ISSN 2657-9596
Fot. Konrad Łoziński/Otwarte Klatki

Po co komu ten dobrostan?

Justyna Zwolińska
21/06/2022

No właśnie – komu i po co? Pytanie z kategorii „po co i komu Zielony Ład, i ta cała Strategia „Od pola do stołu”, po kiego te zielone reformy w rolnictwie i to całe zawracanie głowy jakąś zmianą klimatyczną”.

Odpowiedź na te pytania jest banalnie prosta i wydaje się być zrozumiała dla wszystkich. Bez stabilnego klimatu, bez wystarczających zasobów naturalnych i czystego środowiska nie ma rolnictwa. Po prostu. I nie ma złotego środka, który kiedykolwiek zastąpiłby tę nierozerwalną więź pomiędzy pogodą i przyrodą, a możliwością prowadzenia produkcji rolnej. Żadna sztuczna technologia nie zastąpi zdegradowanego środowiska, braku gleby i wody.

Dobrostan zwierząt gospodarskich ma kluczowe znaczenie dla ochrony środowiska i klimatu. Daje tak wiele korzyści ekologicznych i ekonomicznych, że powinien stać się priorytetowym celem polskiej polityki rolnej.

Na razie jednak dobrostan zwierząt gospodarskich – tak w UE, jak i w Polsce – jest wyjątkiem. Wspólna Polityka Rolna (WPR) stworzyła cieplarniane warunki dla rozwoju intensywnego chowu i hodowli zwierząt gospodarskich w UE. Idealnie wpasowała swoje budżetowanie oraz zgrabnie skleciła przepisy prawne dla rozwoju metod utrzymania zwierząt gospodarskich, które nie mają nic wspólnego z dobrostanem.

Myślenie, że lobby przemysłowej produkcji zwierzęcej bez walki podda złotego cielca WPR, jest mrzonką. Pytanie brzmi zatem, ile jeszcze pieniędzy z kasy WPR musi pójść na transformację obecnej produkcji zwierzęcej, by branża uznała dobrostan za ekonomicznie opłacalny?

Realistyczne i pragmatyczne planowanie zmiany tej produkcji na dobrostanową wymaga zagwarantowania zachęt ekonomicznych, dzięki którym wysoki dobrostan zwierząt stanie się elementem opłacalności. Oczywiście, zmiana świadomości, uwrażliwienie na potrzeby i zachowania zwierząt, jest także konieczna. Wiadomo jednak, że łatwiej rozbić atom niż stereotyp. Z tego powodu, równolegle z edukacją dotyczącą zwierząt i ich dobrostanu, powinien zostać stworzony europejski Program transformacji produkcji zwierzęcej w UE. Zgodnie z jego założeniami, środki WPR powinny być udzielane jedynie tym podmiotom związanym z produkcją zwierzęcą, które wykorzystają je na podniesienie dobrostanu.

Podniesienie na wysoki poziom – w odróżnieniu od minimalnych warunków utrzymania zwierząt honorowanych przez unijne i krajowe prawo – zapewniający zwierzętom możliwość realizacji naturalnych i gatunkowych potrzeb, ochronę przed długotrwałym głodem i pragnieniem, chorobami i urazami, bólem i stresem. Od dnia narodzin do momentu uboju. Jego kryteria powinny być wspólne dla wszystkich państw członkowskich.

Oznaczałoby to rezygnację z dominujących w produkcji zwierzęcej metod chowu i hodowli, w których zwierzę jest jedynie środkiem produkcji zapewniającym jak najszybszy zysk. To bardzo prosta, by nie powiedzieć prostacka ekonomia, nastawiona wyłącznie na wzrost krajowego PKB, efekt skali i zwiększenie eksportu, a także poszczególnym producentom i ich organizacjom dająca możliwość wywierania wpływu na politykę Polski. Za brakiem dobrostanu zwierząt gospodarskich kryje się potężny biznes stanowiący naczynia połączone produkcji paszy, zwierząt i produktów pochodzących od nich, oraz leków weterynaryjnych, w tym antybiotyków. Każda z wymienionych branż żyje dostatnio dzięki jak najmniejszemu dobrostanowi zwierząt gospodarskich.

Przemysłowa produkcja zwierzęca – w swej staroświeckiej kalkulacji – nie uwzględnia kosztów klimatycznych i środowiskowych. Nie ponosi praktycznie żadnej odpowiedzialności za:

Emisje podtlenku azotu z nawozów sztucznych stosowanych w uprawie roślin paszowych. Podtlenek azotu to szczególnie niebezpieczny gaz, o 290 razy większym potencjale ocieplenia niż dwutlenek węgla;

Emisje metanu od przeżuwaczy karmionych poekstrakcyjną śrutą zbożową, najczęściej z genetycznie modyfikowanej soi. Nie krowy są odpowiedzialne za emisje, ale sposób ich żywienia. Natomiast odpowiedni wypas przyczynia się do zwiększenia sekwestracji węgla w glebie, zarazem zwiększając jej zdolność retencjonowaniawody; Około 45% gleb w Europie ma niską lub bardzo niską zawartość węgla pochodzenia organicznego (0-2%);

Wyjałowienie gleby, tak silnie przenawożonej i zatrutej pestycydami, że staje się pustynią. 11% terytorium UE dotkniętych jest erozją gleby. 83% gleb w UE zanieczyszczonych jest pozostałościami po 1 lub kilku pestycydach, 58% pozostałościami po mieszance pestycydów;

Śladu węglowego transportu pasz, żywych zwierząt i produktów pochodzących od nich na tysiące kilometrów. Do Europy importuje się ¼ światowego rynku soi, wołowiny, skór oraz oleju palmowego przyczyniającego się do zagłady lasów tropikalnych. Import paszy na bazie soi wzrósł o 150% od 1980 do 2010 roku;

Śladu węglowego pracujących na okrągło wentylacji, ogrzewania i kanalizacji w budynkach do produkcji zwierzęcej;

Zanieczyszczenia wody biogenami z odchodów zwierzęcych, które wodami lądowymi dostają się mórz i oceanów tworząc w nich martwe, beztlenowe strefy;

Hektolitrów wody zużytych na podlanie genetycznie modyfikowanych monokultur paszowych oraz do pojenia zwierząt.

Ekonomiczne liczydło omija też koszty społeczne. 58% produkcji zbóż w UE jest przeznaczona na pasze dla zwierząt zamiast do spożycia przez ludzi. Wysoki koszt społeczny to także obniżenie jakości życia przez zmuszanie mieszkańców wsi do sąsiadowania z fermami chowu przemysłowego (instalacjami do intensywnego chowu). Smród, emisje amoniaku, problemy z wodą, odchodami zwierzęcymi, rozjeżdżone drogi, hałas.

I jeszcze egipskie plagi much, takie, że nie można wyjść z domu. Dla przemysłowej produkcji zwierzęcej odebranie komuś miejsca do życia nie jest żadnym problemem. Protestujących przeciwko fermom przemysłowym zastrasza się, manipuluje się opinią lokalnej społeczności, obiecując liczne złudne korzyści, np. miejsca pracy czy większe wpływy do budżetu gminy. Podsyca się konflikt społeczny.

Zgodnie z badaniami naukowymi, wokół ferm przemysłowych dochodzi do rozprzestrzenienia bakterii w promieniu do 1 km, a wirusów aż do 75 km. Są one zagrożeniem dla ludzkiego zdrowia, podobnie jak emisje gazów cieplarnianych oraz wyziewy amoniaku pochodzące z miejsc chowu i hodowli. Rolnictwo UE jest odpowiedzialne za 90% emisji amoniaku przyczyniających się do zgonów 400 000 Europejczyków każdego roku.

Woda, a także żywność pochodzenia zwierzęcego, mogą zostać zanieczyszczone pozostałościami antybiotyków, co powoduje ryzyko wzrostu antybiotykoodporności u ludzi. Według raportu ESVAC Europejskiej Agencji Leków, zużycie antybiotyków na PCU* w Polsce wynosi 167,4 mg/kg. To wzrost o 32% od 2012 roku, zarazem najwyższy w historii. Jest to najwyższe zużycia antybiotyków w produkcji zwierzęcej w UE. Średnia unijna to 103,2 mg/kg.

Jednak, w podliczaniu zysków przemysłowej produkcji zwierzęcej, nie bierze się pod uwagę kosztów opieki medycznej, które są przerzucane na podatników i konsumentów.

Najbardziej paradoksalne jest to, że przedstawiciele przemysłowej produkcji zwierzęcej nadal kurczowo trzymają się dominujących obecnie metod chowu i hodowli, pomimo kolejnych fal epizootii, np. afrykańskiego pomoru świń (ASF) czy ptasiej grypy. Czy możliwe jest, by także epidemie zwierząt gospodarskich – w prostym, ekonomicznym rachuneczku – były opłacalne? Oznaczają przecież konieczność zagazowania tysięcy, a nawet milionów zwierząt, koszty utylizacji i odtworzenia stada. A jednak, odszkodowania za straty związane z epizootią oraz finansowanie odtworzenia stąd jest w większości płacone ze środków WPR, a zatem z kieszeni podatnika.

Z powyższego wyliczenia widać, że skoro przemysłowej produkcji zwierzęcej pozwala się przerzucać koszty społeczne, zdrowotne, środowiskowe i klimatyczne na społeczeństwo, to nigdy nie zainteresuje się ona dobrostanem zwierząt. Do zmiany sposobu produkcji mogą ją skłonić jedynie argumenty ekonomiczne. Z jednej strony będą to z pewnością zmiany rynku wywołane preferencjami konsumentów, którzy poszukują żywności pochodzenia zwierzęcego wytworzonej z zachowaniem wysokiego dobrostanu zwierząt gospodarskich. I którz skłonni są zapłacić za nią wyższą cenę.

Mimo tego, że oczekiwania konsumentów są potężnym bodźcem dla zmiany sposobu utrzymania zwierząt, to jednak nie są one wystarczające. Potrzebna jest zmiana systemowa polegająca z jednej strony na wspieraniu ze środków publicznych producentów chcących poprawiać dobrostan zwierząt, a z drugiej strony wyłączających z tej pomocy podmioty kontynuujące intensywną produkcję zwierzęcą. Powinny na nie także zostać nałożone obciążenia finansowe proporcjonalne do poziomu emitowanych zanieczyszczeń.

Ekonomia jest jedynym instrumentem, gdyż względy etyczne i środowiskowe nie mają dla przemysłowej produkcji zwierzęcej żadnego znaczenia.

*metodologia Unii Europejskiej do obliczania poziomów stosowania lub sprzedaży antybiotyków u różnych gatunków wykorzystuje jednostkę korekcji populacji – PCU


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.