ISSN 2657-9596
Library od Trinity College Dublin

Wędrujemy po bibliotekach

Monika Kostera , Julia Witeńska
01/05/2025

Monika Kostera i Julia Witeńska: Dwugłos o wędrowaniu.

J: W zeszłą sobotę wstałam wcześnie rano i pojechałam na rowerze do biblioteki. Wzięłam książkę z półki i usiadłam w czymś na kształt statku kosmicznego, żeby poczytać. Biblioteczny ambient, szara wykładzina, kilka drzemkujących na pufach osób, przeszywający wzrok ochroniarza, a nawet cichy śpiew ptaków i dużo słonecznego światła wpadającego przez przeszklony sufit. Pomyślałam wtedy, jak wspaniale, że to miejsce istnieje.

M: Tak, doskonale Cię rozumiem, też miewam to uczucie, właściwie dwa uczucia: bycia poza zwykłą czasoprzestrzenią i intensywnej wdzięczności, że te miejsca naprawdę istnieją. Biblioteki jako statki kosmiczne – to totalnie trafne, tak po prostu jest! Podróżuje się w nich w przestrzeni, w czasie i jeszcze w innych wymiarach, których nie ogarniają nasze zmysły. Bywa nierzadko, że w trakcie zwykłych wędrówek zanosi mnie do biblioteki i wtedy tak jak Ty, biorę książkę z półki i zostaję biblioteczną autostopowiczką, pozwalam się zabrać w drogę z tą książką w roli kciuka wskazującego kierunek. Ostatnio miałam tak we Francji, umówiliśmy się z mężem na zwiedzanie niewielkiego miasteczka Ris-Orangis, gdzie nadal są fragmenty z czasów Simenona – niewyasfaltowana dróżka otoczona aleją drzew, szare domki z niewielkim sadem, zaskakująco kształtny kościół za dużą, dojazdową szosą. Byłam za wcześnie, poszłam w kierunku torów i trafiłam do niezbyt imponującego budynku mieszczącego mediatekę. W środku owinęło mnie światło, które wlewało się między regałami – zwykłe białe, i regały zwyczajne, metalowe, a jednocześnie – tak jak mówisz – ambient. Usiadłam z książką w jednym z miejsc do czytania, zorganizowanych tak jakby to były miejsca w pociągu. Przeczytałam kawałek, losowo, napisałam kawałek wiersza. A potem poszłam dalej. Ty też lubisz czasami czytać losowe rzeczy w bibliotekach?

J: Oczywiście! Biblioteka to chyba jedyne miejsce, gdzie można zajmować się tylko i wyłącznie beztroskim czytaniem losowych rzeczy. Co więcej, biblioteka jest miejscem, które naprawdę otwiera oczy na nieznane wymiary – w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego na początku studiów dużo błądziłam między regałami z literaturą filozoficzną i psychologiczną. To było bardzo odświeżające i uwalniające – to był też czas, kiedy udawało mi się wziąć książkę z półki, pójść do czytelni, przeczytać ją całą, odłożyć i wyjść. Znikasz na parę godzin, a potem “budzisz się” zupełnie rześka i wypoczęta. Pamiętam szczególnie wyraźnie jeden słoneczny dzień, kiedy w końcu udało mi się znaleźć książkę “Umysł zen, umysł początkującego”; lekturę wtedy nie do dorwania nigdzie indziej niż w bibliotece na Powiślu. Euforia!

A Ty jaki poleciłabyś regał?

The University of Manchester Library

M: Ach, regały biblioteczne! Jak skarpy dzikich rzek, można tam spotkać całe ekosystemy. Wędrować wzdłuż brzegu, dać się prowadzić ich nurtowi, albo przeciwnie – iść do źródeł, które bywają równie mityczne jak źródła Sekwany – nie do odkrycia. Jedna z moich ulubionych bibliotek w znanym Kosmosie znajduje się na kampusie pewnego niewielkiego szwedzkiego uniwersytetu. Kiedy pierwszy raz go spotkałam, był mały, cichy, położony w środku pól i bagien, przemieszczały się tam nieco senne postaci, pozbawione jadu i ambicji. Nikt nie patrzył w gwiazdy ale też nikt się z nikim nie ścigał. Potem nagle wszystko się zmieniło. Gwiazdy nadal nie pociągały, za to pojawiła się duma i jazgot. Przestrzenie, wcześniej spokojne i powolne, wypełniły się zgiełkiem. Tylko jedno miejsce zostało takie jak było – mimo że zmieniło lokal – biblioteka. Zdaniem bliskiej mi osoby, nowy lokal jest dużo mniej tajemniczy. Bo rzeczywiście, szklane ściany nie pozwalają już studentom na uszczelnianie obrzeży tego ekosystemu swoimi snami. Za to cała tajemniczość przeniosła się między regały.

Jeden z najpiękniejszych momentów mojego życiu – to było kilka lat temu – przytrafił mi się w tej bibliotece, kiedy regały wciągnęły mnie i pochłonęły tak bardzo, że kompletnie zgubiłam nie tyle siebie, co cały świat zewnętrzny. Znalazłam się w miejscu prawie bez oświetlenia, odpaliłam światło z komórki i zobaczyłam grubą warstwę kurzu na podłodze. Wyjęłam jedną z książek – to była stara encyklopedia botaniczna, z połowy XIX wieku, z kolorowymi rycinami wszytymi do książki. Można je było rozkładać, miały organiczną fakturę. Rośliny opisane były po szwedzku i po łacinie, i każdemu hasłu towarzyszył czarno-biały rysunek, który ktoś, kiedyś, dawno temu, wykonał ręcznie. Nie będę próbować opisać momentu z tą książką, nie dlatego, że się nie da, ale dlatego, że nie umiem poezji miłosnej. Czułam, że nie wolno mi przeciągać tej chwili, więc odstawiłam książkę i dałam się regałom wyprowadzić znów na powierzchnię świata. Uderzenie światła dziennego w oczy było jak wypłynięcie z jakiejś nieprawdopodobnej głębi, może Rowu Mariańskiego. Wzięłam nagły, głęboki oddech.

Ale również lubię umawiać się z znajomymi w bibliotece, lubię biblioteczne kawiarnie, przyznam, że kiedyś bardzo lubiłam palarnię w starym BUW. Kawa biblioteczna – mmm. A Ty, lubisz ziółka, herbatę w bibliotecznej kawiarni?

J: W moim przypadku umawianie się ze znajomymi w czytelni czy w okolicach biblioteki zawsze kończy się tym, że żadne z nas nie otwiera tego dnia książki, a zamiast tego gdzieś odlatujemy w rozmowach na długie godziny, jemy ciasto, wygrzewamy się na słońcu, spacerujemy nad Wisłą. Niektórzy nazywają to prokrastynacją.

W bibliotece często piję zieloną lub czarną herbatę, yeba mate, albo rumianek z melisą, w zależności od tego, czym dokładnie planuję się zająć, albo co planuję przeczytać – do literatury naukowej dobieram pobudzające mieszanki, do każdej innej łagodzące. Ogólnie przy czytaniu piję dużo wody, nie tylko dla lepszego przepływu myśli, ale głównie dlatego, że żadnego innego płynu nie powinno się wnosić do czytelni i szanuję tę zasadę. No i cóż, wypada się w tym miejscu przyznać, że są takie dni, kiedy piję przesłodzoną kawę z automatu za 5zł, którą zazwyczaj można znaleźć nieopodal różnych bibliotek i na uczelniach. Nie jestem miłośniczką jej smaku, ale raczej dla tego osobliwego rytuału i łyku nostalgii.

M: Mam dokładnie tak samo! Nigdzie poza biblioteką nie piję lepkiego płynu za 5 zł z piekielnej machiny. To chyba należy do jakichś szczególnych bibliotecznych rytuałów eluzyjskich – potem milczenie, a potem poznaje się znak – synthema.

Nic dziwnego, że jest tak dużo sztuki o bibliotekach. Moja ulubiona książka z bibliotecznym motywem to Imię Róży Umberto Eco, gdzie dosłownie wchodzi się do środka i fizycznie cierpi z powodu pożaru. I opowiadanie Jorge Borgesa Biblioteka Babel (to od niego oczywiście wziął swoje imię bohater tej pierwszej opowieści), o bibliotece zawierającej wszystkie możliwe książki (a nie tylko istniejące). „dokładną historię przyszłości, autobiografię archaniołów, prawdziwy katalog Biblioteki, tysiące i tysiące katalogów fałszywych, dowód fałszywości tych katalogów, dowód fałszywości prawdziwego katalogu, ewangelię gnostyczną Bazylidesa, komentarz tej ewangelii, prawdziwą opowieść o twojej śmierci, przekłady wszystkich książek na wszystkie języki, interpelację każdej książki we wszystkie inne”. Jest też mnóstwo obrazów i aż trudno mi wybrać, ale niech będzie, że Czytający Andreas Edvarda Muncha jest moim ulubionym, bo bohater z książką przypomina mi z jednej strony Jakuba walczącego z Aniołem – jest w jego ciele jakiś wysiłek, napięcie, a z drugiej wyraz jego twarzy jest introwertycznie ekstatyczny. Swego czasu pytana jakie uprawiam sporty odpowiadałam, że ekstremalne czytanie. Andreas jest moim ziomem współzawodnikiem.

Linnéuniversitetets bibliotek

Jednak nie przychodzi mi do głowy żadna muzyka o bibliotekach. Może coś mnie w ten sposób ważnego omija. Doradzisz?

J: Trudne zadanie. Każda książka ma swój własny soundtrack – bywa, że utwory albo albumy są po prostu wymienione w tekście, a czasami trzeba go skomponować samodzielnie. Myślę, że w tej kategorii muzyka&biblioteka absolutnym wirtuozem jest Murakami, któremu nie dość, że zdarza mu się pisać o byciu w bibliotece (np. w książce “Kafka nad Morzem”), to często pisze o słuchaniu muzyki jako nieodłącznej części życia bohaterów i bohaterek. Poza tym pisze też ponadprzeciętnie dużo o gotowaniu makaronu, albo krojeniu warzyw. Murakami zawsze dobiera wyborne utwory, często klasyczne, jazzowe, rockowe. W jego książkach można posłuchać Elvisa Presleya, Vivaldiego, The Beatles (oczywiście!), Boba Dylana, Beethovena, Schuberta, bywa, że Michaela Jacksona i dłuuuugo można by wymieniać dalej.

Osobiście nie znam żadnych utworów o bibliotekach sensu stricto, ale mam patenty na dobór albumów, albo playlisty, które dobrze robią na bycie w czytelniach. Przede wszystkim drum and bass i pochodne – po godzinach solidnej zamułki nad książką wchodzi najlepiej. Jeśli natomiast chodzi o masowanie neuronów zdecydowanie rozmaite ambienty, może Jon Hopkins, albo Nils Frahm. Na cięższe stany świadomości zdecydowanie Aphex Twin. W słonecznej, bibliotece, po której swobodnie mogłyby latać kolibry, a regały mogłyby być porośnięte mchem do słuchania polecam June Marieezy, znaną pod pseudonimem artystycznym ((( O ))). Bardzo ciężko odpowiedzieć jednoznacznie, bo w bibliotece zawsze jest inaczej, ale zawsze jednak tak samo świetnie.

M: Aphex Twin znam dzięki Tobie, „Stone In Focus” idealne do nurkowania, głową w dół, w książkach Jean-Luc Nancy! Wcale nie żadna muzyka tła tylko autentycznie skafander i butla tlenowa. Masz rację, że jednoznacznie bez sensu, bo zawsze jest inaczej – wędrowanie po bibliotekach to zawsze przygoda.

Chociaż bywa, że biblioteka jest odwrotnością przygody, schronieniem w sensie fizycznym, przestrzenią opiekuńczą. Gdy w czasie moich pierwszych studiów mieszkałam w miejscu praktycznie bez ogrzewania, to spędzałam długie godziny w bibliotekach faktycznie po to, żeby się ogrzać. Zdarzało mi się też używać bibliotecznej łazienki w celu umycia sobie włosów, bo w mojej kamiennicy prysznic był w piwnicy i trzeba było płacić za użycie, a poza tym jak się stamtąd wyszło, to było piekielnie zimno. No i w chwilach desperacji docieplałam sobie dusze książeczkami dla dzieci, szczególnie Muminki i wówczas świeżo opublikowana Ronja, córka rozbójnika. Ronja genialna. W ogóle ta rola biblioteki też ważna w moim świecie. Ty też miewałaś taką ciepłą jaskinię biblioteczną?

J: Pamiętam, że kiedy byłam w podstawówce, która była bardzo głośnym i szybko przeciążającym mnie miejscem lubiłam schować się w bibliotece. To nie było miejsce kalibru biblioteki uniwersyteckiej, ani miejskiej wypożyczalni – były tam dwa długie regały z książkami, trochę gazet i magazynów skierowanych do dzieci. Centrum życia bibliotecznego dla dwunastoletniej mnie była raczej konsola Playstation 1, na której mogłam pograć w moją ulubioną grę Crash Bandicoot. Biblioteka była też wyposażona w trzy komputery stacjonarne na starym Windowsie, więc można było się zalogować na Facebooka (smartfon nie był dostępną opcją). W liceum nie spędzałam czasu w bibliotece, a raczej planowałam jak najszybciej stamtąd uciec. Na studiach wiadomo – totalna biblioteczna oaza.

Biblioteka, kiedy teraz o niej myślę co do zasady pełni funkcję opiekuńczą, bo zawsze Cię przyjmie, kiedy już serio nie wiesz, gdzie iść, gdzie jest cicho, albo gdzie nic nie trzeba. W podstawówce to ona zawsze wszystkich przygarnia pod nieobecność nauczycielki w środku dnia, w liceum ratuje, kiedy okazuje się, że na jutro jest Pan Tadeusz, a na studiach nadaje nauce jakiś większy sens. Protect biblioteki at all costs!

M: O, tak! Totalnie! Oddałabym wszystkie centra handlowe znanego Wszechświata za jedną ocaloną bibliotekę! W moich bibliotecznych światach z przeszłości nie było playstation ale za to można było słuchać płyt, wypożyczać je i nagrywać – co oczywiście robiłam nałogowo. W wielkiej miejskiej bibliotece w Malmö to było główne moje zajęcie i zaniedbywałam inne rzeczy, które kusiły z daleka. To był świat gdzie muzyka była dobrem wspólnym (tylko płyty i kasety nim nie były, ale wiadomo, tylko chytrusy – tak mówiło się na osoby nielubiące się dzielić – kisiły tylko dla siebie). Ale tak jest – jak się szuka czegoś konkretnego, to missuje się rzeczy. Wymyśliłam sobie wtedy taki rytuał – w bibliotece szkolnej był regał, na który ludzie zwracali pożyczone książki, więc była tam niezła mieszanka wszystkiego. Wchodziłam na początku przerwy i losowałam z tego regału książkę. Żeby to było nie wiadomo co, czytałam aż do końca przerwy. W ten sposób zapoznałam się z Karin Boje, która została moją ukochana szwedzką poetką wszech czasów, ale także z książką o silnikach spalinowych i z gramatyką języka estońskiego. Natomiast teraz żałuję często, że nie korzystam z zasobów francuskich mediatek, z niektórych działów w zasadzie wcale, mimo że wyglądają wspaniale – np. nie pożyczam filmów ani albumów filmowych. A Ty, masz jakieś konkretne napady FOMO w bibliotekach obecnie?

J: Ależ. Biblioteka oprócz swojej funkcji pocieszającej i kojącej sukcesywnie od lat generuje we mnie poczucie winy. Za każdym razem, gdy tam wchodzę i widzę podręczniki, których nawet nie przekartkowałam 5 lat temu z myślą, że kiedyś do nich wrócę ‘tak na serio’, nowe książki tej polecanej autorki, których nigdy nie otworzyłam (ale widziałam w internecie, że warto!), niszowe tomiki poezji dla millenialsów czy po prostu literatura faktu i reportaże, które łypią z wystaw i szepczą słodko zdania pokroju “jak możesz tak mało wiedzieć o Wyspach Owczych?”. Nie wspominając już o złogach czytelniczych z dzieciństwa, tj. tych nieotworzonych nigdy komiksach, niedokończonych lekturach z liceum, które każdy musi znać, albo książkach, które wypada przeczytać jak masz 16 lat, bo potem to już nie to samo i w ogóle wstyd się przyznać, że dopiero teraz. Kolejka jest długa. Z drugiej jednak strony czy biblioteka nie uczy tego, że trzeba dać sobie luz? Że przychodzi taki moment, kiedy zdajesz sobie sprawę, że w tym życiu najprawdopodobniej nie uda Ci się przeczytać wszystkich napisanych przez ludzkość rozdziałów i zapisać w swoim notatniku każdego tasującego wartości cytatu. No przecież to jest piękne.


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading