ISSN 2657-9596

Dialog dwóch stron

Georg Maisser , Silvia Nossek
21/02/2018

Czy zielony przekaz jest w stanie być atrakcyjny zarówno w mieście, jak i na wsi?

W wiedeńskiej dzielnicy Währing znajdziemy zarówno idylliczne obszary wiejskie na jej zachodzie, jak i żywotność wielkiego miasta na wschodzie. Jej szefowa, należąca do Zielonych Silvia Nossek, zdobyła swoje stanowisko dzięki obietnicom zmniejszenia ruchu drogowego i wprowadzenia opłat za parkowanie.

Postulaty te były atrakcyjne dla bardziej miejskiej części okręgu wyborczego – spotkały się za te ze stanowczym sprzeciwem na obszarach położonych z dala od centrum miasta. Tego typu napięcia pokazują skalę wyzwania, przed którym stoją siły ekopolityczne, jakim jest stworzenie programu atrakcyjnego zarówno dla miasta, jak i obszarów wiejskich.

Georg Maisser: Co wyróżnia zielone podejście do polityki lokalnej?

Silvia Nossek: Przede wszystkim polega ono na artykulacji czegoś, co dla wielu ludzi jest już oczywistością, a mimo to bywa uznawane za niewygodną prawdę – powiedzeniu, że kontynuacja naszego dotychczasowego sposobu bycia nie wchodzi w grę. Niezbędna transformacja tego, w jaki sposób żyjemy, produkujemy dobra czy konsumujemy nie może i nie powinna zachodzić wyłącznie na szczeblu krajowym czy międzynarodowym, ale również na poziomie polityki lokalnej.

W swej codziennej działalności przydatne okazuje się podkreślanie jasnego celu – konieczności zapewnienia trwałego, zrównoważonego rozwoju ekologicznego i społecznego. Tak, by wysoka jakość życia była możliwa tak dziś, jak i jutro dla każdej i każdego z nas.

Cały czas zaskakuje mnie, jak duże emocje potrafią wzbudzić kwestie związane z samochodami i parkowaniem i jak wielki żal wśród wielu ludzi budzi wyrwanie choćby skrawka terenu na potrzeby przyjaznego środowisku transportu, drzewa czy nawet wspólnej przestrzeni. Tego typu działania uznają oni za ograniczanie ich wolności osobistej oraz możliwości życia tak, jak sobie tego życzą. W takich sprawach słuszne decyzje możliwe są wyłącznie wtedy, gdy dostrzeże się rolę równowagi ekologicznej oraz prawo wszystkich – w tym na przykład dzieci i osób starszych – do mobilności.

Dlaczego jednak nawet w Twojej dzielnicy Zieloni odnoszą większe sukcesy w jej bardziej zurbanizowanych częściach niż w tych bardziej wiejskich? Skąd trudność w zapuszczeniu korzeni w tamtych rejonach?

Widoczne są tu rzecz jasna spore różnice strukturalne. Miejska część Währing ma znacznie lepszą infrastrukturę transportową, łatwiej tam zatem żyć bez samochodu. Zagęszczenie inwestycji generuje zapotrzebowanie na przestrzenie publiczne oraz świadomość, że auta stoją na przeszkodzie temu procesowi.

Mieszkanki i mieszkańcy obszarów peryferyjnych są z kolei znacznie bardziej zależni od transportu samochodowego. Z powodu takich, a nie innych wzorców rozwoju i osadnictwa na tych terenach, a także dostępu do prywatnych ogródków, istnieje znacznie mniejsze zapotrzebowanie na przestrzenie publiczne.

Zielony styl życia, jaki proponujemy, zaspokaja potrzeby śródmiejskiej części okręgu. Nie udało się nam za to stworzyć atrakcyjnej opowieści na potrzeby obszarów wiejskich. Podam przykład – przeciętne zużycie energii w mieszkaniu w bloku wielorodzinnym, wyposażonego jedynie w standardowe technologie oszczędzania energii jest i tak niższe niż jednorodzinnego domu pasywnego na wsi.

Sposób, w jaki obecnie tworzone są budynki czy świadczone usługi (handel, transport) na obszarach wiejskich nie jest kompatybilny ze zrównoważonym trybem życia. Trudno rozwiązywać tego typu problemy na poziomie jednostkowym. Zamiast tego potrzebne są fundamentalne zmiany strukturalne.

Jak do tej pory nie skupialiśmy się na tym fakcie dostatecznie mocno, nie wspominając o skutkach tego typu modelu rozwoju w debacie publicznej. Jednym z rzadkich wyjątków było nowe prawo dotyczące planowania przestrzennego, opracowane przez zieloną wicegubernatorkę Astrid Rössler w Salzburgu. Pokazuje nam ono drogę na przyszłość.

Osoby mieszkające na obszarach wiejskich zaczynają być zaniepokojone coraz większą ilością przestrzeni, zajmowanych pod drogi czy zabudowę. Na własne oczy widzą skutki opuszczania centrów miast i to, w jaki sposób tworzony wokół samochodu styl życia nie jest spójny z dotychczasowymi praktykami osadniczymi o często kilkusetletnim rodowodzie. Jesteśmy ugrupowaniem podkreślającym, że zmiana jest konieczna. Dla wielu osób prawda ta jest bolesna – musimy jednak pokazywać, że proponowane przez nas rozwiązania poprawią sytuację.

Wydaje się jednak, że wielkomiejskie hipsterki i hipsterzy z Wiednia, Madrytu, Londynu, Paryża i innych europejskich stolic mają więcej wspólnego ze sobą nawzajem niż osobami, które mieszkają na przedmieściach ich własnych miast. Czy różnice między miastem a wsią nie doprowadzą do trwałego podziału społecznego?

W kwestii tej ważne jest to, co powtarzaliśmy od dawna – potrzebne jest wytworzenie nowego poczucia solidarności, w mniejszym niż do tej pory stopniu opierającego się na aspiracjach wspinania się w górę po szczeblach drabiny społecznej. Solidarności, w której nie rezygnując z potrzeby autonomii i emancypacji dochodzi do sojuszu między klasą ludową a średnią.

Innymi słowy potrzebne jest nam społeczeństwo, w którym cieszymy się poczuciem przynależności, dzielimy się ze sobą odpowiedzialnością, wspólnie podejmujemy decyzje i dochodzimy do przekonania, że jakość naszego życia społecznego i jednostkowego są ze sobą silnie związane.

Musimy również dyskutować nad dostosowanym do dzisiejszych czasów podziałem pracy między miastem a państwem, jak również nad tym, jakie są mocne strony lokalnych gospodarek miejskich i wiejskich, w jaki sposób są one ze sobą powiązane i czego mogą się one od siebie nawzajem nauczyć.

Obszary wiejskie mogą skorzystać z miejskich doświadczeń tworzenia kultury dzielenia – transportu zbiorowego, terenów zielonych czy basenów. Wszystkiego tego, co wspólnie używamy w mieście. Miasta z kolei mogą się z kolei pochylić nad znaczeniem potrzeb takich jak poczucie tożsamości i przynależności, ważne szczególnie w okresie dużych zmian.

Czy mieszkanki i mieszkańcy miast są bardziej świadomi skutków swych działań bo żyjąc w bliskim sąsiedztwie z innymi ludźmi łatwiej jest dostrzec zależności między jednostką a społeczeństwem? A może istnieją inne wytłumaczenia znaczących różnic w wyborach politycznych w porównaniu z obszarami wiejskimi?

Wieś zawsze miała bardziej konserwatywną strukturę – zmiany są tam przyjmowane niechętnie jako coś narzuconego z góry. Wiele osób przenosi się na wieś, bo wręcz nie chce żyć w bliskim sąsiedztwie innych. Mogą tam mieć własny dom, ogród i basen. Oczywiście również i własne auto, nawet kosztem uzależnienia się od niego.

Innym wyzwaniem jest fakt, że niektóre trendy czy modele rozwoju praktykowane na obszarach wiejskich są dość wątpliwe z ekologicznego punktu widzenia, tak jak dominacja transportu samochodowego, budowa kolejnych dróg, rozlewająca się zabudowa, pojawianie się centrów handlowych i parków biznesowych na terenach dotychczas niezabudowanych, rosnąca dominacja modelu rolnictwa przemysłowego czy turystyka zimowa.

Uważam, że jako Zieloni powinniśmy częściej myśleć o kwestiach strukturalnych oraz związanych z życiem wiejskim wartościach, do których możemy się w pozytywny sposób odwołać. Myślę tu na przykład o spółdzielczości, rolnictwie ekologicznym czy aktywności obywatelskiej.

Jakie jest Twoje zdanie na temat relacji między „naturą” a „miastem”? Czy to nie dziwne, że marzeniem sił ekopolitycznych jest sprowadzenie przyrody do miast? Może lepiej po prostu żyć na wsi i pozwolić miastu być miastem, z całym dobrodziejstwem inwentarza w postaci korków, hałasu i tłumu?

Często popełniamy błąd automatycznego utożsamiania życia na wsi z przyrodą, ciszą i spokojem, bardziej „prawdziwym” sposobem życia czy „rozwojem na ludzką skalę”. Hałas na wsi potrafi czasem być większy niż w ogródku w Wiedniu, miód z miejskich pszczół zawierać mniej pestycydów niż ten wiejski, a bioróżnorodność (z którą można się zapoznać bez używania samochodu) być większa niż na obszarach wiejskich.

Z perspektywy ekologicznej w ramach obecnych struktur ekonomicznych nie jest możliwe, by większość ludzi mieszkała na wsi. Zadaniem polityków jest dbanie o jakość życia w mieście – o dostęp każdej i każdego z nas do położonych w pobliżu terenów zielonych, uwzględnianie potrzeb dzieci i osób starszych, zapewnianie przestrzeni ciszy i spokoju czy możliwości spania przy otwartym oknie.

Nie masz jako osoba kierująca dzielnicą wrażenia, że zmodyfikowałaś w jakiś sposób swoje dotychczasowe postulaty? Czy zielone pomysły nie okazują się naiwne i nierealistyczne w starciu z realnymi ludźmi i ich sposobem życia?

Naiwne i nierealistyczne jest założenie, że możemy żyć tak, jak do tej pory, a warunki życia naszych dzieci i wnuków pozostaną w dużej mierze niezmienione. Dojdzie do sporych przewartościowań – to od nas zależy, czy będzie to zmiana nad którą zachowujemy kontrolę, czy też zostanie nam ona narzucona. Zmiany klimatu sprawiają, że nie mamy wiele czasu na podjęcie decyzji.

Transformacja ta wymaga czasu i zaangażowania. Dla niektórych ludzi decyzje związane z ograniczaniem mobilności samochodowej oznaczają znaczącą ingerencję w ich życie – nawet w Wiedniu istnieją obszary miasta, do których ciężko dostać się bez własnego auta.

Zmiany wymagać będą innowacji oraz inwestycji w publiczną infrastrukturę, poszerzania opcji transportu publicznego oraz możliwości dzielenia się samochodem. Będą również wymagać szerokiej akceptacji społecznej dla potrzeby tych fundamentalnych zmian.

Żywność produkowana jest dziś zbyt tanio, by być zdrowa. Mieszkania, jeśli mają być przystępne cenowo, nie mogą być zostawione wolnemu rynkowi. Dominujące do tej pory modele transportu kosztują nas jako jednostki i społeczeństwo za dużo – nie tylko w wymiarze ekonomicznym.

Wzorce produkcji, konsumpcji i radzenia sobie z odpadami niszczą dziś same podstawy naszej egzystencji – w pewnym momencie naprawdę nie będzie wszyscy nie będą już mogli mieć wszystkiego.

Każda osoba zaangażowana w zieloną politykę musi balansować na cienkiej linie świadomości konieczności podjęcia szybkich zmian i wiedzy, że zmiany na taką skalę wymagać będą czasu.

Czy ekopolityczny sposób myślenia jest szczególnie mocno powiązany z lokalnością – dużo bardziej niż ze szczeblem regionalnym czy narodowym? Może chodzi o to, że bezpośredni wpływ polityki lokalnej na życie codzienne jest najbardziej namacalny, co lepiej uświadamia pilność realizacji zielonych postulatów niż w wypadku innych szczebli, na których wydają się one bardziej abstrakcyjne?

By podać przykład – czy zmiana Mariahilfer Straße w deptak oraz kosztujący 365 euro roczny bilet na wszystkie środki komunikacji miejskiej w Wiedniu nie będą bardziej korzystne dla przyszłych szans wyborczych Zielonych niż dajmy na to nowe ustawodawstwo na rzecz rozwoju energetyki odnawialnej czy równości płci? Dostrzegasz tę różnicę?

Nie jestem przekonana do tej opinii. Liczy się pokazywanie powiązań między realizowanymi na różnych szczeblach działaniami – za mało się na tym skupiamy! Co na przykład łączy aktualnie obowiązujące regulacje dotyczące czynszów z robotami budowlanymi w Währing?

Prawa ogólnokrajowe, regionalne czy lokalne władze na szczeblu dzielnicowym – wszystkie te elementy muszą ułożyć się w jedną całość umożliwiającą realne zmiany na rzecz zwiększenia inwestycji w budownictwo komunalne i obniżenia wysokości czynszów. Jakie obowiązki w związku z paryskim porozumieniem klimatycznym ma Wiedeń i Währing? W jaki sposób wprowadzenie europejskiego standardu dotyczącego ponownego używania skrzyń po owocach i warzywach zmniejszyłoby ilość odpadów generowanych przez lokalne targowiska? Ile oszczędności krok ten mógłby dać samorządowi?

Mamy obecnie do czynienia z intelektualnym trendem, w którym miasta ustawia się w roli centrów oporu przeciwko globalizacji, neoliberalnemu wyzyskowi czy rosnącej fali nacjonalizmów. Do jakiego stopnia ten punkt widzenia wydaje Ci się uzasadniony? Czy miasta są laboratoriami, w których możliwe jest testowanie progresywnych rozwiązań i w których możliwe będzie powstanie nowej, postnarodowej, kosmopolitycznej tożsamości? Może to tylko myślenie życzeniowe?

Nie widzę tego. Paryż i Frankfurt walczą o to, kto przejmie rolę centrum finansowego UE od Londynu. Wall Street pozostaje symbolem nieokiełznanego kapitalizmu, a do konkurencji między państwami dołącza ta między miastami.

Istnieje oczywiście „postnarodowa, kosmopolityczna tożsamość” – zajmowałam się zarządzaniem na tyle długo by zauważyć, że osoby ją posiadające znajdzie się na każdym międzynarodowym kursie na uczelniach miast całego świata. Nie wiem jednak, w jaki sposób ma ona prowadzić do oporu wobec prawicowo-liberalnego głównego nurtu.

Czyli nie wierzysz w miasto jako rodzaj laboratorium, w którym sprawdza się rozwiązania możliwe do późniejszego wdrożenia na poziomie ogólnokrajowym? Czy sukces austriackiego prezydenta, Alexandra Van der Bellena w metropoliach nie był dowodem na potencjał stworzenia w nich progresywnej większości? Nie zapominajmy też o Barcelonie czy Paryżu, „miastach schronienia” w Stanach Zjednoczonych czy miejscowościach walczących ze zmianami klimatu nawet wtedy, gdy rządy narodowe nie były tym zbyt zainteresowane.

Być może tak jest. To prawda, że łatwiej stworzyć zrównoważone, dostępne dla każdej i każdego wzorce życia w społeczności w mieście niż na wsi. Dzielenie się jest nieodzowną częścią miejskiego życia. Łatwiej jest tworzyć komfortowe przestrzenie na niewielkiej przestrzeni. System dostaw może być krótszy, a transport bardziej przyjazny dla środowiska tam, gdzie większe jest zagęszczenie budynków.

Nawet jeśli dowodzi to możliwości przeprowadzenia społeczno-ekologicznej transformacji miast to nadal funkcjonują one jednak w obrębie szerszego, prawicowego i neoliberalnego otoczenia. Wiedeń doświadczył to na własnej skórze już w latach 30. XX wieku. Jednym z priorytetów nowego, prawicowego rządu z pewnością będzie walka z czerwono-zielonymi władzami stolicy.

Polityczne osiągnięcia „Czerwonego Wiednia” z pierwszej połowy XX wieku są legendarne po dziś dzień. Ówczesne socjalistyczne władze realizowały transformacyjny program w dziedzinach takich jak mieszkalnictwo, edukacja czy mobilność, który do dziś kształtuje oblicze miasta. Zgodzisz się z twierdzeniem, że już wtedy realizowały one ideały zielonej polityki?

Z dzisiejszej perspektywy to jasne, że realizowane w tamtym okresie działania były z ducha zielone – celem „Czerwonego Wiednia” również było dobre życie dla wszystkich. Miejska infrastruktura tworzona była z myślą o dobru wspólnym w przemyślany, spójny sposób – od transportu zbiorowego poprzez baseny i parki aż po biblioteki.

Wizja tego typu, partycypacyjnego miasta pozostaje wzorem dla polityki społecznej i ekologicznej. Można wyliczać tego typu podobieństwa dalej – pamiętajmy o równości szans edukacyjnych, świeckości jako fundamencie prowadzonej polityki, skupianiu się na dostępnym cenowo, zdrowym mieszkalnictwie, oświeceniu i nowoczesności jako fundamentach społeczeństwa.

W pewnym sensie można powiedzieć, że ekopolityka wprowadza idee „Czerwonego Wiednia” w XXI wiek, co w praktyce oznacza poważne traktowanie stojących przed nami wyzwań ekologicznych oraz tworzenie dostosowanych do czasów mechanizmów partycypacji i innowacji.

Co Zieloni zrobiliby w mieście inaczej, gdyby mieli samodzielną większość w radzie miasta?

Wykorzystalibyśmy fakt, że Wiedeń jest największym w Europie właścicielem mieszkań do podjęcia ofensywy ekologicznej. Chcemy termoizolacji wszystkich budynków miejskich, paneli fotowoltaicznych na dachach, zielonych ścian i murów, zbiórki deszczówki. Wyrzucilibyśmy do kosza pomysł na trzeci tor na lotnisku czy na kolejną autostradę – uważamy je za coś niedostosowanego do wyzwań przyszłości.

Na pewno byłoby więcej innowacji oraz inwestycji w transport publiczny, jak również wsparcia dla lokalnych sklepów, rzemieślników i sektora napraw. Transport komercyjny również dokonywałby innowacji. Dodajmy do tego śmielszą politykę edukacyjną oraz ambitniejsze działania na rzecz dekarbonizacji miasta.

Artykuł „Speeking to Both Sides: Can a Green Message Resonate in Town and Country?” ukazał się na łamach Zielonego Magazynu Europejskiego. Tłumaczenie: Bartłomiej Kozek.

Zdj. User:My Friend na licencji CC BY-SA 3.0

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.