ISSN 2657-9596

CETA i TTIP, dwa rozdziały tej samej opowieści

Maude Barlow , Ewa Sufin-Jacquemart
30/05/2016

Wywiad z Maude Barlow, przewodniczącą Rady Kanadyjczyków, przeprowadzony po jej wykładzie na SGH w Warszawie w kwietniu 2016 r. Maude Barlow twierdzi, że CETA, porozumienie o wolnym handlu i inwestycjach Unii Europejskiej z Kanadą, jest równie niebezpieczne co TTIP, porozumienie UE z USA. Są to jej zdaniem dwa etapy tego samego groźnego porozumienia transatlantyckiego.

Ewa Sufin-Jacquemart: Czy może nam Pani opowiedzieć o Council of Canadians? Jakim rodzajem organizacji jesteście?

Maude Barlow: Jestem przewodniczącą organizacji kanadyjskiej zwanej Council of Canadians [ESJ: Rada Kanadyjczyków]. Jesteśmy organizacją non-profit i bezpartyjną, ruchem sprawiedliwości społecznej i pro-środowiskowym. Mamy sto tysięcy członków w Kanadzie i posiadamy lokalne komórki aktywistów, grupy w ponad siedemdziesięciu społecznościach, które wykonują całą pracę u podstaw, pracę edukacyjną i wszelkie rodzaje aktywizmu. Prowadzimy duże kampanie dotyczące wpływu globalizacji i porozumień handlowych na różne aspekty życia. Mamy kampanię na rzecz sprawiedliwości klimatycznej, wodnej, handlowej, na rzecz handlu i służby zdrowia, jednym słowem wykonujemy sporą pracę na rzecz sprawiedliwości społecznej i środowiskowej. Współpracujemy także w tych kwestiach na poziomie międzynarodowym z aktywistami i społecznościami, szczególnie w kwestii wody, praw człowieka do wody i globalnego kryzysu wody.

ESJ: Czy to nowy ruch?

MB: Rada Kanadyjczyków rozpoczęła działalność trzydzieści jeden lat temu. Pojawiliśmy się, aby walczyć z porozumieniem handlowym USA-Kanada, które powstało zaraz przed NAFTA [ESJ: Nord American Free Trade Agreement – umowa pomiędzy USA, Kanadą i Meksykiem]. Zatem dosłownie trzydzieści jeden lat walczymy z porozumieniami handlowymi…

ESJ: Jakie są wasze największe zwycięstwa, a jakie porażki?

MB: Cóż, myślę, że przegraliśmy wiele walk na polu handlu, przegraliśmy z pierwszym porozumieniem o wolnym handlu USA-Kanada, przegraliśmy z porozumieniem NAFTA, teraz walczymy z CETA. Nie wiem, czy wygramy z innymi porozumieniami handlowymi, które pojawią się w międzyczasie. Jednocześnie powstrzymaliśmy poszerzenie NAFTA na Amerykę Południową i wielostronne porozumienie inwestycyjne w OECD w latach 90-tych, walczymy bardzo mocno z WTO, Światową Organizacją Handlu… Więc wie Pani, nigdy nie ma pełnej wygranej, nie można powiedzieć, że wygraliśmy wszystko, ale budujemy ruch krytyczny wobec globalnego handlu.

Mieliśmy wiele zwycięstw w kwestii wody. Dla mnie największym, a byłam mocno zaangażowana w tą sprawę, było przekonanie ONZ do uznania w 2010 roku prawa do wody i jej uzdatniania za prawo człowieka, pracowaliśmy też, aby zatrzymać prywatyzację wielu usług dotyczących wody na świecie. Od 2000 roku 235 aglomeracji miejskich, które miały sprywatyzowane usługi w tym sektorze, powróciły do zarządzania publicznego [ESJ: pisaliśmy w ZW o „rekomunalizacji” zarządzania wodą], toteż było wiele zwycięstw.

Dużym zmartwieniem, jeżeli chodzi o wodę, jest to, że jej zasoby się zmniejszają, a standardy dotyczące wody obniżają się. Gdy nie ma wiele wody dla wszystkich, zaczynamy dostrzegać, że ludzie tracą do niej dostęp, i to nie tylko w biednych krajach, ale także w Europie i Stanach Zjednoczonych. . Nadchodzi zatem wielka burza w kwestii wody: zmniejszają się zasoby, spada jakość wody, wzrasta liczba ludzi biednych, których nie stać, aby za nią płacić. Prowadzi to do prawdziwych cierpień ludzi.

ESJ: Czy Pani zdaniem ten kryzys wody jest efektem zmian klimatu, porozumień handlowych, czy może działań firm wydobywczych?

MB: Po trochu każdego z wymienionych. Kryzys wody jest po części skutkiem zmian klimatu, z powodu ogrzewania się atmosfery. Powietrze podgrzewa wodę, śnieg i lód szybciej topnieją i większe jest parowanie z jezior i rzek. Ale poza zmianami klimatu nadmiernie wydobywamy wodę. Pobieramy ją z rzek, tamujemy rzeki, wydobywamy wodę z wód gruntowych szybciej, niż natura może odbudować te zasoby, nasze metody rolne i produkcji żywności są zorientowane na wysoką konsumpcję wody, są dla niej niszczące i zatruwają ją.

Przemieszczamy też wodę z miejsc, w których powinna być, bo jesteśmy przyzwyczajeni do tworzenia „zdrowego ekosystemu” tam, gdzie jest to dla nas wygodne. W istocie jest to nadużycie koncepcji wody, gdyż uważamy ją za zasób, służący naszej wygodzie i użyteczny dla naszego zysku, podczas gdy kwestię wody należy postrzegać inaczej [ESJ: jako dobra niezbędnego do życia] i chronić jej zasoby. To bardzo ważne.

ESJ: A jaki związek widzi Pani między porozumieniami handlowymi a zasobami wody?

MB: Jeśli chodzi o porozumienia handlowe, jest kilka aspektów wpływających na wodę. Jednym z nich jest to, że wprowadzają prywatyzację, więc jeśli dane miasto nie sprywatyzowało systemu wodociągowego, te porozumienia będą wymuszały prywatyzację. Jeżeli już jest on sprywatyzowany, trudno jest od prywatyzacji odejść, ponieważ firmy mogą pozwać państwo za straty. Mówią: „nie możecie, teraz mamy prawo do zarządzania tym systemem wodociągowym, ponieważ pozwoliliście nam to robić. Nie możecie zmienić zdania, nawet jeśli wam się to nie podoba, mamy prawo robić to już zawsze”. Zatem wymuszają one prywatyzację, traktowanie wody jako produktu [ESJ: rynkowego]. Dają też korporacjom prawo do pozywania państw celem zapewnienia sobie prawa do dostępu do wody. I dają zagranicznym korporacjom prawo do podważania prawa i regulacji, które będą chronić wodę. Zatem woda jako prawo człowieka do wody albo woda jako prawo do usług publicznych może być przez te porozumienia handlowe zagrożona.

ESJ: W swoim wykładzie podała Pani przykłady firm pozywających państwa z powodu wody.

BM: Jest wiele przykładów i zebrałam je w raporcie, który napisałam, ponieważ chcę, aby ludzie mieli bardzo konkretne przykłady. Jednym, o którym słyszałam niedawno, był ten dotyczący firmy holenderskiej, która pozwała państwo estońskie, ponieważ firma zarządza systemem wodnym w oparciu o zyski i chcieli podnieść znacznie taryfy, a państwo odmówiło, ponieważ obywateli nie było na to stać, więc pozwali rząd przed międzynarodowym sądem [ESJ: prywatnym trybunałem arbitrażowym], aby rozstrzygnąć spór w Nowym Jorku. I z tego, co widzę, chodzi o miliardy euro, to duża sprawa. Chcą zadośćuczynienia do końca kontraktu za to, co zyskaliby, gdyby mogli podnieść ceny wody.

Inny przykład mamy w Quebeku, w moim kraju. Prowincja Quebec wprowadziła moratorium na szczelinowanie hydrauliczne. Teraz została pozwana przez firmę, właściwie kanadyjską, ale wykorzystującą podwykonawcę amerykańskiego, aby pozwać rząd kanadyjski. I nawet nie pozywają lokalnego rządu, tylko rząd federalny, ponieważ to on podpisał porozumienie [ESJ: mowa o porozumieniu NAFTA]. Istnieje zatem wiele, wiele sposobów, na które te porozumienia handlowe mogą uderzyć i podważyć prawo rządów do określania warunków i zasad współpracy, a powinny one mieć prawo do stanowienia o tym.

ESJ: Mówiła Pani w swoim wykładzie, że dla Pani TTIP i CETA to dwie twarze tego samego porozumienia dla Unii Europejskiej. Czy może Pani to wyjaśnić?

BM: Tak, wielokrotnie słyszałam w Europie, że ludzi martwi TTIP, a wielu nie słyszało nawet o CETA i gdy o tym myślą, myślą „Kanada to nie problem, nie martwi nas porozumienie z Kanadą, tylko porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi”. Chcę zaznaczyć, że jeśli ktoś jest przeciwko TTIP, powinien być również przeciwko CETA, bo to jakby to samo porozumienie w dwóch etapach. Najpierw jest CETA, potem jest TTIP.

Nawet gdyby udało się uniknąć TTIP – współpracując z grupami w USA występującymi przeciwko niemu nie dopuścić do jego wejścia w życie, to CETA i tak będzie miało ten sam skutek, gdyż amerykańskie firmy będą pozywać przez Kanadę. Mogą bowiem użyć zapisu o ochronie inwestorów w CETA, aby pozywać Unię Europejską czy rządy europejskie, o co tylko będą chciały. Istnieje 42 000 amerykańskich firm, które mają holdingi lub filie w Kanadzie, więc nie muszą korzystać z TTIP, mogą wykorzystać CETA. Zatem porozumienie CETA jest ważniejsze w tej chwili jako pierwsze i myślę, że ludzie powinni odwrócić swoją uwagę od TTIP i zwrócić ją na CETA, które jest równie niebezpieczne dla nas wszystkich.

ESJ: Komisja Europejska wprowadziła do CETA nowy system ochrony inwestorów ICS. Są głosy, że jest on niebezpieczniejszy niż początkowy system ISDS.

MB: Tak, zgadzam się, w pewien sposób jest on nawet groźniejszy. Tak, jest bardziej przejrzysty i pewnie ujdzie w niektórych rozprawach, ponieważ pozwala na apelację, więc w tej kwestii może wyglądać lepiej, ale problem z nim polega na tym, że ustanawia on sąd o stałym składzie, który daje zagranicznym inwestorom prawa, których krajowe firmy nie mają. Można sprzeciwiać się tajnemu procesowi, który ma miejsce w NAFTA, ale gdy ten sąd ma stały skład i wyznaczonych sędziów, i tak będą oni prawnikami wyspecjalizowanymi w prawie handlowym. Będzie bardzo, bardzo trudno to odkręcić i myślę, że danie osobnego sądu transnarodowym korporacjom to powiedzenie: „Są ponad prawem, nie muszą przestrzegać tego samego prawa, co ty i ja. Mają swoje własne prawo.” I myślę, że to błąd. Myślę, że to groźne.

Zaraz stracę głos. Mówiłam przez cały dzień.

ESJ: Jeszcze tylko dwa pytania. Mówiła Pani w wykładzie, że TTIP i CETA po raz pierwszy są groźne dla samorządów i lokalnych społeczności. Czy może Pani powiedzieć dlaczego?

MB: Aż do teraz wszystkie te porozumienia handlowe dotyczyły tylko wydatków rządów na poziomie federalnym. W CETA i TTIP po raz pierwszy chodzi o wydatki lokalne [ESJ: lokalne zamówienia publiczne]. Prowincje, stany, regiony, miasta, systemy wodne, infrastruktura, drogi, służba zdrowia, wszystko, na co wydajemy większość pieniędzy podatników jest bardziej lokalne. Jeżeli wartość danej usługi przekracza pewien poziom, samorządy będą musiały poddać się konkurencji [ESJ: transatlantyckiej]. Nie można powiedzieć „zatrzymamy je w rękach publicznych” lub „będą one należały do społeczności lokalnych, więc zatrzymamy pieniądze w regionie”. Nie będzie można już tak robić. Zatem przyznajemy wielkim firmom żywnościowym, usługowym, opiekuńczym i wodnym prawo do narzucania swoich reguł lokalnym samorządom. W praktyce odbiera to im prawo do promowania zdrowej gospodarki lokalnej, lokalnej produkcji żywności czy lokalnych rolników.

ESJ: Ostatnie pytanie dotyczy NAFTA. Jak opisałaby Pani krótko najważniejsze konsekwencje NAFTA dla Kanady i Meksyku?

MB: Straciliśmy wiele suwerennych praw ustalania naszych własnych standardów w wielu kwestiach i nasz rząd uważał, że to gra warta świeczki, a moim zdaniem przegraliśmy, oddaliśmy te prawa. Straciliśmy kontrolę nad naszą energią czy produkcją żywności na rzecz wielkich amerykańskich firm, które teraz zarządzają naszymi farmami i naszym rynkiem żywności. Musieliśmy zrestrukturyzować sposób, w jaki produkujemy żywność, aby być bardziej konkurencyjni, co oznacza większy agrobiznes, większe przemysłowe farmy, więcej zanieczyszczeń, więcej konkurencji, więcej eksportu. Teraz chodzi głównie o tanie jedzenie i większy eksport.

Straciliśmy też naszą bazę produkcyjną dóbr, przeszliśmy od stanu, w którym produkcja przemysłowa stanowiła 26% naszego PKB, na obecne 11%. Meksyk tylko pozornie zyskał na tym porozumieniu, mówiąc: „Jesteśmy tutaj na dole, damy wam tanią siłą roboczą i prawo zrzucania zanieczyszczeń na naszą ziemię i wody, nie będziemy narzekać”. Nawet mimo że mają dobre prawa dotyczące środowiska, powiedzieli zwyczajnie „odwrócimy głowy”. Więc wielkie firmy przeniosły do meksykańskich przygranicznych stref wolnego handlu wiele, wiele dobrze opłacanych miejsc pracy [ESJ: z Kanady i USA]. Straciliśmy np. wiele miejsc pracy w sektorze samochodowym, po prostu zniknęły, i to wszystko z powodu NAFTA. Staliśmy się ponadto bardziej nierównym, niesprawiedliwym społeczeństwem, straciliśmy wiele z naszego systemu opieki społecznej na rzecz garstki bogatych ludzi, pewnej klasy społecznej. Zyskały na tym wielkie firmy wydobywcze i energetyczne, ale naprawdę uważam, że nie zyskali na tym zwykli obywatele.

ESJ: Nawet w Meksyku?

MB: Zwłaszcza w Meksyku. Meksyk ma teraz wszystkich tych miliarderów. Przekształcił się z podzielonego społeczeństwa na bardzo podzielone i pełne przemocy społeczeństwo. Miało to przynieść korzyści i pokój. Nie przyniosło żadnego z nich. Najgorsze z miejsc pracy powędrowały do Meksyku kosztem milionów meksykańskich rolników, więc myślę, że jest to ogromna strata dla obywateli wszystkich tych trzech krajów, a wielka wygrana dla korporacji.

ESJ: Bardzo dziękuję za wywiad.

MB: Cała przyjemność po mojej stronie.

Tłumaczenie: Tomasz Szustek

Maude Barlow jest prezeską kanadyjskiej organizacji Council of Canadians. Pełniła funkcję głównego doradcy ds. gospodarki wodnej przy 63. przewodniczącym Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Od wielu dekad działa jako aktywistka w walce o sprawiedliwe traktaty handlowe i o sprawiedliwość środowiskową w Kanadzie i na całym świecie.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.