ISSN 2657-9596

Wigilia na Prospekcie Sacharowa

Katarzyna Matuszewska
07/02/2012

Moskwa, 24 grudnia. Teoretycznie Wigilia, ale praktycznie dzień kolejnej demonstracji przeciwko sfałszowaniu wyborów parlamentarnych z 4 grudnia. Prawosławni święta obchodzą dopiero w styczniu, dla nich dzisiejszy dzień to nie Wigilia, jadę więc i ja na Prospekt Sacharowa. Dziwne miejsce, szeroka ulica nie plac, sprytnie to władze wymyśliły, ale wlepkę z informacją o imprezie zauważyłam już jakiś czas temu w tunelu dla pieszych koło domu. To dla mnie nowość – nieczęsto widywałam tu opozycyjne wlepki. Ale czy uda się powtórzyć sukces sprzed dwóch tygodni, gdy na pl. Błotny przyszło ponad 30 tys. mieszkańców? Trudno mi w to uwierzyć. Od wyborów minęło już prawie miesiąc, uczucie bycia oszukanym z powodu „ukradzionych głosów” chyba długo nie trwa, a pozytywnych emocji brak. Nie wygląda na to, by skłócone ze sobą opozycyjne partie potrafiły się skupić na walce z tandemem Putin-Miedwiediew, zamiast na sobie. By zdecydowały nie tylko, jakiej Rosji nie chcą, ale i jakiej chcą.

Plakat z wiecu; dialog prezydenta Miedwiediewa z premierem Putinem

Potwierdzeniem moich obaw stal się ostatni skandal, związany z Borysem Niemcowem, liderem niezarejestrowanej partii Parnas (prawo do rejestracji partii politycznych jest jednym z żądań opozycji). No wiec ktoś wrzucił w internet fragmenty prywatnych rozmów Niemcowa. Z najwyraźniej profesjonalnie założonego podsłuchu telefonicznego można się było dowiedzieć, co Niemcow sądzi o tych, którzy niedawno przyszli protestować na Pl. Błotny. Przyszli po raz pierwszy, bo do tej pory nie angażowali się politycznie. Było to widać na Pl. Błotnym 10 grudnia – na tej demonstracji otaczali mnie ludzie, którzy ZSRR znają tylko z książek, chcący protestować pokojowo, na legalnych demonstracjach, z których materiały można wrzucać laptopem prosto do sieci. Wiec się tego laptopa ze sobą przynosi. Bo przychodzi się z białymi kwiatami i balonikami, bez strachu przed policją.

Ci w większości młodzi ludzie przyszli na Pl. Błotny w liczbie potężnej, jak na Rosję. Od 20 lat nie widziano tu demonstracji o takich gabarytach. Gros uczestników zorganizowało się dzięki internetowi. Epitety w stylu „chomiczki sieciowe „czy „tchórzliwe pingwiny”, których użył Niemcow podczas podsłuchanych rozmów, z pewnością niespecjalnie ich ucieszyły. Wątpliwe więc, by dziś przyszło ich znów tak wielu. Tym bardziej, że w międzyczasie parę co prężniejszych organizacji opozycyjnych zorganizowało swoje wiece. No tak, ale prawie żadna partia nie zgromadziła więcej niż tysiąc osób. Może poza komunistami Ziuganowa. Ale tysiące, które przyszły na Błotny, nie chodzą na partyjne imprezy. Czy dziś przyjdą?

Wysiadam na stacji metra Komsomolskaja. Pięknie tu, to jedna z moich ulubionych stacji. Na suficie mozaiki jak w Katedrze Św. Marka w Wenecji, wokół kolumny obłożone marmurem, sprowadzonym z całej Rosji. Codziennie jeżdżę metrem do pracy, a do jego ponadczasowego piękna się nie przyzwyczaiłam. To piękno to luksus, dostępny dla wszystkich, których stać na bilet (nota bene dużo tańszy niż w Warszawie). Poziom usług publicznych w Moskwie to temat sam w sobie godny uwagi. Co rano zachwyca mnie liczba trolejbusów czy sprzątnięty śnieg. Dokładnie sprzątnięty, aż do czarnego asfaltu – masy pracowników i pracowniczek Zakładów Oczyszczania Miasta dbają o to nocami. Mam nadzieję, że rosyjska opozycja, jeśli przejmie władze, nie zlikwiduje tego „prywatyzująco”.

Plakat z wiecu; dialog prezydenta Miedwiediewa z premierem Putinem.
Miedwiediew: Wowa, my mamy wolny kraj?
Putin: Ogólnie tak, ale w danej chwili nie.

Szukam wzrokiem szyldu „wychod w gorod” i kieruje się w stronę ruchomych schodów. Tłum tężeje, robi się niesamowicie ciasno. Najwidoczniej to już uczestnicy i uczestniczki demonstracji. Setki ludzi wokół mnie, nad głową tunel, wąsko, serce szybciej bije, robi się gorąco. Zdejmuję kurtkę. Ufff…. zmniejsza się uczucie klaustrofobii, a za chwilę widać ruchome schody, zaraz wyjadę na powierzchnię.

Na schodach mężczyzna z tablicą z jakimś hasłem, skrzętnie przysłoniętym reklamówką. Lepiej nie jeździć po mieście z antyrządowymi hasłami? Trzeba je chować i odsłaniać dopiero na demonstracji? Nie zdążę go spytać, niknie w tłumie przede mną. Ja również wychodzę na dwór. Ileż tu ludzi! Wszyscy na demonstrację?! Idę wraz z tłumem w stronę Prospektu Sacharowa. Wokół jakby dużo mniej policji i wojska, niż ostatnio. Z doświadczenia jednak wiem, że wszystkie okoliczne uliczki boczne zapełnione są autobusami i mundurowymi, czekającymi w pogotowiu. Wojskowymi również – z okazji dzisiejszej imprezy ponownie sprowadzono do miasta stacjonujące w okolicach jednostki wojskowe. Oraz postraszono „środkami specjalnymi”. Dwa tygodnie temu puszczono plotki o ściągnięciu do Moskwy rosyjskich oddziałów z Czeczeni, tym razem ma to być oddział wojsk z Białorusi. Co też wymyślą następnym razem – afgańskich weteranów?

Na Prospekcie Sacharowa tłumy. Kiepska ze mnie analityczka tutejszej sceny politycznej. I dobrze. Ten tłum aż oczy cieszy. Przyszli! Nie tylko znowu przyszli, ale jest ich jeszcze więcej. Z białymi wstążkami przypiętymi na kurtkach. Odpowiadając na drwiny premiera Putina, który w niedawnym programie na żywo ogłosił, że widząc biel tych wstążek, myślał, iż ludzie na Pl. Błotnym mają poprzyczepiane prezerwatywy. Prezerwatywy? Nie ma sprawy. W odpowiedzi wiele z dzisiejszych baloników to nadmuchane kondomy. „Gumki” wykorzystano również w protestacyjnych plakatach.

Dziś na mitingu morze flag, co nie miało miejsca dwa tygodnie temu. Najwyraźniej partie polityczne i różne organizacje zdążyły się w końcu zorganizować. Uczestnicy też jakby bardziej egalitarni. Średnia wieku wyższa, niż poprzednio, na Pl. Błotnym emerytów prawie nie było. Za to średnia portfela niższa. A więc do młodych „oburzonych” dołączają inne grupy społeczne. Coraz więcej Rosjan i Rosjanek chce zmian.

Zmian tak – ale w jakim kierunku? Kolejni mówcy zabierają głos, a ja nie słyszę żadnej konkretnej propozycji politycznej. Toż za trzy miesiące kolejne wybory, tym razem prezydenckie! Ale jak tu zorganizować się wokół jednego kandydata opozycji, gdy dla większości Rosjanek i Rosjan partie opozycyjne skompromitowane są latami kłótni i ich liderzy niewiarygodni. A nowych partii zarejestrować nie sposób – któż zdoła spełnić kosmiczne warunki rejestracji, obligujące do posiadanie prawie 50 tys. członków (nie podpisów – członków!) z 50% rejonów kraju.

W Rosji rodzi się jednak społeczny ruch protestu na rzecz demokratyzacji. Cel ten jednak nie zostanie osiągnięty bez upolitycznienia ruchu. Bez programu zmian, konkretnych postulatów i koordynacji działań ponad partyjnymi podziałami. Czy to się uda?

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.