ISSN 2657-9596

Rząd ukrywał niewygodne fakty

Yasuhiro Igarashi , Marcin Wrzos
23/04/2012

Dopiero po awarii zwykli ludzie zdali sobie sprawę, że rząd i firmy energetyczne często ukrywały niewygodne fakty, a jedynie w niezależnych internetowych mediach toczyła się obiektywna dyskusja o energii atomowej. Obecnie ludzie przestali wierzyć w „oficjalne wiadomości”. Z Yasuhiro Igarashi, doktorantem w Instytucie Chemii Fizycznej PAN, urodzonym w Fukushimie, rozmawia Marcin Wrzos.

Marcin Wrzos: Czy w Japonii energia jądrowa jest przedmiotem debaty publicznej?

Yasuhiro Igarashi: Rozmowa o energii jądrowej na forum publicznym to wśród Japończyków prawie tabu. Elektrownie jądrowe to rządowy projekt realizowany przez prywatne firmy. Zarówno strona rządowa, jak i strona prywatna zawsze promowały energetykę jądrową i zapewniały, że nigdy nie dojdzie do awarii.

Szczególnie przed awarią w Fukushimie przeciwnicy atomu byli traktowani jak oponenci władzy, lewacy, anarchiści czy komuniści. To powstrzymywało zwykłych ludzi od rozmowy na ten temat. Otwarta debata była niemożliwa. Po awarii postrzeganie przeciwników energetyki jądrowej zmieniło się. Ale np. pracownicy ambasad czy przedstawiciele większości japońskich firm nadal nie chcą wypowiadać się na ten temat, bo to wiąże się z dużym ryzykiem.

MW: Naprawdę było tak źle?

YI: Przez lata firmy energetyczne były największymi sponsorami mass mediów, za pomocą których promowały zalety i bezpieczeństwo energetyki jądrowej. Nie było możliwości, aby gdziekolwiek w mediach pojawił się krytyczny materiał o energii atomowej. Artyści, którzy byli wobec niej nastawieni krytycznie, nie mogli występować w telewizji ani w filmach, bo nikt nie chciał ich zatrudniać, aby nie narazić się sponsorom.

Kwestie energetyczne nie są tematem z naszego codziennego życia, więc większość Japończyków akceptowała taką sytuację. Nie mieli szansy, by uzyskać wystarczającą ilość informacji o energetyce jądrowej i wyrobić sobie własne zdanie. Ludzie obawiali się także posądzenia o lewicowy ekstremizm.

Dopiero po awarii zwykli ludzie zdali sobie sprawę, że rząd i firmy energetyczne często ukrywały niewygodne fakty, a jedynie w niezależnych internetowych mediach toczyła się obiektywna i wiarygodna dyskusja o energii atomowej. Obecnie ludzie przestali wierzyć w „oficjalne wiadomości” i zaczęli przysłuchiwać się opinii przeciwników energetyki jądrowej.

MW: W Polsce pierwsza elektrownia atomowa ma dopiero powstać.

YI: To wasz wybór. Ale do podjęcia racjonalnej decyzji potrzebne są wiarygodne i aktualne informacje. Dlatego myślę, że warto opowiadać o doświadczeniach z energetyką jądrową w Japonii. „uczyć się na błędach innych”. W 1978 r. w Austrii odbyło się referendum dotyczące energii jądrowej. Było to już po wybudowaniu pierwszej elektrowni, ale przed jej uruchomieniem. Ponieważ większość obywateli opowiedziała się przeciw, kompletnie zrezygnowano z atomu, a w konstytucji zapisano, że nie wolno budować elektrowni jądrowych na terenie Austrii. Tak więc nigdy nie jest za późno na zmianę decyzji.

MW: Jakie stanowisko prezentują zwolennicy energii jądrowej w Japonii?

YI: Celem było utrwalenie w społeczeństwie przekonania o rzekomych zaletach energetyki jądrowej. Mówiono, że to niewyczerpane źródło energii, że jest bezpieczna i że jest tania. Ale okazało się, że były to tylko mity, które zostały w Japonii obalone.

MW: Nie sposób mówić o energii jądrowej w Japonii, nie dotykając tematu Fukushimy.

YI: Prefektura Fukushima jest bardzo duża i znajduje się w północnej części Japonii, liczy prawie 2 miliony mieszkańców. To region rozwinięty rolniczo, słynie szczególnie z uprawy smacznych owoców i ryżu. Znaczną rolę odgrywa również hodowla bydła i trzody chlewnej oraz rybołówstwo. Prefektura była bardzo popularna wśród japońskich turystów.

MW: Jak awaria w elektrowni atomowej wpłynęła na życie mieszkańców?

YI: Po 12 marca 2011 r., kiedy nastąpił wybuch, do powietrza i do Pacyfiku dostało się dużo izotopów promieniotwórczych. Wszystkie produkty zostały zanieczyszczone, przemysł turystyczny podupadł. W promieniu 20 km od elektrowni nadal obowiązuje zakaz wstępu, ale poza tym obszarem teren także jest mocno skażony, więc zarządzono tam ewakuację. Ze wsi Iitate ewakuowano 3,7 tys. mieszkańców do stolicy prefektury, Fukushimy, i rozlokowano ich w tymczasowych schroniskach, gdzie mieszkają po dziś dzień. Ogólnie 130 tys. ludzi przeniosło się na zachód prefektury lub nawet poza jej granice.

MW: W okolicach zniszczonej elektrowni nie jest bezpiecznie?

YI: Dopuszczalny poziom napromieniowania ciała ludzkiego, który Międzynarodowa Komisja Ochrony Radiologicznej (ICRP) ustaliła na 1 mSv/rok, już został w znacznym stopniu przekroczony. Ale ta norma dotyczy tylko zewnętrznego promieniowania, takiego jak rentgen w szpitalu. Poważniejszym zagrożeniem jest wewnętrzne promieniowanie, tzn. promieniowanie izotopów, które dostały się do ciała na skutek konsumpcji napromieniowanego pożywienia lub wdychania ska¿onego powietrza. Z tego powodu nadal cierpi¹ ludzie na Białorusi, Ukrainie i w Rosji.

Nie tylko mieszkańcy Japonii, ale ludzie na całym świecie powinni szczególnie uważać na ryby, nie tylko z Fukushimy, ale ogólnie z całego Pacyfiku, ponieważ duże ryby z biegiem czasu gromadzą coraz więcej izotopów. Ryzykowne może być jedzenie sushi lub sashimi z napromieniowanych ryb (łosoś, tuńczyk, itd.) z Pacyfiku. Nikt nie wie, ile dokładnie potrwa ten stan skażenia. 10, 20 lat, albo dłużej.

MW: Jakie działania podejmują japońskie władze, by ludzie mogli wrócić do swoich domów?

YI: Prowadzona jest akcja usuwania skażonej powierzchni gleby, ale jak pokazują doświadczenia Czarnobyla, to nie przynosi skutku. Na razie nie wiadomo, kiedy poziom promieniowania pozwoli na powrót ludzi do domów. Przewiduje się, że będzie to możliwe nie wcześniej niż w przeciągu 2-3 lat. Prawdopodobnie będą musieli zrezygnować z powrotu do domu i poszukać nowego miejsca zamieszkania i nowej pracy. Wypłata rekompensat od rządu i TEPCO (producenta i dystrybutora energii w regionie Kanto, właściciela elektrowni w Fukushimie) opóźnia się, więc życie tych ludzi jest nadal ciężkie.

MW: Jak wygląda teraz sytuacja na terenie elektrowni atomowej?

YI: Sytuacja jeszcze się nie ustabilizowała. W międzynarodowej skali zdarzeń jądrowych Fukushima została zakwalifikowana na poziomie 7, tak samo jak Czarnobyl, ale nadal istnieje możliwość zaklasyfikowania jej jako jeszcze groźniejsze wydarzenie. W czterech jednostkach elektrowni doszło do wybuchu i każda uległa uszkodzeniu. W jednostkach 1, 2, 3 znajduje się paliwo jądrowe, które waży prawie 100 ton i jest umieszczone w środku stalowego zbiornika ciśnieniowego reaktora o szerokości 5 m i wysokości 20 m (większego niż autobus ZTM), który stoi pionowo w stalowej osłonie.

Firma TEPCO potwierdziła, że doszło do stopienia rdzenia (melt-down) i paliwo przedostało się do dna stalowej osłony (melt-through). Środki zaradcze stosowane teraz to jedynie ciągłe schładzanie paliwa poprzez polewanie go wodą (około 10 ton na godzinę). Jest ona następnie gromadzona wewnątrz budynku i ponownie wykorzystywana w tym celu. Pozostaje nam jedynie mieć nadzieję, że paliwo jest skutecznie schładzane.

MW: A co z reaktorem nr 4?

YI: Nie było w nim paliwa jądrowego, ale 1331 prętów zużytego paliwa znajdowało się w basenie składowania wypalonego paliwa (podczas niezakłóconego funkcjonowania w reaktorze znajduje się 548 prętów, co oznacza, że w basenie było około 2,4 razy więcej paliwa niż powinno przypadać na jeden reaktor). Pręty są obecnie osłonięte jedynie przez basen, nie okrywa go ani stalowy zbiornik ciśnieniowego reaktora, ani stalowa osłona, czyli prawie bezpośrednio stykają się z powietrzem. Jeszcze gorsze jest to, że gdyby teraz miało miejsce tak silne trzęsienie ziemi jak w zeszłym roku i budynek jednostki nr 4 zaczął się rozpadać, rozgrzane paliwo wywołałoby eksplozję atomową bezpośrednio do powietrza. To nadal możliwy, najgorszy wariant.

MW: Gdzie znajduje się aktualnie paliwo jądrowe?

YI: Nikt nie wie dokładnie, gdzie obecnie znajduje się paliwo, ponieważ okolice elektrowni są wysoce radioaktywne i nie można wejść do budynku elektrowni, żeby sprawdzić, co się dzieje. Jeśli do środka wejdzie człowiek, to na pewno umrze. W tej sytuacji premier Yoshihiko Noda oświadczył 16 grudnia 2011 r., że doszło do zimnego wyłączenia reaktora (cold shutdown) i sytuacja jest pod kontrolą. To całkowita nieprawda. W rzeczywistości wielu Japończyków w to nie wierzy. Na zdjęciach widać, że ściany elektrowni uległy zniszczeniu, więc przez cały czas do powietrza ulatniają się izotopy.

MW: A jak wygląda sytuacja na terenach wokół elektrowni w Fukushimie?

YI: Obszar, na którym przekroczono dopuszczalną normę promieniowania, rozciąga się na długości 250 km i obejmuje stolicę Tokio. Na szczęście wiatr sprawił, że główna fala zanieczyszczenia ominęła stolicę. Jednak obecnie znajdują się tam obszary, na których dopuszczalny poziom promieniowania został przekroczony. Gdyby to miało miejsce w Polsce, a Warszawa byłaby centrum skażenia, to ucierpiałyby również takie miasta jak Kraków, Katowice i Wrocław.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.