ISSN 2657-9596

Na czym stoi wieś polska

Marcin Wrzos
24/09/2012

W powszechnym przekonaniu wstąpienie do Unii Europejskiej stworzyło dogodne warunki dla modernizacji polskiego rolnictwa. Do końca maja br. tylko w ramach Programu Wspierania Obszarów Wiejskich i w formie dopłat na wieś trafiło ponad 139 mld zł. Efekty widać gołym okiem. Niestety w tym zachwycie nad bogacącą się wsią umyka szereg negatywnych zjawisk, które są skutkiem zachodzących przemian. Modernizacja traktowana jest jako cel samym w sobie. Brakuje szerszej wizji, którą można by przełożyć na konkretne rozwiązania i realizować je potem dzięki napływającym z UE funduszom. Celem przemian staje się więc wdrażanie neoliberalnych schematów.

Naprawdę nowoczesne rolnictwo

Kierunki reform na polskiej wsi wytyczyła Unia Europejska na długo zanim do niej wstąpiliśmy. Kluczowe decyzje zapadają na szczeblu europejskim, tam wyznaczane są kierunki rozwoju dla całego unijnego rolnictwa. W Polsce niestety czerpie się wzorce z rozwiązań, od których UE już odchodzi i zazwyczaj ignoruje się nowe trendy. Podczas gdy w UE coraz ważniejsze staje się promowanie rolnictwa zrównoważonego, w Polsce ideałem pozostaje model intensywnego rozwoju. Uważnie obserwując ewolucję rolnictwa unijnego, moglibyśmy uniknąć popełnionych w innych krajach błędów. Ignorując ją, niestety tracimy szansę na stworzenie naprawdę nowoczesnego rolnictwa.

Napięcie między Polską a UE wynikające z naszego przywiązania do neoliberalnych dogmatów nie jest ani czymś nowym, ani zaskakującym. Nie pozostaje ono bez wpływu na sam proces modernizacji polskiego rolnictwa, które jest dziś wypadkową dwóch sprzecznych koncepcji. Z jednej strony mamy więc rolnictwo oparte na gospodarstwach rodzinnych, wspierane przez system dotacji, a z drugiej wielkoobszarowe rolnictwo przemysłowe.

Rozdrobnienie czy koncentracja?

Celem reform ma być zwiększanie efektywności. Rolnicy mają zmienić się w przedsiębiorców rolnych i prowadzić działalność na zasadach rynkowych. Ten model rozwoju wiąże się z koncentracją własności, specjalizacją i standaryzacją produkcji. Zgodnie z obiegową opinią rolnictwo jest nadmiernie rozdrobnione. W większości ekspertyz przywołuje się fakt, że 31,1% gospodarstw to gospodarstwa poniżej 1 ha. Tyle że z punktu widzenia efektywności rolnictwa jako całości nie mają one znaczenia, bo ich łączna powierzchnia to tylko ok. 1,5% areału upraw. Tymczasem gospodarstwa powyżej 100 ha zajmują w Polsce już 24% i szybko ich przybywa.

Proces koncentracji najszybciej przebiega wcale nie w regionach, gdzie rozdrobnienie jest największe. Oznacza to, że zmierzamy ku rolnictwu przemysłowemu szybciej, niż mogłoby się wydawać. Dowodem na intensyfikację produkcji jest wzrost zużycia nawozów mineralnych. O ile w sezonie 1999/2000 wysiano przeciętnie 85,8 kg na hektar, to w sezonie 2009/2010 było to już 114,7 kg/ha. Zdecydowany wzrost zauważalny jest zarówno w przypadku nawozów azotowych, fosforowych, jak i potasowych – mimo że ich ceny ciągle rosną. Coraz więcej zużywa się też środków ochrony roślin. Z 22 tys. ton w 2000 r. nastąpił wzrost do ponad 51 tys. ton w r. 2010.

Podnoszenie efektywności wymaga sprawnie działającego systemu kredytów. Dzięki funduszom unijnym rolnicy mają dostęp do pieniędzy na preferencyjnych zasadach. Mogą łatwiej realizować szereg inwestycji, na które wcześniej nie byłoby ich stać. Nie zawsze są świadomi ryzyka, nie zawsze można je zresztą przewidzieć. Czas inwestycji jest długi i po jej realizacji może się okazać, że kalkulacje co do opłacalności są już nieaktualne. Wystarczy, że w międzyczasie zmienią się przepisy lub sytuacja na rynku. Bez wsparcia państwa bardzo łatwo wpaść w spiralę zadłużenia i w konsekwencji stracić wszystko. Trudno oszacować, ile gospodarstw w ostatnim czasie zostało zlicytowanych. Dla rolnika utrata ziemi, na której nierzadko rodzina pracuje od wielu pokoleń, to coś więcej niż utrata firmy. W ostatnich latach głośna była sprawa rolników z województwa łódzkiego, którzy wpadli w spiralę zadłużenia i popełnili samobójstwo.

Zwycięzcy i przegrani

Podniesienie się poziomu życia na wsi po wstąpieniu do UE jest faktem. Dotyczy to zresztą również obszarów miejskich. Faktem jest również wzrost dysproporcji majątkowych w stopniu nawet większym niż w miastach. System dotacji jest korzystny dla rolników posiadających duże gospodarstwa. Ci, których traktuje się jako największych wrogów modernizacji – wspomniane 31% gospodarstw poniżej 1 ha – nie dostają dotacji obszarowych wcale. Połowa rolników (ok. 700 tys. osób) otrzymuje dotacje nie wyższe niż 2 tys. złotych rocznie. Trudno mówić więc w ich przypadku o impulsie modernizacyjnym, pomoc ta ma charakter socjalny. Po zmianach wprowadzonych we Wspólnej Polityce Rolnej na lata 2012-2020 prawdopodobnie osoby te nie będą musiały nawet przechodzić procesu weryfikacji, tzw. renta będzie im wypłacana automatycznie. Nic dziwnego, że dotacje wydają głównie na konsumpcję i podniesienie standardu życia.

System dotacji ma wspierać głównie średnie gospodarstwa rodzinne nieprzekraczające 50 ha, tylko one dostają pełne wsparcie. Gospodarstwa do 100 ha dostają 50% dotacji, a nieprzekraczające 300 ha tylko 25%, większe nie dostają wsparcia. Ograniczenia te są niestety w polskich warunkach w dużej mierze fikcją. Z danych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa (ARiMR) wynika, że największe dopłaty biorą spółki powstałe na terenach byłych PGR i firmy z kapitałem zagranicznym. Aby w pełni wykorzystać system dotacji, największe przedsiębiorstwa formalnie dzielą się na kilka mniejszych podmiotów. System dotacji ulega wypaczeniu, nie służą już zapewnieniu opłacalności produkcji średnim gospodarstwom rodzinnym, lecz zyskowi tych największych. Nie jest to jednak powód do zmartwień, przynajmniej takie wrażenie można odnieść czytając Raport wyników z Powszechnego Spisu Rolnego 2010. Jego autorzy ubolewają, że w ostatniej dekadzie liczba gospodarstw 50 ha i większych wzrosła tylko o ponad 34%.

Przedstawiając sytuację na polskiej wsi w publikacji „Zielony Nowy Ład w polityce społecznej w Polsce”, Maria Skóra stwierdza, że u podstaw polityki państwa leży przekonanie o „nieuniknionym i nierównomiernym rozwoju Polski”. Rośnie na wsi liczba zwycięzców, ale jeszcze szybciej przegranych. Pełnych skutków tego procesu jeszcze nie widać, płynące z UE pieniądze w połączeniu z nienajgorszą sytuacją na rynku zaciemniają trochę obraz całości.

Nowoczesne sposoby gospodarowania są dużo bardziej kosztowne, rolnik jest bardzo często jednocześnie producentem płodów rolnych i ich odbiorcą, choćby w postaci pasz. Wyrównują się powoli ceny między starymi i nowymi krajami UE, dotyczy to również kosztów produkcji. Proces ten można zaobserwować na przykładzie tego, co dla rolnika ma znaczenie podstawowe, czyli cenie ziemi uprawnej. O ile w 2000 r. przeciętnie za hektar trzeba było zapłacić 5 tys. zł, to w 2010 r. było to już 18 tys. zł. Okres przejściowy musi się kiedyś skończyć, a wtedy najboleśniej skutki tego odczują gospodarstwa najmniejsze.

Ucieczka od rolnictwa

Skutkiem modernizacji wsi jest bardzo szybko zmniejszająca się liczba osób pracujących w rolnictwie. Szacuje się, że już 60% jej mieszkańców nie ma nic wspólnego z rolnictwem. W najmniejszych gospodarstwach już teraz praca na roli traktowana jest często jako zajęcie dodatkowe. Rezygnacja z prowadzenia działalności rolniczej wobec utrzymującego się wysokiego bezrobocia jest bardzo trudna. Nawet niewielka produkcja na własne potrzeby jest traktowana jako forma zabezpieczenia. Poczucie, że na wsi jest dobrze, ma często bardzo subiektywne podstawy. Zniknięcie popularnych jeszcze w latach 90. sławojek czy coraz rzadsze czerpanie wody prosto ze studni nie może być wiarygodnym miernikiem poprawy. Wraz ze wzrostem poziomu życia rosną również jego koszty. Za kanalizację i dostęp do wody w kranach trzeba przecież zapłacić.

Polska wieś startowała z bardzo niskiego pułapu. Dzięki unijnym pieniądzom nadrabia cywilizacyjne zaległości. Mimo polepszającego się standardu życia trzeba pamiętać, że 60% ludzi żyjących poniżej minimum socjalnego mieszka na wsi. To wyraźna nadreprezentacja, zważywszy, że mieszka tam tylko 40% Polaków.

Zmniejszanie się liczby osób pracujących w rolnictwie jest nieuchronne, ale hurraoptymizm co do bogacenia się wsi niestety może uwiarygadniać działania zmierzające do likwidacji systemu zabezpieczeń społecznych. Wpisują się w to próby likwidacji KRUS, który dla rolników z małych i średnich gospodarstw rolnych i ich rodzin jest jedynym sposobem na dostęp do opieki medycznej i zabezpieczenia na starość. W takiej sytuacji państwo naraża się na pojawienie się dużej grupy ludzi wyrzuconych poza system, skazanych na życie z pomocy społecznej.

Koniec i początek epoki

Na naszych oczach kończy się pewna epoka, modernizacja przyspiesza zanik kultury chłopskiej. Ma to również negatywne skutki. Rolnicy stają się konsumentami żywności w takim samym stopniu jak wszyscy. Proces produkcji nie ma już dla nich związku z konsumpcją, jakość przestaje być priorytetem, staje się nim zysk. W obiegowej opinii polska żywność konkuruje nie tylko ceną, ale i wysoką jakością wytwarzanych produktów. Na dłuższą metę jest to stan niemożliwy do utrzymania: standaryzacja produkcji prowadzi nieuchronnie do stworzenia zestandaryzowanego produktu.

Być może dlatego stosunkowo wolno rozwija się w Polsce rolnictwo ekologiczne. Mimo mocnego wsparcia UE w Polsce tego typu produkcją objętych jest tylko 2,37% uprawianej ziemi. Dla porównania średnia dla całej wspólnoty wynosi 4,4%. Daleko nam nie tylko do Austrii, w której 18,5% uprawianej ziemi zajmuje rolnictwo ekologiczne, ale również do sąsiednich Czech, gdzie wskaźnik ten sięga 9,38%. Widać jednak wyraźnie, że liczba gospodarstw zainteresowanych prowadzeniem takiego typu produkcji wzrasta. Gospodarstwa ekologiczne mogą być przeciwwagą dla rozwoju rolnictwa przemysłowego. Dużo zależy jednak od tego, czy ekologiczna produkcja stanie się domeną mniejszych gospodarstw.

Tymczasem zmienia się sytuacja na rynkach światowych. Rośnie bardzo szybko zapotrzebowanie na żywność. Wydaje się, że jesteśmy na tę sytuację kompletnie nieprzygotowani, zresztą jak i cała UE. Dotychczas polityka rolna kształtowana była tak, by zapobiegać nadprodukcji. Teraz wobec zmieniającej się sytuacji trzeba na nowo określić cele. Być może również mniejsze gospodarstwa będą mogły produkować w sposób opłacalny. Może należy jednak zmienić system, w którym drobnym rolnikom bardziej się opłaca nic nie robić niż produkować niewiele, głównie na własne potrzeby. Już niedługo może się okazać, że zapewnienie samowystarczalności żywnościowej wobec niedoborów na rynkach stanie się priorytetem.

O ile nie zaznaczono inaczej, dane statystyczne pochodzą z Rocznika Statystycznego Rolnictwa 2011 opracowanego przez Główny Urząd Statystyczny. Ilustracja: fot. Lesław Zimny, Wikimedia commons.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.