Polska edukacja nie zadziałała w trybie online
W walce z groźnym wirusem, duża część gospodarki oraz innych funkcji publicznych przeszła na status online. Z dnia na dzień nakazem Ministerstwa Edukacji Narodowej na ten tryb przeszły w Polsce wszystkie szkoły. Minister Dariusz Piontkowski zapewnia nas o sukcesie operacji.
Jak w rzeczywistości wygląda organizacja nauki w trybie zdalnym w polskich systemie edukacji? Zweryfikujmy uspokajające zapewnienia ministra Edukacji Narodowej Dariusza Piontkowskiego o sprawnie działających systemach we wszystkich szkołach i braku zagrożenia dla spadku poziomu nauczania.
Wydaje się, że teza MEN, iż 90% szkół pracuje zdalnie nie jest prawdziwa. Nie wiadomo, na jakich danych opierał się minister przekazując te optymistyczne wizje, szczególnie, że do 20 marca MEN zbierało informacje na temat posiadanego przez szkoły sprzętu. Przeprowadzone ze szkołami i uczniami rozmowy wskazują, że proporcja może być odwrotna tj. ok. 10% szkól pracuje zdalnie. Najprawdopodobniej minister miał na myśli przesyłanie do uczniów w systemie Librus informacji, czego uczniowie mają się nauczyć, ale to przecież nie oznacza nauczania zdalnego. Przesłanie do uczniów i rodziców materiału, jaki uczeń ma samodzielnie w domu opanować, to nic innego jak przenoszenie odpowiedzialności za edukację poza szkołę.
Niewydolność systemu
Temat nadmiernego obciążenia rodziców i dzieci nauką opisywała już Gazeta Wyborcza: rodzice i dzieci dwoją się i troją, aby te wygórowane wymagania spełnić. Warto przypomnieć, że podstawy programowe w polskich szkołach są tak obszerne, iż nawet najlepszy nauczyciel ma trudności z ich realizacją podczas zajęć szkolnych. Znana jest statystyka, mówiąca, że najlepsi nauczyciele są w stanie wdrożyć 80%, a nauczyciele o mniejszej sprawności tylko 60% programu. Pozostałe 20 – 40% musi nadrabiać uczeń w domu z pomocą rodziców i korepetytorów. I tu rzeczywiście mamy 90%, bo właśnie taki odsetek uczniów korzysta z pomocy zewnętrznej nie mogąc poradzić sobie z materiałem. A rynek korepetytorów w odróżnieniu do szkól poradził sobie z nauczaniem zdalnym wyśmienicie; nieomal wszyscy korepetytorzy przeszli natychmiast na tryb online.
Nierozwiązanym a bardzo ważnym wyzwaniem pozostaje weryfikacja nabytej samodzielnie w domu wiedzy. Czy szkoły mają pomysł jak to robić? No i czy zaplanowany na początek maja egzamin maturalny ma szansę realizacji?
Oczywiście polskie szkoły starają się jak tylko mogą wspierać uczniów w tej trudnej sytuacji. Nauczyciele i uczniowie robią co mogą, aby kontynuować naukę, jednakże brak jest systemów wspierających i pomysłów na przekazywanie wiedzy. Modyfikacja programów nauczania i dostosowanie ich do zupełnie nowych warunków nauczania wymaga dużego zaangażowania i odpowiedniego przygotowania ze strony dyrektorów i nauczycieli, nie da się tego jednak zrobić „w dwa dni”.
Reasumując, Ministerstwo zrzuca całą odpowiedzialność za postępy uczniów i podstawę programową na dyrektorów szkół, nauczycieli, uczniów i rodziców, informując społeczeństwo, że wszystko jest pod pełną kontrolą, stawiając szkoły przed sprzecznymi wyzwaniami, jakimi są realizacja pełnej podstawy programowej, dostosowanie systemu oceniania do nowych warunków i dbanie, aby uczniowie nie spędzali zbyt wielu godzin przed komputerem.
Co nie zadziałało
Kolejnym wprowadzeniem w błąd opinii publicznej jest informacja ministra MEN o tym, że uczniowie i nauczyciele posiadają niezbędną infrastrukturę (komputery, szybie i bezpieczne łącze internetowe) do zdalnej edukacji oraz, że w przypadku ich braku dyrektor i samorząd mają środki i możliwości doposażenia uczniów i nauczycieli w sprzęt. Prawda jest taka, że dopiero teraz MEN prowadzi badanie dostępności sprzętu: do 20 marca dyrektorzy na polecenie ministra badali tą dostępność, mając na to dwa dni. A przecież chodzi o analizę o potencjalnie poważnych skutkach finansowych zarówno dla szkól jak i samorządów.
Ponadto ani nauczyciele, ani uczniowie nie są przeszkoleni i przygotowani do wykorzystywania narzędzi zdalnego nauczania w takiej skali. W wielu rodzinach posiadających dwójkę i więcej dzieci jest tylko jeden komputer, a nie można wykluczyć sytuacji braku komputera albo awarii. Wielu uczniów nie posiada w domu nie tylko infrastruktury koniecznej do korzystania ze zdalnego nauczania, ale również nie ma własnej przestrzeni, która pozwalałaby spokojnie uczyć się on-line.
W tej trudnej sytuacji szkoły nie mogą liczyć na pomoc kuratoriów, których rola sprowadza się funkcji kontrolnych; kuratorzy próbują na wszelkie sposoby ankietować, kontrolować szkoły oraz zastraszać dyrektorów i aby wykazać, że system funkcjonuje poprawnie.
W analizie pomijam sposób funkcjonowania szkól branżowych i techników, w których szkolenie praktyczne jest kluczowym elementem procesu kształcenia. W przypadku średnich szkół technicznych zalecenia są podobne; uczyć przedmiotów praktycznych również metodami zdalnymi. Tyle, że jest to zadanie wyjątkowo trudne. Podobnie wyższe uczelnie techniczne mają przed sobą nie lada wyzwanie, ale Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego pomija sprawę milczeniem.
Trudna jest rola dyrektorów szkół, którzy maja kilka dni na zmodyfikowanie programów nauczania, przeszkolenie nauczycieli z narzędzi kształcenia na odległość, uwzględnienie w pracy zdalnej realizacji różnych potrzeb edukacyjnych uczniów, w tym wynikających z niepełnosprawności, przygotowanie zdalnego monitorowania realizacji podstawy programowej i oceniania uczniów, opracowanie niezbędnych informacji dla nauczycieli, uczniów i rodziców o kształceniu na odległość. A to wszystko z uwzględnieniem BHP oraz zasad bezpieczeństwa w sieci oraz osobistą koordynacją i asystą dyrektora. Dodatkowo dyrektor ma czuwać nad treściami informacji przesyłanych uczniom przez nauczycieli.
Konieczne zmiany
Jak opanować ten wielki chaos odbijający się negatywnie na rodzicach i uczniach i ostatecznie poziomie nauczania? Należy zacząć od standaryzacji infrastruktury. Standaryzacja infrastruktury, czyli dostęp do sprzętu, oprogramowania i łączy internetowych, umożliwiających pracę online na równych warunkach, musi stać się okazją do wyrównania szans szczególnie dla uczniów i uczennic wykluczonych elektronicznie i cyfrowo. Nowe podstawy nauczania, które należy stworzyć do nowego sposobu przekazywania wiedzy powinny zdecydowanie odciążyć polskich uczniów i uczennice z nadmiaru zbędnej, pamięciowej wiedzy. Wg badania PISA, polscy piętnastolatkowie należą do najbardziej obciążonych nauką na świecie ze średnią 47 godzin/tydzień.
W obecnych trudnych warunkach priorytetem powinno być zdrowie szczególnie psychiczne dzieci jak i rodziców, aby przetrwać w najlepszej kondycji trudny okres izolacji, który może potrwać jeszcze długie miesiące. Powinniśmy postawić na wzmacnianie relacji rodzic-dziecko zamiast obarczać rodzinę koniecznością wypełnienia potrzebnych szkołom statystyk i dowodów, że proces nauczania się odbywa. Nauka powinna skupić się na tematach rzeczywiście istotnych a nauczyciele WF wzorem znanych trenerów, powinni zadbać poprzez zajęcia online o dobrą kondycję dzieci i młodzieży. Minister Edukacji nie powinien zapominać, że obecna sytuacja, w jakiej znajduje się polska gospodarka, to gigantyczne, bardzo obarczające wyzwanie dla rodziców, którzy również zawodowo próbują się w nowej rzeczywistości odnaleźć. Szkoła i wykonanie tysiąca zadań przesyłanych przez nauczycieli, nie może zdominować życia rodziny.
Mamy nadzieję, że MEN zamiast ogłaszać pełne, ale pozorne zwycięstwo w obszarze nauczania na odległość, zadba o rzeczywistą digitalizację i standaryzację procesów nauczania wyłączających wykluczenia technologiczne oraz adekwatne do potrzeb i sytuacji podstawy nauczania bez przeciążania zarówno dzieci jak i rodziców.
Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i mieć odwagę przesunięcie terminów matur i egzaminów dla ośmioklasistów. Z dużym prawdopodobieństwem rok szkolny przedłuży się o miesiące do tej pory wakacyjne.
To powinien być czas na mądrą, służącą społeczeństwu reformę systemu edukacji.
Foto: Nenad Stojkovic
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.