ISSN 2657-9596

Trzy dni w Żurawlowie

Ewa Sufin-Jacquemart
11/07/2013

Znowu spędziłam trzy dni z mieszkańcami Żurawlowa (pierwsza relacja Ewy Sufin-Jacquemart z Żurawlowa ukazała się 24 czerwca na blogu Zielona Warszawa – przyp red.). Oj działo się, działo. Najpierw obywatelsko, potem nerwowo, na koniec bardzo miło.

W sobotę dołączyłam do pikiety na placu Litewskim w Lublinie. Tłumu jak zwykle nie było, jak to w Polsce. Jakoś sprawy naprawdę ważne, acz sprzeczne z oficjalną linią rządu i w związku z tym spotykające się z negatywną propagandą telewizji i prasy, nie przyciągają tłumów. Po pierwsze informacja do ludzi nie dociera, po drugie ludzie nie rozumieją o co chodzi, bo nie mają łatwo dostępnej jasnej informacji, po trzecie po prostu są ostrożni – pamiętają jeszcze jak było w PRL i widzą, że w czasach dzisiejszej „demokracji brzucha” też lepiej się władzy nie narażać, bo aktywnym i odpowiedzialnym obywatelom niestety o pracę nie jest łatwo.

Na szczęście media dopisały i o pikiecie było słychać tym razem nie tylko w mediach lokalnych (np. tu), ale migawki pojawiły się nawet w Superekspresie i w Panoramie. Trzeba przyznać, że dzięki mobilizacji bębniarzy z Wschodniego SAMBAstionu było nas słychać, a numer energetyczny „Zielonych Wiadomości” rozszedł się jak słodkie bułeczki.

Zjechaliśmy do Żurawlowa i tu niespodzianka: pojawił się nowy namiot, dużo większy, przestronniejszy, z większą liczbą miejsc do spania, z otworami okiennymi, a więc łatwiej jest w nim w dzień pracować. Nad wejściem nowy napis: „żywimy i bronimy”. Naprzeciw namiotu pod transparentem „Occupy Chevron” inscenizacja artystyczna z maskami gazowymi, ktoś się przyznał do inspiracji Abakanowicz. No i teraz jesteśmy pilnowani 24/24 przez policję. Wóz policyjny stoi jakieś 100 m od wejścia do namiotu, policjanci są dyskretni, odmawiają poczęstunków, kawy. Ich dyżurowanie to odpowiedź lokalnego wójta na zachętę ze strony komendy policji z Lublina, za pośrednictwem policji z Zamościa, aby wójt zwrócił się do policji o zażegnanie siłowe konfliktu, ze względu na dużą liczbę popełnionych wykroczeń i zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Wójt nie chciał użycia siły, wystąpił więc o dyżury policji. Protestujący przyjęli takie rozwiązanie z zadowoleniem.

Żurawlów_04W mediach chyba nastąpił jakiś przełom. Pisała już o Żurawlowie Karolina Domagalska w „Gazecie Wyborczej”. Teraz pokazano mi jeszcze jej nowy artykuł w „Wysokich Obcasach”, a potem dano do ręki weekendowy numer Rzeczpospolitej z wielkim dwustronicowym reportażem z Żurawlowa Marii Wiernikowskiej pod ładnym tytułem „Wóz Drzymały w Żurawlowie”. Zaczęłam czytać, artykuł był tak ciekawy, że zaczęłam czytać na głos. Wszyscy wokół zamienili się w słuch, od czasu do czasu wybuchając śmiechem lub rzucając słowa aprobaty. Gdy dobrnęłam do końca, spontanicznie rozpętała się burza oklasków i pochwał pod adresem dziennikarki. Brawo! W wersji internetowej artykuł jest płatny, ale naprawdę warto zapłacić 3,69 zł – nie tylko ze względu na Żurawlów, także za lekcję wspaniałego dziennikarstwa.

W niedzielę czekała nas „akcja”: w Sitnie odbywała się dwudniowa Wystawa Zwierząt Hodowlanych i Maszyn i Urządzeń Rolniczych organizowana przez Ośrodek Doradztwa Rolniczego. Nasi mili bębniarze zgodzili się jeszcze raz nam towarzyszyć, wśród protestujących nastąpiła pełna mobilizacja: banery, stare i nowe, ponad 1000 ulotek, do Sitna pojechały całe rodziny, tylko kilku dyżurnych zostało w namiocie. Manifestacja bardzo udana, wszystkie ulotki rozdane. Skończyło się co prawda nerwowo, bo dyrektor Ośrodka Doradztwa Rolniczego odmawiał przyjęcia listu otwartego od rolników z Żurawlowa, wezwał całą grupę ochroniarzy, jednakże do przepychanek nie doszło. Po długich, burzliwych negocjacjach dyrektor przyjął pismo i powiedział, że pracownicy ośrodka zadecydują, czy poprą list protestujących czy nie. Oczekiwany wynik jest wiadomy, gdyż dyrektor ośrodka wydzierżawił własną działkę Chevronowi, a osoby z jego rodziny są zatrudnione w roli ochroniarzy dla Chevronu. Przyparty do muru dyrektor stwierdził, że „wynajął działkę dla pieniędzy, a teraz się modli, żeby tego gazu nie było”… Chyba to dość dobrze ilustruje stanowisko wielu lokalnych „sympatyków” Chevronu.

Po akcji, zadowoleni z dobrze wypełnionego zadania, zjechaliśmy wszyscy do naszego namiotu. Bębniarze przyjechali z nami na przygotowany specjalnie dla nich wegetariański obiad. Dowiedziałam się, że są z różnych miast. Należą do międzynarodowego ruchu Rhythmes of Resistance. Mają zakodowany język znaków, dzięki czemu wszyscy uczestnicy tego ruchu mogą bez próby grać razem. Nigdy nie grają w celach komercyjnych, tylko na pikietach, manifestacjach i innych happeningach. Występują przeciw wszelkim dyskryminacjom, w obronie praw obywateli i w obronie zwierząt. Po obiedzie zrobili nam wspaniały energetyczny koncert w plenerze. Nawet ochroniarze Chevronu powychodzili zaciekawieni ze swojego namiotu za miedzą.

W poniedziałek wszyscy byli zajęci pisaniem, ja przygotowaniami do pikiety przed Ministerstwem Środowiska planowanej na 15 lipca o godzinie 11:00. Ale dzień miał być nerwowy. Dostaliśmy informację, że o 13:00 przyjedzie poseł PO Stanisław Żmijan. Wioska się zeszła na spotkanie z nim, ale minęła godzina, druga, a posła nie widać. Rolnicy rozeszli się mocno poddenerwowani. Poczuli się nieszanowani i traktowani z pogardą. Wreszcie poseł dotarł, wraz z nim posłanka PO Magdalena Gąsior-Marek. Rozmowa była nerwowa, pełna emocji. Pani posłanka słuchała z dość przejętą miną, natomiast pan poseł docinał i się stawiał, zachowywał się bojowniczo i wykazywał się totalnym brakiem wiedzy zarówno na temat samego protestu, jak i zagrożeń związanych z technologią szczelinowania hydraulicznego. Nie miał mieszkańcom Żurawlowa nic do zaproponowania. Przyciśnięty do muru obiecał, że się zainteresuje dwoma pozwami, na których rozwiązanie mieszkańcy czekają od miesięcy. Ale nikt z mieszkańców nie ma złudzeń co do działań posłów w ich sprawie. Szczególnie gdy się niechcący wydało, że, zanim do nich dotarli, odwiedzili sprzyjającego Chevronowi wójta. Jeszcze długo po wyjeździe posłów dawano wyraz emocjom i frustracji, jakie wywołali.

Miałam wracać przed wieczorem do Warszawy, ale Lech Kowalski, reżyser filmów dokumentalnych toczący od tygodni u boku rolników „kamerową wojnę”, autor dwóch filmów nawiązujących do oporu rolników Zamojszczyzny przeciw Chevronowi, poprosił mnie o pozostanie jeszcze jeden wieczór. Dostał bowiem informację, że jego film „Holy field, holy war” dostał nagrodę na międzynarodowym festiwalu dokumentu w Marsylii. Wieczorem będzie uroczysta gala z rozdaniem nagród i Lech, który rozumie, ale niepewnie mówi po francusku, chciałby, abym po jego wystąpieniu po angielsku przedstawiła pokrótce po francusku sytuację w Żurawlowie. Zgodziłam się bez wahania. O dwudziestej przećwiczyliśmy połączenie przez Skype. Pokazano nam wielką salę i w tle sceny ogromny ekran. Na nim będzie nas widać i słychać. Od dziewiątej cała wieś była w gotowości przy namiocie. Pani Ala upiekła wielki wspaniały tort. Sołtys Wiesiek z Rogowa, jeden z bohaterów nagrodzonego filmu, przyszedł z pięknymi kwiatami. Wyjątkowo został zakupiony prawdziwy francuski szampan (jakikolwiek alkohol jest normalnie całkowicie zabroniony i jest to bardzo skrupulatnie przestrzegane). Czekaliśmy prawie do dziesiątej. Napięcie rosło. Lech dostawał informacje od swojej żony Odile, obecnej na gali, o kolejnych przyznawanych mu nagrodach. W sumie było ich trzy: nagrodę międzynarodową Georges’a Beauregarda, nagrodę miasta Marsylii „Nadzieja Marsylii” i nagrodę francuskiej sieci filmu eksperymentalnego GNCR (Groupement National des Cinémas de Recherche). Wreszcie przyszedł czas na nas. Nasza kamera pokazywała siedzącego Lecha a za nim mały tłumek stojących osób na tle oświetlonych banerów. Lech powiedział kilka słów o swojej radości i wzruszeniu, o tym, że się nie spodziewał tak życzliwego przyjęcia jego filmu. Po czym zapowiedział, że „jest tu ktoś kto powie coś do państwa po francusku” oddając mi głos. Krótko opowiedziałam, że jesteśmy w Żurawlowie, wiosce sąsiadującej z Rogowem, o którym mowa jest w nagrodzonym filmie. Jesteśmy dwa lata później, ale walka trwa nadal. Rolnicy walczą nie o swoje ziemie i gospodarstwa, ale o wodę dla całego dużego regionu, gdyż koncesje Chevronu na poszukiwanie gazu łupkowego leżą na trzech największych udokumentowanych zbiornikach wód podziemnych w Polsce, w tym jednym transgranicznym z Ukrainą. Rolnicy mają poczucie ważnej misji, walczą o przyszłość regionu, dla ich dzieci i przyszłych pokoleń. Obecność Lecha Kowalskiego i jego kamery u ich boku jest bardzo ważna – jest ich tarczą i bronią, i daje im siłę do nierównej walki Dawida z Goliatem.

Usłyszeliśmy burzę oklasków i przyjaznych okrzyków. Operator robił do nas przyjazne gesty i pisał, że bardzo dziękują i ze wszyscy są z nami. U nas też emocje były wielkie. Po rozłączeniu się z Marsylią kończyliśmy wieczór pod pięknym gwiaździstym niebem, z szampanem w plastikowych kubkach, pyszny tort pani Aliny został wyjedzony do ostatniego okruszka, o frustrującej wizycie posłów sprzed paru godzin już nikt nie wspominał. Przyszedł czas na radość i dumę, że uczestniczymy razem w czymś wielkim i wartościowym.

zobacz także:

José Bové: List poparcia dla protestujących w Żurawlowie

7 zagrożeń związanych z wydobyciem gazu łupkowego

Francuzi nie chcą łupków

Kontakt z protestującymi w Żurawlowie: Occupy Chevron (Poland)

zp8497586rq

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading