ISSN 2657-9596
Fot. Markus Spiske

Nieodrobiona lekcja przyrody

Joanna Perzyna
08/11/2021

Był taki moment, kiedy – zaraz obok strachu i niepewności – tliły się nadzieje: pandemia musi coś zmienić. „To niemożliwe, żeby po tym wszystkim było tak samo” mówili ci, którzy na co dzień martwili się przyrodą i klimatem. „Będzie tak samo, tylko jeszcze gorzej” odpowiadali inni.

Francuski filozof Jacques Rancière zapytany o stosunek do eutanazji odpowiedział ponoć, że nie będzie o niej rozmawiał tak długo, jak nie będzie mieć pewności, że wezwane pogotowie przyjedzie w ciągu 30 minut. Być może, gdyby sparafrazować tę wypowiedź w odniesieniu do pustoszenia ekosystemów i destabilizacji warunków klimatycznych, znaleźlibyśmy odpowiedź na pytanie, dlaczego kolejne narracje na temat ochrony różnorodności biologicznej i konfrontowania się z kryzysem nie są skuteczne, a przede wszystkim, nie przynoszą solidarnych działań.

Pandemia versus ekosystemy

Nieco ponad rok temu z entuzjazmem przyglądaliśmy się, jak jelenie w Zakopanem wyjadały herb miasta z klombu przed urzędem. „Przyroda odzyskuje należne jej miejsce” mówiliśmy po miesiącu czy dwóch spędzonych w zamknięciu. Ale wirus powiedział „sprawdzam”. Bank Światowy szacuje, że recesja spowodowana pandemią może pchnąć w skrajne ubóstwo niemal 2% światowej populacji. Historycznie, okresy kryzysu zawsze przekładały się na większą presję na różnorodność biologiczną. W ciągu ostatniego roku dla milionów ludzi naturalne ekosystemy stały się źródłem żywności, drewna, paszy dla zwierząt oraz wszelkich dóbr, które można było wymienić na pieniądze.

W wielu miejscach presja na środowisko wzrosła – nasiliły się nielegalne połowy, bo zmniejszyła się ilość patroli, a na dzikie zwierzęta zaczęto polować w parkach narodowych, gdzie do tej pory zbyt dużo było turystów, by kłusownicy się w nie zapuszczali. Podczas pandemii szczególnie narażona jest różnorodność biologiczna miejsc, w których do tej pory lokalne społeczności żyły z ekoturystyki czy obsługi wycieczek. Gdy tych zabrakło, jedynym surowcem i źródłem dochodu okazało się to, co do tej pory było podstawową atrakcją – las deszczowy czy zwierzęta w parku narodowym.

Grupa Global Land Analysis and Discovery zajmująca się monitorowaniem użytkowania gruntów alarmuje, że skala wylesiania lasów tropikalnych była ponad dwukrotnie wyższa w okresie największych restrykcji w 2020 w porównaniu z poprzednim rokiem. I choć oficjalne badania nie zostały jeszcze przeprowadzone, związek z pandemią wydaje się oczywisty.

Myli się ten, kto myśli, że problem dotyczy odległych części świata. Osoby pracujące przy monitoringu cennych przyrodniczo obszarów w Polsce są pełne obaw: w ubiegłym roku znacznie wzrosła w skala kłusownictwa, szczególnie ryb w rzekach i jeziorach. Nie ma danych dotyczących takich procederów jak kradzież żwiru z rzek, czy wypompowywanie wody z cieków. A jednak na przykładzie choćby blokad wycinki w Bieszczadach dobrze widać, że lęk przed organizacjami działającymi na rzecz środowiska jest w lokalnych społecznościach często znacznie większy niż strach przed jego nadmierną eksploatacją czy dewastacją. Jak wyjść z impasu?

Jakiej narracji potrzebuje przyroda?

Jesteśmy w kropce. Dowody naukowe – tabele, cyfry, wykresy – bardziej dostępne niż kiedykolwiek, działają coraz mniej, często ginąc we własnej masie i pod własnym ciężarem. Retoryka wzbudzania poczucia winy za katastrofę ekologiczną wydaje się działać jedynie w środowisku, w którym powstała – zachodnich, miejskich klas średnich. Poza tym obszarem może jedynie wydawać się kolejną formą opresji, a przez to jest całkowicie kontrproduktywna. Wielkie narracje okazują się śmiertelne, bez względu na to, czy mają bardziej wydźwięk pełen zachwytu i nostalgii, czy są apokaliptyczno pouczającą wizją. Fala krytyki wylała się także na Davida Attenborough, najbardziej lubianego człowieka na Wyspach.

Już w 2018 roku w The Guardian ukazał się tekst z serią zarzutów wobec całego gatunku filmów przyrodniczych i jego nestora w szczególności. Przede wszystkim chodziło o szkodliwość kreowania obrazów żywotności i obfitości ekosystemów, podczas gdy tylko realizatorzy filmów doskonale wiedzą, że ten „nietknięty świat” to w istocie otoczone, poprzecinane, przytłoczone skrawki, z których coraz trudniej wykroić epickie kadry. „Podczas gdy wielu ludzi, między innymi dzięki Davidowi Attenborough jest teraz całkiem nieźle poinformowanych w kwestii dzikiej przyrody, jesteśmy zadziwiająco niedouczeni w kwestii tego, co się z nią dzieje”. (Kto nie żył w przekonaniu, że gdzieś tam, na innych kontynentach, przyroda ma do dyspozycji nieograniczone przestrzenie, a człowiek jest tylko dodatkiem w krajobrazie?).

Lista zarzutów jest pokaźna, a na ich tle te dotyczące paternalistycznego tonu i neokolonialnej postawy białego mężczyzny, który „zdobywa i tłumaczy świat”, wydają się dość błahe. Długa kariera wycinania z obrazu wszelkich śladów świadczących o istnieniu lokalnych społeczności, katastrof ekologicznych i pomijanie ludzkiej odpowiedzialności za wymieranie gatunków („bo nikt nie chciałby tego oglądać”) zrobiła swoje – kiedy w ostatniej produkcji („Życie na naszej planecie”) Sir Attenborough buduje napięcie opowiadając o pięknie, kruchości i katastrofie, by w kluczowym momencie powiedzieć „ale ja znam rozwiązanie”, dla nikogo już nie jest wiarygodny.

Ekosystemy w rękach ludzi

Artykuł, który ukazał się w 2018 roku w Nature Sustainability ma inną tezę: tylko wzmocnienie lokalnych społeczności – zaoferowanie narzędzi do działania: edukacji, kompetencji, odpowiedzialności – daje szanse na trwałą i spójną ochronę ekosystemów. Badacze ustalili, że w pięciu tropikalnych krajach, w których przeprowadzono projekty polegające na płaceniu lokalnym społecznościom za ochronę lasów deszczowych, ludzie byli skłonni chronić je dalej, nawet po ustaniu płatności. Efekt był silniejszy, jeśli społeczności współpracowały ze sobą i darzyły się zaufaniem.

Przyrody nie wspierają neokolonialne narracje, które tłumaczą „miejscowym”, jakie mają skarby, i jak powinni je chronić. Tym bardziej, jeśli – jak często bywa – kawałek dalej tę samą przyrodę dewastuje międzynarodowy kapitał. Nie pomagają skażone paternalizmem i biurokratyzacją projekty rozwojowe, ani kapryśna ekoturystyka. Pandemia sprawiła, że poczuliśmy, jak dobrze jest mieć za oknem kilka drzew, a koło domu choćby zielony skwer, skrawek ostatnich nieużytków na obrzeżach miasta, czy jesionową aleję przy bocznej drodze. Też chcielibyśmy je ochronić.

Artykuł powstał w ramach projektu „Europe in Solidarity” finansowanego ze środków Parlamentu Europejskiego.

Polski Klub Ekologiczny w Krakowie Koło Miejskie Gliwice dziękuje za wsparcie finansowe Unii Europejskiej. Wyłączna odpowiedzialność za treść materiału spoczywa na Polskim Klubie Ekologicznym w Krakowie Koło Miejskie Gliwice. Niniejszy materiał nie odzwierciedla opinii Unii Europejskiej. Parlament Europejski nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek wykorzystanie informacji zawartych w materiale.


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading