ISSN 2657-9596

Kanada zielonym okiem

Bartłomiej Kozek , Richard Pereira
22/11/2013

Pogarszanie się warunków pracy, osłabianie regulacji oraz instytucji kontrolnych w wielu wypadkach poprzedza degradację środowiska. Richard Pereira, były rzecznik Partii Zielonych Kanady ds. pracowniczych, w rozmowie z Bartłomiejem Kozkiem.

Bartłomiej Kozek: Co sprawiło, że Kanada – kraj dumnie prezentujący się jako przestrzeń równych szans – od lat wybiera do władzy konserwatystów?

Richard Pereira: Partia Konserwatywna przez większość swej historii nazywała się Progresywną Partią Konserwatywną i tradycyjnie sprzeciwiała się sprzecznym z interesami kraju porozumieniom wolnohandlowym z USA. Gwałtowna zmiana nastąpiła za rządów premiera Briana Mulroneya w latach 80. i 90. XX w. Ludzie byli tak bardzo zmęczeni jego rządami, że ruch konserwatywny zmuszony został do wymyślenia się na nowo.

Częścią tego procesu była Partia Reform Kanady, wspierająca pewne postępowe postulaty demokratyczne, takie jak ordynacja proporcjonalna, referenda czy prawo do odwołania posła ze stanowiska przez elektorat z jego okręgu. Partia Reform połączyła się osłabionymi Progresywnymi Konserwatystami w Partię Konserwatywną. Niestety, choć dzisiejszy premier Stephen Harper wywodzi się z Partii Reform, to pod jego wodzą wszystkie wspomniane pomysły zostały przez konserwatystów porzucone i zapomniane.

Obecny konserwatywny rząd zdobył władzę nie z powodu swojej popularności, lecz przede wszystkim z powodu działających dysfunkcyjnie, skorumpowanych i mających nieprzekonujących liderów partii opozycyjnych oraz ich nieprzekonujących postulatów programowych. Przede wszystkim jednak należy pamiętać, że Kanada nadal nie ma proporcjonalnego systemu wyborczego, co pozwala ludziom takim jak Mulroney czy Harper mieć 100% władzy po zdobyciu mniej niż 50, 45 czy nawet 40% głosów, co jest policzkiem wymierzonym demokracji.

BK: Konserwatywny rząd Stephena Harpera nie słynie z ekologicznej wrażliwości. Jest regularnie krytykowany za obniżanie poprzeczki kanadyjskiej polityki klimatycznej. Mógłbyś powiedzieć nam coś więcej na ten temat?

RP: Zarówno osoby zaangażowane w ochronę środowiska, jak i zwykłe obywatelki i obywatele chcący działań na rzecz przyrody czy realizacji zapisów protokołu z Kioto (większość osób w Kanadzie) są mocno rozczarowani tym rządem – widzą, że jego postawa polityczna przyczynia się do osłabienia działań podejmowanych na szczeblu międzynarodowym.

Jego uparte forsowanie wydobycia ropy z piasków bitumicznych (olbrzymie zużycie wody przy wydobyciu jej zasobów w prowincji Alberta jest istotnym tematem debaty publicznej) i innych szkodliwych dla środowiska działań przyczynia się do lokalnej i globalnej katastrofy klimatycznej na poziomie nieproporcjonalnym do wielkości ludności Kanady.

BK: Byłeś rzecznikiem Partii Zielonych Kanady ds. pracowniczych. Co w tej materii dzieje się obecnie w Kanadzie – czy polityka społeczna Harpera jest równie niekorzystna dla świata pracy jak dla środowiska?

RP: Porozumienia handlowe, które zapoczątkował w latach 80. Mulroney, rozpoczęły wyścig na dno, jeśli chodzi o warunki pracy w Kanadzie. Jeszcze zanim zaczęły się one pogarszać w innych krajach, Kanadyjki i Kanadyjczycy musieli konkurować ze stanami w USA bez płacy minimalnej oraz z jeszcze gorzej traktowaną siłą roboczą w Meksyku. Harper dodatkowo przyspieszył prace nad kolejnymi porozumieniami z innymi krajami, nawet z tymi, w których władze sprawują niedemokratyczne rządy, wrogo nastawione wobec praw człowieka.

Jednym z największych problemów w ostatnim czasie staje się rozpowszechnianie się umów o pracę, zawieranych na czas określony z agencjami pracy tymczasowej – pracujący otrzymują z ich powodu niższe pensje, mniejszą ilość uprawnień socjalnych (a czasem wręcz żadnych), zmniejsza się ich poczucie bezpieczeństwa, nie uzyskują uprawnień emerytalnych w porównaniu do pracy etatowej, wykonywanej bezpośrednio u pracodawcy. Zjawisko to występuje już nie tylko w sektorze prywatnym, ale nawet w instytucjach publicznych.

Innym istotnym projektem za czasów rządów Harpera stał się Program Tymczasowych Pracowników Zagranicznych (Temporary Foreign Worker Program – TFWP). Jest on jednym z najczęściej nadużywanych przez pracodawców pomysłów konserwatystów, a wśród korzystających z niego znajdziemy najbardziej dochodowe firmy w tym kraju, takie jak Royal Bank of Canada (RBC).

Wydobycie ropy z piasków bitumicznych, wraz z nadużywaniem TFWP w Albercie, i nie tylko zresztą w niej, stworzyło toksyczną mieszankę społeczno-ekologiczną. Federacja Pracowników Alberty stwierdziła, że nasz kraj „staje się Dubajem albo Arabią Saudyjską globalnej Północy – nie tylko dlatego, że mamy ropę, ale również z powodu rezygnacji z kompleksowej polityki imigracyjnej na rzecz wyzysku gastarbeiterów, mających pracować dla nas w najbardziej podrzędnych zawodach”. Program TFWP przyczynia się do osłabienia pozycji wykwalifikowanych pracowników, tworząc nacisk na obniżanie płac i standardów pracy.

Moim zdaniem pogarszanie się warunków pracy, osłabianie regulacji oraz instytucji kontrolnych w wielu wypadkach poprzedza degradację środowiska. Kiedy ludzie tracą poczucie bezpieczeństwa ekonomicznego, panicznie szukają jakiegokolwiek zatrudnienia, stając się mniej wyczulonymi na niszczące środowisko oraz więzi społeczne warunki pracy, gałęzie gospodarki czy konkretne firmy, od których coraz bardziej zależy ich sytuacja finansowa.

Coraz więcej Kanadyjek i Kanadyjczyków pracuje coraz dłużej, więcej niż na jednym etacie, w nieregularnych godzinach (także nocnych), nie otrzymuje wynagrodzenia za nadgodziny albo za odbywane staże, nie ma również poczucia bezpieczeństwa, umożliwiającego im sprzeciw wobec najgorszych nadużyć pracodawców oraz rosnących w siłę korporacji.

By odpowiedzieć na wyzwania związane z kryzysem ekologicznym, musimy jednocześnie odpowiedzieć na kryzys społeczno-pracowniczy. Trzeba zapewnić podstawy bezpieczeństwa ekonomicznego obywatelkom i obywatelom, żyjącym w czasach ogromnych możliwości produkcyjnych i technologicznych.

BK: Jakie były propozycje Zielonych w kwestiach, o których wspomniałeś – które spośród nich były przez ciebie najbardziej promowane w okresie, kiedy byłeś jednym z rzeczników tematycznych partii?

RP: Zieloni postulują dłuższe płatne urlopy i krótszy czas pracy – tak, by lepiej ją dystrybuować oraz osiągnąć stan pełnego zatrudnienia. Wspierają również ideę powszechnego dochodu podstawowego, by zapewnić wszystkim minimalny poziom bezpieczeństwa finansowego. Liderka partii, Elizabeth May, silnie wspiera ten pomysł. Obecne standardy pracy, urlopu i czasu pracy w Ameryce Północnej są znacznie gorsze w porównaniu do bardziej produktywnych, stabilnych europejskich gospodarek, takich jak Niemcy, Holandia czy kraje skandynawskie.

Osobiście walczyłem o to, by Kanadyjki i Kanadyjczycy mieli prawo do minimum 4 tygodni płatnego urlopu – co jest standardem w większości krajów Europy, Australii oraz innych rejonach świata – zamiast obecnych 2 tygodni. Część pracownic i pracowników nie ma prawa nawet do odpoczynku w takim wymiarze z powodu agresywnego rozpowszechniania się kultury pracy w nadgodzinach, nierzadko niepłatnych, a także kontraktów tymczasowych oraz pracy w więcej niż jednym miejscu w celu związania końca z końcem.

Postulowałem również zmniejszenie rosnących kosztów zdrowotnych, związanych ze stresem i uszczerbkami na zdrowiu, spowodowanymi niedostatecznymi standardami pracy – ich poprawa oraz rzeczywiste przestrzeganie mogłoby pomóc zaoszczędzić nam miliardy dolarów kanadyjskich w systemie ochrony zdrowotnej w obszarze, który kosztuje go coraz więcej. Domagałem się również eliminacji (a nie jedynie stopniowego zmniejszania skali) biedy za pomocą dochodu gwarantowanego. W Kanadzie od wielu dekad znajdziemy wielu liczących się zwolenników tego rozwiązania, a prowadzone przez Evelyn Forget z Uniwersytetu Manitoba badania empiryczne na temat powiązań między wprowadzeniem dochodu gwarantowanego a poprawą stanu zdrowia oraz osiągnięć edukacyjnych są jednymi z najbardziej zaawansowanych na świecie.

BK: Jesteś wielkim fanem spółdzielni – dlaczego sądzisz, że są one ważne? Czy pełnią one dużą rolę w kanadyjskiej gospodarce? Jaką rolę mogą odegrać w zielonej gospodarce?

RP: Wynagrodzenia kadry zarządzającej wymknęły się spod kontroli, a to przecież bankierzy i inni reprezentanci tejże kadry odpowiadają za globalny kryzys ekonomiczny (nakładający się na kryzys ekologiczny). Mimo to nadal otrzymują astronomiczne zarobki, premie i inne korzyści materialne, w żaden sposób nie powiązane z ich realnymi osiągnięciami. Pieniądze, przeznaczane na te pensje czy premie można zainwestować na wiele innych sposobów. Potrzebujemy spółdzielni, by w praktyce pokazać przywiązanie zachodnich społeczeństw do demokracji. Nie może być demokracji politycznej bez demokracji ekonomicznej, a gdy demokracja w gospodarce więdnie, tak samo dzieje się z demokracją w świecie polityki.

Wizję zielonej gospodarki urzeczywistniają rozwijane w Danii, Niemczech czy innych obszarach świata projekty energetyczne, których właścicielami są lokalne społeczności. Spółdzielcza bankowość i instytucje finansowe są jednymi z najważniejszych przedsięwzięć gospodarczych w Kanadzie, czego przykładem może być historia inicjatywy Desjardins w Quebecu. Promowany przez nich model ekonomiczny powinien być znacznie bardziej rozpowszechniony. Jeśli chodzi o kooperatywy pracownicze, to sektor ten jest w naszym kraju bardzo słaby – mógłby wiele skorzystać na poznaniu doświadczeń z innych rejonów świata.

BK: Czy Zieloni w Kanadzie wzmocnili się dzięki temu, że po raz pierwszy w historii tego kraju zdobyli w wyborach miejsce w parlamencie, zajmowane przez waszą liderkę, Elizabeth May?

RP: Większościowy system jednomandatowy działa na korzyść istniejących od dawna partii politycznego establishmentu, nie wspiera również współpracy między nimi, na czym Zieloni długo tracili. System ten wydobywa na wierzch to, co w politycznym antagonizmie najgorsze i ma dla debaty publicznej podobne efekty jak te, które możemy zaobserwować w Stanach Zjednoczonych. Elizabeth May zdobyła tytuł Parlamentarzystki Roku 2012 – na jedyną reprezentantkę Zielonych w parlamencie głosowało przeszło 300 koleżanek i kolegów z ław poselskich.

BK: Jakie są szanse na zmianę tego systemu wyborczego? Jak sam zauważyłeś utrudnia on zdobycie reprezentacji parlamentarnej nowym ugrupowaniom…

RP: W Kolumbii Brytyjskiej oraz Ontario odbyły się referenda prowincjonalne w tej sprawie. Nie odniosły sukcesu, bo choć w Kolumbii Brytyjskiej ponad 50% głosujących było za zmianami, było to mniej niż wymaga większość 60% głosów. Rezultaty w Ontario były jeszcze bardziej rozczarowujące – poparcie dla zmian nie przekroczyło nawet 40%.

BK: Czy istnieje jakakolwiek szansa na współpracę między partiami opozycyjnymi – Partią Liberalną, Nową Partią Demokratyczną oraz Zielonymi – na rzecz przejęcia władzy z rąk Harpera?

RP: W obliczu pogarszającej się sytuacji politycznej i ekologicznej współpraca wydawałaby się oczywista, nie ma ona jednak miejsca. Inicjatywy spoza kręgów partii politycznych starają się do takiej współpracy doprowadzić. Jedną z nich jest LeadNow, którą zainicjowała grupa młodych aktywistek i aktywistów klimatycznych.

Zieloni zawsze wspierali wysiłki na rzecz współpracy politycznej oraz proporcjonalnej ordynacji w wyborach parlamentarnych, chcąc odejść od powielania przez Kanadę najgorszych wzorców, znanych z systemu politycznego Wielkiej Brytanii czy Stanów Zjednoczonych.

Dziś potrzeba nam, by liberałowie, socjaldemokraci oraz zieloni jasno zadeklarowali chęć współpracy (obejmującej co najmniej kluczowe dla wyników wyborów okręgi jednomandatowe) na długo przed kampanią. Musi ona obejmować szereg kluczowych kwestii, takich jak porozumienie w kwestii sprawiedliwości ekologicznej, wyeliminowanie zjawiska biedy, walka z unikaniem płacenia podatków za pomocą rajów podatkowych oraz przesadnie niskimi obciążeniami podatkowymi korporacji, zapewnienia bezpieczeństwa dochodowego oraz reformy ordynacji wyborczej.

Osobiście chciałbym widzieć w parlamencie więcej bezpartyjnych posłanek i posłów, niezależnych od partii politycznych, mogących mówić, co myślą – bez wiszącej nad nimi dyscypliny partyjnej. Potrzeba nam demokratycznych reform, umożliwiających ziszczenie się tego scenariusza, jak również wyeliminowania wpływu lobbingu korporacyjnego na rząd oraz kandydatki i kandydatów w wyborach. Jeszcze ważniejsze jest upowszechnienie się użycia referendów w kluczowych dla obywatelek i obywateli sprawach, umożliwiających realizację woli społeczeństwa.

BK: Czy sądzisz że obecny lider Partii Liberalnej, Justin Trudeau, tchnie w nią nowego ducha? Uważasz go za prawdziwego lidera czy za polityka pozbawionego własnego zdania, o co oskarżają go niektórzy komentatorzy?

RP: Trudeau z pewnością wskrzesił sondażowe poparcie dla swojej partii. Obawiam się ich tradycyjnego wsparcia dla eksploatacji piasków roponośnych, energetyki jądrowej oraz zupełnej bezczynności w redukowaniu szkodliwych emisji gazów cieplarnianych, z czego zasłynęli przez całe lata swoich rządów. Trudeau zaskoczył niedawno osoby o progresywnych poglądach swoim silnym poparciem dla kontrowersyjnego ropociągu Keystone XL, który przyczynić się ma do wzrostu produkcji i eksportu ropy z piasków bitumicznych.

Choć nie złożył jeszcze znaczących, pozytywnych propozycji programowych, już dziś zadeklarował chęć pozostania przy ekologicznie szkodliwym status quo, polegającym na wzroście wydobycia paliw kopalnych oraz eksportu najgorszego sortu. Wkrótce będzie jednak musiał – jeśli chce być traktowany poważnie – ogłosić swoje pomysły dotyczące rozwoju energetyki odnawialnej, oszczędzania energii czy poprawy sytuacji coraz bardziej zadłużonych Kanadyjek i Kanadyjczyków, w szczególności zaś studentów. W przeciwnym wypadku jego wybór na stanowisko premiera będzie równie pozbawiony znaczenia, co w wypadku jego tak liberalnych, jak i konserwatywnych poprzedników od czasów Mulroneya. Tyle że dziś stawki ekologiczne i ekonomiczne są znacznie wyższe.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.