Łapacze snów w Hambacher Forst
Aktywiści broniący od 2012 r. lasu Hambacher Forst przed wycinką wzywają do międzynarodowej solidaryzacji. Proszą o nią w obliczu eksmisji obozu, jaka właśnie jest przeprowadzana przez koncern RWE przy eskorcie policji.
Niemieckie telewizje prowadzą transmisję na żywo, przeciwnicy wycinki przypominają, że RWE powinno poczekać z wycinką i eksploatacją węgla na efekty pracy komisji węglowej. Policja i koncern oskarżają demonstrantów o akty agresji, a mieszkańcy oraz pielgrzymi przybywający na miejsce mówią, że to, co się dzieje z lasem to też przemoc ze strony policji i koncernu. Eskalacja trwa, a w jej tle dymi gigantyczna elektrownia na węgiel brunatny. Na drzewach powiewają romantyczne znaki nadziei dla jednych czy powód do śmiechu drugich.
Rumowisko
Zniszczone łóżka, krzesła, porozrzucane namioty, miażdżone sprzęty kuchenne, ubrania, rozjeżdżane info punkty i miejsca, które od sześciu lat służyły wielu aktywistom broniącym lasu Hambacher Forst. Setki policjantów, ciężki sprzęt, armatki wodne, samochody oraz pracownicy RWE – to wszystko wygląda, jakby właśnie miała być rozbijana szajka przestępcza w stylu Narodowosocjalistycznego Podziemia, jaka swego czasu działała na terenie Saksonii i zabijała ludzi pochodzenia np. tureckiego. Nic bardziej mylnego. Akcja skierowana jest przeciwko aktywistom, w większości osobom około dwudziestego roku życia, którzy – jak twierdzą – bronią lasu w ramach obywatelskiego nieposłuszeństwa.
W Hambacher Forst aktywiści od lat wiedzieli, że ten dzień może nadejść i de facto ataków na obóz było już wiele. Ale ten jest przeprowadzany z wielką pompą, która studzi nadzieje, że las, który stał się symbolem ochrony klimatu, wygra z przemysłem węglowym. W Polsce niszczenie tego lasu było już wielokrotnie wykorzystywane przez zwolenników budowy nowych odkrywek, aby pokazać, że węgiel brunatny ma się dobrze i to nawet w kraju Energiewende, jakim są Niemcy. Las był nawet porównywany do Puszczy Białowieskiej – że Niemcy też niszczą tereny chronione. I chociaż niektórzy podkreślają, że z naszą Puszczą las w Nadrenii nie ma nic wspólnego, to należy się tylko cieszyć, że w kraju nad Wisła wciąż mamy takie bogactwa przyrody. W Niemczech, szczególnie w Nadrenii Północnej, gdzie przecież znajduje się także węglowe Zagłębie Ruhry, Hambacher Forst uchodzi za ewenement ze względu na swój naturalny charakter. Jego znaczenie jest jednak dzisiaj symboliczne i przykuwa uwagę obserwatorów z całego świata, którzy pytają o to, jakim krajem są Niemcy i jakie mają priorytety.
Parę tygodni temu oglądaliśmy bowiem marsze neonazistów na ulicach Chemmnitz i słyszeliśmy, że policja nie dawała sobie rady z polującymi na uchodźców bojówkarzami. Dzisiaj widzimy jak całe zastępy opancerzonych funkcjonariuszy ściągają z drzew młodych ludzi, którzy często w tym lesie mieszkali od lat. Eksmisja trwa. Ktoś mógłby powiedzieć – koncern RWE realizuje swoje interesy i ma prawo do terenu, którego jest właścicielem. Ale od czasu kiedy obraduje komisja węglowa, czyli od czerwca 2018 roku, coraz to było sygnalizowane, że wszelkie inwestycje węglowe powinny poczekać, aż wyjaśni się jak długo i ile węgla Niemcy będą potrzebować. RWE chce najwyraźniej wyprzedzić wypadki i zająć teren, zanim okaże się, że spoczywający pod nim węgiel nie będzie potrzebny. Metoda faktów dokonanych jest bowiem częstym orężem w długotrwałych procesach, z jakimi mamy do czynienia w ochronie środowiska. Wykorzystywano ją w Puszczy Białowieskiej czy przy inwestycjach narciarskich na terenach chronionych w polskich górach. Dlaczego RWE nie miałby także z tego skorzystać?
Nie tylko aktywiści
Przez dłuższy czas w lesie Hambacher Forst protestowali młodzi ludzie, przyrodnicy, niektórzy mieszkańcy. Ale obecnie lista tych, którzy łapią się za głowę i próbują wnieść swój wkład w ten ważny protest jest coraz większa. Martin Classen, artysta fotografik z Kolonii przygotował wystawę, będącą z jednej strony prezentacją starych analogowych technik fotograficznych, ale też zajęciem stanowiska w politycznej debacie, jaką w Niemczech jest Energiewende. „To nie tak miało wyglądać!” – mówią przyrodnicy z BUND z Duesseldorfu. Tymczasem dzień za dniem demolka obozu postępuje. Jest to o tyle bulwersujące, że po zabójstwie Niemca w Chemmnitz przez młodych uchodźców reakcja policji i władz państwowych pozostawiała wiele do życzenia. Dopiero prezydent miasta Chemmnitz wezwał mieszkańców do sprzeciwu wobec samosądów oraz zorganizowanych przez neonazistowską scenę polowań na imigranów. W mieście miały miejsce łapanki na wszystkich, którzy według skrajnie prawicowego „Pro Chemmnitz” nie wyglądali jak typowi Niemcy. Policja przybyła do miasta z dużym opóźnieniem, dopiero kiedy w sieci pojawiły się obrazy hajlujących przeciwników polityki migracyjnej. Petra Pinzler z Zeit zapytała ostatnio: „Czy ktoś jeszcze rozumie priorytety Niemiec? Ja chyba nie”.
Zwolennicy eksmisji obozu, w tym policja, donoszą o przemocy, jaka spotyka ich z rąk aktywistów klimatycznych. Mówi się o niebezpiecznych przedmiotach, które znajdowane są w rumowisku niszczonej przez nich infrastruktury. Według niektórych mediów są to po prostu szklane butelki po piwie, według innych – materiały wybuchowe. Trudno ocenić to z daleka, ale zdjęcia i nagrania pokazujące jak policja wkracza na teren obozu, jak siłą ściąga ludzi z barykad nasuwają skojarzenia, że przemoc płynie także ze strony policjantów, za którymi stoi jednak broń, nietykalność cielesna i aparat państwowy.
Priorytety Republiki Federalnej?
Kiedy tak przyglądamy się eksmisji obozu i ciągniętym po ziemi aktywistom, nasuwają się jeszcze inne skojarzenia z Chemmnitz, a konkretnie bagatelizowanie problemu oraz eskalacja przemocy. Władze Saksonii przez lata przymykały oko na działalność grup o wyraźnie neonazistowskich zapędach. Nie wysłały zastępów policji do miasta, nie poprosiły o pomoc funkcjonariuszy z innych landów, kiedy na ulicy Chemmitz działa się jatka i prześladowano uchodźców. Wcześniej władze doprowadziły nie tylko do eskalacji przemocy, ale też do zakorzenienia się pewnych obyczajów, przez co land Saksonia zyskał już dawno miano neonazistowskiego matecznika. Z kolei władze Nadrenii Północnej Westfalii – czy to koalicja Zielonych i SPD, podczas rządów której wydano zgodę na rozszerzenie kopalni Garzweiler, czy obecny premier CDU Armin Laschet – koncernowi RWE dawano fora do rozpychania się swoimi brunatnymi łokciami po terenie. Kiedy Niemcy uchodziły za lidera klimatycznego i państwo przyjazne imigrantom, agresywny ale też populistyczny sprzeciw wobec polityki klimatycznej i migracyjnej narastał. Te zaniedbania odbijają się teraz czkawką, a świat przygląda się Republice Federalnej, która miała uchodzić za piewcę wolności, demokracji i tolerancji oraz transformacji energetycznej. Tymczasem w wielu miejscach na wchodzie zezwalano na prawicowe igranie z ogniem oraz na dalsze wydobycie węgla brunatnego na zachodzie. Kiedy obraduje komisja węglowa mająca ustalić koniec dla spalania węgla w Niemczech w energetyce, RWE niszczy ruch klimatyczny. W niemieckiej opinii publicznej, podobnie jak w Polsce, coraz częściej słychać, że aktywiści klimatyczni czy pokojowi są opłacanymi agentami. Na facebooku przeciwnicy obozu, w tym mężczyzna wyglądający na już leciwego pana pyta: „Z czego żyje ta młoda aktywistka? Kto jej płaci za protestowanie?”.
Wiara w cuda
Dzisiaj sytuacja w lesie wydaje się być krańcowa, zostaje już tylko wiara w boską interwencję, o którą zresztą proszą pielgrzymki przybywające do Hambacher Forst, które – jak podaje np. telewizja WDR – zawędrują także do Katowic na COP 24. Wielu wciąż ufa, że wiedza i fakty naukowe – jakbyśmy chcieli mniemać przynajmniej od XVII wieku – staną się władzą. Słuchając zwolenników spalania węgla w dobie zmian klimatu nietrudno przeoczyć, że mają oni raczej poczucie oderwanej od planety Ziemi omnipotencji. Zachowują się jak Pangloss z Kandyda, który optymistycznie wierzy, że żyjemy w najlepszym ze światów, mimo że ten się gotuje i pali. A porównanie do bohatera powiastki Woltera jest tu o tyle na miejscu, że do tej gorzkiej ironii skłoniły autora właśnie katastrofy, jakimi były trzęsienie ziemi w Lizbonie w 1755 r., następnie tsunami i wreszcie pożary, które łącznie pozbawiły życia około 90 tysięcy ludzi. Zachęta Kandyda do „uprawiania własnego ogródka” też może się wydawać sugestywna, kiedy jesteśmy konfrontowani z obrazami buldożerów niszczących obóz w Hambacher Forst.
Wracając do fotografa Martina Classena należy zwrócić uwagę na solidarność międzypokoleniową. Bo walka o klimat i sprawiedliwość społeczną dotyczy nierówności pokoleniowej. Ci którzy zbierają profity z węgla, ropy czy gazu zabierają przyszłość młodym. To nie 60-letni ministrowie klepiący się po plecach z prezesami koncernów będą umierać w przyszłości z gorączki i braku wody, ale ich wnuki. Wydaje się zatem, że wsparcie dla tych wchodzących w dorosłość walecznych nie jest tylko pochwałą hartu ich serc, ale także moralnym potwierdzeniem, że jest coś takiego jak dług, który zaciągamy u starszych ale i u młodszych pokoleń. Classen wprost przyznaje, że jego wystawa zdjęć z Hambacher Forst jest aktem protestu i jasnym komunikatem do premiera Nadrenii Północnej Saksonii Armina Lascheta: „Pan Laschet powinien się wstydzić, że nic nie robi w sprawie powiązań wielkiego przemysłu i polityki, i że sam przykłada do tego rękę. Rozmawiałem z wieloma osobami w różnym wieku, odmiennych poglądów politycznych, i wszyscy oni byli po prostu przerażeni oraz osłupieni tym, co się dzieje w Hambacher Forst”.
Kiedy eksmisja postępuje, obóz staje się śmieciem wywożonym przez koparki RWE, policja wykręca ręce aktywistom, a złość jednych na drugich narasta, widać na drzewach coś, co przetrwało jak na razie trwająca od paru dni bitwę. Na tych ogromnych roślinach, które wciąż stoją i onieśmielają swoim majestatem, migoczą okruchy nadziei a może dobry omen – jak czytamy w reportażu TAZ z Hambacher Forst. Niektóre gałęzie wciąż przyozdobione są łapaczami snów. Powiewają na wietrze i za nic sobie mają rozruchy, wrzaski aktywistów i ciężki sprzęt policji oraz RWE.
Żródła:
Wystawa i zdjęcia z Hambacher Forst: http://www.martin-classen.de/aktuell
http://www.taz.de/Reportage-aus-dem-Hambacher-Forst/!5531203/
https://www.zeit.de/politik/deutschland/2018-09/polizeieinsaetze-cdu-chemnitz-sachsen-nrw-rwe-5vor8
źródło; eko.org.pl
Artykuł udostępniony na podstawie licencji na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe.
Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.
Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.