ISSN 2657-9596

Jaki rozwój dla wschodniej Polski

Wojciech Kłosowski , Jan Szoc
29/09/2011

Z Janem Szocem, chełmianinem i Europejczykiem, przedsiębiorcą i człowiekiem z pasją rozmawia Wojciech Kłosowski, ekspert w dziedzinie rozwoju regionalnego.

Wojciech Kłosowski: Na początek zmierzmy się z określeniem „ściana wschodnia”. Tak politycy warszawscy zwykli określać województwa wschodnie, w tym Lubelszczyznę, sygnalizując w ten sposób, że to jakaś odrębna, gorsza część Polski. Czy rzeczywiście „ściana wschodnia” ma gorsze szanse rozwojowe niż reszta kraju?

Jan Szoc: „Ściana wschodnia”… to określenie budzi jak najgorsze skojarzenia. Mieszkający tu ludzie nie akceptują takiego określenia dla dużego i ważnego fragmentu Polski. Określenie to ukuli chyba politycy, którym nie udało się przez lata zaproponować żadnego modelu rozwoju dla naszego regionu. Jestem bardzo zaniepokojony brakiem dobrze przemyślanego programu aktywizacji gospodarczej i społecznej dla Lubelszczyzny. Katastrofalny stan dróg, infrastruktury kolejowej, teleinformatycznej…Do tego dochodzą znane nam wszystkim dotkliwe problemy w opiece zdrowotnej i edukacji.

I bezrobocie, ostatnio znów szybko rosnące…

Właśnie! Bezrobocie przekraczające już 20%, szczególnie dotyka teraz młodych mieszkańców Lubelszczyzny, dobrze wykształconych. To nie jest to bezrobocie sprzed kilkunastu lat, gdy znajomość angielskiego i obsługi komputera gwarantowała pracę; teraz można być wykształconym i przymierać głodem, bo gospodarka regionu jest w stagnacji.

A za chwilę będzie w recesji, jeśli nie zmieni się polityka władz w Warszawie.

Tych problemów nie da się zakryć tysiącami plakatów z uśmiechniętymi kandydatkami i kandydatami, którzy powtarzają: „Polska w budowie” i inne banały. Bez refleksji, jak to się ma do rzeczywistości tutaj, na „ścianie wschodniej”.

Jesteś kandydatem Zielonych w jesiennych wyborach do Sejmu. Jaka jest twoja propozycja dla Lubelszczyzny?

Magicznych recept nie ma, choć niektóre partie co chwila obiecują cuda… (śmiech). Będziemy, podobnie jak Zieloni w innych krajach Europy, proponować dla Lubelszczyzny projekty prorozwojowe, zrównoważone i nie degradujące środowiska społecznego i naturalnego. To się wszędzie sprawdza. Popatrzmy na Niemcy, gdzie Zieloni osiągają ostatnio wyniki na poziomie 20%.

A jak Polska wschodnia wygląda z perspektywy Unii Europejskiej? Spędziłeś wiele lat swego życia zawodowego w Belgii, byłeś analitykiem Komisji Europejskiej.

Odpowiedź jest bardzo prosta, choć dla niektórych może być zaskakująca: nie wygląda wcale! Nie znam w Parlamencie Europejskim żadnej inicjatywy naszych eurodeputowanych, którzy walczyliby o ten region Polski. A przecież wiadomo, że na tle innych regionów Europy sytuacja polskich województw wschodnich jest szczególnie krytyczna. Biedniejsze są tylko niektóre regiony Rumunii i dwa regiony Bułgarii. Łatwiej jest się chwalić, a znacznie trudniej pokazać jak dwubiegunowo rozwija się Polska! Niestety, „o swoje” trzeba w Parlamencie Europejskim umieć walczyć, przedstawiając projekty aktów prawnych, szeroko informując i domagając się skutecznych zmian…

Porozmawiajmy o konkretnych pomysłach dla tego terenu. Dawne województwa: chełmskie, zamojskie i bialsko-podlaskie to przede wszystkim tereny rolnicze…

…i jest w tym duża szansa, bo w ostatnich latach rolnictwo, do którego należy dodać określenia: „naturalne”, „ekologiczne”, „zdrowe” czy „wolne od roślin genetycznie modyfikowanych”, jest ogromną szansą dla tych terenów, gdzie występuje.

No, ale wiemy obaj, że rolnictwo na tym terenie, oprócz potencjału, o którym mówisz, oprócz, oprócz szans na produkcję ekologicznie czystą, ma też olbrzymi problem, jakim jest rozdrobnienie gospodarstw. Jakie zmiany w lubelskim rolnictwie mogłyby przyczynić się do sukcesu tego terenu?

Musimy zrobić wszystko, żeby zachować te tereny w dobrej kulturze rolnej, ale jednocześnie stworzyć struktury rolniczych grup producenckich. Potrzebna jest produkcja na większą skalę, potrzebujemy infrastruktury do przechowywania produktów, pakowania ich, specjalnej certyfikacji i właściwego transportu na często oddalone rynki zbytu dla naszej bardzo dobrej, zdrowej i szlachetnej żywności!

W całej Europie prawdziwie dobrą i poszukiwaną żywność produkuje się właśnie w małych, często rodzinnych czy sąsiedzkich przetwórniach. Wystarczy tutaj przytoczyć przykłady francuskich, belgijskich, włoskich czy szwajcarskich producentów serów, wina, oliwy, czy szlachetnych wędlin. To nie wielkie zakłady przetwórcze są lokomotywami tego ogromnego rynku na którym nasze lubelskie wyroby mogą i muszą znaleźć należne im miejsce. Konieczne jest przeniesienie dobrych praktyk z innych krajów.

Polscy Zieloni mają tu dobre kontakty z Zielonymi z innych krajów…

…a ja chętnie deklaruję osobistą pomoc w profesjonalnym przygotowaniu i sprowadzaniu na Lubelszczyznę bardzo udanych doświadczeń francuskich i belgijskich w produkcji, ekologicznej certyfikacji i europejskim marketingu szlachetnych serów, wyjątkowej jakości masła i innych przetworów. Te pochodzące z nieskażonej Lubelszczyzny mogą osiągać podobne ceny, jak naturalnie produkowana żywność francuska. Trzeba inaczej myśleć o produkcji i promocji naszego regionu. Dotychczasowe działania się nie sprawdziły. Czas to zmienić i trzeba to zrobić szybko.

Czas byśmy porozmawiali o gospodarce wschodniej Polski, w tym Lubelszczyzny. Jesteś doświadczonym przedsiębiorcą, działałeś w biznesie w wielu krajach, w tym pracowałeś dla jednej z najbardziej zaawansowanych technologicznie firm europejskich, zajmującej się wykorzystaniem nowoczesnych technologii optoelektronicznych i laserowych. Można powiedzieć, że patrzysz na naszą gospodarkę oczami zachodniego biznesmena. Jak wyglądamy?

Jesteśmy niestety słabo rozwinięci gospodarczo. Branża cementowa to nie jest gospodarka XXI wieku. Potrzebujemy gospodarki nowoczesnych usług opartych na wiedzy i kreatywności. Na tym się dziś zarabia, a nie na cemencie.

Zacznijmy więc od tego, co na Lubelszczyźnie już jest. Szybko rosnącą gałęzią sektora usług jest zróżnicowana turystyka. Wydaje się, że tereny, o których mówimy, to obszar wielkiej atrakcyjności turystycznej: Roztocze, Zamość, Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie… Czego więc brakuje na Lubelszczyźnie, aby ludzie tutaj mogli dobrze żyć z turystyki? Co trzeba poprawić?

Przez wiele lat żyłem i pracowałem na kilku kontynentach, co pozwoliło mi zwiedzić i zobaczyć różne oblicza świata. Dlatego, z doświadczenia wiem, że zachowane naturalne piękno Lubelszczyzny wymaga żmudnego procesu waloryzacji i bardzo dobrego, nowoczesnego systemu informacji turystycznej.

Dzisiejszy świat ucieka nieodwołalne w turystykę tematyczną i kwalifikowaną. To znaczy, że turyści, którzy przyjadą do nas, szukają zorganizowanych atrakcji i możemy im to zaproponować! Grupy ludzi zafascynowanych oglądaniem ptaków w ich naturalnym środowisku, pasjonaci jeździectwa i turystyki konnej poszukujący ciekawych szlaków konnych, rowerzyści szukający fascynujących tras rowerowych.

Turystyka polegająca na zwiedzaniu „zabytków i przyrody” skończyła się. Turysta XXI wieku oczekuje zorganizowanych tras tematycznych, przemyślanych scenariuszy przygody turystycznej, którą mu zaproponujemy. A więc decyduje nasza pomysłowość i kreatywność. Tylko w taki sposób możemy ściągać do nas turystów.

Kto powinien wnieść tę kreatywność? Samorządy?

Jeżeli turystyką będą zajmować się znudzeni urzędnicy, to niewiele się zmieni. Organizacja turystyki to zadanie dla „pozytywnie zakręconych”. To typowy przykład sytuacji, gdy organizacje pozarządowe potrafią załatwiać sprawy lepiej. Państwo i samorządy powinny je w tym wspierać.

Fragmenty wywiadu, który ukazał się w regionalnym wydaniu „Zielonych Wiadomości” Chełm – Zamość – Biała Podlaska (wrzesień-październik 2011). Jan Szoc kandyduje do Sejmu z rekomendacji Zielonych w okręgu bialsko-podlaskim, lista nr 3, miejsce 24 (ostatnie).

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.