ISSN 2657-9596
Fot. Rick Obst/flickr licencja: CC BY 2.0

Uchodźcy klimatyczni nie są problemem

Anna Sierpińska
14/02/2023

Kryzys klimatyczny to tak naprawdę jeden z objawów dużo poważniejszego kryzysu. Jego sedno można zawrzeć w jednym zdaniu: nie ma nic niestosownego we wzbogacaniu się cudzym kosztem. Takie podejście zaowocowało ludobójstwami, niewolnictwem i eksterminacją zwierząt. Wyrosłe na nich majątki pozwoliły zbudować świat, który znamy. O kosztach mało kto chce pamiętać – także tych związanych z zanieczyszczaniem środowiska.

Już na początku XX w. pojawiły się pierwsze prace naukowe wskazujące, że CO2 emitowany ze spalania paliw kopalnych będzie powodował wzrost globalnej temperatury. Nikt wtedy tym się nie przejmował i przez kolejne 120 lat nic się zasadniczo w tym temacie nie zmieniło. Największy koszt tej beztroski ponoszą państwa Globalnego Południa – te, które jeszcze do niedawna były koloniami umożliwiającymi bogacenie się Północy. To ich mieszkańcy coraz częściej muszą opuszczać swoje domy w wyniku katastrof nasilanych zmianą klimatu. Pierwsi uchodźcy klimatyczni będą najprawdopodobniej pochodzić z wysp Pacyfiku zalewanych przez podnoszący się poziom morza.

„Uchodźcy klimatyczni to chyba najtrudniejszy temat. Do 2050 r. ma ich być nawet miliard i… nic na to nie poradzimy, Trzeba już teraz o tym myśleć i przygotować służby, w tym armię. Uchodźcy klimatyczni będą musieli zostać tam, gdzie są. Miejmy nadzieję, że pomoc innych krajów pomoże przeżyć chociaż niektórym”.

Ten komentarz pochodzący z forum jednego z największych portali w Polsce dobrze podsumowuje popularną narrację dotyczącą uchodźców. Uchodźcy są problemem, przed którym musi się bronić. Mogą umierać tam gdzie są, my ich nie chcemy. Jeśli czegoś z nimi nie zrobimy, to wydarzy się coś strasznego. „Strach w założeniu ma przyciągnąć uwagę i mobilizować ludzi – być może [jest to] nieodpowiednia metoda. Istnieje ryzyko, że udramatyzowanie tematu może prowadzić do pospiesznych, nieoptymalnych i niedemokratycznych rozwiązań”wskazuje dr Giovanni Bettini, wykładowca na Uniwersytecie w Lancaster. Jak wygląda to w praktyce możemy obecnie obserwować chociażby na granicy polsko-białoruskiej. Czy mówienie o „tsunami uchodźców klimatycznych” może w ogóle skłonić kogokolwiek do działań na rzecz ochrony klimatu jako sposobu ograniczenia napływu migrantów? I czy w ogóle grozi nam takie „tsunami”? (Bettini, 2013)

Rachityczny strumyczek zamiast powodzi

„Afryka jest często postrzegana jako kontynent masowych migracji i wysiedleń powodowanych biedą, konfliktami i problemami środowiskowymi. Jednak takie postrzeganie jest raczej oparte na stereotypach niż […] badaniach empirycznych. […] W ostatnich latach dużo uwagi poświęca się nielegalnej migracji z Afryki do Europy. Sensacyjne doniesienia medialne i publiczny dyskurs rysują obraz „exodusu” zdesperowanych Afrykanów uciekających przed biedą do europejskiego 'El Dorado’. Wierzy się, że miliony Afrykanów czekają tylko by przybyć do Europy przy pierwszej okazji”podsumowują medialne narracje Marie-Laurence Flahaux i Hein De Haas, wskazując w swoim artykule, że nie mają one wiele wspólnego z rzeczywistością.

Wśród ludzi przeprowadzających się na inne kontynenty największą grupę stanowią Azjaci (ok. 40%), drudzy w kolejności są Europejczycy (ok. 25%). Z Afryki pochodzi ok. 15%, w tym tylko 1/6 to uchodźcy lub osoby o podobnym statusie. Europa jest miejscem docelowym dla ok. 1/4 emigrantów z Afryki, w rezultacie stanowią oni ok. 10% wszystkich migrantów na europejskiej ziemi, a zdecydowana większość z nich przebywa legalnie. Ponad połowa pochodzi z 3 państw leżących nad Morzem Śródziemnym: Maroka, Algierii i Tunezji. Ogółem ok. 80% wszystkich przesiedleń Afrykanów odbywa się w ramach kontynentu. Pokazywanie więc migracji z Afryki jako „exodusu” czy „inwazji na Europę” zdecydowanie mija się z faktami (Flahaux i De Haas, 2016, Idemudia i Boehnke, 2020, raport Africa Migration, 2020, Bertossi i in., 2021, raport IPCC, 2022).

Co więcej, większość migrantów przemieszczający się na duże odległości to najbogatsze i najlepiej wykształcone osoby w swoich społecznościach. Podróż do Europy, legalna i nielegalna, z państw Afryki Subsaharyjskiej – jednego z regionów najbardziej zagrożonych katastrofami klimatycznymi – jest niezwykle kosztowna (tysiące dolarów). Aby ją odbyć, część osób wyprzedaje całe rodzinne majątki. Wielu z tych, którzy decydują się zaufać przemytnikom, ginie po drodze lub jest deportowanych do kraju pochodzenia jeszcze w Afryce. W 2017 r. ponad 6200 osób na całym świecie umarło lub zaginęło na przemytniczych szlakach – ponad połowa z nich podczas przeprawy przez Morze Śródziemne (Flahaux i De Haas, 2016, Idemudia i Boehnke, 2020, raport Africa Migration, 2020, Bertossi i in., 2021).

Śmierć na miejscu

Migracje wynikające z bezpośredniego zagrożenia życia na skutek klęsk żywiołowych czy konfliktów odbywają się najczęściej w granicach państw lub w obrębie państw sąsiednich. W Afryce znajduje się jeden z największych na świecie obozów dla uchodźców: kenijski Dadaab (w 2020 r mieszkało w nim ponad 200 000 osób, m.in. Sudańczycy i Somalijczycy). Jednak nawet podróże na krótkie dystanse wymagają określonych zasobów. Gdy Farhana Yamin, adwokatka zajmująca się kwestiami sprawiedliwości klimatycznej, zapytała w Sudanie 2 młodych, głodujących chłopców dlaczego nie pójdą po pomoc do Dadaab, który jest tylko 40 km dalej, powiedzieli że po prostu nie mają tyle wody by pokonać pieszo tą drogę. Osoby najuboższe mają najmniejszy wybór jeśli chodzi o radzenie sobie z trudnymi sytuacjami. Oznacza to, że tam, gdzie państwo nie jest w stanie zapewnić środków na adaptację do zmiany klimatu lub gdzie konflikty najbardziej się nasilą, pokrzywdzeni będą ci, którzy w najmniejszym stopniu odpowiadają za generowanie problemów. Będzie to powodować ogromne kryzysy humanitarne.

Ilustracja 1. Lokalizacja obozów zarejestrowanych przez Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców ONZ w 2018 r. Kolory pokazują prognozowaną na lata 2041-2060 liczbę dni w roku z temperaturą przekraczającą próg bezpieczny dla zdrowia ludzi. Źródło: raport IPCC, 2022

Obecnie około 20 mln osób rocznie jest zmuszonych opuścić domy ze względu na powodzie (główny powód) susze czy huragany. Według raportu UN Safe Climate do 2050 r. może ich być ok. 150 mln. Prognozy tutaj są jednak dość niepewne. Analitycy są jednak zgodni co do tego, że większość z tych osób będzie pochodzić z państw, które najmniej przyczyniły się do obecnej zmiany klimatu. Na przykład Somalia jest odpowiedzialna za 0,00027% całkowitych emisji gazów cieplarnianych od 1850 r., a w samym 2020 r. ponad milion Somalijczyków zostało wysiedlonych w związku z klęskami naturalnymi spotęgowanymi rosnącą temperaturą Ziemi. Dziesiątki milionów Afrykanów borykało się w 2022 r. ze skutkami katastrofalnych susz, powodzi i upałów, a tysiące osób straciły życie. W samej Etiopii ponad 12 mln osób jest obecnie zagrożonych niedożywieniem lub głodem (Brown i McLeman, 2009, Bettini, 2013, Flahaux i De Haas, 2016, raport Africa Migration, 2020, Bertossi i in., 2021, raport „Global Climate Wall”, 2021, raport IPCC, 2022).

Pieniądze na odbieranie, a nie ochronę życia

Najlepszym sposobem, w jaki państwa spoza Afryki mogłyby zapobiec tragicznym skutkom zmiany klimatu na tym kontynencie, jest ograniczanie przez nie własnych emisji gazów cieplarnianych oraz wsparcie finansowe lokalnych społeczności w budowaniu zdolności adaptacyjnych. Kłopot w tym, że państwa Globalnej Północy mają duży problem i z jednym i drugim. Mimo obietnicy dofinansowania adaptacji (tzw. fundusz „loss&damage”) w uboższych krajach kwotą ok. 100 mld dolarów rocznie, ledwo udaje się realnie wydać na ten cel ok. 35 mld. Tymczasem w 2020 r. państwa – głównie najbogatsze – przeznaczyły 2 biliony dolarów na wojsko i ok. 15 bilionów na wsparcie odbudowy po pandemii COVID-19. „Wielkie słowa na temat zagrożeń bezpieczeństwa związanych ze zmianą klimatu, z jednoczesnym brakiem działań by zająć się tego przyczynami, są słusznie postrzegane przez rozwijające się państwa jako zwykła hipokryzja” – podsumowują Oli Brown z think tanku Chatham House i Robert McLeman, profesor na Uniwersytet Wilfrida Lauriera. Co więcej, wskazywanie tych zagrożeń może de facto służyć innym celom. (Brown i McLeman, 2009, raport „Global Climate Wall”, 2021).

Państwa UE, które są odpowiedzialne za ponad 20% skumulowanych, historycznych emisji CO2, nie bardzo kwapią się by wspierać fundusz „loss&damage”. Były także obok USA głównym oponentem nazywania tego finansowania „rekompensatami”, obawiając się, że takie nazewnictwo pociągnie za sobą procesy o odszkodowania. Zamiast wspomagać lokalne społeczności w uboższych państwach, Europa przeznacza dużo pieniędzy na uszczelnianie granic, także w państwach afrykańskich. Budżet samego Frontexu zwiększył się między 2006 a 2021r. o ponad 2700%, mimo tego, że zagrożenie nielegalną migracją jest de facto medialną wydmuszką.

Twierdze bezdusznych bogaczy

Unia Europejska nie jest jednak w tym osamotniona. 7 państw (USA, Niemcy, Japonia, Wielka Brytania, Kanada, Francja i Australia), odpowiedzialnych w sumie za ok. 50% historycznych, skumulowanych emisji wydało łącznie w latach 2013-2018 co najmniej 2 razy tyle na uszczelnianie granic i politykę migracyjną (ponad 33 mld dolarów) niż na finansowanie działań klimatycznych (ok. 14 mld dolarów). Rekordzistą jeśli chodzi o stosunek poziomu finansowania polityki migracyjnej do działań klimatycznych jest Kanada, która wydała 15x więcej na kwestie granic, a w liczbach bezwzględnych USA (ok. 20 mld dolarów; ok. 2 mld na politykę klimatyczną). Dokumenty amerykańskich instytucji obronnych wprost nazywają kryzysy migracyjne zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. To pomaga uruchamiać środki na wzmacnianie granic. Na straszeniu uchodźcami, w tym klimatycznymi, zarabiają więc firmy zajmujące się szeroko pojętą ochroną. Wartość rynkowa ich usług ma rosnąć według prognoz o 5-7% rocznie w tej dekadzie. Jedna z takich firm, Raytheon, wprost wskazuje, że „zapotrzebowanie na ich produkty i usługi militarne może wzrosnąć, gdy niepokoje związane z bezpieczeństwem będą się nasilać w wyniku [występowania] susz, powodzi i burz na skutek zmiany klimatu”. Według brytyjskiego Cobhama, który jest jedną z głównych firm zakontraktowanych do ochrony granic Australii, „zmiany w zasobach i możliwości zamieszkiwania w państwach mogą spowodować wzrost potrzeby nadzoru granic z powodu migracji ludzi”. Wiele z firm, które strzegą granic zajmuje się też dbaniem o bezpieczeństwo gigantów wydobywczych. Na przykład Exxon Mobil zatrudnia L3Harris, pilnujący granic USA, do ochrony swoich platform wydobywczych w delcie Nigru, regionie, który ogromnie ucierpiał z powodu skażenia środowiska powodującego choroby ludzi i przymusowe wysiedlenia. Wychodzi na to, że firmy ochroniarskie głównie bronią tych, którzy zanieczyszczają przed ofiarami tych zanieczyszczeń (Bertossi i in., 2021, raport „Global Climate Wall”, 2021).

Klimatyczne piekło

Narracja o „falach uchodźców” sprzyja więc tak naprawdę jedynie partiom skrajnie prawicowym, które wzywają do ograniczania migracji oraz firmom związanym z zapewnianiem „bezpieczeństwa”, które chętnie – za odpowiednią opłatą – na te wyzwania odpowiedzą. Pokazywanie uchodźców jako „niekontrolowanych hord” ma stworzyć w opinii publicznej poczucie, że tradycyjne narzędzia nie są skuteczne w zarządzaniu ich napływem. W rezultacie w wielu przypadkach sprzyja to wzywaniu wojska do tamowania „zagrażających” nam „ludzkich powodzi”. Alarmistyczna retoryka zwiększa ryzyko usankcjonowania „wyjątkowych” środków kontroli takich jak stan wyjątkowy. Opisywanie mieszkańców Globalnego Południa jako „masy” odbiera im dodatkowo podmiotowość i karmi uprzedzenia. Osoby najbardziej bezbronne i poszkodowane w kryzysie klimatycznym stają się w takich narracjach de facto problemem do pozbycia się. Skupienie się na „niebezpieczeństwach” związanym z emigrantami skutecznie odwraca uwagę od dramatu ludzi tracących życie, zdrowie i/lub majątki (Hartmann, 2010, Bettini, 2013, raport „Global Climate Wall”, 2021).

To nie uchodźcy klimatyczni czy rosnąca populacja państw afrykańskich jest problemem. To my – Globalna Północ jesteśmy problemem: nasza nadmierna konsumpcja (10% ludzi o najbardziej emisyjnym stylu życia (patrz: Europa) jest odpowiedzialnych za 50% globalnych emisji), nasze bezduszne podejście do innych. Dopiero wojna w Ukrainie sprowokowała nas mocniej do myślenia, skąd bierze się benzyna na stacjach, a przecież od dekad europejskie pieniądze płyną do różnych reżimów (np.: państw Półwyspu Arabskiego). Od dekad firmy wydobywcze łamią prawa człowieka i zanieczyszczają środowisko, stawiając wiele osób przed trudną decyzją migracji. Mimo to historia, pudrowana „zielonym” czy „humanitarnym” PR-em, ciągle się powtarza – nowo projektowany gazociąg u północno-zachodnich wybrzeży Afryki ma dostarczać surowiec do Europy. Problemem jest więc też nasz brak odpowiedzialności za popełnione błędy i nasza postawiona na głowie hierarchia wartości („pieniądze przede wszystkim”). Być może więc zamiast straszyć uchodźcami powinniśmy zacząć straszyć bogaczami, bo to oni ciągną nas wszystkich prosto do „klimatycznego piekła”.

Interaktywna mapka pokazująca skąd pochodzą osoby migrujące do Europy i jaka jest ich liczba: https://www.lucify.com/the-flow-towards-europe/

Animowany wykres pokazujący jak zmieniały się migracje w podziale na kontynenty https://blog.revolutionanalytics.com/2018/06/global-migration-animated-with-r.html


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.