ISSN 2657-9596
Fot: Pixabay/freakwave

„Szczepionka” na koronawirusa? Bioróżnorodność i walka ze zmianą klimatu

Hanna Schudy
15/03/2020
Bioróżnorodność „szczepi” nas na wiele chorób. Właśnie w obliczu pandemii choroby odzwierzęcej widać, że dalsze niszczenie gatunków, wylesianie itp. to dosłownie podcinanie gałęzi, na której siedzimy.

Zróżnicowanie życia na poziomach genów, gatunków oraz ekosystemów to cecha systemu ożywionego. Wszystko, co żyje, jest dość skomplikowane i pozostaje w sieciach nieskończonej ilości relacji. Człowiek z kolei, jako chyba jedyny gatunek, którego historia to stopniowe separowanie się od przyrody i jej zależności, lubi sobie rzeczy upraszczać. Nauczył się przyrodę kontrolować i ujarzmiać, np. zgromadzić w „zakładach” hodowlanych świnie, krowy, kury czy też plantacje kukurydzy albo soi. Czas wiedzo-władzy czy zbierania wyłącznie korzyści z tego procesu już minął. Dzisiaj obserwujemy skutki skumulowanej ingerencji w środowisko. Obrazy przypominające plagi egipskie grają na wyobraźnię – hierarchowie mówią o zbiorowej karze za grzechy, reszta społeczeństwa z niecierpliwością czeka na szczepionkę na koronawirusa. Tylko że wraz z zastosowaniem doraźnego panaceum nie zniknie problem, który wywołał całe to zamieszanie – utrata bioróżnorodności oraz postępująca zmiana klimatu.

Ptaszki, żabki, nietoperki…

Wiele wirusów, bakterii, grzybów, pierwotniaków czy larw owadów – żeby wymienić je tylko ogólnie – potrzebuje w swoim życiu żywicieli. Są to różne gatunki ptaków, płazów, gadów czy ssaków. Gatunki te są rezerwuarem różnego rodzaju patogenów. Liczba tych ostatnich może się zwiększać, jeżeli np. zaczyna brakować drapieżników dla żywicieli. Patogeny mogą też dzisiaj częściej migrować po świecie ze względu na przemieszczanie się człowieka. Niektóre patogeny odzwierzęce mogą z czasem przechodzić na człowieka, ponieważ habitaty dzikich zwierząt są systematycznie i na coraz większą skalę zajmowane przez ludzi. Zmniejsza się też dystans między człowiekiem a populacjami dzikich zwierząt. Wpływ na to mają m.in. wzrost zaludnienia, zabudowa terenów naturalnych, różnorodne sposoby użytkowania coraz to nowych gatunków zwierząt.

Na wzrost ilości patogenów mają też wpływ zmiany klimatu. Niektóre gatunki, jak np. kleszcze, mogą też zwiększać obszary swojego występowania albo pojawiać się też o dodatkowych porach roku ze względu na korzystne dla nich temperatury powietrza, które zmieniają się wraz z klimatem. Ilość i częstość występowania kleszczy w ostatnich latach wyraźnie wzrosła, co niesie ryzyko dla człowieka, ponieważ na groźne Kleszczowe Zapalenie Mózgu (KZM) rocznie zapada 5 000 – 12 000 osób w Europie. Badania pokazują, że na występowanie kleszczy wpływ mają mroźne zimy – im mocniejsze i dłuższe są mrozy, tym więcej kleszczy ginie. Podobną tendencję wzrostową, korelującą ze zmianami klimatycznymi, obserwujemy w przypadku boreliozy. Jej patogeny – krętki  wykrywane są w coraz większej liczbie kleszczy.

Zmiana temperatury to nie jedyny powód, dlaczego choroby odzwierzęce przenoszą się szybciej i na większą skalę. Badania dowodzą, że utrata bioróżnorodności – która także ma związek ze zmianą klimatu, o czym mówi raport IPBES z 2019 roku – sprawia, że jako ludzie jesteśmy łatwiejszymi „kąskami” dla patogenów. Jeżeli zatem wyśmiewane przez technokratów „żabki” i „ptaszki” zostaną zniszczone to musimy się liczyć z ryzykiem, że sieci zależności między gatunkami zostaną poważnie zaburzone.

Już 10 lat temu, czasopismo naukowe Nature potwierdziło hipotezy o „ochronnej” funkcji bioróżnorodności. Mowa w nim była nie tylko o walorach naukowych czy estetycznych skomplikowanego świata ożywionego, ale wskazywano właśnie na jego funkcję „instrumentalną”. Naukowcy nie do końca jeszcze wiedzieli, dlaczego spadek różnorodności biologicznej wiązał się ze zwiększeniem występowania patogenów u pewnych gatunków, w tym człowieka, ale badania potwierdziły związek między tymi dwoma fenomenami. Bardzo często pierwotnymi żywicielami okazywały się gatunki mało znane czy nie wywołujące u człowieka większej sympatii np. gryzonie. Po co zatem chronić te rzeczone myszy, ptaszki czy nietoperki? W jednym z badań prowadzonych w Oregonie stwierdzono, że częstość występowania hantawirusa w populacjach myszy (Peromyscus) wzrosła z 2% do 14%, ponieważ różnorodność gatunków ssaków zmniejszyła się w tym obszarze. Wirus ten powoduje gorączkę krwotoczną, na którą zapadali m.in. żołnierze podczas Wojny Koreańskiej (1950-1953). Minęło wiele lat zanim naukowcy odkryli, że wirus żeruje na gryzoniach, których wydzieliny, drogą wziewną mogą zakażać ludzi. Kolejne lata zajęło ustalenie, że wirus występuje na gryzoniach tym częściej im mniejsza jest bioróżnorodność. Z kolei w USA wykazano zależność między stopniem różnorodności gatunkowej ptaków a występowaniem wirusa gorączki zachodniego Nilu. Co ciekawe okazuje się, co wydaje się logiczne, że tam gdzie większa bioróżnorodność, tam też więcej pojawia się nowych patogenów. Jednak to, co jest dla nas istotne, to fakt, że im większe zróżnicowanie gatunków, tym dany patogen może mieć wielu żywicieli, tzn. nie będzie tak groźny dla konkretnego gatunku np. samego człowieka. Istotne jest zatem powstrzymywanie ingerowania człowieka w dzikie populacje zwierząt czy niszczenie ich habitatów. Im większy kontakt i ingerencja, tym większe jest prawdopodobieństwo, że wirus będzie transmitowany ze zwierząt na ludzi. Fakty te znane od dawna, nie przyniosły jednak wzrostu świadomości i działań prewencyjnych odnośnie bioróżnorodności. W samej Polsce pestycydy leją się strumieniami, wymierają pszczoły i inne owady. Ludzie panikują w obliczu koronawirusa, tylko czy będą potem zadawać pytania, co naprawdę możemy zrobić, aby uchronić się przed kolejnymi epidemiami?

Homo…sapiens?

Podobno jest tak, że człowiek jest mądry po szkodzie tylko chwilę, bo gdy wraca normalność, lubimy zapominać, o tym, co było trudne. Kolejny problem to swego rodzaju feler naszego gatunku, czyli nieumiejętność myślenia w kategoriach długoterminowych. Jest zrozumiałe, że ludzie czekają na szczepionki. Ale czy zastanawiają się, co należy robić, aby minimalizować ryzyko pogłębiania się katastrofy klimatycznej? Mam wrażenie, że w ostatnich dniach nie ma już debaty dotyczącej przyczyny epidemii – wszystko zaczęło się na chińskim targu, gdzie nie dość że trzymano w niewoli dzikie zwierzęta, to jeszcze podawano je jako posiłek! Temat zmiany klimatu też jakby ucichł, chociaż jest on znaczącym elementem układanki. Dlatego jest bardzo mocno prawdopodobne, że kiedy sprawa ucichnie, wrócimy szybko do naszego życia business as usual (biznes jak zwykle). A przecież dzisiaj, kiedy ludzie zostali zmuszeni do – często samotnego – siedzenia w domach i ograniczenia szeroko pojętej konsumpcji, tego rodzaju debaty byłyby chyba potrzebne, aby odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakim świecie chcemy żyć i czy pozwolimy żyć innym istotom oraz przyszłym pokoleniom?

Długa lista chorób

W ostatnich latach światowe organizacje zajmujące się zdrowiem apelowały o coś w rodzaju „Jednego zdrowia” czyli „One health”, podkreślając, że różnorodna przyroda, czyli także odpowiednie warunki dla dzikich zwierząt, wiąże się ściśle ze zdrowiem człowieka. Co ważne, przyroda i jej dynamika decyduje o ludzkich kryzysach – także ekonomicznych. Wiemy już, że koronawirus zatrzymał gospodarkę, a teraz mówi się o kolejnej „pladze” ćmy  Spodoptera frugiperda w Azji czy szarańczy w Afryce – zwierzęta te mogą przyczynić się do masowych strat w produkcji rolnej. W tych przypadkach ludzie też liczą na działania doraźno-inwazyjne, jak pestycydy czy insektycydy, tylko że są to miecze obosieczne. Niszczą ćmy, ale także ich potencjalnych wrogów.
Niby to wszystko było na biologii, ale ludzie i tak wiedzą swoje. Poraża tak zwana wiedza ludowa, na którą nie ma mocnych. W Polsce mamy na każdym kroku specjalistów od kleszczy, którzy traktują wypalanie traw – czeka nas niedługo – jako sposób na boreliozę. Przyczyny wzrostu liczebności kleszczy upatrują oni właśnie w zakazie wypalania traw. Logika jest taka – (1) w ostatnich latach zabroniono wypalania traw, (2) w ostatnich latach jest coraz więcej kleszczy, czyli wniosek – należy wypalać trawy, aby ograniczyć ilość kleszczy. Ale na boreliozie się nie kończy. Lista chorób związanych ze zmianą klimatu i spadkiem bioróżnorodności jest długa i mamy na niej też wściekliznę, malarię ale także salmonellę, grzybicę czy Ebolę i wiele innych.

Ochrona środowiska, czyli de facto ochrona naszego domu, jest procesem długotrwałym i nie pomoże na powstrzymanie obecnej pandemii. Jednak już dzisiaj należy głośno mówić o tym, że ziemia jako folwark czy ziemia jako śmietnik to najszybsza droga to samounicestwienia. Nie ma co liczyć, że po wszystkim samo z siebie przyjdzie otrzeźwienie. Albert Camus, ten ponadczasowy „ekspert” od portretowania człowieka w czasie „zarazy” wiedział, że ludzka refleksyjność to zjawisko bardzo rzadkie: „Zarazy są w istocie sprawą normalną, ale z trudem się w nie wierzy, kiedy się na nas walą. Zastają ludzi zaskoczonych. […] Ludzie byli przede wszystkim wrażliwi na to, co naruszało ich przyzwyczajenia lub godziło w ich interesy, na pierwszym miejscu były uczucia osobiste, a nie uczucia dla ludzkości”. I wreszcie: „Gdyby teraz wszystko się skończyło, szybko wróciłoby przyzwyczajenie”. Czy tym razem historia się powtórzy?

Źródła:

Przedruk za eko.org.pl


Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.