Systemowy brak wrażliwości
„To będzie dla niej pożyteczna nauczka”, powiedziała była przyjaciółka, powiedzmy, że Cirzpisława, o swojej byłej przyjaciółce, nazwijmy ją Luba. Ta, która wypowiadała te słowa właśnie awansowała. Luba właśnie wykonała kawał dobrej roboty i oczekiwała, że zostanie za to przynajmniej pochwalona. Zamiast tego została stanowczo zachęcona do odejścia z pracy, a byłe koleżanki i koledzy niemal bez wyjątku gratulowali sobie pedagogicznego podejścia do Luby, ich zdaniem, osoby zbyt wrażliwej. Zachowywali się tak jakby mieli nie tylko możliwość, ale i obowiązek „dania jej lekcji”. Bo „powinna wyhodować grubszą skórę”. Bo „tak nie można w dzisiejszym świecie”. „Pora już nauczyć się, jaki jest naprawdę świat”.
Tymczasem podejście systemowe uczy, że wrażliwość jest cenna dla przetrwania systemu. Dzięki niej system może reagować na stosunkowo słabsze sygnały i uczyć się z nich, zamiast czekać na poważne kryzysy, które mogą, ale wcale nie muszą prowadzić do konstruktywnej zmiany. Mogą też prowadzić do upadku systemu.
Polska socjolożka Magdalena Szpunar pisze w swej książce poświęconej wrażliwości o tym, jak bardzo ważna jest ta niedoceniana obecnie ludzka cecha. Argumentuje, że edukacja jest konieczna, ale w odwrotnym kierunku niż ta, zafundowana Lubie przez Cirzpisławę i byłych kolegów. Zdaniem autorki misją humanistyki jest kształtowanie większej wrażliwości. Świat bez wrażliwości jest światem zamykającym się na wartości. Osoba wrażliwa dostrzega więcej i „istnieje bardziej”, a to sprawia, że stajemy się bardziej ludzcy – zarówno sama osoba wrażliwa, jak i jej otoczenie, jeśli pozostaje na tę wrażliwość otwarte. Magdalena Szpunar uważa, że wrażliwość jest możliwym początkiem filozoficznego myślenia, ponieważ wyrywa człowieka z automatycznego reagowania, z nawykowej codzienności. Stępiona wrażliwość nie tylko zubaża komunikację społeczną, ale prowadzi do patologii, takich jak nieograniczone dążenie do władzy, które jest działaniem kompensacyjnym stępionej psychiki. Desensytyzacja społeczna prowadzi do obojętności i nadużywania władzy.
O zagrożeniu moralnym, płynącym z braku wrażliwości piszą Zygmunt Bauman i Leonidas Donskis. Neoliberalizm buduje swoją władzę nie na zapewnianiu ludziom poczucia bezpieczeństwa, jak czynił to kapitalizm opiekuńczy lat powojennych, lecz na prywatyzacji systemowych niespójności. System oddaje się całkowicie tak zwanej logice wolnych rynków a prywatne osoby niosą ryzyko wynikające z niepewności generowanych przez te rynki. Ale także ze zwykłej ludzkiej kruchości, która nagle przestaje być naturalną częścią kondycji ludzkiej, a staje się źródłem zagrożenia. W efekcie warunkiem sukcesu a może i przetrwania staje się odporność na poczucie zagrożenia. Ta odporność jest nabyta i pozbawia ludzi wrażliwości. Osoby żyjące w neoliberalnym społeczeństwie odczuwają niemal permanentny strach wobec rosnącej wciąż fali rozmaitych zagrożeń i coraz większy brak zaufania wobec siebie wzajemnie. Instytucje społeczne wyrzekły się moralnej odpowiedzialności za dobro ogólne – wręcz zaprzeczają, jakby jakąkolwiek moralną odpowiedzialność w ogóle kiedykolwiek posiadały, przypisując sobie cechy wyłącznie „techniczne”. Znikają niuanse i subtelności struktur, które dawałyby miejsce wzajemnym zobowiązaniom moralnym i otwieraniu się na innego człowieka. Współczesna strukturalna dynamika władzy zmienia się w dialektykę podporządkowania i dominacji. Taka dynamika rozpoznawana jest systemowo jako efektywność. Sprawność zastępowana jest przez szybkość. Partnerstwo – przez wzajemne uprzedmiotowienie. Nic dziwnego, że społeczeństwo jako całość ma jakby przytępione zmysły, a sukces przedstawia się jako powodzenie jednych kosztem porażki innych. Jeśli komuś to przeszkadza to „ma zbyt cienką skórę”.
W efekcie stał się możliwy, a nawet pozornie sensowny świat, gdzie Cirzpisława cieszy się z „nauki”, jaką jej okrucieństwo i zdrada zapewniły Lubie, która jest „za bardzo wrażliwa”. Świat, gdzie wrażliwość jest czymś w rodzaju obelgi i zaproszeniem do agresji i to wśród osób, które szczycą się swoimi europejskimi wartościami i obywatelskimi cnotami, odżegnujących się jak najbardziej stanowczo od „ciemnogrodów”, które kogoś dyskryminują lub poniżają. Te same osoby, które celebrują swoją światłość i słuszne postawy na każdym zakręcie historii, nie widzą sprzeczności między tym, co deklarują jako swój powód do moralnej dumy, a zachowaniami, które świadczą o czymś innym – o hipokryzji, gruboskórności i sadyzmie. Dzieje się tak dlatego, bo takie osoby, działające w pełnej zgodzie z zasadami gry swego miejsca pracy i towarzyskich układów odniesienia, pozbawione są ważnego zmysłu – i nie wiedzą o tym. Bauman i Donskis piszą o moralnej ślepocie. Myślę, że brak wrażliwości jest szczególnym przypadkiem tego upośledzenia.
System społeczny, który odrzuca wrażliwość, a z jej niszczenia w sobie czyni kryterium dojrzałości, jest nie tylko głęboko niemoralny, ale, używając określenia Bernarda Stieglera, głupi. Zamiast uczyć się i współdziałać ze zmieniającym się środowiskiem, taki system ulega regresji. Jedynym sposobem rozwiązywania problemów staje się naśladownictwo, powtarzanie rozwiązań, które bywają przyczynami obecnych problemów. Pojawiają się błędne koła – „więcej tego samego”– potęgujące problemy, zamiast je rozwiązywać. Takiemu systemowi można by machać przed nosem świętym Graalem, a ten nadal jazgotałby swoje: o konieczności wzrostu, rynkach i budowaniu marki.
Król Rybak
Prawie już lubię ten wyraz twarzy,
Gdy pojmują, kim nie jestem.
Siedzą przy stole ze mną,
Muzykanci grają, zawsze
Obiad królewski, choć same ryby.
Wszystko, co jest – nie chowam nic przed nimi.
Na koniec uczty jak zwykle pojawia się
To, o czym oni wszyscy marzą.
Już prawie uśmiecham się, gdy widzę
Ten wyraz na ich twarzy,
Zawsze ten sam,
Jak wypisane na czole – i jak wzywają zaraz służbę
I nakazują siodłać konie
Na tuż przed świtem.
(Montlhéry, 2020)
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.