ZNIKAJĄCE RZEKI
„Powódź o rozmiarach katastrofy to nie tylko tragedia dla ludzi, to także tragedia dla przyrody. Natura znów będzie musiała podjąć ogromny wysiłek, żeby odbudować swój ekosystem.”
Z Arturem Furdyną, hydrobiologiem, przewodniczącym Towarzystwa Przyjaciół Rzek Iny i Gowienicy, rozmawia Aldona Zyśk.
Aldona Zyśk: Apokaliptyczne obrazy, jakie oglądaliśmy we wrześniu 2024 r. z Polski południowo-zachodniej, przerażają, budzą grozę, ale też prowokują pytanie: co zrobiliśmy źle?
Artur Furdyna: Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie, chociaż można to ująć jednym zdaniem – zmieniliśmy i, niestety, wciąż zmieniamy krajobraz. Jeszcze ok. 200 lat temu rzeki w dolinach funkcjonowały w zrównoważony sposób. Pojawienie się coraz bardziej wyspecjalizowanych maszyn spowodowało, że w szybkim czasie jesteśmy w stanie tak przeobrazić i zmienić zlewnię, że zachowuje się zupełnie inaczej. Jednym ze skutków tych zmian jest szybsze tempo spływu wód opadowych, szczególnie gdy te opady, jak we wrześniu 2024 r. w Polsce, są wyjątkowo obfite. Na ten szybki spływ ogromny wpływ mają, między innymi, wylesienia, szczególnie na górskich terenach o dużym nachyleniu. W efekcie, w omawianym przypadku mieliśmy bardzo szybki spływ bardzo dużej ilości wody, która zalała większą niż zwykle część doliny. Oczywiście nie możemy zapominać o kryzysie klimatycznym, większej ilości energii w atmosferze i większym parowaniu z powodu bardzo wysokich temperatur powietrza, jednak głównym powodem coraz liczniejszych ostatnio katastrof są dokonane przez ludzi zmiany w krajobrazie.
Czy potrafimy uczyć się na błędach? Jakie działania powinniśmy podjąć, aby chronić się przed powodzią?
Niestety, wciąż dajemy wiarę szkodliwym mitom. Jednym z nich jest przekonanie, że jesteśmy w stanie kontrolować zjawiska przyrodnicze. Jesteśmy – co najwyżej – w stanie na nie wpływać – zwykle niekorzystnie. I właśnie teraz mieliśmy tego dowód. Nie da się wymienić w prosty sposób działań, które należałoby podjąć dla ochrony przeciwpowodziowej. Każda rzeka jest inna i każda wymaga innych działań. Powinniśmy słuchać fachowców, w tym zarówno hydrotechników, jak i hydrobiologów, przyrodników. W zlewniach mamy dużo negatywnych zmian. Przede wszystkim zabudowę terenów zalewowych – deweloperzy, ale też osoby prywatne, budowali na terenach, które miały negatywną opinię administracji wodnej, co pokazał raport NIK. Tereny zalewowe mogą być użytkowane rolniczo, ale nie powinny być wtedy chronione wałami, lecz udostępnione rzece. Zamiast bronić pól i łąk powinniśmy pozwolić rzece na ich zalanie, kiedy jest to niezbędne. Powinniśmy też stworzyć fundusz celowy na odszkodowania za ewentualne straty rolnicze. Ważne jest też zachowywanie obszarów mokradłowych, które retencjonują węgiel, bo są to także ogromne gąbki, magazyny wody. Trzeba spojrzeć na krajobraz jako przestrzeń, ogromny zbiornik. To jednak zbiornik na tyle mały, że reaguje na ludzkie działania.
Powódź i susza to dwa aspekty tego samego problemu?
W Polsce mamy do czynienia z suszą permanentną. W naszej szerokości geograficznej natura znalazła na suszę sposób – retencję naturalną. Niestety, cały czas próbujemy tę retencję zakłócać różnymi metodami, np. budując obiekty hydrotechniczne, jako rzekome zastępstwo retencji, czy przyspieszenia spływu wód opadowych.
Susza jest ogromnym problemem w Polsce, wciąż ignorowanym dzięki wprowadzającemu w błąd przekonaniu o odnawialności zasobów wód podziemnych, po które obecnie coraz powszechniej sięgają sektory użytkujące duże ilości wód, przede wszystkim rolnictwo. Takim podejściem wyrządzamy nie tylko sobie, ale także środowisku, ogromną krzywdę. Zasoby wód podziemnych bowiem to taki korek, który podtrzymuje wody na powierzchni. Zaczynamy wypompowywać tę wodę przekonani, że są to zasoby odnawialne. Takie myślenie to kardynalny błąd, bo wody podziemne nie odnawiają się tak, jak sobie to wyobrażamy. Około trzech lat trwa powrót kropli wody do pierwszego poziomu wodonośnego, a do niższych jeszcze dłużej. Nawodnieniem z wód podziemnych nie poprawimy przesuszenia krajobrazu.

Jednocześnie musimy pamiętać, że przesuszona zlewnia zaczyna zupełnie inaczej się zachowywać. Spływająca woda powinna przynajmniej w 10% wsiąkać, jeżeli wsiąka w mniejszym stopniu, to w jeszcze większym spływa. Jeżeli przesuszymy nadmiernie krajobraz, to zaczyna się zachowywać jak Sahara. Na Saharze, co ciekawe, też są powodzie i to błyskawiczne, demolujące znaczne obszary. Tam po prostu gleba nie przyjmuje wody, w związku z tym błyskawicznie zalewa ona doliny, po drodze zabierając wszystko, łącznie ze zwierzętami. My, swoimi nieprzemyślanymi działaniami, prowadzimy do przekształcenia Polski w pustynię.
Doprowadziliśmy do znikania rzek.
Przyczyną jest zaburzenie równowagi w zlewni. Nadmierne pobieranie wody nie pozwala rzekom na zasilanie ich w okresach bezopadowych, co do niedawna gwarantowało ich istnienie. W Polsce, szczególnie na obszarach przemysłowego rolnictwa, mamy do czynienia z intensywnymi poborami wody. Oczywiście nie mówimy tu o tradycyjnych rolnikach, którzy funkcjonują w większości w zgodzie z naturą. Mówimy o wielkich plantatorach, którzy nie dostosowują specyfiki swoich upraw do dostępności wody na danym obszarze, tylko po prostu wiercą głębsze studnie. Taką samą działalność prowadzą kopalnie odkrywkowe, a nawet małe żwirownie czy kopalnie piasku. Zarówno plantatorzy, jak i właściciele kopalni drenują zlewnie pozbawiając krajobraz rzek.
Jakie będą skutki powodzi z września 2024 r. dla rzek?
Tego nie wiemy. Nie wiemy też, jakie będą skutki tej powodzi dla ekosystemów. Pamiętajmy, że w dolinach zlokalizowano bardzo dużo zakładów przemysłowych, są oczyszczalnie ścieków i intensywne uprawy rolnicze. Pewna część tych inwestycji została zmyta wraz z wodą i poniesiona przez rzekę, powodując jej ogromne zanieczyszczenie.
Powódź to także katastrofa dla przyrody, np. dla ryb. Próbują uciekać do czystszych dopływów i niestety, w znakomitej większości, nie są w stanie znaleźć schronienia z powodu zabudowy poprzecznej na tych ciekach. Dla tych ryb sytuacja jest katastrofalna, bo rzeka niesie ogromną ilość zawiesiny, której tylko pewien poziom jest akceptowalny przez ryby. Gdy zostanie przekroczony, ryby giną z powodu zaklejonych osadami skrzeli.
Dziękuję za rozmowę.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.