Zimny prysznic dla opozycji
Viktor Orbán jest szeroko krytykowany za ograniczanie demokracji, a jego polityka doprowadziła Węgry na krawędź bankructwa. A jednak rząd wciąż cieszy się większym poparciem niż opozycja. Dlaczego?
W miniony weekend [21 stycznia 2012 r.] w Budapeszcie odbył się wielki wiec poparcia dla rządu. Liczba demonstrujących jest, jak zawsze, kwestią sporną, jedno jest wszakże jasne: poparcie dla Fideszu demonstrowało między 50 a 100 tys. osób, czyli więcej niż zgromadził największy wiec opozycji, zorganizowany przez wszystkie siły opozycyjne prócz Jobbiku 2 stycznia przed budynkiem opery. Sprzeciw wobec polityki rządu demonstrowało wówczas ok. 35 tys. osób. Z kolei akcja Jobbiku „odzyskajmy ulice” połączona z paleniem flag Unii Europejskiej nie zdołała przyciągnąć więcej niż kilka tysięcy uczestników.
Jak to możliwe, że w sytuacji, gdy premiera krytykuje się na świecie za ograniczanie demokracji oraz za beznadziejną politykę gospodarczą, wskutek której Węgry znalazły się na skraju bankructwa, rząd wciąż potrafi wyprowadzić na ulice więcej ludzi niż opozycja?
Opozycyjni komentatorzy najczęściej albo ignorują to pytanie, albo wyśmiewają wiec jako prorządową paradę na modłę Kim Dzong Ila. Ani jedno, ani drugie podejście donikąd nie prowadzi. W połowie kadencji parlamentu ten wiec zwolenników rządu powinien służyć opozycji jako zimny prysznic.
Wyborów nie wygrywa się dzięki demonstrującym tłumom. Partie są w stanie zmobilizować i wyprowadzić na ulice dziesiątki tysięcy ludzi, ale to ledwie ułamek z mniej więcej 2,75 miliona wyborców, których potrzebują przyciągnąć do urn. Niestety także pod tym względem partiom opozycji nie wiedzie się za dobrze. Fidesz wciąż może liczyć na 40% wiernych wyborców, zaś Jobbik ciągnie za sobą jakieś 22%. Socjaliści nie posunęli się ani o cal do przodu, oscylując między 20% a 25%, czyli na poziomie wyniku w ostatnich wyborach. Także Zieloni (Lehet Más a Politika!) utknęli tuż poniżej 10%.
Po całym zamieszaniu, jakie wydarzyło się w ostatnich dwóch latach, Fidesz wciąż jest największą siłą polityczną na Węgrzech. Dlaczego? Na przekór temu, co o polityce gospodarczej Fideszu sądzi opozycja, rządowi udało się utrzymać wizerunek siły politycznej, która walczy o interesy zwykłych Węgrów. Pomimo konieczności pożyczki w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, wprowadzenia opłat za studia, nacjonalizacji prywatnych emerytur, ogromnych strat na akcjach przesiębiorstwa naftowego MOL itd. itp. Bez względu na to, czy opozycja jest gotowa w to uwierzyć, wciąż utrzymuje się magia kontrastu wobec „ostatnich ośmiu lat”. Węgierscy wyborcy widzą w szeregach opozycji tych samych ludzi i to samo myślenie, przeciwko którym masowo zagłosowali w 2010 r. Liderzy Węgierskiej Partii Socjalistycznej, podobnie jaka nowa partyjka Gyurcsány’ego, postrzegani są jako zużyte twarze. Nie zmienił się też ich program. Wciąż nie zdobyli się na decydujące zmiany w kwestiach finansowania partii politycznych czy korupcji. Nie potrafią zaproponować wiarygodnej, autentycznie lewicowej alternatywy wobec polityki rządu, zrywając z neoliberalnymi dogmatami, które przed utratą władzy przez długie lata realizowali. Nie ma zmiany, nie ma zysku.
Niewielka partia Zielonych wciąż postrzegana jest przez większość wyborców jako zbyt młoda i niedoświadczona, ludzie nie widzą też w niej klarownego profilu programowego. Na dodatek ostatnio zaczęły ją trapić wewnętrzne spory.
Klasa lewicowców-gawędziarzy nazbyt zajęta jest dziś wykuwaniem wszelkiego sortu przedwczesnych centrolewicowych koalicji i pogrążona w bizantyjskich intrygach. Potrzebują zimnego prysznica, aby dostrzec, że to wszystko do niczego nie prowadzi. Bez radykalnego odnowienia węgierskiej lewicy nie ma najmniejszej szansy na to, by odsunąć Fidesz od władzy. Nawet koalicja socjalistów i zielonych, która sama w sobie stanowiłaby pełną sprzeczności i wybuchową mieszankę, nie miałaby cienia szansy na wyborcze zwycięstwo (nawet przy poprzedniej ordynacji wyborczej). Kłótliwa i wypalona stara gwardia polityków musi odejść, a nowe pokolenie musi zdecydowanie i jasno opowiedzieć się za prospołecznym programem politycznym.
Artykuł ukazał się na blogu autora 23 stycznia 2012 r. Foto: Dirk Beyer, licencja CC-BY-SA, źródło: Wikimedia commons. Przeł. A.O.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.