ISSN 2657-9596
fot. Monika Kostera

Kochamy pomidory

Monika Kostera , Joanna Średnicka
03/10/2023

Prawdziwy pomidor jest dziełem niebiańskim. Po słoweńsku nazywa się paradižnik – pasująca nazwa, prawda?

Dwugłos o przyrodzie i miłości
Monika Kostera i Joanna Średnicka

M: Kiedy byłam mała, w telewizji nadawano powtórki kultowego Kabaretu Starszych Panów. Lubiłam piosenki z tego kabaretu a najbardziej cieszyłam się, kiedy pojawiał się na scenie Wiesław Michnikowski, który ze smętną miną deklarował swoją miłość do pomidorów:

Minął sierpień minął wrzesień znów październik i ta jesień

Rozpostarła melancholii mglisty woal

Nie żałuję letnich dzionków róż poziomek i skowronków

Lecz jednego jedynego jest mi żal

Addio pomidory addio ulubione

Słoneczka zachodzące za mój zimowy stół…

O, jak bardzo sympatyzowałam z tą zatroskaną postacią, nawet jeśli nie do końca zgadzałam się z brakiem żalu za poziomkami. Ale pomidory były wtedy – i nadal – najlepszym i najwierniejszym wyrazem lata. Lato uśmiecha się do nas najpełniej przecudnym, gorącym od słońca pomidorem! Gdy jesienią znikają z krzaczków, mam zawsze ochotę zaśpiewać Addio pomidory (i często faktycznie to robię). Ty też tak masz?

J: Powiem Ci, że ciekawa sprawa z tym pomidorem. Uświadomiłam sobie, że z nimi jest zupełnie inaczej niż z innymi sezonowymi warzywami i owocami. W jakiejś wersji towarzyszą mi przez cały rok, co usypia czujność na ich „sezonowość”. Czerwcowe truskawki, potem maliny, szparagi i kolejne porzeczki, agresty i inne śliwki mają w mojej głowie swoje miejsca w kalendarzu. Czekam na nie, a potem tęsknię gdy odchodzą. Pomidor, ten aromatyczny, mięsisty i cudownie pachnący pojawia się niespodzianie i znika też znienacka, zastąpiony przez wytwory pomidoropodobne. I tak sobie myślę, może w pomidorze jest sporo szerszej prawdy o globalnym świecie? Niby wszystko i zawsze jest dostępne, ale doświadczeń prawdziwie poruszających zmysły nie ma na wyciągnięcie ręki. Przychodzą gdy nadchodzi ich czas?

M: Kiedy byłam mała, pomagałam czasami Dziadkowi podlewać wieczorem pomidory. Pachniały na krzaczkach prawdziwie niebiańsko, takim czystym letnim wieczorem, z psami szczekającymi w oddali i światłem spływającym łagodnie przez liście jabłoni. Pomidory trzeba podlewać delikatnie, inaczej niż, dajmy na to, marchewkę. Pomidory nasiąkają powoli słońcem i żarzą się jak małe słoneczka między zielonymi listkami. Są na krzaczku ciepłe w dotyku. Czasami urywały się ze swoich delikatnych gałązek i tedy Babcia zbierała i kładła na parapecie, by dojrzały do końca. To takie cudowne baterie słoneczne na kolację. Może dlatego nie umiem się dać nabrać na to coś z supermarketu co nazywa się „pomidor” ale smakuje i pachnie mokrą watą. Wolę nie jeść pomidorów wcale niż konsumować te sztuczne twory. Masz rację, to są twory pomidoropodobne – produkty przemysłowe.

Prawdziwy pomidor jest dziełem niebiańskim. Po słoweńsku nazywa się paradižnik – pasująca nazwa, prawda? Słyszałam taką ładną legendę – kiedy Adam i Ewa zostali wygnani z Edenu, Ewa szybko zerwała z krzaczka pomidorka i przemyciła z rajskiego ogrodu do swego ziemskiego ogródka. Najbardziej lubię surowe pomidory, chociaż sosy i zupy pomidorowe to też przecudna sprawa. A Ty?

J: O tak! Surowe w wersji lokalnej z cebulą, albo włoskiej z mozzarellą, bazylią i oliwą w każdej ilości. I sosy.  Koleżanka powiedziała mi kiedyś, że ona  jest z tych, którzy nie lubią sosów na bazie pomidorów, ale śmietany. Uśmiechnęłam się w duchu na myśl o takim podziale ludzkości. A pomidory, o tak! Kapryśne są w uprawie. Podjęłam nawet kiedyś własna próbę; wszystko szło wyśmienicie. Wyrosły bujne łodygi, piękne liście i cudownie obfite owoce. Krzaki uginały się pod ich ciężarem. Kilka dni dzieliło mnie od przemiany wersji zielonej w piękne, dojrzałe i gotowe do jedzenia pomidory. I nagle, z dnia na dzień wszystkie zachorowały. Kilkadziesiąt kilogramów pomidorowej tragedii. Poczerniało wszystko: liście, owoce, łodygi. Nadeszła, jak się dowiedziałam od lokalnych ekspertek, zabójcza dla pomidorów „zaraza ziemniaka”. Smutne to było bardzo. Poczułam na mojej mikroskopijnej plantacji, jak dużym wyzwaniem jest wydać na świat zdrowego, nie-przemysłowego pomidora! Za rzadko chyba o tym myślimy. Okrutny jest model zakupów, w którym w promocyjnych cenach kupuje się duże ilości żywności, często niemożliwe do przetworzenia i zjedzenia, nim nadejdzie jej czas. Marnujemy tony wszystkiego. Jest coś przeraźliwego w tych załadowanych jedzeniem koszach, czekających w kolejkach do supermarketowych kas. Zupełnie inaczej jest na szczęście wciąż na lokalnych straganach. Wzrusza mnie widok osób, szczególnie starszych,  wybierających pieczołowicie owoce i warzywa. Trzy jabłka, dwie cebulki, pięć pomidorów, garstkę śliwek… I różnorodność odmian. To chyba nasza namiastka zrywania z krzaczka?

M: O, tak, te pomidory nierówne, pękate, troszkę krzywe rozłożone na straganach – i też w wiejskich sklepach – aż zapraszają, żeby je dotknąć. Masz rację, że to nasza namiastka krzaczka, ale taka uczciwa, nie wyrób krzaczkopodobny –  bo krzaczki pozostają w domyśle. Te stragany to jakby streszczenia całej krzaczkowej opowieści wzrastania, kwitnięcia, dojrzewania…

A jaki jest Twój ulubiony utwór, wiersz albo obraz o pomidorach? Mój jest antytezą najbardziej znanego, czyli „Campbell’s Soup Cans” Andy Warholla. Te puszki są produktami, właśnie z takiego marnotrawczego wózka, o którym mówiłaś. Mój ulubiony to obraz Paula Gauguina „Martwa natura z pomidorami”. Gauguin chyba tak samo kochał pomidory jak my, bo one są tak cudownie kuszące na tym obrazie, że ma się ochotę ich dotknąć – krzywe, przerośnięte, przejrzałe. Całe szczęście, że obok nich na stole leży nóż, bo można sobie wyobrazić, że byłby się wgryźć w taki pomidor, to eksplodowałby na nas i na cały stół. Prosto z ogródka Demeter, święto urodzaju, klimat festynowy. Ma wręcz w sobie coś erotycznego – może sprawia to biały, lekko pomięty obrus, zsuwający się ze stołu jak pościel z łóżka. Przywodzi na myśl piosenkę, którą śpiewał Michnikowski.

J:  A  wiesz, że szukam w głowie i szukam, i szukam, i nic. Pustka. Nie mam żadnego pomidora w głowie, chyba nie utkwił mi żaden konkretny utwór o nich. Za to kolor, ceglano-pomidorowy natychmiast zabiera mnie w południowe rejony, a szczególnie do starogreckich waz, naczyń, dzbanów, w których ognisty pomarańcz przenika się z eleganckim, czarnym tłem.


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading