Moda na kamery w przedszkolach
„Jak zagwarantować sobie pewność, że to do mnie, a nie do konkurencji uderzą ludzie?” – pyta Tomek, właściciel niepublicznego przedszkola, na BiznesForum.pl. „Moja propozycja na przewagę: zainstaluj webcamy i daj możliwość rodzicom podglądania via Internet, jak bawią się ich maluchy”. Podobnych rad jest w internecie pełno.
Dla kogo są kamery?
Przedszkola posiadające e-monitoring chwalą się, że zwiększa on bezpieczeństwo dziecka. Umożliwia rodzicom kontrolę pracy wychowawców i wychowawczyń. Dzięki temu kadra podobno bardziej się stara, a z tego korzysta dziecko. Poza tym pierwsze dni w przedszkolu to stres zarówno dla malucha, jak i dla opiekunów. Zwolennicy e-monitoringu mówią, że kamery pozwalają oswoić tę nową sytuację, zmniejszyć stres. Na stronie niepublicznego przedszkola w Konstantynowie Łódzkim czytamy: Monitoring stworzony został z troski o rodziców, dla których oddanie dziecka do przedszkola jest ogromnym stresem. E-monitoring polega na tym, że rodzic będąc w pracy, domu, wszędzie, gdzie jest dostęp do sieci, może podejrzeć, co w czasie rzeczywistym dzieje się w przedszkolu. W Warszawie znalazłam 10 przedszkoli, które reklamują się w podobny sposób.
Czy kamery faktycznie zwiększają bezpieczeństwo? W żadnej z placówek, do których udało mi się dotrzeć z tym pytaniem, obraz z kamer nie jest nagrywany. Jeżeli dziecku coś się stanie, to nagranie z kamer nie będzie dowodem, bo go nie ma. Nie ma również zatrudnionej osoby, która analizuje za pomocą kamer to, co dzieje się w przedszkolu. E-monitoring jest dla rodziców i tylko dla rodziców. Jednak aby mieć pewność, że ich dziecku nie dzieje się nic złego, musieliby cały czas śledzić to, co pokazuje kamera. Rodzice są więc tak czy inaczej skazani na wychowawcę. Jeżeli naprawdę chcą wiedzieć, co się dzieje z ich dzieckiem, jak się zachowuje, rozwija, z kim się bawi, muszą porozmawiać z opiekunami i zaufać ich słowom. Kamery nie zastąpią relacji rodzic-wychowawca. Mogą ją jednak utrudnić, bo ich obecność to wyraźny sygnał braku zaufania.
Sylwia Chutnik z Fundacji MaMa: „Myślę, że monitorowanie każdego kroku naszego dziecka nie zapobiegnie problemom. Instalowane w szkołach kamery nie wyeliminowały zagrożeń takich, jak narkotyki czy przemoc, przeniosły się one poza obszar kontrolowany przez kamery i ochroniarza (mimo że kamery są również w toaletach!). Przedszkola to strefa szczególnie bezpieczna, ze względu na restrykcyjne przepisy oraz troskę wychowawczyń. Rozumiem, że monitoring ma służyć zaspokojeniu ciekawości rodziców, którzy w każdej chwili będąc w pracy mogą kliknąć i „podejrzeć” swoje dziecko. Pytanie, czy to naprawdę konieczne?”.
Jak rodzic z wychowawcą
Jak to wpływa na współpracę rodziców z wychowawcami? „Może powstać taka sytuacja, że wychowawca nie będzie wiedział, jak rozmawiać o problemach dziecka, mając świadomość, że jego opinie mogą się różnić od opinii rodzica, który przez cały czas go obserwuje. Może pojawić się jakiś fałsz” – komentuje psycholożka Olga Johann w „Gazecie Wyborczej”.
O skomentowanie tej wypowiedzi poprosiłam przedszkolanki z jednego z warszawskich przedszkoli, w których są kamery. W anonimowej ankiecie prawie wszystkie zgodziły się z tą opinią. „Na kamerze nie widać wszystkiego. Zachowania dzieci i nauczycieli są wyrwane z kontekstu, a rodzic zobaczy dokładnie to, co będzie chciał zobaczyć i trudno go będzie przekonać do swoich racji, bo skoro widział to wie. Poza tym rodzice, którzy cały czas obserwują swoje dzieci, mają bardzo często sami problem z odnalezieniem się w nowej sytuacji, więc tym trudniej się z nimi współpracuje”. Nadopiekuńczość rodziców, podsycana przez brak zaufania i techniczne możliwości kontroli jest żywiołem, który może zupełnie uniemożliwić normalne funkcjonowanie przedszkola. Ale przecież e-monitoring miał ułatwiać rodzicom odnalezienie się w tej nowej sytuacji? Rzeczywistość nie do końca zgadza się z tym, co mówią broszury reklamowe.
Ankieta unaoczniła skalę problemu. Wszystkie respondentki narzekały na ciągłe telefony rodziców, które zupełnie dezorganizują pracę. Rodzice dzwonią i proszą o więcej zabaw ruchowych bo za dużo jest zabaw w kółeczku, o przesunięcie leżaka tak, aby był lepiej widoczny w kamerze, o pogłaskanie synka… Rodzice dzwonią i pytają, czy aby na pewno dziecko leży pod swoją kołderką. Rodzice dzwonią i żądają wyjaśnień: dlaczego moje dziecko jeszcze nie śpi, dlaczego moje dziecko wczoraj spało po lewej stronie, a dzisiaj po prawej? Praca, która polega na ciągłym odbieraniu telefonów i ustawianiu leżaków tak, żeby wszystkie dzieci spały w zasięgu kamer, być może uspokaja rodziców. Wątpliwe jest jednak, żeby w tym samym czasie przedszkolanki mogły koncentrować się na potrzebach wszystkich dzieci i realizować z nimi zadania wychowawcze.
Wielki Mikołaj wszystko widzi
Czy są jakieś dobre strony e-monitoringu? Kamery pomagają dzieciom przyzwyczaić się do przedszkola: „Czasami, kiedy dziecko płacze, tęskni za rodzicami – wówczas zachęca się dziecko, żeby pomachało do kamery. Ponieważ mama, tata na pewno teraz też machają, przesyłają buziaki”. Czy przedszkolanki stosują kamery jako metodę wychowawczą? Na ogół nie, ale… pojawiła się też taka wypowiedź: „Kamery wykorzystuje jako wzmocnienie motywacji dziecka – dając jasne komunikaty, np. Jak wykonasz pracę do końca, mama będzie zadowolona, jak zobaczy”. Niegrzeczne dzieci straszy się, że przez kamery obserwuje je św. Mikołaj.
Zajęte zabawą dzieci zapominają o obecności kamer. Są jednak ich świadome i uczą się je wykorzystywać. Na pewnym forum internetowym znalazłam taką historię: „Przed feriami moi chłopcy zrobili piękne dzieło – twórczość «miód -malinka»!Chcieli się tym pochwalić przed wszystkimi i wynieśli do szatni. Podczas ferii pomoce robiły wielkie sprzątanie i praca najprawdopodobniej znalazła się w koszu. Jakież było zasmucenie chłopców, gdy po feriach odkryli, że dzieła nie ma! Pytali kilka dni, aż wreszcie «zapaliła im się lampka» i z wielkim zadowoleniem, iż mają taki pomysł, przybiegli do mnie z pytaniem; «Możemy pójść do pani dyrektor? Ona na pewno pokaże nam kamerę z szatni i zobaczymy, kto zabrał naszą pracę?!»”.
Pracy nie udało się odzyskać, bo kamera w szatni była atrapą. O tym dzieci nie wiedziały i się nie dowiedziały. Ale nawet gdyby to była prawdziwa kamera, dzieci nie odzyskałby pracy. Zobaczyłby za to, jak ktoś wyrzuca ich fajową pracę do śmieci. To nie brak profesjonalnego monitoringu zawiódł, ale niedostateczna wrażliwość personelu na potrzeby dzieci. Ta historia pokazuje coś jeszcze. Dzieci szybko zaczynają rozumieć potencjał kamer. Możemy to różnie oceniać. Ktoś może zauważyć, że kamery są teraz wszędzie:w szkołach, na osiedlach, w sklepach i niech maluchy uczą się żyć w takich realiach. Skoro sześciolatkowie potrafią korzystać z komputera, to dlaczego mają nie korzystać z kamer?
Tak, kamery są dziś wszędzie. Tylko czy właściwą odpowiedzią jest trenowanie dzieci do funkcjonowania w monitorowanym świecie? Jak i kiedy wytłumaczyć maluchom, czym jest prywatność i zaufanie, skoro przyzwyczajamy ich od najmłodszych lat do bycia obserwowanym, nadzorowanym? W zeszłym roku Julia Skórzyńska-Ślusarek we współpracy z Fundacją Panoptykon przeprowadziła badania na temat stosunku Polaków do monitoringu. Okazało się, że większość z nas traktuje monitoring jako wspaniały środek bez skutków ubocznych. Trochę przypadkiem w badaniach pojawiła się również wypowiedź kilkuletniej obywatelki, uczennicy monitorowanej szkoły: „Mamo, zjadłabym kanapkę, ale wstydzę się, bo tutaj mogą być kamery – stwierdziła moja córka, gdy jechałyśmy autobusem”.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.