Czy zabraknie nam wody?
Rozmowa Zielonych Wiadomości z prof. dr hab. Zbigniewem W. Kundzewiczem, wybitnym hydrologiem i klimatologiem na temat problemów z wodą i ich wpływu na środowisko.
Zielone Wiadomości: Panie Profesorze każdy z nas codziennie wielokrotnie puszcza wodę z kranu, myje ręce, czy też gotuje, sprząta itd. Dla wielu z nas woda jest czymś takim, jak powietrze: po prostu jest i nie zastanawiamy się nad tym, czy zawsze będzie. Tymczasem naukowcy już od lat alarmują, że wkrótce wody może nam zabraknąć. Które z tych twierdzeń jest prawdziwsze?
Zbigniew W. Kundzewicz: Woda nie jest nam dana na zawsze – i to jest prawda. Ale, patrząc globalnie, woda uczestniczy też w nieskończenie powtarzalnym cyklu hydrologicznym, a przez to wody w systemie Ziemia-atmosfera nie ubywa i w tym sensie będzie zawsze. Pamiętajmy, że woda krąży bez przerwy. Zmieniają się jednak parametry tego krążenia i to zmieniają w sposób, który niekoniecznie jest dla nas korzystny.
Choć woda krąży bez przerwy, jednak robi to niesprawiedliwie. Są obszary na świecie, gdzie tej wody jest pod dostatkiem, a nawet za dużo, i są też obszary, w których wody permanentnie brakuje.
Z naszego punktu widzenia i z punktu widzenia środowiska problemem jest zmienność zasobów wodnych, i to zmienność, która rośnie. Dla nas optymalne byłyby stany średnie, czyli gdy wody nie jest ani za dużo, ani za mało. Najlepszy jest deszcz niewielki, na przykład kapuśniaczek. Taki deszcz służy naturze.
W ocieplającym się klimacie mamy długie okresy bezdeszczowe przedzielane opadami intensywnymi. A to nie jest najlepszy scenariusz dla środowiska. Przy dużych opadach deszczu tylko część wody wsiąka w grunt. Większość bezproduktywnie spływa kanalizacją do rzeki i potem do morza. Nie mamy możliwości zgromadzenia tej wody. Nasze zbiorniki retencyjne mogą zmagazynować tylko 6% rocznych przepływów. W efekcie, nawet jeśli spore mamy opady, to z punktu widzenia środowiska one nie przynoszą nam dużych korzyści.
O ile jednak o problemie jakości powietrza mówi się co roku przez kilka miesięcy szukając winnych i rozwiązań tej sytuacji, o tyle o problemach z wodą mówi się mało lub prawie wcale. Dlaczego woda i jej wpływ na środowisko ma tak zły „PR”?
Problemy z wodą mogą być trojakie i wszystkie trzy w Polsce występują. Wody może być za mało, wody może być zbyt dużo, a także woda może być zbyt brudna. Z tym trzecim problemem już sobie dość dobrze radzimy. Mamy sporo nowoczesnych oczyszczalni i już w dużej mierze nie trujemy rzek. Problemem jest jednak nadal zanieczyszczenie rozłożone np. na terenach wiejskich i rolniczych. Ściekające z pól resztki nawozów, czy środków ochrony roślin, jest trudniej wyłapać – tutaj nie można zbudować oczyszczalni. Z tym mamy więc problem.
A wracając do pierwszych dwóch problemów. Obserwowane zmiany klimatu powodują, że zjawiska ekstremalne stają się jeszcze bardziej ekstremalne. W efekcie co kilka lat mamy powódź, która zabija i niszczy. I tu dochodzimy do kwestii, którą Pan poruszył. W pamiętnej powodzi z 1997 roku życie straciło w Polsce 55 osób. Tymczasem Europejska Agencja Środowiska wyliczyła, iż liczba dodatkowych zgonów spowodowanych złą jakością powietrza sięga w Polsce 48 tysięcy rocznie. Dlatego o stanie jakości powietrza się mówi, bo to stanowi realne i częste zagrożenie dla życia ludzkiego. Jeżeli do tego dodamy upalne lato i piękną pogodę, którą wszyscy lubią, to zrozumiemy, dlaczego o problemach z wodą mówi się mniej niż o innych problemach związanych ze zmianami klimatu i ich wpływu na środowisko.
Czyli jednak prawdą jest stwierdzenie, że „woda po prostu jest i zawsze będzie”?
Myślę, że sporo ludzi zdaje już sobie sprawę, iż zasoby wodne Polski nie są wysokie. Specjaliści powiedzą jednak, że są kraje, w których wody jest o wiele mniej niż w Polsce, ale które dobrze dają sobie radę. Tu przykładem może być Izrael. Tam zdecydowano, iż woda nie będzie używana do masowej produkcji żywności. Jest jej po prostu za mało. Żywność masowa, która wymaga dużych ilości wody, np. pszenica, jest kupowana za granicą. A w kraju produkują żywność dla koneserów, uzyskując z litra wody znacznie wyższy dochód, np. awokado, czy grapefruit. Dodatkowo wprowadzono na olbrzymią skalę odsalanie wody morskiej.
I pewnie wiele osób widząc takie przykłady myśli, iż nasze problemy z wodą nie są aż tak poważne.
Pamiętajmy jednak, że straty wywołane suszą są bardzo wyraźne i w wielu miejscach widać to gołym okiem. Tam, gdzie jeszcze niedawno stała woda, teraz jest sucho. W suchym roku plony rolne są niższe niż przeciętna. Schną rośliny (nawet drzewa), które powinny sobie radzić.
Szczególnie widać to na niewielkich zbiornikach wodnych czy małych potokach i ciekach wodnych.
Zgadza się. To wiąże się z klimatycznym bilansem wodnym. Dla przykładu: w Wielkopolsce bilans wodny w ciągu lata jest praktycznie zawsze ujemny. Oznacza to, że więcej wody paruje niż pada. W ostatnich kilkunastu latach wyjątkami od tej reguły były lata 1997 i 2010, kiedy mieliśmy powodzie i podtopienia.
To, co obserwujemy w ostatnich latach: susza trwa długo, zwiększa się parowanie wody, aż w końcu przychodzi wielki deszcz, który powoduje podtopienia i straty, np. w rolnictwie, czy gospodarce mieszkaniowej. Ale ta woda znika, spływa do rzeki i poza stratami niewiele z tego nie mamy.
A jaki wpływ na bilans wodny mają ludzie? Miasta w sposób niekontrolowany „rozlewają się” na tereny podmiejskie i tam, gdzie przez lata było pole czy łąka, dziś stoją domy otoczone betonem. Przy okazji znikają przydrożne rowy, w których kiedyś stała woda. Zdarzają się sytuacje, gdzie inwestor zasypuje wręcz niewielkie, wysychające zbiorniki wodne.
To prawda. Są różne sytuacje i postawy społeczne. Rzeczywiście zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś próbuje, dla własnych celów, osuszyć podmokły teren. Ale musimy pamiętać, iż jeżeli woda tam stała, to prędzej czy później upomni się o swoje. Podtopienie nie powinno być niespodzianką.
Optymalna sytuacja to taka, gdy „łapiemy” wodę tam, gdzie spadnie. To jest możliwe, ale kosztowne.
Czyli rozwiązaniem może być mała retencja. W różnych punktach miasta pojawiają się zbiorniki, których zadaniem jest przejmowanie wody z opadów deszczu?
Idealne rozwiązanie. Taką wodę można potem wykorzystać do podlewania zieleni miejskiej, na przykład w czasie gdy nie ma opadów, albo spłukiwać jezdnie z pyłu i piasku.
Urbanizacja jest co najmniej równie ważna dla cyklu hydrologicznego co zmiany klimatu. Przy budowie kolejnych osiedli podmiejskich zanikają tereny przepuszczalne, czy podmokłe i mokradła. Rośnie współczynnik spływu, a więc woda nie wsiąka tylko szybko spływa do kanalizacji deszczowej. A przy tym rośnie potencjał strat związanych z zalaniem. I tu wcale nie chodzi o powódź rzeczną. Powodzie miejskie i podtopienia zdarzają się kiedy woda nie może wsiąknąć, ani spłynąć, i zalewa otoczone betonem domy.
A co się dzieje w takich sytuacjach z ekosystemami wodnymi? Na takich rozlewiskach czy mokradłach mamy przecież roślinność, zwierzęta. I nagle zaczyna brakować wody, przychodzi wielka susza. Co się dzieje z takim ekosystemem?
Takie ekosystemy ulegają transformacji. W wielu miejscach na świecie podejmuje się jednak sporo działań, które próbują temu zaradzić. I tym kierunku powinniśmy iść. Na przykład w Bydgoszczy stworzono katalog zielono-niebieskiej infrastruktury, w którym opisano, co można zrobić na każdym poziomie funkcjonowania miasta, zaczynając od domku jednorodzinnego i osiedla mieszkaniowego, a na poziomie ogólnomiejskim kończąc.
Powtórzę jeszcze raz, tu obowiązuje prosta zasada: złapać wodę jak najbliżej miejsca, w którym spadnie i pozwolić na stworzenie, w swoim sąsiedztwie, nowego, sztucznego ekosystemu.
Pojawiają się pomysły tworzenia stawów kąpielowych zamiast wybetonowanych basenów.
To dobry, ale niełatwy kierunek. Nasze wody podskórne i płytkie wody gruntowe są zanieczyszczone i trzeba sporych nakładów pracy, żeby woda w takim stawie kąpielowym miała dobrą jakość. Konieczna jest tu odpowiednia roślinność, która oczyści wodę ze składników odżywczych – azotu czy fosforu. I w ten sposób powstaje nowy, sztuczny ekosystem, który w jakiś tam sposób rekompensuje nam utracone ekosystemy naturalne.
A z perspektywy lat Pana badań, czy jest Pan optymistą i wierzy, że kilka, kilkanaście lat letnim wieczorem wyjdziemy na łąkę nad niewielkim stawem i usłyszymy jeszcze kumkanie żab? Czy też po prostu stawu nie będzie, żab nie będzie, a my będziemy zmęczeni kolejnym upalnym latem?
Na szczęście dla nas takich miejsc w Polsce jest jeszcze wiele. Miasta się rozrastają i coraz więcej osób wyprowadza się na przedmieścia. Ale muszę przyznać, że coraz częściej widzę, że wiele osób tworzy swoje własne, niewielkie ekosystemy. W ogrodach pojawiają się małe zbiorniki wodne. Wielu mieszkańców używa kompostowników. To przecież też niewielkie ekosystemy.
Sporo osób, które podniosły swoją świadomość ekologiczną, zdaje sobie sprawę, że wody może kiedyś zabraknąć, bo nasze zasoby są ograniczone, a potrzeby rosną. Wszyscy, na swój sposób ulegamy fascynacji, iż zmienia się klimat, a więc może pojawią się dodatkowe szanse. W ogrodzie jednego z podpoznańskich domów widziałem posadzoną palmę. Oczywiście wymaga ona specjalnego zabezpieczenia w okresie jesienno-zimowo-wiosennym, kiedy mogą (choć nie muszą) występować groźne przymrozki, ale to pokazuje, jak zmiana klimatu zmienia nasze zachowania i działania.
Tak, jak już mówiłem, tym wszystkim zmianom towarzyszy zmienność. Z naszych obliczeń wynika, że ilość opadów powinna wzrosnąć, ale nierównomiernie. Projekcje na przyszłość pokazują, że w coraz cieplejszym lecie, kiedy roślinność potrzebuje najwięcej wody, opadów nie tylko nie będzie więcej, ale raczej znacząco mniej.
Pamiętajmy, że woda i klimat są połączone i mają wpływ na nasze życie, na funkcjonowanie ekosystemów, w tym także tych sztucznych stworzonych przez człowieka, których bym jednak nie lekceważył.
Prof. Zbigniew W. Kundzewicz – polski hydrolog i klimatolog, profesor nauk o Ziemi, członek korespondent Polskiej Akademii Nauk. Pracuje w Zakładzie Klimatu i Zasobów Wodnych Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego Polskiej Akademii Nauk w Poznaniu. Koordynował wielokrotnie prace Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu IPCCW. 2017 roku został uhonorowany Międzynarodową Nagrodą Hydrologiczną IAHS/ UNESCO/ WMO i Medalem Dooge’a. Jest to najwyższe w świecie wyróżnienie w dziedzinie nauk hydrologicznych.
——-
Fot. Marcin Wrzos, Wisła w okolicach Tarchomina
*** Wywiad ukazał się w Zielonych Wiadomościach nr. 031/numer 1/2019, do ściągnięcia w formacie pdf: https://zielonewiadomosci.pl/wp-content/uploads/031.pdf
Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.