Anna Grodzka: Wstępuję do Zielonych
O wartościach lewicy, wierze i swoich politycznych planach – Anna Grodzka, posłanka i działaczka społeczna, opowiada w rozmowie z Bartłomiejem Kozkiem.
Bartłomiej Kozek: Dlaczego Zieloni? Przy całej sympatii do tej partii trudno powiedzieć, by w oczach mediów i opinii publicznej miała gwarantować komuś świetlaną karierę.
Anna Grodzka: Nawet gdyby było prawdą, że polityczne szanse Zielonych nie są wielkie – a tak nie jest – to zapewniam, że ta droga gwarantuje mi „karierę” – i to karierę największą. Po tym wszystkim, co przeżyłam, zrozumiałam, jak wielką wartością jest być sobą, jak wielką sprawą jest robić to, co się uważa za słuszne i jak ważne jest wiedzieć, że ma się wsparcie innych ludzi. To są moje trzy bezcenne prawdy. One dają poczucie sensu. Może brzmi to banalnie, ale jednak: czuć sens tego, co się robi, to mieć prawdziwy skarb – to prawdziwa kariera.
BK: Pytałem bardziej o karierę polityczną…
AG: Oczywiście, każda partia i każdy polityk powinni starać się być w parlamencie i walczyć o wpływ na prawo i praktykę polityczną. Ale tylko po coś – nie dla samej władzy, ale w imię jakiejś powierzonej przez wyborców misji i w imię własnych przekonań. Z tego, i tylko z tego, wynika prawo etyczne do sprawowania władzy. Wiem, że Zieloni mają tę misję. Misję społecznej odpowiedzialności, wrażliwości i wizję zrównoważonego ładu społecznego odpowiedzialność za nasz dom – przyrodę. Ja też to czuję. I chcę powiedzieć, że nie ma osobistej kariery politycznej bez misji. To ona jest sensem polityki. Inaczej zostaje tylko show.
BK: I właśnie Zieloni dają Ci to poczucie sensu?
AG: Zieloni mają dziś do odegrania kluczową rolę. Polsce potrzebna jest szeroka demokratyczna, lewicowa, postępowa koalicja zdolna przeciwstawić się prawicowemu duopolowi: neoliberalno-etatystycznemu blokowi politycznemu PO-PIS. Na rzecz takiej koalicji zamierzam działać. Jej zaczynem mogą być, obok Zielonych, ruchy i organizacje społeczne, choćby takie jak założone przeze mnie stowarzyszenie Społeczeństwo FAIR czy Ruch Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. To ruchy społeczne niosą wolę zmiany, domagają się więcej demokracji, sprawiedliwszej polityki gospodarczej, zrównoważonego rozwoju… Warunkiem tego będzie wymiana znacznej części obecnej „klasy politycznej”. Większość społeczeństwa ma już dosyć narastającego, codziennego lęku o swoją przyszłość, jaką niesie neoliberalna polityka społeczna i gospodarcza. Ludzie nie akceptują narastania nierówności i niesprawiedliwości. Ludzie muszą przestać się o to bać.
BK: Skoro zadałem to pytanie, muszę zadać kolejne – czemu opuszczasz Twój Ruch? Czy ta partia w ostatnim czasie zmieniła się na niekorzyść?
AG: Twój Ruch to partia, która zmieniła polską politykę na lepsze. Poruszyła zabetonowaną sceną polityczną. Postawiła na równość płci, równość ludzi w całej gamie ludzkiej różnorodności. Sprzeciwiła się nadmiernemu wkraczaniu instytucji kościoła katolickiego na grunt państwa. Klub parlamentarny Twojego Ruchu zaproponował ponad sto projektów ustaw, które wniosłyby nową jakość – gdyby nie zostały odrzucone przez większość sejmową. Np. pakiet przepisów antytransferowych zabezpieczających przed wypływem nieopodatkowanego kapitału korporacji za granicę czy ostatnio propozycję podniesienia kwoty wolnej od podatku, co przyniosłoby znaczną ulgę osobom o niskich dochodach.
BK: Jednak w pewnych sprawach głosowałaś inaczej niż klub. Wiek emerytalny…
AG: To prawda. Wbrew klubowi głosowałam przeciwko podniesieniu wieku emerytalnego. Byłam również przeciwna uchwale Sejmu popierającej igrzyska olimpijskie w Krakowie. W wielu innych kwestiach jednak udawało mi się przekonać kolegów i koleżanki do moich racji, np. do głosowania przeciwko likwidacji ośmiogodzinnego dnia pracy…
BK: To wrócę do mojego pytania: dlaczego odchodzisz?
AG: Odchodzę z partii, ale chcę pozostać w klubie parlamentarnym TR. W wielu punktach swojego programu Twój Ruch wciąż jest najbliższą mi formacją w parlamencie. Mam nadzieję, że klub nie postąpi stereotypowo i nie usunie mnie ze swego składu.
Z partii zaś odchodzę, bo spełniła już ona swoją historyczną rolę. Cieszę się, że mogłam mieć w tym swój udział. Dziś jednak coraz więcej osób ma poczucie, że Twój Ruch stracił orientację, nie zbudował sobie wyraźnej tożsamości. Janusz Palikot musi w końcu zdecydować się, czy chce budować partię lewicową czy liberalną pod względem gospodarczym.
BK: Partia Zieloni stawia się ostatnimi czasy w opozycji do całego politycznego głównego nurtu. „Polityka transferowa” to dla takiej partii krok dość ryzykowny. W jaki sposób przekonasz wyborczynie i wyborców, że ten transfer różni się od innych?
AG: W tym przypadku po prostu to widać (śmiech). Nie przechodzę w końcu do partii, która dysponuje pozamerytorycznymi argumentami, prawda?
BK: Prawda. Co pojedyncza posłanka może zmienić w Sejmie? Co – jeśli chodzi o możliwość zmieniania rzeczywistości – daje Ci bycie parlamentarzystką?
AG: Jestem w tej chwili sprawozdawczynią trzech projektów ustaw, które są dla mnie bardzo ważne. Dotyczą one prawa pracy, ochrony lokatorów i uzgodnienia płci. Przygotowałam największą od dwudziestu lat nowelizację kodeksu pracy. To jest pierwsza od bardzo, bardzo dawna propozycja zmiany kodeksu pracy w sposób korzystny dla pracowników i nie przynosząca negatywnych skutków finansowych. Zmiany, które proponuję, pozwoliłyby m.in. faktycznie rozwiązać problem z umowami śmieciowymi. Złożyłam również projekt nowelizacji ustawy o ochronie lokatorów, tak aby zakazać eksmisji na bruk i zobowiązać państwo do zwiększania dostępnych zasobów mieszkaniowych.
Równie ważne jest to, że poseł czy posłanka ma wyjątkową możliwość prowadzenia dialogu społecznego. Jako posłanka uzyskuję możliwość poznawania opinii i problemów społeczeństwa i komunikowania się ze społeczeństwem, także przez media. Nigdy wcześniej nie miałam do tego tak wielu okazji. A to jest właśnie istota opozycyjnej polityki: inicjowanie społecznej debaty, formułowanie na jej podstawie stanowisk politycznych i propozycji ustawowych. Ech! Gdyby jeszcze media były skłonne brać w tym procesie rzetelny udział, a większość sejmowa chciała je uchwalać…
BK: Jesteś uważana za jedną z ikon ruchu LGBT w Polsce, a jednocześnie nie wstydzisz się swoich mocno lewicowych poglądów ekonomicznych. Jedną z niekończących się dyskusji na lewicy jest to, w jaki sposób łączyć progresywne postulaty gospodarcze ze światopoglądowymi i czy w ogóle jest to możliwe. Jaka jest Twoja recepta?
AG: Pytasz, czy to jest możliwe? To jest konieczne! Istotą lewicowości jest sprawiedliwość społeczna. Historia XX wieku w tej części Europy pokazała dobitnie, że sprawiedliwość bez wolności jest mrzonką. I odwrotnie. Osobista wolność powinna być maksymalna, ale uspołeczniona – ograniczona naruszeniem wolności lub krzywdą innych ludzi. Dlatego mówię: nie ma wolności bez sprawiedliwości i nie ma sprawiedliwości bez wolności.
A co się dziś dzieje? Społeczeństwa przegrywają w starciu z korporacjami, mają coraz mniejszy wpływ na kształtowanie prawa i stosunków społecznych. Wybrane przez obywateli władze zbyt często reprezentują nie swoich wyborców, lecz interesy korporacji. Ekonomiczne prawa człowieka (np. te wyrażone w Europejskiej Karcie Społecznej) zastępowane są kodeksem spółek, a interes społeczny – interesem biznesu. A nadto wmawia się nam niekiedy skutecznie, że każdy interes wielkiego biznesu jest naszym interesem.
BK: W polityce społecznej mamy wiele do nadrobienia.
AG: Przypomnę dla przykładu, że Polska nie ratyfikowała Europejskiej Karty Społecznej w zakresie, który ustala minimalne wynagrodzenia za pracę na poziomie 66% średniej płacy. Ratyfikacja zobowiązałaby również Polskę do pomocy socjalnej zapewniającej ludziom bez pracy godne życie. Rząd Polski uchyla się nawet przed realizacją ratyfikowanej Konwencji ONZ w sprawie osób niepełnosprawnych.
Jednocześnie ten sam rząd nie blokuje możliwości transferu zysków korporacji za granicę bez opodatkowania, koncentruje system podatkowy na oskubywaniu najniżej zarabiających i nie opodatkowuje spekulacyjnego obrotu kapitałowego. To tylko niektóre przykłady niesprawiedliwości. Nierówności rosną. A wolność w tych warunkach? Wolność biednego to – jak śpiewał Jan Kaczmarek – „wolna rączka, ale w trybach”. Sprawiedliwość i osobista uspołeczniona wolność to fundamenty lewicowości.
BK: Wydaje się, że pod tak rozumianą lewicową polityką mogliby się podpisać ludzie o bardzo różnych światopoglądach, także wielu katolików i katoliczek. Jaki jest Twój stosunek do współpracy z takimi środowiskami?
AG: Jestem, jak mawiał Jeremi Przybora, „głęboko niewierząca”, ale nie czynię z tego ideologii ani swojej misji. Uważam jednak, że żadna instytucja religijna i żaden światopogląd, nawet gdy jest dominujący, nie powinien organizować życia całego społeczeństwa. Narzucać wszystkim swoich praw. Różnorodność związana ze stosunkiem do religii, różnorodność etniczna, różnorodność związana z preferencjami psychoseksualnymi czy różnicami kulturowymi to wartość, którą trzeba chronić. Bo ona wiąże się także z wolnością. Wolnością do określonej tożsamości, albo do własnego stylu życia – bo to nasza wspólna przestrzeń i jedyna Ziemia, w której większość ma obowiązek zapewnić każdej mniejszości równy status i prawa. Nowoczesne lewicowe społeczeństwo, społeczeństwo fair, to przestrzeń ludzi różnych i równych.
Skoro skłoniłeś mnie do deklaracji wiary to powiem jeszcze: wierzę w ludzi – wierzących i ateistów. Wierzę, że koniec w końcu nie pozwolimy demiurgom i szarlatanom, z obu stron światopoglądowego frontu, robić sobie wody z mózgu. Nie wierzę, że dla człowieka myślącego, poszukującego prawdy, wiara w Boga wiąże się nierozerwalnie z ksenofobią, fundamentalizmem i dogmatyzmem. Przecież dla osoby wierzącej „Bóg jest miłością”. Wiele lat temu, kiedy myślałam o tym, czym różni się mój ateistyczny pogląd na świat od religijnego, doszłam do wniosku, że różnica jest zasadnicza, ale i żadna jednocześnie – bo dla mnie „miłość jest bogiem”. Dlatego dla postawy lewicowej nie ma znaczenia, co myślisz o Bogu. Ma znaczenie, co myślisz o drugim człowieku.
BK: Wstępujesz do partii, która w Polsce (i nie tylko) ma jeszcze bardziej pod górkę – chce ona bowiem mówić nie tylko o sprawiedliwości społecznej i walce z różnymi formami dyskryminacji, ale dodatkowo jeszcze wiązać te kwestie z problematyką ekologiczną, która w Polsce niemal nie istnieje w głównym nurcie polityki. Uważasz, że możesz zmienić ten stan rzeczy?
AG: Niemożliwa jest sprawiedliwość społeczna bez „sprawiedliwości” wobec naturalnego środowiska. Sprawiedliwości, czyli zrównoważonego rozwoju. Przecież my jesteśmy częścią tego środowiska! Ludzie nie będą szczęśliwi, albo nawet w ogóle nie będą mogli być, jeśli nie zadbamy o naturę. Tego od lat uczymy nasze dzieci w szkołach. Czyżby politycy nie chodzili do szkół? (śmiech)
Żeby zrozumieć, jak nowoczesny lewicowy punkt widzenia wiąże się z dbałością o środowisko naturalne, trzeba zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo prawicowy, neoliberalny punkt widzenia jest po przeciwnej stronie. Otóż istotą neoliberalnej polityki gospodarczej jest permanentny, kompulsywny wzrost gospodarczy mierzony PKB państw i zyskami spółek. Wiąże się to nieuchronnie z niekontrolowaną rabunkową eksploatacją zasobów naturalnych. A przecież są one ograniczone. Potrzebny jest całkiem inny rozwój: zrównoważony, stawiający na jakość życia społeczeństw, a nie przyrosty zysków spółek. Taki rozwój nie jest możliwy w neoliberalnej gospodarce. Możliwy jest w systemach społeczno-gospodarczych opartych na odpowiednim poziomie kontroli społecznej i społecznego planowania w oparciu o zasoby. A to jest domena lewicowych koncepcji społecznych i państwowych. Nie ma zielonej polityki bez lewicowego planu. Niemożliwa jest prawdziwie lewicowa polityka bez polityki szacunku ludzi, przyszłych pokoleń i dla naszej Ziemi.
BK: U części lewicy – szczególnie tej pozaparlamentarnej i akademickiej – da się zauważyć spory dystans do małych i średnich przedsiębiorców oraz przekonanie, że ich interesy są nie do pogodzenia z tymi, jakie mają pracownicy najemni. Ty tymczasem uważasz inaczej – co więcej, sama byłaś przedsiębiorczynią. Jakie wspólne interesy, Twoim zdaniem, mogą mieć te dwie grupy?
AG: Oczywiście w nieuspołecznionej gospodarce istnieje napięcie między przedsiębiorcami a pracownikami. Dlatego trzeba zmierzać do wprowadzania uspołecznionych form produkcji i usług lub przynajmniej wprowadzać takie rozwiązania w zakresie prawa pracy, aby to napięcie zmniejszać. Jednak we współczesnej gospodarce nie tu, nie pomiędzy pracownikami a małymi przedsiębiorcami, przebiega linia zasadniczego podziału. W zglobalizowanym świecie główna sprzeczność interesów istnieje między światem wielkich i globalnych korporacji a pozostałą częścią gospodarki.
BK: Na czym polega ta sprzeczność?
AG: Rosnące w siłę wielkie korporacje wytworzyły hierarchiczną strukturę gospodarki. Mali nie mogą z nimi konkurować. To one posiadają światowe marki. To one najłatwiej unikają podatków czy skarżą państwa o „utracone korzyści”. Mniejsze przedsiębiorstwa są przede wszystkim koproducentami lub podwykonawcami tych większych. To największe firmy spijają śmietankę. Im niżej w tej hierarchii, tym szansa przetrwania i skala możliwego do osiągnięcia zysku jest mniejsza. A na samym dole są pracownicy. To przede wszystkim kosztem małego biznesu i pracowników bogacą się najwięksi. Wolny rynek wcale nie oznacza wolnej konkurencji – a czasem wręcz przeciwnie.
BK: Jedną z trudności, z jaką zmaga się zielona polityka w Polsce jest fakt, że kojarzona jest ona z ruchem klasy średniej, niezbyt rozumiejącym aspiracje osób gorzej sytuowanych. Z drugiej strony alternatywnym formacjom lewicowym w krytyce otaczającej nas rzeczywistości zdarza się nie dostrzegać pewnych zmian na lepsze, jakie – mimo wszystko – zaszły w ostatnich latach w naszym kraju. W jaki sposób można przekroczyć te ograniczenia i zbudować formację, która będzie atrakcyjna zarówno dla tradycyjnego, wielkomiejskiego elektoratu Zielonych, jak i dla np. pracownic hipermarketów, ochroniarzy czy pracujących na umowach śmieciowych w call center?
AG: Te pytania postawiłabym inaczej: jak przekonać ludzi żyjących z pracy w zatrudnieniu, ludzi wolnych zawodów i przedsiębiorców i tych, którzy nie mają pracy, że żyjemy w państwie – czyli we wspólnym systemie społecznym, w społeczeństwie, które może działać harmonijnie, skutecznie i sprawiedliwie? Jak przekonać, że solidarne społeczeństwo może zmienić tę destrukcyjną politykę? Jeśli przekonać ludzi, że możemy żyć w społeczeństwie, które funkcjonuje fair?
Zapytałabym też, jak przekonać ludzi żyjących w biedzie, ludzi żyjących w lęku o utratę podstaw egzystencji i tych, którzy żyją bardziej czy mniej dostatnio, że nie musi być biedy? Jak przekonać tych, którzy żyją lepiej, że bieda innych im także nie służy? Jak przekonać, że „wolny rynek” nie jest siłą, która może racjonalnie zorganizować nam życie społeczne? Jak przekonać, że praca i pracujący człowiek nie są towarem na rynku? Jak przekonać, że własność społeczna czy publiczna nie musi być mniej racjonalna i skuteczna niż własność prywatna? Jak przekonać, że energia odnawialna jest lepsza, niż oparta o kończące się nieodnawialne źródła? Jak przekonać, że nie jest ani mądre, ani konieczne, aby płaca menadżera w korporacji była wynagradzana tak, jak praca kilkudziesięciu czy kilkuset innych ludzi? Wierzę, że to możliwe. Dlatego jestem w polityce.
BK: Co zamierzasz robić w Sejmie przez najbliższe miesiące? Czy wstąpienie do Zielonych sprawia, że coś zmieniło się w Twoich planach?
AG: Przede wszystkim chcę dokończyć to, co zaczęłam. Będę nadal zabiegać o ustawy, które pilotuję w Sejmie: reformę prawa pracy, ustawę lokatorską i o uzgadnianiu płci. Dlatego zostaję w klubie TR. Liczę na poparcie w tym, co robię.
Mam nadzieję, że od Zielonych dostanę nowe inspiracje i pomoc. Mam w planie konferencję „Przyszłość OZE w Polsce”. Mam nadzieję, że wraz z grupą organizacji społecznych współtworzących Okrągły Stół Praw Osób z Niepełnosprawnościami uda nam się skłonić rząd do faktycznej realizacji Konwencji ONZ w sprawie niepełnosprawnych. Będę kontynuowała budowanie sieci organizacji i ruchów społecznych Społeczeństwo FAIR. Mam nadzieję, że to działanie pobudzi solidarność ludzi w domaganiu się niezbędnych społecznie działań władz. Oj, robota bez końca…
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.