ISSN 2657-9596

Czy Indie potrzebują Zielonych?

Derek Wall
31/10/2012

Droga rozwoju, którą ostatecznie obiorą Indie, będzie miała decydujące znaczenie dla przyszłości planety. Gospodarka tego kraju rośnie z fenomenalną szybkością, a wzrost gospodarczy oscyluje tu wokół 9% PKB rocznie. Jeśli XX wiek był epoką Stanów Zjednoczonych, wiek XXI należeć będzie nie tylko do Brazylii czy do Chin, lecz również do Indii. Łatwo uznać, że wzrost, jakim cieszy się ten kraj, to dobra rzecz. Ale ma on też drugie, mniej atrakcyjne oblicze: setki milionów obywateli już nawet nie tyle nie nadąża, co stało się obiektem ataku. Są tacy, dla których „indyjskie marzenie” staje się koszmarem.

Zniszczenie środowiska, nierówności społeczne oraz niepokoje wewnętrzne należą do minusów „indyjskiego snu”. Stanowią również powód, dla którego grupy aktywistek i aktywistów zdecydowały się na utworzenie Partii Zielonych Indii (Green Party of India) i zaproponowanie alternatywnej ścieżki do dobrobytu – ścieżki opartej na trwałym rozwoju i sprawiedliwości społecznej. Miałem szczęście poznać niedawno w Londynie jednego z założycieli ugrupowania, Daniela Taghioffa. Choć poprzednie próby założenia takiej partii się nie powiodły, Daniel wierzy, że czas już dojrzał.

Daniel z przekonaniem opowiada o potrzebie odwrócenia trendu rosnącego wpływu na indyjską politykę wielkich korporacji, dbających o własne korzyści, nie zaś o dobro większości obywatelek i obywateli. Gwałtowny wzrost gospodarczy przekłada się na zwiększone zapotrzebowanie na metale, minerały i drewno. Oznacza to, że wielu Hindusów, zwłaszcza ludność autochtoniczna oraz chłopi, jest w tym celu wywłaszczanych z ziemi. Konflikty o surowce stanowią coraz ważniejszy element krajobrazu politycznego Indii. Na wschodzie kraju firmy usiłujące przywłaszczyć dla siebie zasoby regionu spotkały się z żywiołowym oporem. Przybiera on różne formy, od maoistowskich bojówek – Naksalitów – aż po protesty bez użycia przemocy skierowane przeciwko firmom takim jak brytyjska Vedanta.

Arundhati Roy, laureatka literackiej nagrody Bookera z 1997 roku za powieść „Bóg rzecz małych”, stanowczo walczy z przejmowaniem kontroli nad krajem przez interesy wielkich korporacji. W jednym ze swoich artykułów napisała:

W ciągu ostatnich pięciu lat rządy stanów Chhattisgarh, Jharkhand, Orisa oraz Bengalu Zachodniego podpisały z korporacjami setki listów intencyjnych – wszystkie tajne! – warte miliardy dolarów, dotyczące budowy stalowni, hut żelaza, elektrowni, wytwórni aluminium, tam oraz kopalni. By listy te przełożyły się na realne pieniądze, trzeba przesiedlić lokalne społeczności. To jasne, że oznacza to wojnę.

Daniel, który ma za sobą studia antropologiczne na londyńskiej School of Oriental and African Studies, jest pewien, że stworzenie Partii Zielonych ma kluczowe znaczenie dla przyszłości milionów mieszkanek i mieszkańców Indii. Jego zdaniem partie tak z lewa, jak i z prawa nie chcą zakwestionować dogmatu wzrostu za wszelką cenę. Obok tworzenia struktur oraz przygotowania manifestu programowego nowa formacja musi przede wszystkim skupić się na byciu intelektualną alternatywą. Musi ona pokazać inne podejście do ekonomii, skupiające się na zaspokajaniu ludzkich potrzeb w obrębie możliwości regeneracyjnych planety.

Obecny nacisk na zwiększanie konsumpcji w Indiach do poziomu Wielkiej Brytanii czy USA prowadzi do dewastacji planety i gwałtownego przyspieszenia zmian klimatycznych. Indyjscy Zieloni promują koncepcję „sprawiedliwości dóbr wspólnych”. Ekologiczne formy zarządzania ziemią oraz zasobami leśnymi przez lokalne wspólnoty działały w Indiach przez tysiące lat. Dopiero przybycie Brytyjczyków doprowadziło do grodzenia dóbr wspólnych. Wiele społeczności zostało np. pozbawionych dostępu od lasów, które grodzono i wycinano w celu zaspokojenia potrzeb Imperium Brytyjskiego. Obecny model rozwojowy nastawiony na wysoki wzrost oznacza dalsze niszczenie dóbr wspólnych, co paradoksalnie powoduje, że ludzie korzystający z nich np. jako źródła opału czy pastwisk dla zwierząt wtrącani są w nędzę. Jednocześnie trwa degradacja środowiska w imię krótkoterminowych zysków.

Pomyślność dla szerokich grup ludności można osiągnąć – jak sugeruje projekt manifestu programowego partii – nie za pomocą 9-procentowego wzrostu, lecz dzięki redystrybucji bogactwa oraz cięciom w rozdętych wydatkach na cele wojskowe. Indie wolne od broni atomowej mogłyby się stać promotorem pokoju, jednocześnie znajdując więcej środków na ochronę zdrowia oraz edukację.

Indyjscy Zieloni podnoszą również inne postulaty ekopolityki, takie jak odpowiedzialność za środowisko, oddolna demokracja, sprawiedliwość społeczna i świat bez przemocy. W ich wizji kraj byłby rządzony od dołu i głęboko zlokalizowany. Opierając się na miejscowych tradycjach radykalnej ekologii politycznej, chcą współpracować z podzielającymi tę ideologię partiami z całego świata. Ich działalność ma kluczowe znaczenie nie tylko dla Indii, ale dla równowagi ekologicznej całego świata.

Artykuł pochodzi z magazynu „Green World”. Dziękujemy redakcji za zgodę na przedruk. Przeł. Bartłomiej Kozek.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.