ISSN 2657-9596

Węgierscy Zieloni na rozdrożu

Bartłomiej Kozek , András Visnyovszki
29/03/2013

O sytuacji węgierskich Zielonych po rozłamie w partii Lehet Más a Politika opowiada András Visnyovszki w rozmowie z Bartłomiejem Kozkiem.

Bartłomiej Kozek: Co się stało z Lehet Más a Politika (Polityka Może Być Inna)? Nie tak dawno, w 2010 r., świętowaliście uzyskanie mandatów w węgierskim parlamencie, a teraz doszło u was do rozłamu. Dlaczego?

András Visnyovszki: Dla nas, założycieli LMP i tych, którzy dołączyli do partii potem, wejście do parlamentu i próba wywarcia wpływu na politykę była poważnym wyzwaniem. A po naszym sukcesie wyborczym wyzwanie było jeszcze poważniejsze, gdy zdaliśmy sobie sprawę, jaki rząd powstał po tych wyborach. Sądzę, że na początku funkcjonowania partii dołączali do niej po prostu różni ludzie, o różnych zapatrywaniach i pomysłach. Ale wszyscy zachwycali się świeżością i dynamicznością partii, ciesząc się z bycia częścią tak twórczego i sympatycznego towarzystwa.

Zaraz po naszym wkroczeniu na arenę polityczną okazało się, że nie jesteśmy dostatecznie zdyscyplinowani i odpowiedzialni przed naszymi wyborcami, gdyż skoncentrowaliśmy się za bardzo na sprawach wewnętrznych, dotyczących głównie kwestii teoretycznych i emocjonalnych. Nasza wewnętrzna strona internetowa doprowadziła do eskalacji konfliktów w obrębie partii i po jakimś czasie różnice okazały się ważniejsze niż to, co wspólne. Za ten wewnętrzny rozpad moralny winię w dużej mierze nasze wewnętrzne forum. Niestety, konflikty toczące partię były jeszcze sztucznie podkręcane.

Z różnych powodów po pewnym czasie utworzyły się dwie główne, wrogo do siebie nastawione grupy i poza nimi pozostała tylko garstka działaczy i działaczek. Różnice między tymi grupami tak bardzo urosły, że realizowanie wspólnej polityki zdało się czymś nierealnym. Ostatecznie, uważam, że podział LMP był koniecznym, choć sztucznie przyspieszonym, krokiem na drodze postępu węgierskiego ruchu zielonych i przydarzył się w dość sprzyjającym momencie.

BK: Po wyborach LMP sądziła, że może oprzeć się na swoim wyniku i zyskać popularność kosztem wcześniej rządzącej Partii Socjalistycznej (MSZP). Dlaczego to się nie udało?

AV: To było faktycznie nierealne. Myśleliśmy, że Partia Socjalistyczna upadnie niedługo po tamtych wyborach, ale okazało się, że mają w społeczeństwie węgierskim twardy elektorat. Ostra krytyka MSZP oraz, w emocjonalnym sensie, jej zwolenników, zemściła się na LMP i osłabiła naszą pozycję na lewicy w momencie, gdy rząd Fideszu prowadził ofensywę. Nasza pozycja w mediach lewicowych (czy też demokratycznych) również była znacznie słabsza niż pozycja socjalistów: byliśmy nowi i media nie wiedziały, jak się do nas odnosić. Powinniśmy byli skuteczniej przekazywać ludziom nasze stanowisko za pośrednictwem mediów lewicowych, ale nie obrażając za bardzo socjalistów. To byłoby trudne, ale my nawet nie spróbowaliśmy porządnie tego zrobić.

Z drugiej strony nie mieliśmy zbyt wiele czasu, by stworzyć własną bazę w obliczu tak dobrze zorganizowanego zaplecza MSZP. Myślę, że te nasze wczesne ambicje pokazały, że wiele musimy się jeszcze nauczyć o polityce. Żałuję również, że nie byliśmy wystarczająco otwarci na wyborców. Po wyborach utrudnialiśmy zainteresowanym wstępowanie do partii, tworząc swojego rodzaju „listy oczekujących”. Ci nieliczni, którzy mieli tyle cierpliwości, by jednak do nas wstąpić, po okresie oczekiwania natknęli się na grupki kłócących się intelektualistów. Może po prostu próbowaliśmy zbyt szybko, w jeden rok, rozwiązać wszystkie problemy węgierskiej historii? Nauczyłem się, że profesjonalna polityka polega na zdolności obliczenia, ile spraw możemy starać się rozwiązać w danym czasie – to także kwestia silnej struktury operacyjnej i systemu decyzyjnego partii. I również w tym socjaliści są lepsi (bardziej doświadczeni) od nas.

BK: Jedną z kwestii dotyczącą przyszłych wyborów, zaplanowanych na rok 2014, jest powrót do polityki byłego premiera Gordona Bajnaia, który chce stworzyć wspólną opozycyjną listę wyborczą. Dlaczego większość członków i członkiń LMP nie chciała przyjąć tej propozycji?

AV: Powrotu Gordona Bajnaia oczekiwaliśmy i obawialiśmy się od lat. To wysoce profesjonalny polityk, który wycelował idealnie swój powrót na moment, gdy pozycja LMP osłabła w drugiej połowie 2012 r. Uważam, że związek między LMP a Bajnaiem zarysował się już wcześniej, w chwili, gdy kongres partii w styczniu 2012 r. ujawnił istnienie dwóch wyraźnie odmiennych podejść do współpracy z innymi organizacjami. Skrzydło pod przywództwem Andrása Schiffera kładło nacisk na to, by polityka LMP była samodzielna, co praktycznie wykluczało jakąkolwiek współpracę z innymi działaczami politycznymi. Zaś frakcja, której przewodzili Benedek Jávor i Gergely Karácsony zdawała sobie sprawę z tego, że bez takiej współpracy nie ma szans na pokonanie w 2014 r. Fideszu. Ze względu na toczące się przez cały rok 2012 wewnętrzne walki w LMP potencjalni partnerzy mieli nas już dość i rozpoczęli poszukiwania innych sojuszników. W tym właśnie momencie pojawił się Bajnai, zyskując zdecydowane poparcie mediów lewicowych. W ten sposób wyzwolił w LMP siły odśrodkowe, oferując możliwości „przyłączenia się” do jego ruchu.

BK: I co się działo dalej?

AV: Pojawienie się Bajnaia pokazało, że istnienie dwóch skonfliktowanych wizji politycznych sprawia, iż LMP właściwie nie może funkcjonować i nadszedł czas na ostateczną decyzję. Po rozgrywkach na listopadowym kongresie niewielką większością partia zdecydowała ponownie – po raz pierwszy zrobiła to już w styczniu 2012 r. – że w kampanii wyborczej w 2014 r. nie będzie współpracować z żadną partią zasiadającą w parlamencie. Ta decyzja wykluczała również możliwość stworzenia wspólnej listy z innymi partiami demokratycznymi. A jeśli ta lista nie powstanie, obalenie rządu Orbána w 2014 r. będzie niemożliwe. Na dodatek opozycja musi zdobyć 67-procentową większość, aby Fidesz i Jobbik nie mogły przeszkodzić w naprawieniu zniszczonego przez Orbána systemu konstytucyjnego. Mamy jeszcze więcej problemów: ostatnią zmianę granic okręgów wyborczych, która faworyzuje Fidesz – połączoną z możliwością zmiany tych granic nawet w ostatnich tygodniach przed wyborami.

Wraz z innymi sądziłem, że ta sytuacja jest oczywista dla wszystkich w LMP, ale nie mieliśmy racji. Widzę, że w polityce „splendid isolation” nie chodziło o zachowanie istoty zielonych wizji, lecz że ukrytym motywem była nienawiść do socjalistów i obwinianie drugiego skrzydła LMP o bliski sojusz z „socjalliberałami”. W wyniku całej tej sytuacji Fidesz przesunął się bardziej w stronę radykalnej prawicy, a MSZP zaczęła kierować się nieco w stronę centrolewicy. Tak więc, gdy skrzydło Schiffera (większościowe) chciało pozostać pośrodku, w nieświadomy sposób zaczęło przesuwać się w prawo.

BK: Po pierwszym kongresie, na którym poruszono kwestię współpracy z blokiem Razem 2014 prowadzonym przez Bajnaia, gdzie LMP zdecydowała się nie wchodzić w sojusze, sprawa wydawała się ustalona raz na zawsze. Dlaczego ostatnio wypłynęła ona ponownie i doprowadziła do rozłamu w partii?

AV: Ta decyzja o niezawieraniu sojuszy okazała się nie do przyjęcia dla wielu członków i członkiń LMP. Ale – jak wskazałem wcześniej – był to tylko jeden krok w dłuższym procesie. Skoro „podwójna” komunikacja LMP z opinią publiczną (obu skrzydeł) nie miała już dłużej sensu, skrzydło Jávora-Karácsony’a dało drugą szansę utrzymania partii w całości, próbując zmienić politykę współpracy na ostatnim kongresie w styczniu. Ale to się nie udało i to skrzydło pożegnało się z LMP, pozbawiając partię 8 posłów i 3 budapeszteńskich radnych oraz 130 członków i członkiń, którzy utworzyli partię Dialog dla Węgier (PM). Myślę, że to było konieczna i oczywista decyzja ze względu na pogłębiającą się przepaść między obiema stronami.

BK: Nie uważasz, że sytuacja, w której znalazła się LMP była trudna? Z jednej strony rząd Orbána, który zieloni bardzo krytykowali. Z drugiej centrolewicowa alternatywa, na której czele stał polityk łączony z upadłym rządem socjalistów?

AV: Owszem, ta sytuacja była niezmiernie trudna, nie mogę sobie wyobrazić czegoś bardziej skomplikowanego. Zwłaszcza, że LMP jest partią młodą i kruchą, a w niektórych sprawach działała nieefektywnie. Możemy dostrzec, że węgierscy zieloni dzielą pole polityczne z czterema rywalami (Fideszem, Jobbikiem, MSZP oraz ruchem Bajnaia), z których każdy reprezentuje z punktu widzenia zielonych wartości niejednoznaczną mieszankę. Nie ma powodu, by wizja współpracy z którąkolwiek z tych sił budziła w zielonych entuzjazm. Ale przynajmniej MSZP i ruch Bajnaia (nazywany Razem 2014) reprezentują mniej lub bardziej demokratyczne wartości, czego nie można powiedzieć o dwóch pozostałych partiach.

BK: Czyli nie uważasz, że Bajnai jest jakoś szczególnie bliski Zielonym?

AV: Wcześniejsza działalność Gordona Bajnaia jako eksperta ds. finansów oraz premiera była zupełnie sprzeczna z pryncypiami zielonej polityki i polityki trwałego rozwoju. Największym krytykiem jego polityki finansowej jest Péter Róna, współprzewodniczący fundacji Ökopolisz. Nic nie wiemy o żadnych pewnych szczegółach programu ruchu Bajnaia, poza tym, że opracowywał go, jak twierdzi, z 30 ekspertami przez pół roku. Na ich ostatniej konferencji prasowej usłyszeliśmy tylko ogólne założenia, a nie fakty czy liczby, które można by wziąć na poważnie. Z drugiej strony opracowali oni już mapę elektoratu, pokazującą, gdzie trzeba „popracować” nad wyborcami, by odnieść sukces. Nie podoba mi się takie robienie polityki.

BK: A jednak…

AV: A jednak uważam, że należy pokazać wolę współpracy i uczynić to główną zasadą, gdyż tego między innymi oczekują zwolennicy węgierskich zielonych i nie możemy zignorować ich opinii. Nie wiem, jak po odrzuceniu pomysłu współpracy LMP odpowie na oczekiwania swoich wyborców. Sądzę, że dojdzie do wymiany w obrębie grup zwolenników.

BK: Czy ten rozłam dotyczy w jakiejś mierze także kwestii programowych, czy odnosi się jedynie do taktyki politycznej? Słyszałem, że odpowiada on mniej więcej podziałowi na „prowincjonalną” i „kosmopolityczną” część partii.

AV: Decyzje dotyczące taktyki politycznej pokazują pośrednio priorytety programu. Chociaż między oficjalnymi programami LMP i nowej partii PM nie ma większych różnic, LMP nie okazuje chęci odsunięcia totalitarnego Fideszu od władzy, co udowadnia, że dla nich solidarność i lewicowe wartości tak naprawdę się nie liczą. Dostrzegam tutaj, że LMP stara się podążać ścieżką doktryny „zwalczać jak najsłabiej najmniej odrażającego przeciwnika”, za który uważają Fidesz. Jest to rodzaj pośredniej (lub bezpośredniej) walki z MSZP i wartościami lewicowymi (chociaż MSZP nie jest „klasyczną” partią lewicową). W obecnej sytuacji taka polityka jest z zielono-lewicowej perspektywy nie do przyjęcia.

BK: Więc na czym polega główna różnica między dwiema zielonymi partiami?

AV: Na sposobie myślenia. LMP wydaje się koncentrować na tym, „jak nie robić”, podczas gdy PM skupia się na tym, „jak robić”. Oba te podejścia mają swoje racje i są dwiema stronami tej samej monety. Gdyby sytuacja polityczna w kraju nie była tak trudna, być może dałoby się działać razem, niezależnie od nastawienia. Różnica między tymi grupami polega również na tym, że PM zdaje sobie sprawę, że sytuacja polityczna na Węgrzech jest nietypowa i że należy odsunąć na jakiś czas swoje uprzedzenia co do potencjalnych sojuszników politycznych.

BK: A co z podziałem na „wiejskich” i „miejskich” zielonych?

AV: To prawda, podział w LMP dokonał się w dużej mierze na linii „wieś” – „miasto”. LMP powstała, by wyjść poza ten podział dla dobra całego kraju. Ale trzeba stwierdzić, że na Węgrzech przed 1990 r. nigdy nie było demokracji, więc nie ma tradycji dialogu społecznego. Zarówno przekroczenie podziału społeczeństwa, jak i sporów między intelektualistami wymaga czasu. Jednak uważam, że w przyszłości węgierscy zieloni mają do odegrania wiodącą rolę w tym procesie. Największym zagrożeniem, jakie powstało w wyniku tego rozłamu jest to, że obu stronom zabraknie teraz innego punktu widzenia, co może powstrzymać ten proces. Ale jeśli relacje między tymi partiami się za bardzo nie zepsują, możemy spróbować się zbliżyć do rozwiązania tego problemu, kontaktując się między sobą.

BK: Jak sądzisz, czy prowadzona przez Andrása Schiffera LMP podniesie się po rozłamie i ponownie wejdzie do parlamentu w 2014 r.?

AV: Sądzę, że obie strony mają przyszłość w polityce, jeśli tylko zaprzestaną wzajemnych ataków, publicznych i prywatnych. Wynikające z rozłamu zmniejszenie się subwencji finansowej jest rzeczywiście szokujące, ale może mieć także dobre skutki. Jeszcze zobaczymy, czy okażą się one katalizatorem sukcesu obu partii, czy też nie. PM będzie mogła się wzmocnić, jeśli pokaże, że jest zdolna do wyjścia poza środowiska miejskie i intelektualne i podjęcia prób zrozumienia ludzi mieszkających na prowincji. Tylko w ten sposób będzie na tyle silna, by stać się stabilnym aktorem w obrębie negocjacji politycznych. PM chce dostać się w 2014 r. do parlamentu jako oddzielna frakcja, ale równie dobrze może znaleźć się tam jako część szerszego sojuszu. Jeśli chodzi o LMP, to obecnie nie pytałbym o to, czy uda jej się wejść do parlamentu, lecz czy oddane na nią głosy zadecydują o obaleniu rządów Fideszu (i Jobbiku).

BK: Czy ta nowa formacja, Dialog dla Węgier (PM), której przewodzi Benedek Jávor, rozpoczęła już negocjacje z ruchem Razem 2014?

AV: Partia oficjalnie powstała 17 lutego, i wtedy też kongres udzielił delegacji pełnomocnictw do rozpoczęcia negocjacji z Razem 2014. Nie chodzi o to, by się do nich przyłączyć, jak donosiły błędnie media lewicowe i prawicowe. Myślę, że musimy okazać się twardym negocjatorem – mamy dobry program i dobrych ekspertów. Jeśli nie znajdziemy odpowiedniego partnera w ruchu Razem 2014, będziemy rozmawiać z innymi.

BK: Co będzie z parlamentarzystami, którzy podzielili się prawie na dwie równe części (8 posłów przeszło do PM, 7 zostało w LMP). Czy nadal będzie jeden klub zielonych w węgierskim parlamencie?

AV: Ta współpraca parlamentarna się rozpadła, bo negocjacje między PM a LMP skończyły się brakiem porozumienia. LMP chciała, by 8 parlamentarzystów z nowej partii zrezygnowało z mandatów, co było z wielu powodów nie do zaakceptowania. LMP próbowała też doprowadzić do porozumienia, by utrzymać klub, który musi się składać z minimum 12 posłów (wobec tego 5 członków PM musi albo dołączyć do klubu LMP, albo zrezygnować). Ale gdy potem LMP odrzuciła propozycję Jávora, by stworzyć „klub podwójny”, ta wersja również nie została zrealizowana. Po tym wszystkim historia klubu LMP w węgierskim parlamencie zakończyła się 14 lutego, co oznacza zmniejszenie możliwości zielonych posłów w ramach prac parlamentu oraz kłopoty finansowe. Tak więc współpraca musi być kontynuowana w inny sposób.

BK: A ty do której partii dołączysz?

AV: 17 lutego dołączyłem do PM na kongresie założycielskim. Czekam i obserwuję, zanim podejmę się poważnych obowiązków partyjnych.

Przeł. Katarzyna Sosnowska.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.