ISSN 2657-9596

Media i demokracja w „atomowym państwie”

Radosław Gawlik
30/04/2011

Po 20 latach od wolnych wyborów mamy nadal wątłą demokrację; przykładem tej słabości jest zachowanie opozycji i mediów wobec wprowadzanego przez obecny rząd programu energetyki jądrowej w Polsce.

W grudniu 2008 premier Tusk ogłosił nagle decyzję o budowie w Polsce elektrowni atomowych. Partie opozycyjne przyjęły ten fakt całkowicie biernie; wyjątkiem są jedynie pozaparlamentarni i słabo słyszalni Zieloni, którzy od początku zabierają głos i są przeciwni elektrowniom jądrowym. Środowiska aktywnie przeciwne energetyce jądrowej, to – obok Zielonych – organizacje ekologiczne, Koalicja Antynuklearna, Koalicja Klimatyczna oraz grupy aktywizujące się w miejscach lokalizacji EJ jak Darłowo czy Klempicz.

Działanie władz w tej sprawie wygląda na nieco chaotyczne. Z jednej strony mówi się, że decyzja jeszcze nie zapadła i że dopiero po przyjęciu przez sejm ustaw i Polskiego Programu Energetyki Jądrowej proces się uruchomi. Z drugiej strony jednak zaplanowano i konsekwentnie wpisuje się do budżetu ponad 700 mln zł niezbędnych wydatków z kieszeni podatników na start i otoczenie tego programu, w tym 27 mln zł na propagandę – przekonywanie społeczeństwa do atomu. Pomimo propagandy budującej wizerunek nowoczesnej technologii, bezpieczeństwa, taniości i niezbędności atomu, nadal ok. ponad 40 proc. społeczeństwa go nie chce.

Ciekawe jest prześledzenie od początku stosunku mediów do atomowych planów rządu: Natomiast główne media zachowują się, jakby chodziło o decyzję oczywistą; nie zadają wnikliwych pytań, nie zamieszczają krytycznych analiz, nawet głębszych komentarzy. główne dzienniki i tygodniki nie zamieszczały niemal w ogóle głosów sceptycznych. przeciwnie, wpisywały się w rządowy chór głosów o „niezbędności EJ”. Wyjątkami były chyba tylko: bezpłatny dziennik Metro oraz Przegląd Tygodniowy.

Po katastrofie w Fukushimie w polityce opozycji jakby coś drgnęło: liderzy SLD, namówieni przez Dariusza Szweda, przewodniczącego Zielonych, ogłosili publicznie postulat debaty o atomie i przeprowadzenia referendum; choć jest on niewątpliwie dyktowany koniunkturą polityczną, przewodniczący Napieralski podnosi publicznie ważne merytoryczne argumenty przeciwko atomowi. To jeszcze nie debata, ale może już jej pierwsze zwiastuny.

A jak reagują na kryzys japoński główne media? Niby są pewne zmiany: „Rzeczpospolita” zaczyna zamieszczać pojedyncze głosy przeciwników atomu, opiniotwórcze radio TOK FM oraz telewizje, w tym publiczne, prezentują już także opinie bardziej zróżnicowane. Madia relacjonują obszernie katastrofę i jej skutki. Ale bardzo często te obrazy są opatrywane uspokajającymi opiniami lobbystów-atomistów a opinia przeciwników atomu w Polsce jest nadal spychana na zupełny margines. Dysonans między „polityką informacyjną” a tym, co widzimy, jest coraz bardziej rażący: wybuchający wodór rozsadza budynki reaktorów, helikoptery leją na przegrzewające się rdzenie wodę, która następnie wraz radionuklidami odparowuje lub spływa do oceanu, a na tym tle profesor Turski mówi: „atom to najbezpieczniejsza technologia”.

Wiemy dziś, że nawet stojący w czołówce technologicznej świata Japończycy przez wiele miesięcy nie będą mogli uporać się z opanowaniem tej katastrofy, a dekontaminacja środowiska i zabezpieczenie napromieniowanych ruin i okolic tej elektrowni potrwa wiele dziesiątek lat. Tymczasem w Polsce ma miejsce świadoma polityka bagatelizowania przez rząd katastrofy w Japonii w celu podtrzymania propagandy o konieczności budowy energetyki jądrowej w Polsce.

Powtarza to rząd, ale też wpisują się w tę politykę główne media, od których należałoby oczekiwać rzetelnych informacji, bardziej bezstronnych analiz i komentarzy. Jest to ewidentny wyraz słabości demokracji i mediów, które winny stać na straży wolności informacji i jakości demokracji. Bez wolnej informacji demokracja karleje. Skuteczność lobby proatomowego, a być może także osobiste przekonanie redaktorów, co jest dla Polski ważne, decyduje o swoistej autocenzurze pod hasłem „to pechowy wypadek, nie siejmy paniki, bo zablokujemy polskie elektrownie jądrowe”. Przez taką postawę debata publiczna w mediach nie istnieje, praktycznie trwa monolog zwolenników atomu.

Jak wyglądamy na tle mediów zachodnich? Oto pobieżna analiza mediów, jaką zrobiłem 26 i 27 marca (a więc 2 tygodnie po katastrofie) przeglądając na lotnisku w Monachium dostępne gazety niemiecko- i anglojęzyczne; „Gazeta Wyborcza” w ten weekend zamieszcza tylko na 8 stronie artykuł Fukushima wciąż groźna (jedna trzecia strony). W tym czasie:

  • International Herald Tribune” – na pierwszej stronie dwa artykuły: Japanese encourage a broader evacuation i E.U. decides to test its reactor oraz na str. 8 dwa kolejne: Radiation thwarts tally of damage i China puts limits on Japanese import.
  • Sueddeutsche Zeitung” – na pierwszej stronie: Lage in Fukushima verschlechtert sich (cd. na str. 8); str. 5: na pół strony fotografie siedmiu najstarszych reaktorów w Niemczech oraz tekst Wie das Moratorium der Bundesregierung auf immer mehr Kraftwerke ausgewietet kurde; str. 8 w całości poświęcona Fukushimie, trzy artykuły: Strand, Palmen, Angst, dalej Verstraltes Trinkwasser oraz Stresstests ohne Stress; felietony na całą str. 13; Nuklearer Zwiespalt oraz Schluss ins Rehauge; cześć gospodarcza: str. 28: artykuł Angst vor den Strahlen.
  • Die Welt” – na pierwszej stronie dwa teksty: Abmarsch der verstrahlten Arbieter oraz Nuclear Boy hat Bauchweh; str. 8 cała: Plutonium im Salzmantel oraz Wenn Luxushotels Obdachlose aufnehmen; na str. 15 w dziale gospodarczym duża analiza o nas (!): Polen will die Unabhaengigkeit – Das Land setz auf Flussiggas una Atomkraft.

Czy widać już różnicę podejścia?

W Polsce media, zamiast przekazywać informacje w sposób zróżnicowany i wielostronny, zajmują się „polityką informacyjną”: selekcjonują wiadomości i nie dopuszczają głosów przeciwnych atomowi, nawet jeśli byłyby to pogłębione, profesjonalne analizy.

A byłoby kogo poprosić o takie analizy: zakładając nawet, że media mają ograniczone zaufanie do organizacjach pozarządowych (choć niby czemu?), mogłyby skorzystać z wiedzy wybitnych naukowców, jak – wymienię tylko przykładowo – prof. Jan Popczyk, prof. Maciej Nowicki, prof. Władysław Mielczarski, prof. Ludwik Tomiałojć… Dlaczego media nie sięgają do tej wiedzy?

Należy ponowić pytanie o jakość naszej demokracji, jeśli program za minimum 120 mld zł, z nieznanym udziałem subwencji publicznej, przechodzi bez publicznej debaty i bez analizy alternatyw. Spytam: czym różni ewidentnie polityczna decyzja premiera Tuska z 2008 r. o budowie elektrowni atomowych od podobnej decyzji gen. Jaruzelskiego o budowie Żarnowca w stanie wojennym w 1982 roku? Wówczas media były zakneblowane. A co je tłumaczy dziś?

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading