ISSN 2657-9596

Mop kontra zachwyty koneserów

Wojciech Kłosowski
22/11/2011

Przez media przetoczyła się niedawno fala komentarzy o wypadku w Museum am Ostwall w Dortmundzie, gdzie sprzątaczka „bezpowrotnie zniszczyła” najdroższe dzieło w muzealnej kolekcji: instalację słynnego niemieckiego artysty-prowokatora, Martina Kippenbergera, pt. „Gdy zaczyna kapać z sufitu”.

Częścią instalacji był gumowy pojemnik na wodę z warstwą wapiennego osadu, która – jak z powagą donoszą media – „fascynowała koneserów”, a którą wymyła sprzątaczka, uznając ją za brud. „Najwyraźniej nie znała się na sztuce nowoczesnej” – komentują dziennikarze. Ja chciałbym zaproponować inne myślenie o tej sytuacji: to raczej media komentujące w ten sposób wydarzenie, zademonstrowały smutną ignorancję. To próba XIX-wiecznego podejścia do sztuki, którą ogląda się w nabożnej ciszy w muzeach – sanktuariach Kultury Wysokiej.

Tymczasem sprzątaczka podjęła z dziełem żywy dialog: obejrzała je wnikliwie i zainterweniowała w nie zgodnie z własną wrażliwością kulturową. Czy Martin Kippenberger, gdyby nadal żył, wściekłby się o to? Nie sądzę. Myślę że śmiałby się do rozpuku, zachwycony tym, że jego dzieło wywołało żywą interakcję. Warto też odnotować, że żadne z popularnych mediów nigdy wcześniej nie zająknęło się o instalacji Kippenbergera; dzieło „ożyło” i stało się aktywnym elementem obiegu kultury dopiero przez interwencję sprzątaczki. Być może trzeba na to wydarzenie spojrzeć na opak. To nie sprzątaczka uśmierciła dzieło Kippenbergera, ono już wcześniej było martwe: upupili je – mówiąc po Gombrowiczowsku – kuratorzy dortmundzkiego muzeum, gdy tę instalację – będącą szyderstwem z rytuałów „kultury wysokiej” – ustawili w przestrzeni galerii i oczekiwali oglądania jej w nabożnej ciszy.

Oto w czystej postaci zderzenie starego z nowym. Jak widać, stare podejście do kultury ma się dobrze, stereotypy trzymają się mocno. Artystyczne prowokacje bywają bezlitośnie wciągane w pułapkę przytulnych instytucji. Artyści też nie są bez winy: niejednemu buntownikowi marzy się rola ulubieńca „kulturalnego salonu”. Ale z perspektywy debaty o znaczeniach współczesnej sztuki, kto wie, czy interwencja dortmundzkiej sprzątaczki z mopem nie jest wypowiedzią wartościowszą niż pompatyczne „zachwyty koneserów” nad osadem w gumowym pojemniku Kippenbergera?

Odbiorca kultury przez lata był stawiany w roli słuchacza, widza, nie zaś partnera dialogu. Nie dziwota, że może dziś nie mieć łatwości uczestniczenia, podejmowania rozmowy z dziełami. Oduczył go tego pracowicie stary model upowszechniania kultury. Mamy kryzys uczestnictwa w kulturze nie tylko dlatego, że instytucje kultury działają w sposób nieprzystający do potrzeb współczesności, że nie tworzą zadowalającego dostępu do kultury. Kryzys wynika także stąd, że nie powstały społeczne zwyczaje uczestnictwa w kulturze, która dzieje się w instytucjach. Uczestnictwo jednak nie znikło; wyniosło się tylko z nieprzyjaznych instytucji do Internetu i w sferę zapośredniczoną przez urządzenia techniczne. Tu następuje nie tylko odbiór sztuki, ale i twórczość. Każdy dziś może być pisarzem-blogerem i reżyserem własnych filmów rejestrowanych telefonem komórkowym (są już festiwale takich filmów). Jeśli instytucje nie dostrzegą potrzeby partnerstwa z taką aktywnością kulturalną – bajecznie zróżnicowaną i opartą o żywe uczestnictwo – mogą za chwilę nie być nikomu potrzebne.

Instalacja Martina Kippenbergera „Gdy zaczyna kapać z sufitu”
Instalacja „Gdy zaczyna kapać z sufitu”

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.

Discover more from Zielone Wiadomości

Subscribe now to keep reading and get access to the full archive.

Continue reading