ISSN 2657-9596

Stać na dwóch silnych nogach

Marek Nowak , Małgorzata Tracz
11/06/2015

Musimy skupiać się zarówno na kwestiach społecznych, jak i ekologicznych. Chcę wzmacniać tę drugą nogę – deklaruje nowa przewodnicząca Zielonych, Małgorzata Tracz, w rozmowie z Markiem Nowakiem.

Marek Nowak: Za nami IX Kongres Partii Zieloni. Jak oceniasz to wydarzenie?

Małgorzata Tracz: Kongres był bardzo emocjonujący, choć toczył się w przyjaznej i merytorycznej atmosferze. Warto odnotować, że uczestniczyło w nim więcej osób niż w VIII Kongresie, co świadczy o tym, że członkowie partii są wciąż zainteresowani decydowaniem o strategii i wyborze jej przywódców. Z wielu stron słyszę, że właśnie wynik wyborów przewodniczących był zaskakujący.

MN: Dlaczego zdecydowałaś się kandydować na przewodniczącą partii?

MT: Przyznam, że początkowo o tym nie myślałam, jednak wiele osób z różnych miast Polski dzwoniło do mnie i przekonywało, że w partii potrzebna jest świeża krew, wytyczenie nowych celów i usprawnienia organizacyjne. We Wrocławiu, gdzie byłam współprzewodniczącą wspólnie z Mariuszem Rusinkiem, bardzo dobrze nam to wyszło. Od prawie roku prowadzimy z dużym powodzeniem różne zadania na gruncie lokalnym. Mieszkańcy nam ufają. Mamy dobrze zorganizowane, sprawnie funkcjonujące koło i przede wszystkim aktywnych członków i członkinie.

MN: Jak się zmienią Zieloni pod Twoim współprzewodnictwem?

MT: Wydaje mi się, iż nie ma potrzeby jakiejś drastycznej zmiany, dlatego, że postulaty, które były w „Zielonym Manifeście” znajdą się także w nowym programie przygotowywanym na wybory parlamentarne w tym roku. Wciąż podążamy tą samą ścieżką. Jedyną kwestią pozostaje rozłożenie akcentów.

MN: Rozumiem, iż chciałabyś je inaczej rozłożyć?

MT: Mam wrażenie, że gdzieś po drodze zapomnieliśmy o postulatach ekologicznych, bardziej skupiając się na postulatach socjalnych. Uważam, iż są one niezwykle ważne i rzecz jasna musimy je kontynuować. Jednakże byłabym za zdecydowanym wzmożeniem działań proekologicznych takich jak np. kampania społeczna o OZE. Chciałabym też większego zaangażowania partii w prowadzenie szkoleń, debat, wymianę doświadczeń i wiedzy oraz większą transparentność komunikacyjną. Uważam, że wspólnie z Adamem Ostolskim mamy dwa główne zadania: po pierwsze rozwój struktur przy jednoczesnym wzmocnieniu już istniejących, a po drugie stworzenie lub wejście w wielką koalicję ugrupowań lewicowych przed zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi. Musimy iść dwutorowo. Oba te aspekty są dla nas, jako partii, niezwykle ważne.

MN: To o czym mówisz jest oczywiście istotne, ale to działanie do wewnątrz. Jakie działania planujesz w celu pozyskania nowych wyborców?

MT: Ogromny potencjał dla Zielonych widzę w postulatach lokalnych. Nasz program w poszczególnych miastach jest mocno popierany przez aktywistów miejskich i przez wielu mieszkańców miast – musimy na tym budować naszą tożsamość. Chciałabym postawić na kampanie społeczne, które spowodują, że staniemy się bardziej wyraziści w mediach. Prowadzimy już takie działania we Wrocławiu, gdzie jako Zieloni walczymy o zachowanie ogródków działkowych przeznaczonych obecnie przez Studium Miejskie do likwidacji. Należymy do inicjatorów wrocławskiego referendum, w którym jedno z pytań dotyczy zwiększenia zazielenienia Wrocławia oraz rozwoju tzw. „zielonej sieci”, czyli zielonych dróg – ciągów pieszo-rowerowych połączonych w jeden żywy organizm.

MN: Z tego, co mówisz, wynika, że chcesz przedefiniowania Zielonych w stronę partii stricte ekologicznej.

MT: Nie do końca. Uważam, że musimy działać dwutorowo, zarówno w wymiarze ekologicznym jak i społecznym, by jako partia stać na dwóch silnych nogach – nazwijmy je nieco żartobliwie: czerwonej i zielonej. Ponieważ ostatnio stawialiśmy głównie na tę pierwszą, to teraz potrzeba, by wzmocnić i trochę rozwinąć naszą zieloną nogę.

MN: Czy chciałabyś, aby Zieloni byli antysystemową partią protestu występującą przeciwko całemu politycznemu establishmentowi, czy może, w swoich politycznych decyzjach, stawiasz na pragmatyzm i współpracę ze wszystkimi, nie wyłączając ugrupowań establishmentowych?

MT: Daleka jestem od radykalizmu. Uważam, że rozmawiać trzeba ze wszystkimi. Nie zamykam się ani na partie antysystemowe, ani na partie głównego nurtu. Uważam, że na różnym poziomie możemy współpracować z rozmaitymi podmiotami. Jeśli chodzi o zbliżające wybory parlamentarne, to jestem za szeroką koalicją lewicy opartą o związki zawodowe, głównie OPZZ. Liczyłabym na to, że jak najwięcej podmiotów w tę koalicję wejdzie.

MN: Jesteś osobą młodą, a jak na polityka, to nawet bardzo młodą. Czy czujesz się głosem nowego pokolenia w polityce?

MT: Tak, czuję się głosem mojego pokolenia.

MN: Jak byś scharakteryzowała to nowe pokolenie?

MT: To ludzie urodzeni w połowie lat 80., dla których Internet nie jest centrum życia i którzy koncentrują się też na relacjach z ludźmi poza światem wirtualnym. To są też osoby, dla których ważne jest to, w jakim państwie będą żyli i chcieliby mieć na to wpływ. Na polskiej scenie politycznej jest pewna luka pokoleniowa. Mamy z jednej strony polityków bardzo doświadczonych, którzy na naszej scenie politycznej są niemal od zawsze, a z drugiej pokolenie 40-latków. Mamy więc lukę jeśli chodzi o 30-latków. Mam nadzieję, że powoli będziemy tę lukę zapełniać.

MN: Zawsze się zastanawiałem jakim pokoleniem, w sensie politycznym, są ludzie urodzeni w połowie lat 80. Sam zaliczam się do tego pokolenia i mam poczucie, że ono nie tylko nie odcisnęło jeszcze swojego piętna w polityce, ale nawet jeszcze w niej nie zaistniało. Media kreślą jego obraz jako zatomizowanej grupy egoistów zainteresowanych bardziej sobą niż dobrem wspólnym. W kwestii wyborów politycznych pokolenie to dryfuje, popierając najpierw Palikota, następnie Korwin-Mikkego, a ostatnio Pawła Kukiza. Jednak jakie jest naprawdę?

MT: Jest to ważne pytanie. Sądzę, że oni dopiero poszukują swojej tożsamości politycznej, a, niestety, lewica w Polsce jest słaba i nie potrafi zagospodarować tych ludzi. Moje pokolenie wchodziło w dorosłość w czasach, kiedy u władzy byli bracia Kaczyńscy, co było wówczas czynnikiem motywującym i trochę odbudowującym lewicę. Natomiast okres rządów PO spowodował, że młodzi ludzie z mojego pokolenia złapali się na tę słynną „ciepłą wodę w kranie” i odłączyli się od polityki. Stwierdzili, że nie ma dużych zmian i nie jest aż tak źle oraz, że potrafią sobie poradzić.

MN: Przestali wierzyć w to, że mają wpływ na politykę?

MT: Dokładnie. Zaobserwowałam również takie zjawisko, że ludzie bardziej identyfikują się z miastem, w którym żyją i z jego problemami, niż z polityką ogólnopolską.

MN: Mówisz, że chcesz być głosem tego pokolenia, powiedz zatem, jaki program w jego imieniu chciałabyś realizować?

MT: Tym, na czym zależy naszemu pokoleniu, jest zmiana kraju na taki, w którym system będzie bardziej nakierowany na obywatela.

MN: Co przez to rozumiesz?

MT: Chodzi o to, by system był bardziej demokratyczny, otwarty, nastawiony na konsultacje społeczne i na zaangażowanie mieszkańców. A także o to, by państwo było bezpieczne. Takie, w którym dobrze się czujemy, z którego nie musimy emigrować z powodu niskich zarobków i braku zabezpieczeń socjalnych i w którym godnie się żyje. To są potrzeby odczuwane przez nasze pokolenie. Mam także wrażenie, że ludzie należący do niego, którzy zakładają rodziny, dużą wagę przywiązują do sytuacji dzieci. Chcą stworzyć takie państwo, w którym ich dzieciom będzie żyło się lepiej, zarówno jeśli chodzi o kwestie środowiskowe, takie jak czystość powietrza czy bliskość zieleni, jak i kwestie socjalne. Po prostu chcą stworzyć państwo dostosowane do potrzeb obecnego świata, nie pędzące kapitalistycznie, tylko państwo, w którym obywatel dobrze się czuje i ma szanse godnie żyć.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.