisuje w głębszy sposób tego, co się wokół nas dzieje. Wiele rzeczy było „lepiej”, a wiele ”gorzej”, ale to co w najbardziej zasadniczy sposób definiuje naszą sytuację mieści się poza tymi kategoriami. Z punktu widzenia przemijania, różnych czasów, było – inaczej. Kiedyś było więcej możliwych przyszłości. Innymi słowy: kiedyś marzyliśmy lepiej, nawet jeśli bywało gorzej. Teraz istnieje jakby przemożna dynamika wiodąca w jakimś jednym jedynym kierunku, wykluczająca tak marzenia jak marzycieli. Kierunek ten budzi niepokój. Wiele osób, szczególnie ekologicznie świadomych, widzi tę dynamikę w czarnych kolorach. Mamy do czynienia z postępującą katastrofą ekologiczną, a do tego z globalnym kryzysem gospodarczym, pandemią, kryzysami społecznymi i permanentna wojną. Potrzebujemy nowych form, nie reprodukcji starych.

Poza niemocą i władzą, poza fragmentacją społeczeństwa na miriady sprzecznych elementów, poza niepewnym frakcjonowaniem pracy, wiedza jest tym wymiarem społecznym, w którym zły sen o kapitalizmie może zostać w końcu rozwiany: nie po prostu odwrócony, mam na myśli całkowicie porzucony jako pusta przestrzeń, zapomniana jak koszmar senny” – pisze Franco Bifo Berardi w swojej książce Futurability. Tymczasem na horyzoncie nie świta radość przebudzenia. Śnimy kolejne sny, w których poszukujemy rozwiązań w historycznych modelach, czy to u Hayeka, czy u Keynesa. W dodatku system jako całość stracił zdolność uczenia się.

Skąd jednak weźmiemy inspirujące do uczenia się i generowania nowych treści? W ramach koszmaru identyczności, zarządzania przy pomocy odcinania wszystkiego co choćby trochę odmienne, wypełnienia do nieprzytomności czasu produktywnością, i zamiast marzeń – idei-klatek – w tych czasach mamy algorytmiczny chów klatkowy twórców. Nie ma miejsca ani na zaskakującą zmianę trasy ani na bunt.

Czy  z tych klatek nie ma wyjścia, nie ma innej drogi niż do śmierci ludzkości, ekosystemu, planety? Czy jesteśmy więźniami umierającego systemu społecznego z zaawansowaną demencją?

Myślę, że niekoniecznie. System musi umrzeć, ale my nie musimy, jeszcze nie teraz, ani nie musi umierać nasza przecudna żywa planeta. Bo nasz czas, jej czas – jest inny, niż czas kapitalizmu. Nie musimy umierać z kapitalizmem, na kapitalizm, za kapitalizm. Czas bywa gorszy, bywa lepszy. Wszystko ma swój czas.

W lepszych czasach…

W lepszych czasach śmialibyśmy się częściej w niebo, jak kundle,
nosilibyśmy spodnie w ciapki, ręce w kieszeniach,
w gębie fajkę, na głowie czapkę
w ciemki, w motylki, dla hecy.

Ci spośród nas, którzy mają cięższą rękę, nie rzucaliby
krzesłem w osobę im podwładną – raczej
opowiadaliby o wakacjach spędzonych na sianie,
w lepszych czasach.

W lepszych czasach nasi bracia ze smutkiem pod żebrami
nie wypełnialiby każdego snu własnym głodem,
własną niepowstrzymaną żądzą chwały –
milczeliby częściej pod gruszami, wybuchali potokiem
trudnych słów nad stawem.

Lew spałby czasem obok baranka,
bo tak też może być,
wilk przebierałby się
w owczą skórę dla czczej próżności, dla fantazji.
Młodość byłaby szumna, człek zachłysnąłby się
marzeniem o długiej drodze, o wznoszącym się kurzu.
Dziecko biegałoby z uniesionymi rękami,
dorosły czasem też, orzech bywałby
niekiedy świeży i cierpki.

W lepszych czasach liczylibyśmy mniej,
a kochali więcej. Zawiść byłaby zawiścią,
a wdzięczność – niekiedy wdzięcznością;
rano, wśród jaśminów biegacz nie mógłby się oprzeć wierszom.
Lubilibyśmy szelest, gołębie, landrynki, pełnię księżyca, długie słowa,
przecudną ludzką słabość, wielką kruchość chwili,
co cesarskie oddalibyśmy cesarzowi, co ludzkie – człekowi.
Każdy mógłby kiedyś zabłądzić, zagapić się w rzekę, zaczytać.
W lepszych czasach.
(Sheffield, 2018)


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.