ISSN 2657-9596

Rodzice mają dość pseudopolityki rodzinnej

Sylwia Chutnik , Agnieszka Grzybek
13/10/2011

O sytuacji rodziców małych dzieci z Sylwią Chutnik, pisarką, prezeską Fundacji MaMa, rozmawia Agnieszka Grzybek.

Agnieszka Grzybek: Z ustawą żłobkową wiązano ogromne nadzieje, ale przyniosła bardzo duże rozczarowanie. Dlaczego rodzicie podnieśli bunt?

Sylwia Chutnik: Kiedy uczestniczyłam w uroczystości podpisania przez prezydenta Bronisława Komorowskiego tzw. ustawy żłobkowej, miałam wrażenie, że większość postulatów naszej fundacji została zawarta w jednym dokumencie. Niestety, już miesiąc po wprowadzeniu ustawy w życie stało się oczywiste, że całość nie działa na szczeblu lokalnym. W poszczególnych gminach zaczęto w panice planować, jak wprowadzić ustawę (bo należy), ale nie ponieść jednocześnie kosztów (bo gminy nie mają na to budżetu).

I tak w Warszawie proponowano na przykład, aby zamiast stawiać na żłobki prywatne, organizując im szkolenia, przeszkolić raz jeszcze panie ze żłobków państwowych. I będzie połowicznie. Poza tym miasto było dumne, że żłobki są na wysokim poziomie. A że nie można się do nich dostać, to już rzecz drugorzędna. Bunt rodziców wynikał z faktu martwej ustawy i tego, że nie traktuje się poważnie realnych problemów rodziców, którzy muszą łączyć opiekę nad dziećmi z pracą zawodową. Czara goryczy przelała się w momencie, gdy pojawił się pomysł podwyżek i tak już drogich przedszkoli i żłobków. Nagle okazało się, że na rodzicach (którzy i tak przynoszą do państwowych placówek połowę wyposażenia typu chustki, pościel, koce itp.) można zarobić, bo… to potulna grupa, dbająca przede wszystkim o interesy swoich dzieci. Na wszystko się zgodzą – nie będą mieli bowiem wyjścia. Ale nagle okazało się, że polscy rodzice mają dość pseudopolityki rodzinnej.

AG: No właśnie, w Polsce dużo się mówi o polityce rodzinnej. Wielu polityków zawsze podkreśla, że rodzina to dla nich priorytet. Jeśli wziąć pod uwagę sytuację rodziców małych dzieci, to czy tak jest w istocie?

SC: Powyższy przykład pokazuje, że nikt nie dba o spójne przepisy dotyczące pomocy rodzinie. Nie ma znaczenia, z której strony sceny politycznej jest dana ekipa rządząca. Widać to doskonale na szczeblach lokalnych przy okazji wprowadzania ustawy żłobkowej. Jeśli mamy do wyboru zainwestowanie w nowy stadion czy w nowe przedszkole, to wybieramy to pierwsze. Polityka społeczna nadal kojarzy nam się z państwem socjalnym (a to przecież nie po myśli neoliberalizmu) albo z pomocą socjalną, czyli nieszczęsnymi zasiłkami. Państwo lubi zachęcać do rodzenia dzieci, ale nie wie, jak pomóc tym, którzy już urodzili. Taki stan rzeczy, trwający od lat, ma swoje konsekwencje w ujemnym przyroście naturalnym (w tym roku po raz pierwszy od 6 lat mniej ludzi się rodzi niż umiera).

AG: W Fundacja MaMa walczycie o prawa matek. Czy naprawdę trzeba o nie walczyć, skoro w Polsce macierzyństwo jest na piedestale?

SC: Macierzyństwo ładnie wygląda w kolorowym piśmie lub na plakacie wyborczym. Jednak zbyt mało osób traktuje rodziców jako specyficzną grupę społeczną. Matka albo uważana jest za „rodzinę” albo za „dzieci”. Tymczasem należy matkom oddać ich zagarniętą tożsamość. Wskazać na takie problemy, jak dyskryminacja na rynku pracy, nieodpłatna praca domowa, depresja poporodowa i stereotyp samopoświęcającej się matrony. Na szczęście zmiany społeczne idą szybciej, niż oczekiwaliby tego konserwatywni politycy i polityczki, i powoli sytuacja się zmienia. Czekamy na prawdziwą emancypację matek w Polsce.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.