ISSN 2657-9596

W natłoku złych decyzji „niemożliwe” oznacza toksyczne

Ketan Joshi
15/04/2021
Naprawianie szkód wyrządzonych przez ludzi, wynikających z nałogu emisji gazów cieplarnianych, jest ważnym, wymagającym działania aktem altruizmu wobec wszystkich istot żywych, które będą zamieszkiwać przyszłą Ziemię.
Wiemy, że wyrządzamy im krzywdę, więc chcemy im pomóc. Planeta ociepliła się już o ponad jeden stopień w stosunku do temperatur sprzed epoki przemysłowej, ponieważ wielu ludzi w przeszłości postanowiło nie pomagać. A dzięki nieustannemu natłokowi złych decyzji podejmowanych współcześnie przez ludzi, jesteśmy na dobrej drodze do znacznego pogorszenia sytuacji.

Problem klimatyczny istnieje, ponieważ ludzie sprawili, że istnieje. Trwa, ponieważ ludzie sprawiają, że trwa. Oto jest właśnie owe „antro” w antropogenicznej zmianie klimatu.

Te decyzje dotyczą nas wszystkich, ale niektórzy poniosą cięższe ich konsekwencje niż inni. W stosunku do miliardów ludzi na świecie, jestem zamożną osobą, która korzystała z zagranicznych lotów, jeździła prywatnym samochodem napędzanym paliwami kopalnymi i mieszkała w trzech krajach, z których każdy czerpał korzyści ze spalania lub sprzedaży (lub obu) ogromnych ilości paliw kopalnych. Jestem gorszy niż moi krewni mieszkający w Indiach, ale nigdy nie będę tak zły jak dyrektor generalny firmy produkującej paliwa kopalne, którego osobistym wyborem stylu życia jest budzenie się każdego dnia i aktywne ułatwianie pogarszania się największego zagrożenia, przed jakim stanął nasz gatunek. Ci ludzie mają osobisty ślad węglowy, który eliminuje gatunki i wygasza ludzkie życie.

Im gorsze decyzje, tym większe emisje i tym gorsze skutki. Prawdopodobnie proces nie zachodzi całkowicie liniowo, a dokładne szczegóły dotyczące tego, jak złe są skutki emisji każdej dodatkowej cząsteczki gazu cieplarnianego, którą wyrzucamy w niebo i morze, są rozmyte, ponieważ niektóre skutki klimatyczne wiążą się z uwolnieniem dodatkowych emisji, które przyczyniają się do eskalacji problemu. Nie, nie „przechyliliśmy” jeszcze systemu poza punkt, z którego nie ma powrotu, ale tak, to zagrożenie powinno zwiększyć pilność redukcji emisji.

Wszystko w działaniach na rzecz klimatu sprowadza się do podjęcia decyzji o zaniechaniu emisji. Oznacza to zaprzestanie wydobywania paliw kopalnych, demontaż infrastruktury służącej do ich przenoszenia, stworzenie tanich zamienników dla funkcji, które one pełnią, usunięcie z nieba istniejących gazów cieplarnianych na tyle, na ile możemy, i zrobienie tych wszystkich rzeczy tak szybko, jak to możliwe, przy jednoczesnym poszanowaniu praw, środków do życia i bezpieczeństwa wszystkich ludzi zaangażowanych w największą przemianę, jaką kiedykolwiek przeszedł nasz gatunek (nie zapominajmy o ochronie całego procesu przed działającymi w złej wierze opóźnieniami ze strony przemysłu kopalnego i unikaniu pogłębiania wcześniej istniejących chorób społecznych).

Problem stworzony przez człowieka jest problemem, który może być rozwiązany przez człowieka. Zmiany klimatyczne to katastrofa będąca skutkiem konkretnych decyzji. Nic po przeczytaniu tego tekstu nie jest gwarantowane. Jeśli zgadzasz się z ideą, że my, z wielkim trudem, ale możemy się zmienić lub zostać zmuszeni do zmiany – zdolność do wyboru jednej ścieżki zamiast innej – oznacza to, że wierzysz, że szkodliwość zużycia paliw kopalnych może zostać obniżona o wiele mocniej i szybciej niż wynikałoby z obecnie obranej ścieżki. Taka filozofii nie wprowadza żadnych ograniczeń, żadnego pułapu dla podjętej walki. Jest tylko spektrum trudności i tykający zegar fizyki atmosferycznej.

W niedawno opublikowanym raporcie dużej australijskiej organizacji naukowej znalazło się coś, co podskórnie jest w konflikcie w powyższym poglądem, i przez co tak się tym przejąłem, że postanowiłem to skomentować.

Skazani na zagładę

W 2015 roku światowe rządy i ciała eksperckie doszły do wniosku, że powinniśmy dążyć do ograniczenia temperatur na świecie, na pewno do poziomu znacznie poniżej 2 stopni, a najlepiej około 1,5 C powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej.

Naukowcy zajmujący się klimatem mogą obliczyć ilość gazów powodujących ocieplenie klimatu (gazów cieplarnianych, GHG), które moglibyśmy uwolnić, aby przesunąć planetę poza ten „preferowany” punkt 1,5. W ostatnim raporcie kluczowa australijska organizacja naukowa, Akademia Nauk, dokonała obliczeń, ile gigaton pozostało, i oświadczyła, że:

„Po dekadach niewystarczających działań na rzecz redukcji emisji gazów cieplarnianych, budżet emisji dla celu 1,5°C skurczył się do zakresu 40-135 Gt C. Ograniczenie wzrostu temperatury do niższego celu Porozumienia Paryskiego (1,5°C) jest niezwykle trudne, a przy pozostających jeszcze tylko trzech lub czterech latach emisji na obecnym poziomie, cel stał się praktycznie niemożliwy do osiągnięcia”.

Nie byłem wtedy pewien dlaczego, ale to twierdzenie było dla mnie niczym skrobanie palcem po tablicy. Stosuje mętny język, ale jest w raporcie pewnie powtarzający się motyw – Akademia Nauk w trzech różnych miejscach opisuje ambicję 1,5 C jako „praktycznie niemożliwą”, „niezwykle trudną” i „skrajnie nieprawdopodobną”. Wniosek jest prosty: jeśli coś jest bardzo trudne, to znaczy, że nie da się tego zrobić.

W mediach zostało to ze zrozumiałych względów tak właśnie zinterpretowane – nie jako wyznacznik ogromnego wysiłku, jaki trzeba włożyć w osiągnięcie celu, ale jako zapowiedź zagłady i porażki:

Przesłanie jest proste: nie możemy nic zrobić, aby zapobiec globalnemu wzrostowi temperatury na tym poziomie. Jesteśmy „praktycznie skazani” na przekroczenie tego poziomu. Jeśli coś jest „praktycznie niemożliwe”, nie poświęcamy czasu, wysiłku ani pieniędzy, aby to zrobić – ten maleńki piksel prawdopodobieństwa jest tak mały, że równie dobrze można to potraktować jako niemożliwe. Niektórzy twierdzą nawet, że „praktycznie” to bezsensowne ustępstwo – wystarczy przyznać, że ograniczenie ocieplenia do tego celu jest tak samo nierealne jak podróże w czasie czy teleportacja.

Nic praktycznie niemożliwego

Różnice między 1,5 C wpływu paliw kopalnych a 2 C wpływu paliw kopalnych są znaczące. Jak wyjaśniono w raporcie IPCC z 2018 r., globalnego organu ds. klimatu, przystanie na 2 C oznacza ogromny wzrost skutków klimatycznych, szczególnie w krajach Globalnego Południa.

Mieszkańcy tych krajów nie mieli wiele do powiedzenia w debacie o „niemożliwości”. „Raport stwierdza, że znaczące skutki klimatyczne występują już przy 1,5˚C, szczególnie w odniesieniu do obszarów nisko położonych, ludzkiego zdrowia i oceanów. Skutki te uderzą najmocniej w biednych i najbardziej wrażliwych ze względu na utratę środków do życia, brak bezpieczeństwa żywnościowego, przesiedlenia ludności, skutki zdrowotne i inne” – napisał World Resources Institute.

Z raportu Akademii Nauk wynika, że każdy człowiek, który zadecyduje o losie pozostałych gigaton, podejmie konkretną decyzję, a my nie możemy nic zrobić, aby go powstrzymać. W związku z tym, elastyczny cel paryskiego porozumienia klimatycznego nie powiódł się, a my musimy zaangażować się w taktyczny odwrót, aby zapobiec gorszym skutkom.

Matematyka jest tutaj nieostra

Być może słyszeliście czasami krytykowane zdanie, że zostało nam „tylko 12 lat” na rozwiązanie problemu zmian klimatycznych. Pojawiło się to w 2018 r., w oparciu o mniej więcej tę samą koncepcję: jeśli nadal będziemy działać na obecnych poziomach, jak długo potrwa, aż wyemitujemy tyle, że 1,5 C ocieplenia stanie się nieuniknione? Ten raport Akademii Nauk jest taki sam jak tamten, z wyjątkiem tego, że zamiast tego pojawia się od 3 do 4 lat.

Matematyka leżąca u podstaw tego progu spotkała się z krytyką ze strony innych badaczy klimatu. Świetny artykuł w Guardian Australia napisany przez Grahama Readfern”a i Adama Mortona opisał szczegóły tej niezgody. Zachęcam do przeczytania go w całości.

Kluczowy punkt sporu: jaka jest magiczna liczba gigaton, która spowoduje, że temperatura na naszej planecie przekroczy 1,5°C? Odpowiedź brzmi: nie wiemy, ale możemy domyślać się zakresu. Jeśli wybierzemy najniższą z niskich wartości, prawdopodobnie jesteśmy skazani na zagładę. Jeśli wybierzemy wyższą wartość, mamy szansę. Przekroczenie 1,5 C również wiąże się z pewnymi zastrzeżeniami – można przekroczyć, a później spaść poniżej.

Jak podkreślają niemal wszyscy aktywnie zaangażowani w walce, nie ma znaczenia, jaki jest ten cholerny cel. Musimy z całych sił naciskać na przeciwdziałanie zagrożeniu, tak jak robimy to w przypadku COViD19 („Dążymy do tego, by do kwietnia liczba zgonów spadła poniżej 100 dziennie” nie jest czymś, co słyszy się zbyt często). „Zmiany klimatyczne to nie klif, z którego spadamy, ale stok, po którym zjeżdżamy” – pisze klimatolożka Kate Marvel.

To prawda, ale każda korporacyjna, rządowa i międzynarodowa sprawa dotycząca klimatu nadal używa języka i metryk porozumienia paryskiego z 2015 roku. Dopóki to się nie zmieni, sposób, w jaki mówimy o progach, ma naprawdę duże znaczenie. I nawet w ramach „redukcji szkód” dyskursu klimatycznego, masywny ceglany mur nieprzeniknionej niemożności, który pojawia się wzdłuż zbocza, po którym się zsuwamy, wciąż stanowi problem.

Istnieje zamieszanie wokół potencjalnych działań

Jednym ze stałych problemów, który ciągle pojawia się w dyskusjach na ten temat, jest to, że istnieje wiele raportów i analiz, które mówią, że jeśli będziemy się trzymać naszego obecnego poziomu skupiania się w niewystarczające działania i słabe zobowiązania, to znacznie przekroczymy nie tylko 1,5°C, ale o wiele wyższe poziomy wzrostu temperatur. Jest to uwarunkowane założeniem, że nie będzie żadnych zmian w tym, co robimy teraz.

Raport Akademii Nauk nie zawiera tego zastrzeżenia. Nie jest to „praktycznie niemożliwe przy naszych obecnych zobowiązaniach” – jest to po prostu praktycznie niemożliwe. Ten brak jasności oznacza, że niektórzy interpretowali to jako „mamy przechlapane, chyba że zrobimy więcej”, a inni jako „mamy przechlapane, bo nigdy nie zrobimy więcej”.

W 2017 roku Glen Peters, badacz z norweskiego centrum klimatycznego CICERO, napisał szczegółowy wpis na blogu, w którym przedstawił ogromne przeszkody, które trzeba przeskoczyć w globalnej jedności, aby osiągnąć ambitne cele paryskiego porozumienia klimatycznego. Jest to jasne wyjaśnienie, jak szalenie trudno jest nie tylko utrzymać się poniżej 1,5, ale także poniżej 2 stopni:

„Po pierwsze, polityka będzie posuwać się naprzód wolniej niż oczekiwano, ponieważ politycy muszą równoważyć konkurujące ze sobą cele i trudno będzie im dostrzec, że klimat będzie tym obszarem polityki, który przeważy nad wszystkimi innymi.

Po drugie, jestem przekonany, że przy wsparciu rządów i przedsiębiorstw dokonamy postępu technologicznego w kluczowych obszarach, ale jestem mniej przekonany, że uda nam się wycofać istniejącą infrastrukturę paliw kopalnych w wymaganym tempie.

Po trzecie, technologie usuwania dwutlenku węgla są technicznie wykonalne, ale jestem sceptyczny co do tego, czy uda nam się osiągnąć wymaganą skalę usuwania dwutlenku węgla.

I wreszcie, najtrudniejsze łagodzenie skutków będzie miało miejsce w krajach, które najbardziej potrzebują wzrostu gospodarczego”.

Wiele z obaw Glena z 2017 r. pozostało całkowicie aktualnych. Infrastruktura paliw kopalnych nadal się trzyma, a polityka nadal pozostaje w tyle. Technologia usuwania dwutlenku węgla pozostaje w większości przypadków w fazie innowacji. Kraje rozwijające się bawią się pomysłem przeskoczenia paliw kopalnych, ale z różnym skutkiem. W ciągu czterech lat wiele się wydarzyło – o wiele więcej niż ktokolwiek się spodziewał – ale to jeszcze za mało.

Niezależnie od tego, nic z listy Glena nie jest niemożliwe, ani nawet tak dalekie od osiągnięcia. Wszystko z tej listy można by wprowadzić w życie, gdyby społeczeństwo, liderzy, biznes i aktywiści włożyli w to odpowiedni wysiłek.

Ważne jest, aby zastanowić się nad przyczynami, dla których to się jeszcze nie stało, pomimo wielu nieustannych wysiłków ze strony aktywistów, działaczy i różnych innych ludzi zajmujących się klimatem i energią. Oto najważniejszy z nich: przemysł paliw kopalnych jest zadziwiająco dobry w rozpoznawaniu zagrożeń dla swoich dochodów i w szybkim i agresywnym ich eliminowaniu.

Zostaliśmy zmuszeni do uwierzenia w nieuchronność paliw kopalnych

„Możliwość” jest definiowana kulturowo. Co znajduje się w naszym zestawie narzędzi do redukcji emisji? Każdy z nas może sobie wyobrazić tylko pewien konkretny podzbiór narzędzi. Często to, co sobie wyobrażamy, jest związane z głębokością zmian w społeczeństwie, które jesteśmy skłonni zaakceptować. Niektórzy z nas wzdrygają się na myśl o nawet najmniejszych zmianach w społeczeństwie; inni widzą duże, fundamentalne zmiany jako oczywistą drogę do redukcji emisji.

Niedawno światowy gigant paliw kopalnych, firma Shell, opublikowała własną wizję przyszłości. Jest ona dość prosta: nadal sprzedają ropę naftową i gaz ziemny, są one nadal spalane, a Shell buduje lasy deszczowe o powierzchni siedem razy większej niż cholerna Brazylia.

Czy to praktycznie niemożliwe, żeby garstka ludzi odpowiedzialnych za Shella mogła zdecydować się na zaprzestanie dostarczania surowców, które przyczyniają się do eskalacji zmian klimatycznych? Jeśli każdy wpływowy decydent, który lekkomyślnie decyduje się na przegrzanie naszego jedynego domu, jest przykuty do deterministycznego losu, to czy którykolwiek z nich będzie pociągnięty do odpowiedzialności za serię katastrof, do których prowadzi jego zachowanie?

Przemysł paliw kopalnych jest naprawdę, naprawdę dobry w upewnianiu się, że nie zapuszczamy się zbyt daleko w wizję świata bez nich. Dopuszczają jedynie wyobrażenia ciemności, jaskiń i cierpienia, usilnie starając się przedstawić ich nieobecność jako przerażającą. Argumentując przeciwko „natychmiastowemu” wyłączeniu ropy i gazu oraz przedstawiając niezwykle powolną transformację jako jedyną alternatywę, firmy produkujące paliwa kopalne (i związane z nimi organy rządowe) monopolizują wyobraźnię i uciszają dyskurs. Są w tym piekielnie dobrzy.

Odwrotna sytuacja miała miejsce, gdy rozwój bezemisyjnych źródeł energii, takich jak wiatr i słońce, był przedstawiany jako niszczący sieć i zwiększający rachunki za prąd zwiastun zagłady i ciemności. Okazuje się, że stały się one tanie jak barszcz, a ich masowa integracja w sieciach jest całkowicie wykonalna. Dotychczasowa bierność klimatyczna została zbudowana na chybotliwej konstrukcji zbudowanej ze strachu i kłamstw, a głębię tych kłamstw odkrywamy każdego dnia. Tutaj można przeczytać o taksonomii „dyskursu opóźniania”.

Sprawa jest ważna. Fizyczna wielkość emisji, które mogłaby zostać uwolnione do atmosfery i mórz – które wywróciłaby życie do góry nogami poprzez skok globalnych temperatur powyżej 1,5°C – składa się z plątaniny decyzji podjętych przez ludzi, z których wielu działa z pełną świadomością swoich działań. Wgłębiając się w bałaganiarskie, niezdarne i okropne decyzje podejmowane współcześnie, pomysł, że nie da się tego uniknąć, staje się naprawdę głupi.

Największy truciciel w Australii i jego niemożliwe zamknięcie elektrowni węglowej

Przyjrzyjmy się niedawnemu, doskonałemu przykładowi. AGL Energy, najgorszy emitent korporacyjny w Australii, posiada kilka bardzo dużych elektrowni węglowych i jest odpowiedzialny za aż 8% wszystkich krajowych emisji. Technologia pozwalająca w pełni zastąpić ich potężne, przerośnięte i starzejące się elektrownie węglowe alternatywami o zerowej emisji nie tylko już istnieje w Australii, ale są też tańsze niż węgiel.

Wiadomo, że aby australijski sektor energetyczny był w stanie dostosować się do globalnego celu klimatycznego na poziomie 1,5°C, węgiel musi zostać wyłączony w ciągu dziewięciu lat. Jest to szybka zmiana, ale nie aż tak szybka w porównaniu z poprzednią dekadą. Z pewnością da się to zrobić, jeśli obecna trajektoria zbyt powolnych zmian zostanie skorygowana.

Więc co na to AGL? Czy planują zamknąć swoje elektrownie węglowe wcześniej? A kij wam w oko! Dlaczego? Firma twierdzi, że są one potrzebne ze względu na „niezawodność”, oraz że nie może działać jednostronnie bez ustawodawstwa odnośnie stopniowego wycofywania węgla. To pierwsze twierdzenie jest błędne – wiadomo już, że węgiel w zasadzie nie jest potrzebny w sieci elektroenergetycznej. Udział węgla w brytyjskiej energetyce spadł niemal do zera – niedramatyczny koniec dekad bezkrytycznego straszenia życiem bez węgla. To drugie twierdzenie jest zaś niedorzeczne, biorąc pod uwagę, jak łatwo jest firmie produkującej paliwa kopalne dyktować rządowe prawo, gdy tylko jej się zechce.

AGL próbuje uciec od bycia pociągniętym do odpowiedzialności za swoją decyzję. Niedawno ogłosili restrukturyzację, odłączając swój dział detaliczny od węglowego. Został to okrzyknięte przez kilka mediów jako wspaniały moment dla klimatu, choć w istocie jest to dwulicowy i w pełni świadomy ruch mający na celu obejścia potrzeba dostosowania się do celu 1,5 C.

AGL jest nawet na tyle bezczelna, że opublikowała własne scenariusze, w tym jeden zgodny z 1,5 C, po czym wzruszyła ramionami. Nie ma żadnej tajemnicy, żadnego podstępnego ukrywania się za mylącymi liczbami. Wiedzą, co muszą zrobić, aby dostosować się do celu 1,5 C, wiedzą, że są największym korporacyjnym trucicielem w Australii z dużym zapasem, ale po prostu postanowili tego nie naprawiać. To nie tyle „dyskurs opóźnienia”, co stwierdzenie, że nic ją to nie obchodzi. Czy jak to mówią w Australii: „Yeah… nah”.

Być może spotkali się i zapytali, czy zostaną choćby w najmniejszym stopniu pociągnięci do odpowiedzialności za ogłoszenie planu naruszenia celów klimatycznych, prawidłowo przewidzieli donośne „Nie” i wybrali pole strategicznie: „scenariusz dalszego spalania węgla”. Choćby nawet nie zamknęli swoich elektrowni węglowych przez kolejne trzy dekady, nadal będą mogli twierdzić, że realizują cel „zeroemisyjności netto”:

Czy to niemożliwe, aby AGL zdecydowała się nie zamykać swoich elektrowni węglowych, gdy będę mieć 65 lat? Nie. Wybierają tę ścieżkę, ponieważ w Australii nie ma żadnej presji korporacyjnej ani politycznej, aby dostosować się do ambitnego celu klimatycznego. Nie ma głębokiego, zakorzenionego zrozumienia pilności działania lub konsekwencji porażki.

Kiedy w 2018 r. ukazał się „Specjalny raport IPCC w sprawie globalnego ocieplenia o 1,5°C”, rząd Australii zareagował (a) sugerując, że 91 naukowców stojących za raportem popełniło ogromny błąd i (b) agresywnie odrzucając pomysł wycofania węgla do 2050 r. (tak jest!). „Premier Scott Morrison podkreślił, że to nie jest raport dedykowany Australii, ale całemu świata”, mimo że Australia jest – jestem tego pewien – częścią tego cholernego świata.

Decyzja o wykopaniu przyczyny zmian klimatycznych

Jako kolejny przykład świadomych decyzji, które naruszają cele klimatyczne, firmy w Australii planują masową ekspansję dostaw zarówno węgla, jak i gazu, a żadna z głównych partii politycznych nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowana zrobieniem czegokolwiek w tej sprawie. Poniżej zapierająca dech w piersiach lista planowanych nowych i rozbudowywanych kopalni węgla w Australii, pochodząca z najnowszego kwartalnego raportu rządowego.

Czy panowie w garniturach podejmujący decyzje w tych firmach są predestynowani jakimś tajnym biologicznym przymusem? Czy jest naprawdę niemożliwe, żeby mogli się kiedykolwiek zatrzymać lub zostać zatrzymani przez jakąś zewnętrzną siłę: aktywizm, dezinwestycja, presja akcjonariuszy lub załamanie popytu na produkty paliw kopalnych? Czy są pasażerami pociągu poruszającym się po deterministycznych szynach, czy też łodzią na oceanie, targaną wiatrami, która jednak ma możliwość wytoczyć kierunek?

Przykład międzynarodowy: Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) jest wpływowym globalnym think tankiem, który tworzy wysoko cenione prognozy przyszłości. Prognozy te często przewidują długi, powolny upadek paliw kopalnych i jako takie są często cytowane przez koncerny paliw kopalnych. Przez jakiś czas szereg aktywistów i ekspertów błagało ich o uwzględnienie scenariusza ograniczenia temperatury na świecie do 1,5°C, a w 2020 r. niechętnie uwzględnili ograniczony scenariusz zerowego bilansu netto emisji do 2050 r., zamknięty w osobnym rozdziale i nieobecny w zasadniczej części raportu. Ale hej, to już coś!

Tyle że później, w 2020 r., MAE opublikowała również „raport węglowy”, napisany przy dużym udziale przedstawicieli przemysłu węglowego, który przewidywał, że węgiel z łatwością przekroczy scenariusz 1,5 C. MAE nic o tym nie wspomniała – przywrócenie celu 1,5°C pozostawiono nam, znużonym malkontentom z Twittera.

Ludzie decydują się na pogarszanie zmian klimatycznych i nie płacą żadnej ceny za to, że grają tu w otwarte karty. Dzieje się tak dlatego, że trudno jest zmienić decyzje, szczególnie w krajach nasyconych paliwami kopalnymi, takich jak Australia. Stagnacja kulturowa, polityczna i korporacyjna trwa pomimo dosłownych przejawów konsekwencji, takich jak australijskie pożary buszu z okazji Czarnego Lata w 2020 roku. Ale mimo to nie poddajemy się: porażki z przeszłości nie dowodzą niemożności zmiany. Nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z takim wyczuwalnym zagrożeniem.

Każda przyszła masa emisji będzie skutkować ludzkimi reakcjami Decyzjami podejmowanymi w gorącej atmosferze polityki, kultury i ekonomii. Decyzjami jednostek mających przyjaciół, poglądy, obawami i potrzebę miłości. Każda molekuła CO2 jest naznaczona ludzkimi decyzji, które doprowadziły do jej przeniesienia ze skorupy ziemskiej do atmosfery i morza. To sprawia, że zmiana jest trudna, a szybka zmiana wyjątkowo trudna. Ale nie niemożliwa.

Jak podjąć decyzję o zaprzestaniu powodowania zmian klimatu

Nie ma szans, aby wszyscy zaangażowani w decyzje, które tworzą ten problem – od prezesów firm aż po polityków, ludzi i wspólnoty – skoczyli w dokładnie tym samym kierunku, w magicznym momencie kwantowej przypadkowości. Zmiana w procesie podejmowania decyzji musi być wymuszona przez aktywny trud. Tym właśnie jest działanie na rzecz klimatu.

Raport IPCC z 2018 r. dotyczący 1,5 C zaczyna się od cytatu: „Pour ce qui est de l’avenir, il ne s’agit pas de le prévoir, mais de le rendre possible” – Antoine de Saint Exupéry, Citadelle, 1948. Z grubsza: „Jeśli chodzi o przyszłość, twoim zadaniem nie jest jej przewidzieć, ale ją umożliwić”.

Wiele rzeczy musi się fundamentalnie zmienić, aby zmienić te straszliwe prawdopodobieństwo, które tak nam ciąży na naszych zmęczonych plecach.

Kluczowe miejsce, jakie zajmują tu dywagacje na temat PKB i wzrostu gospodarczego, prawie zawsze służy jako przeciwwaga dla wysiłków na rzecz klimatu, co ładnie widać na przykładzie Australii. To musi się zmienić. Nie można traktować PR-u firm kopalnych nastawionych na greenwashing tak, jakby doznały jakiegoś objawienia w kwestii działań na rzecz klimatu, bo jest to działanie destrukcyjne – po prostu zmieniają one ramy swoich trwających od dziesięcioleci wysiłków, by zanieczyszczać jak najwięcej, zanim zostaną powstrzymane z odpowiednią siłą. Plany „zeroemisyjne” państw i firm muszą być nie tylko przeanalizowane, muszą zostać wypalone na ich czołach. Krótkoterminowe działania muszą stać się nowym testem ambicji. Większość korporacyjnych i krajowych planów klimatycznych to puste skorupy i to również musi się zmienić.

Nastąpiła problematyczna inwersja między wykonalnością polityczną a bezpieczeństwem ludzi. Pilny charakter działań na rzecz klimatu został rozwodniony, aby dostosować się do rzekomych twardych granic zmian. Jednak przemysł paliw kopalnych sam zaścielił sobie takie łóżko – wykorzystuje instynkt politycznej ostrożności do pogorszenia problemu emisji. Sektor paliw kopalnych i jego miałkie wymysły zaciemniły obraz tego, co jest możliwe w kwestii klimatu. To naprawdę musi się zmienić.

Koncerny paliw kopalnych mają jako jedyne głos w sprawie tego, co jest wykonalne, jeśli chodzi o redukcję emisji. Zdominowały one kulturę, politykę, pieniądze i społeczeństwo. Kłamią na temat tego, jak bardzo ich potrzebujemy i jak szybko możemy się ich pozbyć, a ich kłamstwom powszechnie się wierzy. To oni decydują o nachyleniu stoku, po którym się zsuwamy, i to musi się zmienić.

Zastąpienie usług świadczonych przez paliwa kopalne może być czymś więcej niż zwykła substytucja – może mieć charakter transformacyjny, lecząc choroby przeszłości i uzdrawiając krzywdy naszej pogrążonej w kryzysie epoki. Polityka naprawcza po COViD-19 jest kluczem do osiągnięcia celu 1.5 C. Uczyńmy z działań na rzecz klimatu coś z natury pożądanego – nie tylko pożądanego w postaci błyszczącego auta marki Tesla, ale w sposób leczący głębokie społeczne rany. Wtedy wszystko pójdzie szybciej, ponieważ będziemy domagać się zmian i uczestniczyć w nich, zamiast tylko biernie akceptować ich obecność lub się nimi brzydzić. To musi się zmienić.

Określenie jakiejkolwiek decyzji w sprawie emisji jako niemożliwej do uniknięcia jest całkowitym poddaniem się siłom powodującym ten problem. Jest to bezpośrednia zdrada ludzi żyjących w regionach wrażliwych na wpływ klimatu. Podsumowując, cel 1,5°C jest niezwykle trudny, jego realizacja coraz bardziej nieprawdopodobna i trudniejsza niż cokolwiek, z czym nasz gatunek musiał się zmierzyć. Ale ponieważ jest sumą pieprzonego natłoku okropnych decyzji, umożliwioną przez gównianą kulturę polityczną i korporacyjną, która jest arogancko oderwana od fizyki naszego jedynego domu, sytuacja jest daleka od niemożliwości.

Źródło: ketanjoshi.co

Tłum. Przemek Stępień


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.