Decydujmy o sobie
Mieć dzieci, kiedy się chce, i nie mieć dzieci, kiedy się nie chce – to w Polsce przywilej. Państwo polskie robi niewiele, aby stał się on prawem dla wszystkich.
Jeśli zarabia się wystarczająco dużo, jeśli miało się dostęp do rzetelnej edukacji seksualnej, jeśli można sobie pozwolić na zakup środków antykoncepcyjnych albo na nowoczesne procedury medyczne w razie niepłodności, jeśli ma się dwa tysiące na aborcję w podziemiu w przypadku niechcianej ciąży – można skorzystać z tego przywileju. Tę możliwość zawdzięcza się jednak albo sobie, albo szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Państwo polskie robi bowiem bardzo niewiele, aby ten przywilej stał się prawem dla wszystkich.
Kwestia aborcji to bolesny dowód na to, jak państwo przerzuca swoje obowiązki na barki obywateli, a przede wszystkim obywatelek. Dlaczego dochodzi do niechcianych ciąż? Dlaczego są one – i pozostają – niechciane? Dlaczego muszą się zakończyć porodem niechcianego dziecka albo upokarzającym zabiegiem w podziemiu? Na wszystkie te pytania państwo mogłoby odpowiedzieć, oferując kobietom pomoc i wspierając je w podejmowaniu samodzielnych decyzji. Tak się jednak nie dzieje.
Skąd się biorą niechciane ciąże? Najlepsze środki antykoncepcyjne mają skuteczność 98-, 99-procentową; ale Polki korzystają z mniej pewnych środków zapobiegających ciąży, albo nie korzystają z nich w ogóle; tak samo nie robią tego ich partnerzy. Zamiast pomstować na ludzką nieodpowiedzialność, która prowadzi do niestosowania antykoncepcji, warto przeanalizować programy szkolnych zajęć z wychowania do życia w rodzinie i sprawdzić, ile nowoczesnych środków antykoncepcyjnych jest refundowanych przez NFZ. Jakie wnioski możemy stąd wyciągnąć?
Dlaczego ciąże bywają niechciane? Przyczyny są często osobiste: nie ten partner, nie ten czas, brak gotowości psychicznej. Ileż ciąż okazałoby się być może chcianymi, gdyby działał w Polsce system wsparcia dla rodziców, rodziny najbiedniejsze otrzymywałyby realną pomoc, funkcjonowałaby sieć żłobków i przedszkoli, do których nie trzeba się zapisywać jeszcze przed urodzeniem dziecka, od pracodawców można by wyegzekwować właściwe traktowanie pracujących rodziców, istniałyby placówki poradnictwa psychologicznego dla rodzin?
Co się dzieje, jeśli kobieta zachodzi jednak w niechciane ciążę? W 2009 roku razem z Anną Zdrojewską nakręciłyśmy film dokumentalny o podziemiu aborcyjnym w Polsce. Realizując go, przeprowadzałyśmy wywiady z kobietami, które nielegalnie usuwały ciążę. Im więcej takich historii słyszałam, tym bardziej przekonywałam się, że jeśli kobieta nie chce być w ciąży, to zrobi wszystko, dosłownie wszystko, aby ją usunąć. Nic na to nie poradzi żadna ustawa. Ale wszystkie koszty nielegalnego zabiegu – finansowe, emocjonalne, zdrowotne – państwo przerzuca na kobiety. To taki rodzaj out-sourcingu, nowoczesnej polityki ekonomicznej. Pozwala ona zaoszczędzić pieniądze, które można wydać na przykład na kilkanaście praktycznych F-16.
Tak jak żadna kobieta nie decyduje się na aborcję po to, żeby „zamordować płód”, tak samo w ustawie antyaborcyjnej nie chodzi o to, żeby ten płód chronić w uznaniu jego wyjątkowej podmiotowości. Gdyby aborcja była rzeczywiście morderstwem, kobieta usuwająca ciążę byłaby karana wieloletnim więzieniem. Tak nie jest, ponieważ rzeczywiste przyczyny samej aborcji i jej zakazu są inne. Chodzi tu głównie o pieniądze i o to, jaką opieką państwo jest gotowe otoczyć swoje obywatelki. Mieć dzieci, kiedy się chce, i nie mieć ich, kiedy się nie chce – to nie żaden przywilej. To nasze prawo. Walczmy o nie.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.