ISSN 2657-9596

Dlaczego ekolodzy drażnią umysły internautów

Radosław Gawlik
24/07/2013

W internecie toczy się wymiana, a właściwe bardzo często wojna poglądów – wojna najostrzejsza, gdy anonimowa. Chroniący środowisko i przyrodę, zwani dziś potocznie ekologami, nie mają dobrych notowań… Wystarczy, że na dowolnym portalu ukaże się informacja dotycząca ochrony klimatu, koniecznych zmian w energetyce, wątpliwości związanych z budową odkrywek, elektrowni na węgiel brunatny czy metody wydobycia gazu łupkowego natychmiast pojawiają się ostre, szkalujące słowa krytyki w komentarzach pod artykułem. Jeśli wpisy są anonimowe, wiele z nich jest obraźliwych. Zawierają mało argumentów, natomiast dużo inwektyw, wyzywania ekologów od terrorystów, agentów Zachodu lub Wschodu (w zależności od kontekstu) czy tych, którzy kochają bardziej kwiatki i motylki niż ludzi itd. itp.

Niektóre środowiska ekologów i Zielonych podejrzewają, że te nieustanne ataki na nich to wynik zorganizowanej akcji. Ja tak nie sądzę, choć przedstawione powyżej opinie o ekologach są również wygłaszane, już nieanonimowo, przez przedstawicieli władz. Przykładem może być tu znana wypowiedź byłego ministra skarbu o szkodliwości działań organizacji ekologicznych. Ministrowi nie podobały się sukcesy tych organizacji, które korzystając z instrumentów polskiego prawa ochrony środowiska wszczynały postępowania sądowe mające na celu kontrolę legalności decyzji administracyjnych dotyczących budowy nowych elektrowni. W działaniach tych minister doszukiwał się obcych interesów i spisku.

W tym miejscu warto zatrzymać się na chwilę i poświęcić trochę miejsca bardzo aktualnemu tematowi, a mianowicie: „łupki a sprawa polska”. Wątpiący w nieszkodliwość wydobycia gazu łupkowego ekolodzy i Zieloni są przedstawiani, wprost lub pośrednio, jako agenci rosyjskiego Gazpromu lub przemysłu atomowego, który rzekomo spowodował moratorium na ten gaz we Francji. Nasz minister skarbu z wykształcenia archeolog śródziemnomorski, pił przed kamerami płyn szczelinujący stosowany przy wydobyciu gazu łupkowego, aby przekonać obywateli o braku szkodliwości całego procesu. Był to najprawdopodobniej płyn innego pochodzenia, gdyż prawdziwy płyn zawiera substancje toksyczne, a minister mimo wszystko nie wyglądał na samobójcę. Polityk bez większego wahania nakazywał podległym sobie spółkom skarbu państwa angażowanie środków w ryzykowną dziedzinę poszukiwania gazu łupkowego.

Choć ceniony przez premiera, dla ekologów i Zielonych, a także, jak mi wiadomo, dla innych obywateli nie był postacią szczególnie wiarygodną. Po emisji programu, w którym minister pił rzekomy płyn szczelinujący, otrzymywałem telefony nakłaniające mnie do wniesienia do prokuratury zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez ministra. Polityk swoją demonstracją świadomie wprowadzał w błąd, co stanowić mogło zagrożenie dla życia i zdrowia obywateli. Mając jednak wątpliwości co do sensowności wszczynania postępowania sądowego ze względu na zanurzenie aparatu państwowego w oparach „taniego i czystego” gazu łupkowego, postanowiłem dyplomatycznie poczekać.

Ostatecznie doczekaliśmy się dymisji najbardziej „zaczadzonego gazem” urzędnika. Powodem odwołania ministra ze stanowiska były: brak kontroli tranzytu gazu oraz nieinformowanie premiera o postępach w sprawie memorandum firm polskich i rosyjskich dotyczącym gazu konwencjonalnego (tzn. gazu rosyjskiego – dla części internautów to kolejny dowód spisku, a nie bałaganu w ministerstwie).

Obecnie słyszymy liczne głosy studzące „entuzjazm łupkowy”. Zaczęto podnosić następujące problematyczne kwestie: większe koszty od początkowo przewidywanych (większe od tych, które są np. w USA, „ojczyźnie” tej metody wydobycia), wycofywanie się niektórych firm zagranicznych, działania Komisji Europejskiej, aby nie zaniżać standardów środowiskowych przy wydobyciu tego gazu, a nawet ustanowić nowe przepisy.

Warto również dodać, że w ostatnim czasie obalono kolejny mit dotyczący nieszkodliwości gazu łupkowego dla wody. Raport amerykańskiej agencji EPA o skażeniu wód pitnych w Wyoming substancjami chemicznymi ze szczelinowania jasno pokazuje zagrożenie dla środowiska, jakie niesie ze sobą proces wydobycia gazu łupkowego.

Okazuje się zatem kolejny raz, że ekolodzy i Zieloni mieli rację. Może te wściekłe anonimowe ataki w internecie, a także te spersonalizowane, bardziej wyważone, choć niezwykle emocjonalne i słabo uzasadnione zarzuty o braku kompetencji, o „zielonym ideologicznym zaślepieniu” to wyraz bezsilności entuzjastów „rozwoju bez ograniczeń”? Czyli rozwoju niemożliwego z powodu ograniczoności świata i jego zasobów, czego cała nasza cywilizacja, napędzana ekonomią zysku za wszelką cenę, zdaje się nie rozumieć.

Warto jeszcze dodać, że mało, kto wspomina i wie, że metoda szczelinowania hydraulicznego jest wyjątkowo rabunkowa. Istota problemu leży w tym, że w ciągu kilku lat wydobywa się ok. 20% gazu uwięzionego w skale łupkowej. Pozostałe 80% zostaje i bardzo wolno przez setki i tysiące lat będzie się uwalniała przez otwory wiertnicze (początkowo zabetonowane, a po setkach lat skorodowane). Warto tu nadmienić, że dokłada to kolejne porcje metanu do ocieplenia klimatu. Wydobywanie gazu łupkowego to zatem klasyczny przykład myślenia krótkoterminowego: „Po nas potop. Niech nasze wnuki i prawnuki się o to martwią”.

Istnieje coraz więcej dowodów, również empirycznych z USA, że do wydobycia gazu łupkowego, potencjalnie niezwykle ciekawego nośnika przejściowego przy budowaniu nowej odnawialnej i zdecentralizowanej energetyki, stosowana jest bardzo groźna technologia, której negatywne skutki i zagrożenia podważają sens jej stosowania. Ten fakt jednak, choć zgłaszany przez część organizacji ekologicznych i Zielonych jest całkowicie pomijany przez rządzących, którzy widzieli już Polskę niczym Katar i fundowali wszystkim emerytury z gazu.

Na koniec należy powiedzieć, choć jest to truizm, że w Polsce nie umiemy debatować, że brak jest dyskusji nad najważniejszymi decyzjami w państwie. Decyzja premiera Tuska o elektrowniach atomowych w Polsce, w momencie, gdy cała Europa wycofuje się z tej technologii, samotne i konsekwentne liberum weto rządu wobec polityki energetyczno-klimatycznej to przykłady szkodliwych decyzji, opartych o jednostronne argumenty. Istnieje spora nieodpowiedzialność rządzących, idealizujących niemal każdą technologię, inwestycję i „rozwój”. Ta nieracjonalność towarzyszy też osądom obywateli, które w dużej mierze kształtowane są na podstawie wypowiedzi polityków, wizji tworzonej przez media i biznes. Większość polityków, ludzi mediów i biznesu kieruje się natomiast mitami, pragnieniami, chciejstwem, a za mało – rozumem, rzetelną analizą argumentów „za” i „przeciw”, oceną ryzyka, odpowiedzialnością.

Artykuł ukazał się również w „Przeglądzie Komunalnym”.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading