ISSN 2657-9596

Nowy rok – nowa opowieść o Polsce?

Bartłomiej Kozek
28/12/2018

Michał Syska prezentuje w „Antidotum” swoją wizję lewicowej, progresywnej polityki. Czy będzie ona drogowskazem dla budującego swą partię Roberta Biedronia?

Inicjatywa byłego prezydenta Słupska jeszcze nie ruszyła, a już próbuje się ją spisać na straty. Czyni to część liberalnych komentatorów, bojących się o kondycję i wyborczą atrakcyjność Koalicji Obywatelskiej. Czynią to również niektórzy, powszechnie znani z wyborczych sukcesów, reprezentanci „prawdziwej lewicy”.

Glejt prawilności

W wątpliwość poddawane są zarówno intencje tłumów, pojawiających się na spotkaniach Biedronia, jak i jego przekonanie co do żelaznego zestawu lewicowych idei. Głosowanie przeciwko podwyższaniu wieku emerytalnego w minionej kadencji w opowieści tej jawi się niemal jako wypadek przy pracy – w przeciwieństwie do feralnego mema o górnikach, który obnażać ma drapieżny liberalizm polityka.

W opowieściach tych pojawia się jednak pewien problem. Estetyczna niechęć do egocentrycznie wyglądającej inicjatywy politycznej pozwala łatwo ją zaszufladkować, a może nawet wręcz spisać na straty jeszcze zanim na dobre ruszyła.

Za antyspołeczne, trącące balcerowiczowską terapią szokową uważany jest na przykład postulat, taki jak wygaszanie kopalni węgla rozłożone na… 17 lat. Nawet elektorat wydaje się lekko podejrzany, bo ma w nim się znajdywać niemało antyklerykałów, a nawet niegdysiejszych fanów Pawła Kukiza.

Publicystyczne przestrogi i ostre sądy klikają się zapewne lepiej, niż chłodna analiza czy próba rozgryzienia powstającego ruchu za pomocą narzędzi innych niż internetowa sprzedaż bluz z podobizną lidera. Wskazówką może być np. sprawdzenie politycznych priorytetów osób blisko związanych z nową inicjatywą polityczną – takich jak Michał Syska.

Głos z lewa

Wrocławski polityk od lat stara się przesuwać dyskurs polityczny na lewo. Ośrodek myśli Społecznej imienia Ferdynanda Lassalle’a, którego jest twarzą, zaprasza do regularnych dyskusji (nie tylko w wielkich miastach) i przygotowuje publikacje, dotyczące m.in. progresywnej polityki miejskiej, edukacyjnej czy polityki społecznej – część z nich omawialiśmy zresztą na łamach „Zielonych Wiadomości”.

Nie tak dawno temu Ośrodek wydał raport samego Syski – „Antidotum”. Można go czytać jako swego rodzaju podsumowanie dotychczasowej działalności, ale również próbę wyjścia z własną, spójną opowieścią na temat Polski ostatnich lat. Opowieścią, która w wielu miejscach krzyżuje się z już nam znanymi propozycjami Roberta Biedronia.

Jeśli wskazać jedną jej myśl, która odróżnia ją od innych obecnych na rynku idei, to z pewnością zauważyć warto jej próbę demitologizacji poprzedzających rok 2015 rządów koalicji PO-PSL. Choć czynią to również i inni politycy oraz publicyści, to widoczne są tu również własne, oryginalne przemyślenia.

Bodaj najciekawszym jest próba udowodnienia, że wyborczy sukces Prawa i Sprawiedliwości nie był spowodowany aż tak bardzo kwestiami kulturowo-tożsamościowymi (wliczając w to również wątek przyjmowania uchodźców), a dużo bardziej „tradycyjnymi” kwestiami ekonomicznymi. Można powiedzieć, że stawia to Syskę w pewnej kontrze do innego, wiązanego z Robertem Biedroniem publicysty – Macieja Gduli, autora „Nowego autorytaryzmu”.

Na potwierdzenie swojej tezy działacz z Wrocławia ma szereg argumentów, demistyfikujących wizję Polski jako „zielonej wyspy”, która suchą nogą przeszła szalejący na świecie kryzys ekonomiczny po roku 2008. Przypomina o posunięciach rządu Donalda Tuska, takich jak podwyżka VAT, uelastycznianie kodeksu pracy czy outsourcing usług ochrony i sprzątania pogarszający pozycję zatrudnionych w tych branżach.

Perspektywa peryferii

W efekcie, jak zauważa, podglebie do zmiany władzy okazało się nader żyzne. Tym bardziej, im bardziej medialną wyobraźnię zaczęły kształtować obrazy pojawiającego się na polskich torach Pendolino i utyskiwania o tym, jak koszmarnym dyskomfortem jest brak bezprzewodowego Internetu na pokładzie tego typu pociągów w czasie, gdy mieszkańcy mniejszych miast doświadczali zamykania posterunków policji, zwijania się sieci szkół czy placówek pocztowych.

Przestrzenny charakter podziałów społecznych i politycznych staje się (nie tylko) w naszym kraju coraz bardziej zauważalny – nic więc dziwnego, że wątek ten coraz częściej pojawia się w lewicowej publicystyce. Liberalna, głównonurtowa opozycja pozostaje w tej materii zupełnie bezradna, w niewielkim stopniu poruszając kwestie, związane z rozwojem regionalnym kraju.

Nic zatem dziwnego, że w tę lukę próbują wcisnąć się lewicowe, progresywne siły polityczne. Czyniąc czytelne rozróżnienie między lewą stroną sceny politycznej a centroprawicową opozycją i prawicowym rządem Syska zapomina jednak momentami o tych elementach polityki PO-PSL, które przełamują nieco tę dychotomię – od wykorzystywania funduszy europejskich jako pakietu stymulacyjnego w okresie dekoniunktury, poprzez pierwsze kroki na drodze rozwijania polityki rodzinnej, aż po już otwarcie socjalliberalny kurs późnego Tuska i Ewy Kopacz.

Wspomniane działania nie unieważniają rzecz jasna krytycznych osądów Syski – dodają do nich za to nieco niuansu. Co ciekawe, patrząc na nie z perspektywy czasu można odnieść wrażenie, że stworzyły one przestrzeń do wzrostu oczekiwań społecznych, które w efekcie braku innej, przekonującej alternatywy wyniosły do władzy PiS.

Patrząc na polityczny kurs PO za Grzegorza Schetyny, stawiającego raczej na obietnicę obniżki podatków i podkreślanie znaczenia kryterium zatrudnienia w przyznawaniu świadczeń w rodzaju 500+ można odnieść wrażenie, że główna partia opozycji wraz z upływem czasu odchodzi od doświadczeń, nabytych w trakcie własnych rządów.

Odbrązowienie Europy

U Syski nie zabrakło również wspomnienia o innej, idealizowanej rzeczywistości – Unii Europejskiej. Wytyka on brak wyrazistej wizji UE wśród polskich polityków, postrzegających ją głównie jako bankomat do wypłacania pieniędzy.

Kiedy już jakaś wizja się pojawi, tak jak w wypadku opisywanego przez autora „Antidotum” przemówienia berlińskiego Radka Sikorskiego, dość szybko okazuje się, że idzie ona w zupełnie innym kierunku, niż nawoływania do wzmacniania poczucia wspólnej tożsamości i obywatelstwa za pomocą aktywnej polityki społecznej oraz ujednolicania podejścia do kwestii szeroko rozumianych „wartości europejskich”. Zamiast tego zadowala się wizją wzmocnienia instytucji unijnych w celu wymuszania większej dyscypliny budżetowej na państwach członkowskich.

Temat ten może w najbliższych miesiącach rosnąć na znaczeniu – szczególnie, jeśli uda się stworzyć silną lewicową listę/listy do Parlamentu Europejskiego.

Przejście od naiwnego euroentuzjazmu w stronę krytycznego wsparcia wymagającego reform projektu europejskiego może pomóc jej/im odróżnić się do listy liberalnej opozycji, w której dość mocno pobrzmiewa np. pomysł oparcia kampanii na wejściu Polski do strefy euro. Wejściu, na które nie ma aktualnie, mówiąc delikatnie, wielkiego społecznego apetytu.

Niepewna przeszłość, zapomniana przyszłość

O ile wspomniane dwa postulaty mogą mieć pewien potencjał – i to nie tylko na poziomie krytycznej analizy stanu zastanego, ale tworzenia nowych osi podziału politycznego – o tyle coraz trudniej mi osobiście uwierzyć w podobny potencjał, tkwiący w polityce historycznej.

Trudno jest aktualnie wyobrazić sobie udaną kontrofensywę środowisk lewicowych (czy szerzej – progresywnych) w tym zakresie inaczej niż poprzez przejęcie władzy i mozolne odwracanie kursu na utrwalanie konserwatywnych wizji polskości. Nie zmieniają tego za bardzo nawet sukcesy sądowe w walce ze zmienianiem nazw ulic.

Sporym nieobecnym na łamach „Antidotum” jest za to kwestia ekologii i zrównoważonego rozwoju. Nawet, jeśli gdzieś się ona pojawia, to zdecydowanie w tle, a nie jako jedna z ważnych osi ideowego sporu. Teoretycznie nie powinno to aż tak dziwić – Syska przyznaje się bowiem do poglądów socjaldemokratycznych, a nie ekopolitycznych – jednak w ostatnich latach coraz wyraźniej widać, że progresywna odpowiedź bez takiego komponentu pozostaje niepełna.

Nie chodzi tu już nawet o znaczenie zmian klimatu dla jakości życia – w tym również i w Polsce. Nie sposób nie zauważyć, że (przynajmniej retorycznie) obecny rząd przeszedł od negowania roli ekologii do traktowania jej w roli wehikułu rozwojowego. Miarą tej zmiany jest uznanie wdrożenia programu „Czyste powietrze” za jeden z rządowych priorytetów czy rosnąca waga, przykładana do rozwoju elektromobilności.

Bitwa o zieleń?

Zostawiając na boku kwestię wiarygodności ekipy Mateusza Morawieckiego czy trafności jego priorytetów nie da się ukryć, że ochrona środowiska przestała być terenem zarezerwowanym do niszowego segmentu lewicy. Może to zresztą służyć nam wszystkim, jeśli stanie się okazją do konkurowania o pomysły i pokazywania, że środki do osiągnięcia celów środowiskowych mają różny charakter w zależności od ideowego charakteru proponujących je ugrupowań.

Najgorszą odpowiedzią na to wyzwanie byłoby stwierdzenie, że wystarczy przypomnieć o swojej eksperckiej wiedzy i wiarygodności (siły ekopolityczne) lub uznać temat za drugorzędny („tradycyjna” lewica) w przekonaniu, że poparcie społeczne zdobędzie się wyłącznie poprzez podnoszenie kwestii związanych z konfliktem pracy i kapitału.

Wpadnięcie w jedną z tych pułapek może zaprzepaścić szansę na otwarcie się już nie tylko na wielkomiejski elektorat, ale również na osoby, poszukujące komfortowego życia oraz szans rozwojowych dla wsi i małych miast położonych z dala od wielkich aglomeracji.

Zastrzeżenia te nie oznaczają oczywiście, że na wszystkie te rafy koniecznie wpaść musi cała inicjatywa Roberta Biedronia – tę zatopić mogą niefortunnie sformułowane postulaty albo pragnienie jej lidera, by być wszystkim dla wszystkich.

Wskazują za to, że oferta celująca między innymi w mniejsze ośrodki nie powinna zapominać o dawaniu im szerokiej palety bodźców rozwojowych – nie tylko wysokiej jakości usług publicznych, ale również stymulowania innowacyjności poprzez szeroko zakrojone działania proekologiczne.

W przeciwnym wypadku byłoby ciekawą ironią losu, gdyby PiS wygrał kolejne wybory nie tylko dzięki 500+, ale i ocieplaniu domów jednorodzinnych w ramach walki ze smogiem.

Zdj. Fragment okładki „Antidotum” Michała Syski

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.