ISSN 2657-9596
Fot. geralt/Pixabay

Mniej znaczy lepiej

Jan Chudzyński
29/04/2022

W ostatnich kilkunastu latach rosnącą popularnością cieszą się wizje świata, w którym PKB (produkt krajowy brutto) ustępuje miejsca innym wartościom. Krytyka tego wskaźnika ma długą choć, trzeba przyznać mało inspirującą historię. To kiepska miara dobrobytu, która nie oddaje w sposób właściwy skali aktywności gospodarczej, ale wciąż dominuje w prasie i artykułach ekonomicznych.

J.Hickel, „Mniej znaczy lepiej”, wyd. Karakter, 2021.

Namysł nad strategiami mającymi uchronić świat od katastrofalnych skutków zmiany klimatu i szerszego kryzysu środowiskowego skłania jednak wielu badaczy do stwierdzenia, że samo odejście od PKB jako miernika nie wystarczy. Potrzebne są nie kosmetyczne poprawki w urzędzie statystycznym, lecz zmiany, które pozwolą uniezależnić gospodarkę od wzrostu PKB. „Mniej znaczy lepiej” (wyd. Karakter) Jasona Hickela, urodzonego w afrykańskim królestwie Eswatini antropologa ekonomicznego z Uniwersytetu Londyńskiego, jest inspiracją do takich rozważań i wezwaniem do działania – do wywierania presji i wprowadzenia rozwiązań ograniczających szkodliwe konsekwencje akumulacji kapitału.

Hickel jest obecnie najbardziej widocznym w debacie publicznej propagatorem degrowthu. W dość przystępny sposób przedstawia argumenty za odrzuceniem jego zdaniem przesadnie optymistycznych narracji zakładających możliwość utrzymania obecnej wzrostowej trajektorii gospodarek, a przy tym zachowania szans na zatrzymanie ocieplenia klimatu. 

Fizyka, chemia i biologia planety narzucają, jak się wydaje, warunki nienegocjowalne: aktywność gospodarcza w części sektorów powinna ustać jak najszybciej (np. paliwa kopalne), w innych zostać znacznie ograniczona, wszystkie zaś muszą ulec zmianom zmniejszającym emisje i zużycie materiałów. Czy zastosowanie się do tych wytycznych pozwoli na utrzymanie dalszego wzrostu PKB? Patrząc na dzisiejszą gospodarkę światową, Hickel wątpi w taką możliwość, dlatego postuluje przygotowanie systemowo uzależnionego od wzrostu gospodarczego społeczeństwa do uwzględniającej granice planety, bezwzrostowej rzeczywistości.

Argumentem często pojawiającym się w krytyce wobec postwzrostowych wizji jest ten wskazujący na zbawienny dla ludzi i nie-ludzi wpływ wzrostu PKB. Hickel odrzuca ten domniemany automatyzm, ukazując brutalny wymiar wzrostu, a więc wywłaszczenia, grodzenia, kolonializm, niewolnictwo, ekstraktywizm i inne działania przez wieki będące motorem napędowym kapitalizmu. Obala mit wiążący poprawę jakości i długości życia ze wzrostem PKB – pokazuje, że kluczowe są decyzje polityczne w obszarze zdrowia publicznego, a nie zwykła korelacja wskaźników.

Oczywiście wciąż niewiele wiadomo o tym, jak konkretnie miałaby wyglądać gospodarka postwzrostowa. Hickel proponuje kilka rozwiązań – pozornie mało rewolucyjnych, jak na przykład zakaz planowanego postarzania produktów. Zastanówmy się jednak przez chwilę, jakie zmiany pociągnęłaby za sobą taka korekta, podobnie jak skrócenie czasu pracy, czy ograniczenie reklamy. 

Na pewno łatwiej byłoby rozmawiać o gospodarce postwzrostowej, gdyby stanowiła ona przedmiot zainteresowania większej liczby badaczek i badaczy. Na razie jednak wciąż znacznie więcej umysłów i mocy obliczeniowej komputerów służy projektowaniu scenariuszy wzrostowych. Dlaczego tak jest? Po odpowiedź na to niezwykle ważne pytanie warto sięgnąć do książki brytyjskiej ekonomistki Kate Raworth, wydanej niedawno po polsku „Ekonomii obwarzanka” (wyd. Krytyki Politycznej), w której autorka winę za niedostatek rozważań nad światem bez wzrostu przypisuje swoim kolegom po fachu – z założenia nieuwzględniającym fizycznego wymiaru planety. Choć Raworth może sprawiać wrażenie mniej radykalnej od Hickela, jej metafora obwarzanka, a także mocne, bardzo rzetelnie udokumentowane zarzuty wobec ekonomii i ekonomistów mogą jedynie wzmocnić przekaz wzywającego do działania „Mniej znaczy lepiej”.


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.