ISSN 2657-9596

Zbyt moralna propozycja

Jerzy Masłowski
14/04/2014

…czyli jak wysterylizowano kotkę (na gorącym, blaszanym dachu).

Zadzwonił do mnie dyrektor jednego z państwowych teatrów. – Może by pan napisał dla nas komedię? – zaproponował. Radośnie zastrzygłem uszami, bo teatry utrzymywane z publicznej kasy płacą, jeśli nie porządnie, to przynajmniej terminowo, czego nie można powiedzieć o wielu prywatnych tego typu placówkach.

Najchętniej bym widział sztukę, wokół której zrobi się głośno, na którą będą walić tłumy – rozpędzał się dyrektor. – Może by pan popełnił coś takiego jak „Kotka na gorącym, blaszanym dachu”?

Ucieszyłem się, że wreszcie ktoś mnie docenił i natychmiast zapewniłem, że napiszę coś prawdziwie kultowego. Jest tak dużo tematów, które niczym korniki drążą coraz bardziej chorą tkankę naszego społeczeństwa, że z napisaniem scenariusza nie będzie większych problemów – pomyślałem. – Tylko żeby tam nie było nic o religii ani, tym bardziej, o kościele – zastrzegł dyrektor. – O politykach też raczej nie, a jeśli już to bardzo ogólnikowo. Banki zostawmy w spokoju, bo mamy sponsora z tego sektora. Z mediów też lepiej się nie wyśmiewać, bo nie napiszą o nas nic dobrego… Wśród tematów niemile widzianych pojawili się też geje (a jakże!), pedofilia i słówko, które ostatnio zrobiło prawdziwą furorę: gender.

Jak tu napisać kultowy produkt teatralny na użytek rynku wewnętrznego, nie pisząc o polityce kościoła, dwulicowych politykach, chciwych bankach, niesprawiedliwych sądach, korporacjach odpowiedzialnych za współczesne niewolnictwo, związkach nieheteronormatywnych, itp.? Przecież „Kotka” tylko dlatego stała się kultową „Kotką”, bo obalała stereotypy, bezlitośnie obnażała podwójną moralność, kpiła z mieszczańskiego zakłamania i pokazywała rodzinę jako siedlisko przeróżnych patologii. Jak więc napisać, nie pisząc?

Powie ktoś, że jakbym się postarał, tobym opowiedział smakowitą historię pełną aluzji, wysublimowanych metafor i artystycznych porównań, gdzie zmieściłbym wszystkie swoje aktualne pretensje do świata i okolic. Tylko czy dzisiejszy statystyczny widz oczekuje takiego scenariusza? Czy ma ochotę meandrować wraz z twórcą w gąszczu zawiłych dwuznaczności odwołujących się do skojarzeń z zakresu wiedzy jeśli nie hermetycznej to na pewno encyklopedycznej?

Aby trafić z ważnymi społecznie tematami do typowego leminga, trzeba pisać jasno, prosto, dowcipnie i „młotkować” stąpając przy tym po krawędzi dobrego smaku, starając się jednakże nie wpaść w przepaść banału. Trzeba pisać językiem rubasznym i dosadnym, unikając poziomu telewizyjnych kabaretów, gdzie odgłosy z przewodu pokarmowego są pretekstem do salw śmiechu. Jeśli się z tej lekkiej i przyjemnej formy zrezygnuje, wszelkie starania, by wspomniane ważne tematy trafiły pod strzechy pójdą na marne, bowiem tzw. ambitne sztuki oglądają wciąż ci sami widzowie, którzy myślą i czują to samo, co twórca.

Nie skorzystałem z propozycji dyrektora. W ten sposób literatura światowa (a na pewno polska) stała się uboższa o jeden teatralny tekst, ja zaś – co bardziej przykre – stałem się uboższy o tantiemy. Nie zamierzam się skarżyć, bo moją winą jest, że już na początku swej twórczej drogi obiecałem sobie, iż nie będę odbiorcy nudził, nie będę mówił przemądrzałym, napuszonym językiem i rżnął Bóg wie jakiego intelektualisty. Obiecałem też sobie, że będę komunikował się z odbiorcą w sposób lekki, łatwy, przyjemny i – możliwie – żartobliwy (bo prawdę chętnie się przyjmuje, jeśli jest podana z przymrużeniem oka).

Obiecałem też sobie, że będę kontestował politykę, także politykę kościoła i obalał wszystkie świętości, które są świętościami jedynie z nazwy. W czasie dwudziestu pięciu lat mojej pracy robiłem to i nadał będę robił, nie zważając na to, że pewnie w końcu stanę przed sądem (najpierw ziemskim, później Ostatecznym) i zostanę skazany na (co najmniej) 30 godzin prac społecznych za obrazę tzw. uczuć religijnych, zaś po śmierci trafię do piekła, gdzie będę siedzieć razem z komunistami, anarchistami, gejami, Jerzym Urbanem i płodami nieochrzczonymi.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.