Europejscy Zieloni na rozdrożu
Wracać do ekologicznych korzeni czy skończyć z udziałem w kulturze politycznego kompromisu? Wyzwania aktualne nie tylko w Brukseli.
Wybory do Parlamentu Europejskiego przyniosły Zielonym niejednoznaczne rezultaty. Frakcja europarlamentarna osłabła – głównie z powodu słabszych wyników we Francji i (w mniejszym stopniu) w Niemczech, choć nie tak bardzo, jak wskazywały prognozy. Z czwartej pod względem wielkości pozycji grupa spadła na przedostatnie miejsce w PE, za to udało się jej zgromadzić reprezentantki i reprezentantów z nowych krajów, takich jak Węgry czy Chorwacja.
Mimo to – na dzień dzisiejszy – trudno mówić o sukcesie. Białych plam na unijnej mapie nie brakuje, nie wszędzie też udało się utrzymać polityczną reprezentację (patrz Grecja). Do stania się trzecią siłą w Parlamencie Europejskim daleko – plany te po raz kolejny zostały przeniesione na „za pięć lat”. Nowe formacje, takie tak partie ochrony zwierząt z Niemiec i Holandii czy Inicjatywa Feministyczna ze Szwecji, uznały inne frakcje w PE (odpowiednio – socjalistyczną oraz centrolewicową) za warte uwagi i przystąpienia.
Więcej, mniej, inaczej?
Co się stało, że idea Zielonego Nowego Ładu, która w r. 2009 dodała Zielonym wiatru w żagle, nie porwała tłumów tym razem? W jaki sposób odpowiedzieć na nowe wyzwania, takie jak wzrost prawicowego populizmu z jednej czy nowych formacji lewicowych z drugiej strony? Czy nie czas inaczej rozkładać polityczne akcenty? Odpowiedzi na te pytania wśród nowych twarzy Zielonych w PE postanowiła poszukać Zielona Fundacja Europejska. Efektem tych poszukiwań jest zbierająca ich głosy publikacja The Class of 2014: New Green Voices in the European Parliament.
Raport zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem jest już tylko lepiej.
Dla kojarzących partie ekopolityczne z silną tendencją federalistyczną zaskoczeniem może być już artykuł szwedzkiego europosła Maksa Anderssona. Polityk proponuje ściślejsze przestrzeganie zasady pomocniczości Unii, która jego zdaniem powinna gwarantować zahamowanie procesu rozrostu unijnych instytucji i ich uprawnień. Więcej niż do tej pory unijnych regulacji powinno jego zdaniem mieć ściśle wyznaczony czas obowiązywania, umożliwiający łatwiejszą zmianę politycznego kursu Unii w wypadku zmian układu sił politycznych, np. w Parlamencie Europejskim.
Większą rolę w opiniowaniu oraz możliwości wetowania podejmowanych na szczeblu unijnym działań powinny mieć parlamenty narodowe. Państwa UE powinny mieć możliwość zarówno nieprzyjmowania wspólnej waluty (zobowiązanie to dotyczy dziś wszystkich państw UE poza Danią i Wielką Brytanią), jak i rezygnacji z niej przez kraje, w których przyczynia się ona do strukturalnego pogorszenia ich sytuacji ekonomicznej.
Czy nadszedł zatem czas na zwijanie wspólnego unijnego projektu? Wręcz przeciwnie – zdają się mówić inne głosy, stawiające na wzmocnienie roli Unii w tworzeniu wspólnej polityki społecznej. Na wątek walki z problemem bezrobocia wśród osób młodych zwraca uwagę niemiecka europosłanka Terry Reintke oraz Austriaczka Monika Vana.
Ta druga podkreśla również m.in. istotną rolę unijnych regulacji, takich jak prawodawstwo dotyczące urlopów macierzyńskich czy konieczność rozpoczęcia prac nad ogólnoeuropejskim ubezpieczeniem od bezrobocia czy minimalnych standardów płacowych. DO kluczowych priorytetów należy też jej zdaniem zwiększenie roli wspierającej trwały, zrównoważony rozwój polityki regionalnej i miejskiej.
Na rozdrożach
Każda ze wspomnianych powyżej osób reprezentuje kraje, w których Zieloni są liczącą się siłą polityczną, zakorzenioną nie tylko w parlamentach, ale i w społeczeństwach. Co jednak jeśli chodzi o rejony Europy, w których sytuacja jest zupełnie inna?
Dwójka katalońskich polityków – Ernest Urtasun oraz Laia Ortiz – przekonuje, że dla południa kontynentu czas polityki kompromisów w wyniku kryzysu ekonomicznego właśnie się skończył. Społeczeństwa krajów takich jak Hiszpania nie są już chętne do słuchania o ekologii w kontekście np. zmian klimatu i do wspierania sił politycznych stawiających na mozolne budowanie konsensusu. Odpowiedzią musi być stawanie w jednym szeregu z formacjami takimi jak Podemos czy Syriza oraz mówienie o środowisku w kontekście walki z prywatyzowaniem dóbr wspólnych, np. wody.
Recepta chorwackiej partii ORaH, która w majowych wyborach do PE zdobyła 9,5% głosów, jest zupełnie inna. Z opowieści jej reprezentanta, Davora Skreca, wyłania się obraz formacji stawiającej na tradycyjne „zielone” tematy – energetykę odnawialną, transport kolejowy czy jakość żywności.
Spore zainteresowanie budzić miała objazdowa wystawa fotograficzna, pokazywana w najważniejszych przestrzeniach publicznych chorwackich miast, pokazująca zalety przechodzenia na ekonomię cyrkularną oraz dobre praktyki tworzenia zielonych miejsc pracy w Europie. Doświadczenie to tym ciekawsze, że ORaH funkcjonuje w kraju, który zmaga się z porównywalnymi do Europy Południowej problemami ekonomicznymi.
Naprzód, czyli dokąd?
Jak przyznają Katalończycy, już dziś tak duża różnorodność kontekstów i wynikających z nich strategii stanowić będzie niemałe wyzwanie dla do tej pory niezwykle jak na aktualne standardy programowo spójnej rodziny politycznej. Urtasun i Ortiz wskazują, że coraz częściej decyzje jednej formacji mają wpływ na sytuację siostrzanego ugrupowania w innym kraju.
Miało tak być np. wtedy, gdy niemieccy Zieloni zgodzili się na unijny pakt fiskalny, oceniany wyjątkowo negatywnie przez ruchy kwestionujące politykę cięć i zaciskania pasa. Na potrzeby dialogu wewnątrz rodziny ekopolitycznej powinni byli jednak pamiętać, że w zamian za to ustępstwo ówczesny rząd Angeli Merkel zgodził się na podatek od transakcji finansowych, a więc bardzo ważny zielony postulat.
Wspomniane przed chwilą strategie prowokują zresztą do kolejnych pytań i dyskusji. Skoro Zieloni mieliby stać się bardziej „bojowi” i skupieni na kwestiach socjalnych i ekonomicznych, to w czym mieliby się różnić od formacji w rodzaju wspomnianych już Podemos i Syrizy oraz skąd czerpać by mieli swą polityczną „przewagę komparatywną” nad nimi?
Z drugiej strony – w jaki sposób zagwarantować, że „powrót do korzeni” na chorwacką modłę nie skończyłby się pułapką, w jaką swego czasu wpadli czescy Zieloni, idący na daleko posunięte kompromisy w ramach prawicowego rządu? I czy przypadkiem – poza momentami wyjątkowego znużenia dotychczasową klasą polityczną – słaba obecność tematyki socjalnej poważnie utrudni rozwój w Europie Środkowej i na południu kontynentu? Albo ewentualnie skończy się budową partii ekologicznej, ale niekoniecznie zielonej?
Pytania te warto zadawać – jak również przyglądać się innym taktykom, strategiom i sojuszom. W tym kontekście warto polecić lekturę tekstu Molly Scott Cato, reprezentującej zdobywającą właśnie nowe członkinie i członków oraz mozolnie zbierającą kolejne punkty sondażowego poparcia Partię Zielonych Anglii i Walii, jak również Niemki Marii Heublich, piszącej o potencjale zdobywania głosów wśród osób mieszkających na wsi. To wszystko lektury, które mogą być przydatne również nad Wisłą.
Publikacja do pobrania pod tym linkiem.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.