Ekonomia sieci contra ekonomia skali
Termin „peer-to-peer” (P2P) kojarzył się do tej pory z sieciami wymiany plików, spędzającymi sen z powiek wielkim koncernom. Coraz częściej jest on jednak używany w znacznie szerszym kontekście zmian w globalnej gospodarce, które umożliwiłyby jej wyjście z kryzysu. Jak miałaby wyglądać „ekonomia P2P” i jakie ograniczenia utrudniają jej materializację?
Historia
Wydawać by się mogło, że na temat źródeł kryzysu powiedziano już wszystko. Dokładnie opisano odejście przez Europę Zachodnią i USA od powojennego, keynesowskiego kompromisu między pracą a kapitałem, wskazano na istotną rolę prawicowych, promujących leseferystyczne wizje ekonomiczne think tanków, a także skutki wyczerpania się zasobów taniej energii po kryzysie naftowym. Obiektem zainteresowania i badań stały się m.in. takie zagadnienia, jak wykorzystywanie liberalizacji globalnego handlu dla wzmocnienia globalnego podziału na bogate centrum i ubogie peryferie, wpływ tych zmian na lokalne społeczności czy też wykorzystywanie długu publicznego do uzależniania państw od decyzji globalnych koncernów i międzynarodowych instytucji finansowych.
Spółdzielnia Las Indias, określająca siebie jako międzynarodowy kolektyw, stawiający sobie za zadanie „tworzenie wiedzy, sieci, produktów i usług zwiększających potencjał rozwoju ludzi, społeczności oraz organizacji” – sugeruje w wydanym przez siebie manifeście „The P2P mode of production” spojrzeć na kryzys z innej perspektywy. Ich zdaniem ekonomiczne problemy globu mają źródło gdzie indziej, a mianowicie w skali prowadzonego przez ostatnie dziesięciolecia biznesu. Zwracają uwagę na fakt, że rosnąca produktywność oraz innowacje technologiczne oznaczają, że z tej samej ilości zasobów można produkować coraz więcej. Zamiast mówić o korzyściach skali, powinniśmy ich zdaniem myśleć o wadach przeskalowania. Objawiać się one mają w postaci coraz bardziej sklerotycznych, nieefektywnych i mało innowacyjnych molochów, trzymających się kurczowo przestarzałych metod prowadzenia biznesu.
Historia gospodarcza okresu powojennego z tej perspektywy wygląda nieco inaczej, niż zwykli ją opowiadać zarówno zwolennicy państwa dobrobytu, jak i jego wolnorynkowi oponenci. Wspomniany już wzrost produktywności sprawiał, że rosły wady przeskalowania działalności gospodarczej. Pierwszą ofiarą tego stanu rzecz miał paść ZSRR i inne gospodarki eksperymentujące z kapitalizmem państwowym. Proces ten nie zatrzymał się wraz z upadkiem muru berlińskiego i coraz bardziej zaczął dotykać Unii Europejskiej oraz USA, w których dochodziło do rosnącej koncentracji kapitału w rękach malejącej liczby rynkowych graczy. By obronić swój stan posiadania, uciekali się oni do wykorzystywania instytucji publicznych do własnych celów. Za pomocą otwierających im nowe rynki porozumień handlowych, ograniczającego konkurencję zaostrzenia praw autorskich oraz rosnącej finansjeryzacji systemu ekonomicznego starali się utrzymać korzystne dla siebie status quo.
Alternatywy
Lata 90. XX w. i towarzyszące im przyspieszenie procesu globalizacji zdaniem autorów manifestu przyczyniło się do nieoczekiwanych efektów ubocznych. Rozwój internetu dał milionom ludzi nowe narzędzie komunikacji, badań i prowadzenia biznesu. Rozwój darmowego oprogramowania, takiego jak Linux, pozwolił na transfer wiedzy z bogatej Północy globu na globalne Południe. Efektem tego stała się erupcja przedsiębiorczości, która nie podoba się globalnym koncernom – stąd próby wzmożenia kontroli nad internetem. System finansowy, nakierowany głównie na potrzeby dużych graczy, woli kreować kolejne bańki spekulacyjne, zamiast wspierać gospodarczą transformację.
Jak taka transformacja miałaby wyglądać? W pewnej mierze zachodzi ona już teraz i oznacza przejście już nie tylko ze scentralizowanych, ale również zdecentralizowanych struktur społecznych, politycznych i ekonomicznych w stronę wzajemnie ze sobą powiązanych struktur sieciowych. W takim systemie produkcja gospodarcza prowadziłaby do akumulacji powszechnie dostępnego do twórczego wykorzystania zasobu wiedzy, nie zaś do akumulacji kapitału. Likwidacja monopoli prywatnych, np. poprzez drastyczne skrócenie czasu obowiązywania praw autorskich, wyrównałaby szanse małych i średnich przedsiębiorstw oraz różnego rodzaju kooperatyw w starciu z wielkim biznesem. Możliwość wyłącznego korzystania z opracowanych przez siebie innowacji jedynie przez krótki okres wymuszałaby ciągłe opracowywanie nowych pomysłów, przyczyniając się do dalszej akumulacji globalnych zasobów wiedzy.
Zmiana ta pociągnęłaby za sobą również zmiany w modelu edukacji oraz władzy. W tym pierwszym wypadku oznaczałoby to przekształcenie uniwersytetów w zbiory zespołów badawczych, opracowujących swobodnie dostępne zasoby dydaktyczne oraz powiększające zasoby wiedzy, dostępne do wykorzystania również przez przedsiębiorców. W tym drugim przypadku oznaczałoby to rosnącą lokalizację nie tylko produkcji, ale również i władzy politycznej. Towarzysząca koncepcji ekonomii P2P wizja „asymetrycznej konfederacji” dawałaby lokalnym społecznościom kontrolę nad wpływami z podatków, a jej członkiniom i członkom – możliwość przeznaczania części z nich na ponadlokalne instytucje, organizacje odpowiadające ich światopoglądowi bądź przedsięwzięcia ekonomiczne sprzyjające akumulacji wspólnotowej wiedzy (jak chociażby Wikipedia).
Pytania
Utopia? Być może, ale warta poważnego zastanowienia. Częściowo retoryka sieciowej ekonomii pokrywa się chociażby z zieloną wizją większej niezależności energetycznej czy żywnościowej lokalnych społeczności. Także i tu nie oznacza to wprowadzenia jakiejś formy autarkii – wręcz przeciwnie, większa odporność na globalne zawirowania ma tu służyć zwiększeniu globalnych zasobów wiedzy.
Będąc blisko pirackiej wizji świata, ekonomia P2P może z niej czerpać odpowiedzi na część wątpliwości. Wizja swobodnych relacji, kierujących się altruistyczną „etyką hakerską”” sama z siebie nie odpowiada na wyzwania, związane chociażby z kwestią zaniku poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego. Wymagałaby ona zatem, jak słusznie zauważają czy to niemieccy Piraci czy angielscy Zieloni, uzupełnienia o minimalny dochód gwarantowany, umożliwiający swobodę w udziale w procesie kreacji wiedzy.
Bez przekonujących odpowiedzi pozostaje kwestia dotychczas już zakumulowanego kapitału i jego wpływu na tak zarysowaną gospodarkę opartą na wiedzy. Model ten i jego słuszność ma uzasadniać krach pozostałych, nie ma natomiast żadnych przeciwwskazań do tego, by w sieciowej gospodarce wielkie koncerny pływały jak ryba w wodzie, adaptując swój wewnętrzny model organizacyjny np. do postaci niewielkich, powiązanych kapitałowo zespołów przedsiębiorstw. Skupiona na anarchistyczno-libertariańskiej wizji swobodnych zrzeszeń, wizja Las Indias nie daje również odpowiedzi na pytanie, kto właściwie byłby w stanie strzec tego nowego ładu przed zakusami wielkich koncernów. Państwa jest w tej wizji niewiele, a wspólnoty tak terytorialne, jaki i ideowe czy kulturowe nie wyglądają w niej na dysponujące szeroką paletą narzędzi kontrolnych.
Ekonomia peer-to-peer ma przed sobą przyszłość, ale pod jednym warunkiem. Wiarę w ludzką pomysłowość trzeba połączyć z wypracowaniem skutecznych narzędzi jej ochrony przed zawłaszczeniem przez dotychczas dominujących w światowej gospodarce i polityce graczy.
Manifest grupy Las Indias poświęcony ekonomii peer-to-peer dostępny jest do darmowego pobrania ze strony LasIndias.org
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.