ISSN 2657-9596
Fot. Monika Kostera

Kochamy Las

Monika Kostera , Joanna Średnicka
04/09/2023

„Przyznam Ci się, że jestem trochę leśną neofitką. Uczę się go pełniej doświadczać, chłonąć, poznawać”.

Dwugłos o przyrodzie i miłości
Monika Kostera i Joanna Średnicka

J: Rozmawiałyśmy ostatnio o tym, że kochamy drzewa, a co czujesz do lasu?
Mnie napełnia całą masą uczuć. Po polsku nie ma chyba jednego słowa by oddać pełne znaczeń angielskiego „awe”, w którym groza łączy się z podziwem, niepokój przeplata z poczuciem obcowania ze sferą duchową, z czymś większym, ważnym i nie do końca pojętym. A to właśnie czuję wchodząc w ciszy do starego, monumentalnego lasu. Nie chyba zresztą ja jedyna, cudownie poetycko Mickiewicz w IV księdze Pana Tadeusza oddaje nastrój spotkania z Puszczą. Weźmy choćby kilka pierwszych wersów:

Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy,
Aż do samego środka, do jądra gęstwiny?
Rybak ledwie u brzegów nawiedza dno morza;
Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża,
Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice,
Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice:
Wieść tylko albo bajka wie, co się w nich dzieje.
Bo gdybyś przeszedł bory i podszyte knieje,
Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłód, korzeni,
Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni
I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk,
Gniazdami os, szerszeniów, kłębami wężowisk.

Przyznam Ci się, że jestem trochę leśną neofitką. Uczę się go pełniej doświadczać, chłonąć, poznawać.

A Ty, co widzisz, gdy zamykasz oczy i mówisz: LAS?

M: Cudny Mickiewicz – masz rację, to jest taki zachwyt, który trudno jest wyrazić zwykłą prozą. W czasie wakacji sporo wędrujemy z mężem po lesie. Kilka dni temu szliśmy przez las iglasty, który pachniał jak świątynia. Kościoły katolickie na Sycylii i ortodoksyjne w Grecji pachną w ten sposób. Jest w nich takie samo światło, niby przyćmione ale w taki sposób, który pozwala rozbłysnąć wizji peryferyjnej – tej, która ćmi na obrzeżach doświadczenia ale nie ma własnej możliwości koncentracji, fokusu. W świątyni siedzi się lub stoi w nawie, a przez las się idzie, co daje większą świadomość tego, że cokolwiek to jest, co prawie się w ten sposób widzi, pozostaje nieuchwytne, niemożliwe do osiągnięcia, zrealizowania czy określenia. Idąc, przypomniałam sobie mojego dziadka Jana. Babcia Weronika była bardzo wierząca, a dziadek chodził do kościoła tylko w główne święta, a i wtedy wolał siedzieć na zewnątrz pod drzewem. Babia próbowała dziadka skłonić do częstszego chodzenia na mszę. Odpowiadał jej: „Weronia, nie gniewaj się, ale dla mnie najlepszy kościół to iść nad rzekę, iść do lasu.”

J: No leśnie sacrum. Byłam ostatnio na fantastycznym wykładzie Katarzyny Simonienko, a teraz czytam jej książkę o mocy lasu, jego uzdrawiającym wpływie na nasze zdrowie, stan ducha i umysłu. Okazuje się, że nauka potwierdza obecnie intuicje dziadka Jana. W leśnych olejkach, w glebie, w korze drzew, w grzybach, leśnych dźwiękach, w deszczowym powietrzu jest mnóstwo czystego dobra, które w pozytywny sposób wpływa na wiele z parametrów naszego zdrowia (jak ciśnienie, kortyzol, stres itp.). Są kraje, np. Szkocja czy Kanada, gdzie od kilku lat lekarze zapisują tzw. zielone recepty, czyli spacery po lesie, lako uzupełnienie tradycyjnych terapii. Jesteśmy gatunkiem leśnym, zwłaszcza w tej części świata nasi przodkowie żyli blisko lasów, rzek, strumieni. Dostęp do lasu, świeżej wody to ewolucyjna potrzeba, w której różne podsystemy organizmu odbierają komunikat: jest dobrze, jest woda, jest życie, jest las – jest jedzenie. Ostatnie dwieście lat, obietnicą industrializacji i miejskiego stylu odcięło nas od tego matecznika. Niby wiem od dawna, że las to życie, piękno, harmonia, ale uświadomienie sobie, jak bardzo biologicznie i psychologicznie jesteśmy z nim związani robi na mnie ostatnio duże wrażenie. Mamy jeszcze w Polsce ten luksus, że zostało kilka miejsc, puszcz i rezerwatów prawdziwie dzikich, pierwotnych, mickiewiczowskich. Trzeba zrobić wszystko, by to wspólne dobro ocalić.

M: O, tak! Bez lasu zginiemy marnie. Ekosystem nie przeżyje utraty lasu. Las nie jest żadnym luksusem, jest naszym domem, z którego się wywodzimy i który przez ogromnie długi czas nas utrzymywał. Nadal utrzymuje, bo produkuje tlen, który ludzie zużywają w zastraszającym tempie, jakby nie miał żadnej wartości. A przecież jego wartość nie daje się wyrazić za pomocą żadnych miar, bo to jest atmosfera, która umożliwia życie na naszej planecie. Mówi się: nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las. Tylko, że coraz mniej tego lasu, a naszych różnych produkcji, w tym fabryk produkujących drewno – coraz więcej.

Bo nie wystarczy nasadzić drzew, a już zwłaszcza „zasobów drewna”, żeby móc mówić o lesie. Las to nie tylko drzewa, nie tylko ściółka. To cały ekosystem. Na przykład – grzyby. Różne, te które zbieramy do koszyczka i wielka ilość niewidocznych dla nas grzybni, grzybków i zarodników. Amerykańsko-niemiecki artysta interdyscyplinarny Jared Gradinger tworzy często małe ekosystemy, gdzie człowiek jest tak samo widzem i uczestnikiem, jak są nimi rośliny i owady. Jedna z jego prac to opuszczona drewniana chatka w Helsinkach, którą artysta „zaszczepił” grzybniami tak, by pięknie i naturalnie wrastała w otaczający ją las. Ma być piękna dla lasu i dla ludzi. Wewnątrz artysta wstawił stare piano, na którym grają różne grzyby, powoli pomagając mu także wrosnąć w las. Grzyby zabierają chatkę bardzo powoli z powrotem do lasu, pozwalając ludziom na spotkanie z tym procesem leśnego odchodzenia, decywilizowania, które jest balsamicznie łagodne i wrażliwe. Przede wszystkim – jest żywe.

J: absolutnie piękne. Wiesz powraca ostatnio do mnie taka myśl że może Las pomoże nam znowu odbudować wspólnotę? Wokół lasu gromadzi się ostatnio coraz więcej energii. Myślę że zaczęło się to podczas pandemii, gdy pod presją, przytłoczeni i osamotnieni poszukiwaliśmy miejsc wytchnienia, miejsc zielonych i z dala od miast. Na nowo odkryliśmy Las? Dziś jest w Polsce mnóstwo lokalnych grup ludzi którzy organizują się wokół lasów; urządzają spacery leśne, podpatrują ptaki, wędrują wspólnie, , dyskutują w social mediach. Pamiętam, że w dzieciństwie las był dla mnie raczej dodatkiem do czegoś: do jeziora, do morza do grzybów. Teraz jest zupełnie inaczej, kocham Las, za bycie po prostu lasem. czy wracamy do korzeni? Nie chcemy żeby wycinano nam ukochane kawałki puszczy czy podmiejskich zagajników. Podobno istnieje nawet jakiś rodzaj depresji po stracie swojego ukochanego lasu, tego do którego chodziliśmy przez lata na spacery z psem, z którym mamy dobre wspomnienia i skojarzenia. Jeśli on znika, bo został potraktowany jako źródło surowca, to odczuwamy duży smutek i złość. Okazuje się, że jest mnóstwo ludzi którzy w takich momentach zaczynają organizować się, szukają kontaktu z innymi, którzy są w podobnej sytuacji, uaktywniają się i angażują obywatelsko.. To jest bardzo ciekawy ruch oddolnych inicjatyw: w obronie lasu, w walce to co zostało. Mnie to napawa dużą nadzieją, może wokół lasu odbudujemy wspólnotę? Może jest tym z naszych , kurczących się, wspólnych dóbr, które połączy nas, bo nie jest tak abstrakcyjne jak klimat czy nawet woda, której jeszcze wciąż w wielu miejscach nie brakuje. Las jest czymś namacalnym czymś co było bliskie, a czego może jutro nie być. I tu akurat dokładnie wiadomo co trzeba zrobić. Przestać ciąć…

M: Tak, to prawda! Las może nam pomóc odbudować wspólnotę i poczucie zakorzenienia. W lesie naprawdę można się zgubić – bywa, że nasze urządzenia tracą zasięg, tak jak w czasie naszej niedawnej wędrówki z mężem – weszliśmy a taką głębię, że moja komórka nie pokazywała żadnej sieci, ale za to na naszej drodze pojawiła się sarna. Zatrzymaliśmy się i ona się zatrzymała, popatrzyliśmy na siebie przez chwilę. Potem bez pośpiechu, tak jak się skacze do ulubionej rzeki, dała susa w gąszcz.

Las jest jednym z niewielu miejsc, gdzie (na ogół) nie ma żadnych kamer ani innych urządzeń monitorujących. Dwadzieścia-kilka lat temu gdy zaczęły się pojawiać w miejscach publicznych, ludzie reagowali na tę obecność, były społeczne inicjatywy polegające na organizowaniu przedstawień tanecznych przed kamerami CCTV w ramach protestu przeciwko inwazji z nasze życie. Obecnie kamery są wszechobecne i generalnie przestaliśmy protestować, przyjmujemy ich obecność jako oczywistą na osiedlach, w szkołach, w salach wykładowych, w miejscach pracy, w parkach, w sklepach, w muzeach, w kawiarniach… Jest bardzo niewiele miejsc, gdzie nikt nas ciągle nie nagrywa, nie podgląda. Jednym takim miejscem jest las. Jest przy tym wyjątkowy. Nie jesteśmy tam śledzeni, ale nie jesteśmy sami – patrzą na nas ciągle oczy ptaków, zwierząt, owadów, ze wszystkich stron. Nie mamy pojęcia co widzą. Są żywą obecnością, w którą nasza własna obecność zapada tak intensywnie, że w lesie naprawdę można – się odnaleźć.


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.