ISSN 2657-9596

Szkoła na końcu świata

Piotr Kozak
10/09/2015

Wiejska szkoła. W dość powszechnym odbiorze wciąż kojarzy nam się z niedoinwestowaniem i brakami edukacyjnymi, w wiejski nauczyciel wciąż może być postrzegany przez pryzmat siłaczki z Konopielki.

Jak w każdym społecznym wyobrażeniu, jest w tym trochę prawdy. Prawdą jest, że wiejskie szkoły są niedoinwestowane. Prawdą jest, że statystycznie wypadają gorzej, jeżeli chodzi o wyniki egzaminów zewnętrznych. Prawdą jest, że nauczyciele na wsi mają mniej wsparcia ze strony różnych instytucji, takich jak muzea czy ośrodki szkoleniowe, niż w przypadku nauczycieli miejskich.

Jak w każdym społecznym wyobrażeniu, jest w tym jednak również wiele nieprawdy. Po pierwsze, niedoinwestowanie jest w dużej mierze wynikiem ogólnie gorszej sytuacji finansowej gmin wiejskich. Po drugie, gorsze wyniki egzaminów wiążą się przede wszystkim z mniejszym niż w miastach kapitałem kulturowym i społecznym mieszkańców wsi. Nie oznacza to jednak, że szkoły wiejskie są przez to „gorsze”. Nic dalszego od prawdy. Co więcej, jeżeli polska minister edukacji poszukuje pomysłów na zmiany, powinna pełnymi garściami czerpać z przykładów szkół wiejskich. Nie wiecie, gdzie jest Podmokle Małe i Radowo Małe? Pora nadrobić te zaległości.

Szkoła sercem społeczności lokalnej

Lubuska miejscowość Podmokle Małe to koniec świata. Dosłownie. Jej niemiecka nazwa to odpowiednik przysłowiowego Wąchocka, a niemieckie stacje telewizyjne przyjeżdżają tu kręcić programy satyryczne. Jednakże miejscowość nie tylko istnieje, ale jest miejscem, gdzie można obserwować jedne z ciekawszych przemian spośród polskich szkół. Jeżeli zmiana w polskiej edukacji ma się kiedyś dokonać, to z pewnością jej zarzewiem będzie koniec świata.

Jednak aby zmienić świat, nie wystarczą dobre chęci. Potrzebny jest plan działania. Jego podstawą były dwie obserwacje. Po pierwsze, tym, co zazwyczaj umyka polskim szkołom, jest fakt, że społeczność szkolna tworzona jest nie tylko przez nauczycieli i uczniów, ale również przez rodziców. Po drugie, że szkoła nie pracuje na bezludnej wyspie, ale pośród społeczności lokalnej. Jeżeli mamy zmieniać świat, to tylko razem z innymi.

Współpraca z rodzicami dokonuje się na różnych poziomach. Przede wszystkim rodzice są współodpowiedzialni za szkołę. To jednak nie wystarczyło dyrektorce szkoły, Elżbiecie Ryczek. „Chciałam, aby rodzice byli częścią szkoły” – mówi. W rezultacie rodzice uczestniczą w procesie nauczania i uczenia się. Nie tylko tworzą wspólne projekty ze swoimi dziećmi, ale również uczą się wraz z uczniami. „Zauważyliśmy, że problemy dzieci z językiem angielskim biorą się często z tego, że w domu tego języka nie znają rodzice. Postanowiliśmy więc uczyć rodziców” – mówi Ryczek. W ramach współpracy dzieci i nauczyciele uczą rodziców języka angielskiego. Ma to taką zaletę, że uczeń stając się nauczycielem sam lepiej opanowuje dany materiał. Z drugiej strony również rodzic może wspomóc ucznia w procesie nauczania.

Szkoła nie bez przyczyny jest również nazywana sercem wsi. W szkole działa „Klub Aktywnego Seniora”, w ramach którego seniorki angażują się w proces edukacyjny. Pomysł był prosty: „Zdałam sobie sprawę, że w bardzo niewielkim stopniu korzystamy z wiedzy i doświadczenia osób starszych. Seniorzy dużo wiedzą i dużo przeżyli. Warto, aby tą wiedzą podzielili się z naszymi uczniami” – mówi Ryczek.

W ramach pracy klubu seniorki pokazują m.in., w co się bawiły w czasach swojego dzieciństwa. Z kolei dzieci uczą seniorki zabaw współczesnych. Dodatkowo odbywają się warsztaty rękodzieła czy przyszywania guzików. Współpraca między seniorkami a uczniami idzie na tyle dobrze, że szkoła myśli o otworzeniu w przyszłym roku wolontariatu seniorów.

Z drugiej strony, szkoła również ma wiele do zaoferowania mieszkańcom. W jej budynkach mieści się przeniesiona biblioteka wiejska. Oferowane są również kursy dla mieszkańców: od kursów pierwszej pomocy przez kursy komputerowe po kursy wizażu. Mieszkańcy mogą również ćwiczyć występy w ramach podmoklańskiego zespołu muzycznego. W szkole znajduje się Centrum Kształcenia dla Mieszkańców. Czynne jest ono od rana do wieczora i jest otwarte dla wszystkich. Mieszkańcy mogą wypożyczyć książki w bibliotece, a przede wszystkim mogą skorzystać z darmowej porady nauczycieli i pracowników szkoły. „Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy w obsłudze komputera lub wysłania maila, zawsze może skorzystać z pomocy naszego nauczyciela” – twierdzi Ryczek.

Wszystko to rodzi więź pomiędzy społecznością szkolną a społecznością lokalną i umożliwia owocną współpracę. Mieszkańcy wsi są bardziej zmotywowani do poświęcania czasu na rzecz szkoły, jeżeli widzą, że również szkoła im coś oferuje. „Jeżeli chcesz coś dostać od mieszkańców, musisz im najpierw coś dać” – podsumowuje Ryczek. Czy to wystarczy, aby zmienić świat? Być może nie cały, ale na pewno jego okolice.

Uczyć się w kuchni i w teatrze

Radowo Małe to niewielka wieś w powiecie łobeskim w województwie zachodniopomorskim. Fanom sportu znana jest z tego, że urodził się w niej Władysław Stecyk, jeden z czołowych zapaśników na świecie na przełomie lat 70. i 80. i srebrny medalista Igrzysk Olimpijskich w Moskwie w roku 1980.

Miejscowość jest jednak sławna i to niekoniecznie z powodów sportowych. Jeszcze 10 lat temu znajdująca się w niej szkoła należała do jednych z najgorszych w kraju, jeżeli chodzi o wyniki uczniów. Obecnie zespół szkoły podstawowej i gimnazjalnej nie tylko opuścił to niechlubne grono, ale jest również miejscem, do którego przyjeżdżają goście z całego kraju, aby uczyć się, w jaki sposób można zmieniać polską edukację.

Gdy spoglądamy na szkołę wyłącznie z zewnątrz, nic nie zapowiada edukacyjnej rewolucji. Wydawać by się mogło, że to szkoła, jakich wiele w kraju. Jednak już po przekroczeniu progu tej placówki widać, że choć to publiczna szkoła, jest ona inna – na szkolnym korytarzu stoi akwarium, stare szafy, na których stoją rzeźby, a pod sufitem wiszą gałęzie z wykonanymi ręcznie ptakami. Wszystko to wynik uczniowskich projektów lub efekt pasji nauczycieli i dyrektorki szkoły do gromadzenia ciekawych przedmiotów.

Jednak – jak zaznacza dyrektorka szkoły Ewa Radanowicz – wystrój to najmniej istotna rzecz, ponieważ jest to wtórny element tego, jaki pomysł na swoją szkołę wypracują nauczyciele. W Radowie Małym ten pomysł pojawił się już kilka lat temu i jest bardzo prosty: „Więcej nie znaczy lepiej. Lepiej, znaczy przede wszystkim inaczej” – zaznacza dyrektorka. W konsekwencji, szkoła nie stawia, jak to często ma miejsce w polskich szkołach, na zwiększenie ilości zajęć dodatkowych.

Wynika to z tego, że im więcej różnych zajęć, tym większe obciążenie uczniów, a nierzadko również rodziców. W szkole w Radowie Małym wszystkie zajęcia, łącznie z tymi dodatkowymi, kończą się o 15-16. Duży nacisk położony jest jednak na uatrakcyjnienie zajęć.

W ramach uatrakcyjniania zajęć w szkole powstały różne pracownie tematyczne, m.in. pracownia kuchenna, pracownia podróży i pracownia teatralna. Nie są to jednak zwykłe pracownie. Myliłby się ten, kto sądzi, że w pracowni kuchennej można uczyć się jedynie gotować. Pracownie służą jako miejsce, w którym uczeń może zanurzyć się w świecie nauki. Co to znaczy? Np. to, że uczyć się matematyki można również w kuchni, gotując swoje ulubione danie. Geografii można uczyć się podróżując po świecie fantazji, a języka polskiego – tworząc bajki.

Dzieci mogą spróbować wszystkiego. W pracowni ceramicznej mogą wypalać garnki. W pracowni introligatorskiej mogą wytwarzać samodzielnie papier. Co najważniejsze, mogą wszystkiego dotknąć i poczuć na własnej skórze. Dzięki temu emocjonalnie angażują się w proces nauczania, a i sam proces nauczania zachodzi w ten sposób sprawniej. Inne są też metody pracy. Chcielibyśmy, aby dzieci poznały bajki Ignacego Krasickiego? Zamiast domowej lektury i przepytywania przez nauczyciela niech uczniowie przedstawią je w formie teatru kukiełek. Przy okazji niech stworzą własne bajki i w ten sposób niech ćwiczą umiejętności językowe. Pomysłów jest wiele.

Czy tak można nauczać dzieci w każdej publicznej szkole? Ewa Radanowicz uważa, że tak. Być może pora, aby kolejni ministrowie edukacji rozpoczynali swoje urzędowanie od wycieczek do Podmokla i Radowa.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.