Kochamy grzyby
„Bardzo lubię te nasze rozmowy, przypominają mi ile jest w świecie rzeczy do kochania. O grzybach bym pewnie w pierwszym odruchu nie pomyślała, ale wystarczy odrobina wysiłku i już umysł szaleje w morzu grzybowych skojarzeń i wspomnień”.
Dwugłos o przyrodzie i miłości
Monika Kostera i Joanna Średnicka
M: Nie wiem jak Ty, ale ja jestem zafascynowana grzybami. Być może w nietypowy sposób, bo nie przepadam za potrawami z grzybów. Grzyby interesują mnie jako bardzo zagadkowe żywe organizmy. Nawet te „zwykłe” leśne są w gruncie rzeczy nadzwyczajne. Lubię je tropić i podziwiać. Często chodzimy z mężem po lesie i w grzybiarskim sezonie wygląda to tak, że przed nami i za nami chodzą z koszyczkami grzybiarze, którzy co i rusz wskakują w gąszcz i wracają potem na ścieżkę z kolejnym zebranym okazem. Ja też daję susa w bok, gdy wypatrzę grzyba, ale go nie ścinam, tylko podchodzę blisko i fotografuję. Mam cały zestaw zdjęć grzybów jadalnych i niejadalnych. W moim hobby bardzo wygodne jest to, że nie muszę ich odróżniać – fotograficznie „zbieram” je wszystkie, więc kocham je równo wszystkie. Może nawet bardziej te jadowite, bo bywają szczególnie piękne, a podziwianie ich, nawet z bardzo bliska nie może spowodować zatrucia. A co Ty myślisz o grzybach?
J: Bardzo lubię te nasze rozmowy, przypominają mi ile jest w świecie rzeczy do kochania. O grzybach bym pewnie w pierwszym odruchu nie pomyślała, ale wystarczy odrobina wysiłku i już umysł szaleje w morzu grzybowych skojarzeń i wspomnień. Zawsze fascynował mnie rytuał ich zbierania. Jesienne wyczekiwanie czy już są, rodzinna wyprawa, opracowywanie strategii, nutka rywalizacji o najlepsze prawdziwki, potem godziny czyszczenia, krojenia, suszenia, i szykowania w gotowości do Wigilii. Ja nigdy się sama w to zbieranie nie wkręciłam, nie szło mi za dobrze, nudziło mnie samo poszukiwanie grzybów, ale lubiłam ten jesienny zryw energetyczny, wilgotne leśne powietrze, niespieszną wędrówkę w ciszy. Dużo dziś wiemy o dobroczynnym wpływie lasu na nasze zdrowie, a nawet o wartości kontaktu z bakteriami glebowymi dla naszego systemu nerwowego. Jest też jakaś magia w tym zbierackim rytuale: grzyby to poza ziołami, owocami leśnymi chyba ostatni rodzaj pożywienia, którego nie uprawiamy, który jest autentycznie wspólnym dobrem. Wyrasta swobodnie, w wolności. Po który każdy może sięgnąć.
M: O tak! Przyznam Ci się, że nienawidzę rywalizacji, jeśli o coś jest konkurencja to zniechęca mnie to do próbowania, by to osiągnąć, tak jak podobno złe perfumy działają na osoby szukające kogoś do pokochania. Rywalizacja – to są moje „złe perfumy”. Ale to wspólne zbieranie grzybów było w stanie nawet mnie, nielubiącą potraw z grzybów, zachęcić do grzybiarstwa. Razem ze znajomymi, z rodziną, chodziłam nieraz po lesie i zbierałam grzyby, których potem wcale nie jadłam. Nie interesowało mnie, czy wygrałam, czy nie – ale w tym przypadku ułożenie moich trofeów obok ich było czymś bardzo satysfakcjonującym. Taka świadomość, że Wigilia dzięki nam znów się odbędzie. Wiesz, nie dopowiedziałam sobie wcześniej nigdy tego w ten sposób, ale to jest prawda, tak właśnie było. Zbierając te grzyby na jesieni, umożliwialiśmy Wigilię, troszkę tak jak szwedzcy chłopi umożliwiali powrót słońca i lata swoimi tańcami wokół pierwszo-majowego ogniska.
Ale grzyby to nie tylko te zbierane przez nas – jadalne (albo nie daj Boże! trujące). To ogromne królestwo przeróżnych osobników, wykraczające poza świat roślin. Ich rola jest nieoceniona – między innymi, nauka mówi, że drzewa i inne rośliny w lesie komunikują się ze sobą przy pomocy różnych grzybów i grzybni. Wchodzą chętnie w symbiozę z różnymi organizmami. Ty też masz takie skojarzenia – grzyby- spółdzielcy?
J: No na pewno kojarzą mi się z organizmami występującymi w dużych skupiskach. Jak spotkasz jednego rydza, to wiadomo, że warto rozejrzeć się, bo wokół będzie ich więcej. Pamiętam, że rozmawiałyśmy kiedyś o nadziei w życiu społecznym, już nie wiem o czym dokładnie dyskutowałyśmy, ale użyłaś metafory grzybni do opisu zalążków społecznej zmiany. Gdy w wielu miejscach jednocześnie kiełkuje coś nowego, pozornie niezależne zdarzenia łączą się w niewidzialnej sieci, i za jakiś czas mamy szansę na prawdziwą zmianę. Na całe pole rydzów. Bardzo mi ten obraz podziemnej grzybni utkwił w pamięci. Często do nie go sięgam, próbując zrozumieć wiele procesów społecznych, i z nadzieją obserwując pozornie drobne i nieznaczące, ale powtarzające się w różnych miejscach zalążki czegoś nowego. Jeszcze a propos grzybów – leśnych spółdzielców, okazuje się, że bywają też bardzo użyteczne w ochronie drzew przed wycinką. Niektóre ich gatunki, które lokują się w okolicy, czy szczególnie na martwych kłodach, są prawnie chronione, co zabezpiecza też okoliczne drzewa. Taka wielowymiarowa współzależność.
M: O, tak! Metafora grzybni pochodzi z mojego terenu badawczego – badałam wtedy etnograficznie organizacje alternatywne, w tym spółdzielnię założoną przez anarchistów. To oni mówili, że ich sposób współdziałania jest podobny do dynamiki grzybni. Starają się znaleźć ekosystemy z którymi mogą współpracować i zawsze coś, jakąś wiedzę, przenoszą z jednego miejsca w drugie. Służą za komunikatorów, łączą i pomagają innym współdziałać.
Jared Gradinger – artysta, o który wspominałam wcześniej, tworzący małe ekosystemy i czasami „szczepi” je grzybami. Na przykład stworzył wraz z Shelley Etkin, Almem Gnista, Stefanem Rusconi i Angelą Schubot „chatę pełną życia”, którą zamieszkują grzyby i grzybnie. Jared mówi, że grzyby teraz same się w chacie organizują. Jednym z przesłań tego dzieła sztuki jest niejednoznaczność czasu. Zegary ludzkie są tradycyjnie oparte ruchu ciał niebieskich i na porach roku. W epoce przemysłowej oderwały się od otoczenia i stały się czysto mechaniczne, abstrakcyjne. Obserwowanie chaty może nam pomóc zrozumieć inne żywe czasy. Grzyby robią to całkiem bezstresowo. Nie trzeba argumentów w postaci katastrof naturalnych, powodzi, huraganu, żeby pokazać potęgę i inność pulsu przyrody. Dzięki grzybom, jeśli mamy minimum chęci by się czegoś nauczyć, możemy to pojąć naszą wrażliwością estetyczną. No i też to o czym mówisz – grzyby zabezpieczają drzewa. Co więcej, w podłożu muszą być różne grzybnie, by chciał tam rosnąć las, czy pewne typy lasów. W pewnym sensie grzyby jakby pomagają roślinom pozostawać ze sobą w relacji ze sobą.
Jest to wspaniale widoczne w fotografiach brytyjskiego artysty Roberta McMurray’a. Jego fotografie grzybów są pełne wyrazu i podobne do jego charakterystycznych scen ulicznych, przedstawiających ludzi będących częścią czegoś o wiele większego, czego sens przeczuwamy, ale nie potrafimy go zwerbalizować.
A Ty, czy masz jakieś swoje ulubione dzieło sztuki o grzybach?
J: W zasadzie to mam, choć pośrednio. Pojawia się w ciekawy sposób grzybobranie u Mickiewicza, w Panu Tadeuszu. Choć tak naprawdę to siedzi mi ono najbardziej w głowie zamknięte w żartobliwym komentarzu Norwida, o bohaterach epopei Mickiewicza: „zresztą: awanturniki, facecjonisci, gawędziarze, pasibrzuchy, którzy jedzą, piją, grzyby zbierają i czekają, aż Francuzi zrobią im ojczyznę..” Czy jakoś tak. Często i dużo rozmyślam o naszej narodowej duszy, spieram się w myślach zarówno z tymi megalomańskimi wyobrażeniami, jak i autostereotypami, które wbijają w poczucie niemocy. Kilka lat temu przyklaskiwałam chyba ochoczo Norwidowi, dziś skłonna jestem szukać kompromisu: na pewno można pięknie połączyć branie odpowiedzialności za los wspólnoty z niespiesznym czasem w lesie, na grzybach i celebrując kulturę stołu; z Francuzami?
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.