ISSN 2657-9596

Kraj gazem krwawiący

Paulina Lota
16/04/2015

Wizytę w Stanach Zjednoczonych, w której mogliśmy uczestniczyć dzięki uprzejmości Fundacji im. Heinricha Bölla, zaczęliśmy w Waszyngtonie.

Ana Unruh-Cohen, dyrektorka ds. energii i klimatu w biurze senatora Eda Markeya, wprowadziła nas w kwestie prawne i polityczne w kontekście gazu. W Kongresie nie toczy się żadna debata nt. zagrożeń dla środowiska i możliwości skażenia wody. Z powodu silnego oporu społeczeństwa i ciągłych nacisków ze strony branży wydobywczej sytuacja jest bardzo napięta. Nie ma żadnej spójnej polityki – jedynie pewne rekomendacje. Rząd federalny może w sprawie regulacji zrobić niewiele, ponieważ w większości przypadków wydobycie odbywa się na terenach prywatnych.

Poszczególne stany naciskają na Kongres, by nie wprowadzał w tym zakresie żadnych regulacji. Każdy stan ma swoje przepisy dotyczące szczelinowania – dla przykładu w Wyoming istnieje obowiązek podawania składu płynu szczelinującego, w Teksasie zaś taki przepis nie funkcjonuje.

Lobby wydobywcze jest potężne

Przedsiębiorstwa twierdzą, że środowisku nic nie grozi. W wielu miejscach doszło już jednak do przypadków skażenia wody i gleby oraz braku wody pitnej dla społeczności lokalnych. Pojawił się również problem zapadlisk i trzęsień ziemi oraz dużej ilości odpadów powydobywczych i ich utylizacji.

Zwycięża ekonomia – ceny gazu w USA spadają, przygotowuje się też eksport skroplonego gazu do Europy lub Chin – pierwszy terminal LNG będzie gotowy do końca 2017 r. Senator Markey walczy w Kongresie o zakaz eksportu, którego koszty poniosą w USA społeczności lokalne – skażenie wody, powietrza, środowiska, zagrożenie dla zdrowia ludzi będzie ceną za tańszy gaz dla Europy. Lobbing firm produkujących gaz z łupków jest jednak bardzo silny.

Nadzieja w tym, że inne kraje wyciągną wnioski z lekcji, którą odebrały Stany Zjednoczone – woda pitna musi być absolutnym priorytetem.

Kate De Angelis, aktywistka zajmująca się kwestiami energetyczno-klimatycznymi w organizacji Friends of the Earth, wyjaśniła, że senator Markey walczy o zakaz eksportu gazu skroplonego ze względów ekonomicznych, a nie ekologicznych – chciałby bowiem zatrzymać tani gaz dla USA. Argument o wpływie na zmiany klimatu nie ma w dyskusji siły przebicia, tymczasem to ten właśnie aspekt jest dla jej organizacji niezwykle istotny. Emisje metanu w procesie wydobycia i skraplania gazu są ogromne, co potwierdza np. raport Roberta Howartha z Uniwersytetu Cornella. Gaz z łupków jest tańszy niż inne źródła energii, ale wyłącznie wtedy, gdy nie bierze się pod uwagę wszystkich kosztów jego wydobycia – oczyszczania wody, niwelowania innych skażeń czy leczenia ludzi.

Dyrektor Inicjatywy Bezpieczeństwa Energetycznego – Charles Ebinger z Brookings Institution, jednego z najbardziej wpływowych think tanków na świecie, zaczął swoją wypowiedź od stwierdzenia, że sytuacja energetyczna Polski jest katastrofalna. Gaz łupkowy zrewolucjonizował sytuację USA. Pochodzi z niego 28% energii, a dąży się do tego, by jego udział zwiększyć do 39%. Dzięki gazowi rozwija się amerykańska kolej oraz małe, niezależne firmy wydobywcze.

Ma on być również najlepszą alternatywą dla węgla – czystą i bezpieczną. 85% wody użytej do szczelinowania podlega recyklingowi, a zużycie piasku nie stanowi problemu – USA ma pustynie, a jego transport na odległości tysięcy kilometrów korzystnie wpływa na rozwój różnych sektorów przemysłu. Wiele stanów (np. Pensylwania) ma jego zdaniem cudownie rozwijać się w oparciu o eksploatację gazu. Biedni rolnicy zmienili się w milionerów. Standardy w ochronie środowiska są najwyższe z możliwych. Odejście od tego źródła energii i atomu to mrzonka. W Polsce powinniśmy wiercić jak najwięcej i inwestować w poszukiwania, żeby jak najszybciej skorzystać z tego źródła energii.

Inną wizję tego przemysłu pokazali nam przedstawiciele NGOsów, w tym FracTracker Alliance – organizacji zrzeszającej naukowców i zwykłych obywateli z terenu całych Stanów Zjednoczonych, których analizy faktycznego wpływu szczelinowania na środowisko, zdrowie ludzi i analizy łamania przepisów budzą podziw.

Paul Zeph, Brook Lenker, Gwen Lehman i John Nerbook opowiedzieli o ogromnej skali wydobycia, zatrważającej ilości odwiertów oraz przypadków ich przeciekania, zatruciu wód gruntowych w wyniku wierceń, łamaniu przepisów, emisjach metanu i innych, szkodliwych substancji – nie tylko z samych odwiertów, ale również ze stacji kompresorów, basenów na płyn szczelinujący i gazociągów. Na 1082 odwierty, które powstały od początku 2014 r., w 30% stwierdzono różnego rodzaju naruszenia. Ważnym problemem jest również ogromne zużycie wody oraz powstające w procesie odpady powydobywcze ciekłe i stałe, w tym również te radioaktywne. Zdarzają się wypadki – nieszczelności, wycieki, pożary czy eksplozje. Wszystko to odbywa się nie tylko na ziemiach prywatnych, lecz także na obszarach chronionych Lasów Stanowych (State Forest Land).

W stanowym Departamencie Ochrony Przyrody i Zasobów Naturalnych odbyliśmy kolejne spotkania. Kurt Klapkowski (dyrektor Bureau of Oil & Gas Planning and Program Management, Departament of Environmental Protection) oraz Dan Devlin (stanowy leśnik w Bureau of Forestry, Pennsylvania Department of Conservation & Natural Resources) zapewniali nas, że problem szkodliwego wpływu na środowisko praktycznie nie istnieje – Pensylwania ma bowiem najdoskonalsze przepisy, mnóstwo regulacji i najwyższe standardy. Sprawnie prowadzone są tu kontrole, przypadki jakichkolwiek naruszeń udało się praktycznie wykluczyć, odpady trafiają na specjalne składowiska, zaś woda, której zużycie stale się zmniejsza, jest w 90% poddawana recyklingowi.

Na tak ogromną ilość odwiertów przypada 87 inspektorów…

To samo usłyszeliśmy od lokalnych parlamentarzystów stanowych. Gaz jest tani i lepszy dla środowiska niż ropa i węgiel, właściciele ziemi zarabiają na dzierżawach, powstają nowe miejsca pracy. Sama Pensylwania niewiele co prawda na tym korzysta, podatki są tu bowiem śmiesznie niskie. Do stanowej kasy wpływa zaledwie 5% dochodów z produkcji, gdyż rządzącym Republikanom nie zależy na podniesieniu obciążeń podatkowych, bo bardzo często są oni właścicielami ziemi oraz firm wydobywczych.

O tym, jak w praktyce wygląda sytuacja, mieliśmy okazję przekonać się na własne oczy podczas dwóch dni, które spędziliśmy w lasach Pensylwanii i na spotkaniach z lokalnymi aktywistami. Była to zdecydowanie najciekawsza część wizyty w USA.

Ralph Kisberg i Barbara Jarmoska, działający w organizacji Responsible Drilling Alliance, pokazali nam z bliska, jak wygląda eksploatacja tego „czystego” i „bezpiecznego” źródła energii. Wydobycie trwa tu wszędzie, nawet na obszarach chronionych, w parkach i rezerwatach. Pady pod wiertnie i służącą do wydobycia infrastrukturę napotyka się dosłownie co krok. Wycina się tysiące drzew, niweluje zbocza gór, a z kamieniołomów w innych stanach przywozi się tłuczony kamień do utwardzenia powierzchni.

Taka budowa trwa miesiącami. Oznacza całodobowy ruch tysięcy gigantycznych ciężarówek, sunących jedna za drugą, ciągłe oświetlenie terenu bardzo silnymi halogenami, jak również potworny hałas. Kiedy zaczyna się eksploatacja, niewiele ulega poprawie. Znikają ciężarówki, buduje się za to gazociągi, wycinając setki tysięcy drzew, co powoduje nieodwracalne skutki dla całego ekosystemu, niekontrolowaną erozję gleby i coraz bardziej groźne w skutkach powodzie. Koszty – poza przyrodą – ponoszą lokalne społeczności i cały stan. Z publicznych pieniędzy odbudowywane są drogi, zerwane mosty i zniszczone budynki.

Biolodzy uważają, że w górskich strumieniach i rzekach już za trzy, cztery lata może całkowicie zniknąć życie, wytrute przez toksyczne związki chemiczne trafiające z odwiertów. Filtry sedymentacyjne, które maja zapobiegać spływającym z gór zanieczyszczeniom, wyglądają jak wypełnione bliżej nieokreśloną substancją pończochy, przytwierdzone do ziemi patykami. Zanieczyszczenie oznaczać może również koniec Chesapeake Bay – zatoki, do której wpływają wspomniane strumienie.

Zmianom uległ tu nie tylko krajobraz i stan środowiska. Pensylwania była stanem, w którym ludzie żyli z turystyki i rolnictwa. W ciągu zaledwie czterech lat nastąpiła całkowita rewolucja – turyści zniknęli, a rolnictwo upadło. Dziś są to głównie tereny górnicze i przemysłowe. Eksploatacja gazu łupkowego to nie tylko odwierty – powstają firmy produkujące rury oraz chemię do płynu szczelinującego, a także ogromne dyspozytornie ciężarówek i ciężkiego sprzętu.

Całkowitej degradacji uległa też lokalna kultura i styl życia. Pracownicy przemysłu wydobywczego to głównie robotnicy napływowi, ok. 2.000 dobrze zarabiających mężczyzn oderwanych od swoich rodzin. Ich przyjazd do spokojnej dotąd okolicy spowodował rozwój seksbiznesu, nocnych klubów oraz napływ prostytutek z całego kraju, jak również poważny wzrost przestępczości i handlu narkotykami. Prawdziwa epidemia heroiny zbiera swoje żniwo – w ubiegłym roku w niewielkim Williamsport z powodu przedawkowania zmarło 14 osób.

„To jest jak tsunami” powiedziała nam Barbara

To chyba najdoskonalsze określenie łupkowej rewolucji. Koszmarna codzienność mieszkańców, którzy często zainwestowali dorobek całego życia lub nawet kilku pokoleń w kupno domów w tej do niedawna rajskiej okolicy, obca jest właścicielom ziem dzierżawionych pod odwierty, mieszkających w miastach czy wręcz innych stanach. Dla nich to czysty zysk – ceny ziemi po udokumentowaniu potencjału złoża Marcellus Shale gwałtownie wzrosły, w przeciwieństwie do domów, których wartość spadła praktycznie do zera. Gdyby nawet ktoś zdecydował się na ich kupno, banki nie chcą udzielać kredytów na nieruchomości w tej okolicy.

Mieszkańcy się nie poddają. Jenny z Responsible Drilling Alliance udało się wywalczyć zakaz prowadzenia odwiertów w parku, na terenie którego mieszka. 7 dni przed wydaniem zgody na rozpoczęcie prac odbył się wielki protest, zebrano ponad 4 tysiące podpisów. Zgody nie wydano. W przyszłym roku odwierty zaczną się tuż za ścianą lasu, już poza granicami parku. Szczelinowanie w odwiercie horyzontalnym poprowadzone jednak będzie dokładnie w ich stronę…

Przeszkodą jest postawa lokalnych polityków – większość z nich dzięki eksploatacji złoża Marcellus Shale stała się milionerami. Kwitnie korupcja.

13 lutego 2012 r. uchwalony został w Pensylwanii tzw. ACT 13 – przepis wprowadzający regulacje wydobycia gazu łupkowego na terenie stanu. 7 miast zakwestionowało przepisy mówiące, że „szczelinowanie hydrauliczne, zbiorniki na odpady i rurociągi muszą być dozwolone w każdej strefie obowiązującego planu zagospodarowania przestrzennego, w tym na terenach mieszkaniowych, pod warunkiem, że zachowane zostaną pewne strefy buforowe”. Obywatele oraz społeczności lokalne zaskarżyły przepisy, które zabraniały też lekarzom informowania pacjentów o wpływie chemikaliów używanych do szczelinowania na ich zdrowie.

Sąd Najwyższy Stanu Pensylwania orzekł, że niektóre kluczowe części tego prawa w sposób fundamentalny kłócą się z oczekiwaniami mieszkańców, są niezgodne ze stanową konstytucją oraz poprawką o prawie do czystego środowiska (Environmental Rights Amendment), które gwarantują obywatelom „prawo do czystego powietrza, czystej wody i zachowania naturalnych, krajobrazowych, historycznych i estetycznych wartości środowiska naturalnego”.

Otwiera to szansę na skuteczną walkę ze szczelinowaniem hydraulicznym za pomocą lokalnego ustawodawstwa.

Być może efektem ostatecznym będzie wprowadzenie zakazu

Na razie udało się doprowadzić najpierw do moratorium, a ostatecznie do zakazu w stanie Nowy Jork. To ogromny sukces aktywistów i aktywistek – mieliśmy zaszczyt poznać ich relacje z pierwszej ręki. W Ithace spotkaliśmy się m.in. z Karen Edelstein i Josephem Wetmorem, Sarą Hess i jej mężem Jeffem Furmanem, Irene Weiser, Stefanem Sendersem, w Seneca Lake z Josephem Campbellem, Lou Damianim i lokalnym dziennikarzem Peterem Mantiusem, na Uniwersytecie Cornella z kolei z dzielnymi kobietami Ellen Herrison, Joanne Cipolla-Dennis i Marie McRae, które przyczyniły się do zakazu wydobycia w mieście Dryden. Wszyscy oni opowiadali nam o swojej nierównej, ale skutecznej walce o ochronę środowiska, zdrowia i jakości życia.

Nowojorscy aktywiści i aktywistki mają wsparcie naukowców ze stanowych instytucji naukowych. Na Uniwersytecie Cornella wykłada profesor Anthony Ingraffea, współautor opublikowanej w 2011 r. pracy naukowej o skutkach wydobycia gazu łupkowego. To pierwsze studium które wykazało, że gaz łupkowy w czasie całego cyklu jego produkcji jest paliwem bardziej brudnym od węgla. Profesor Ingraffea wyjaśniał nam, dlaczego eksploatacja gazu łupkowego powinna być zakazana na poziomie globalnym. Węglowodory niekonwencjonalne to ostatnia generacja paliw kopalnych dostępnych na ziemi – jeśli je zużyjemy, następne pokolenia zostaną bezpowrotnie pozbawione tego źródła energii. Metoda wydobycia, którą pomógł stworzyć, jest technologią tak dalece ingerującą w środowisko, że może spowodować całkowite zniszczenie Ziemi i wody. Wiąże się również z produkcją ogromnej, niemożliwej do utylizacji ilości odpadów. Jej wpływ na zmiany klimatyczne jest tak ogromny, że doprowadzić może do końca cywilizacji.

„To się po prostu nie opłaca. Wpływ na klimat, środowisko i zdrowie ludzi jest tak olbrzymi, że nie mamy czasu na dalsze zastanawianie się. Każdy dolar wydany na tę technologię to dolar mniej na odnawialne źródła energii – naszą jedyną szansę”– powiedział nam profesor.

„Szczelinowanie hydrauliczne dla ropy i gazu łupkowego to samobójstwo!”

Możliwość zobaczenia na własne oczy, jak naprawdę wyglądają pady z odwiertami, jakie zmiany – choćby w krajobrazie, wprowadza proces szczelinowania, jak zmieniają się warunki życia ludzi na terenach objętych wydobyciem, to wiedza i doświadczenie bezcenne, a niedostępne w żadnej innej formie. To dla nas również mocny argument w relacjach z decydentami i firmami wydobywczymi w Polsce, które często powołują się na przykład USA jako argumentu na rzecz poszukiwania i eksploatacji gazu łupkowego w naszym kraju. Odwołują się oni często do naszego braku doświadczenia i nieznajomości tematu w praktyce. „Byliście w Ameryce? Nie? No właśnie! «Gasland» kłamie, trzeba to zobaczyć na własne oczy, żeby zrozumieć”.

Zobaczyliśmy. I zrozumieliśmy.

Tekst jest skróconą wersją artykułu opublikowanego na stronie internetowej kampanii „Obywatele kontrolują” Instytutu Spraw Obywatelskich.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.