ISSN 2657-9596
Fot. Pixabay

Zmysł udziału. O ekofeministycznej etyce troski

Magdalena Środa
31/08/2022

Na jednej z międzynarodowych konferencji Urszula Zajączkowska, biolożka, ekolożka, autorka fantastycznej książki „Patyki, badyle” wyraziła żal, że dziś mówiąc o świecie, który badamy, lub pisząc granty na badania, używamy wyłącznie naukowego, suchego, obojętnego emocjonalnie języka. Tak jakby badany świat był martwym przedmiotem, a my, badacze i badaczki, niezależnym obserwatorem, do tego racjonalnym, władczym, dominującym. A przecież badając ten świat, powinniśmy przeżywać jego piękno, powinna przerażać nas jego dewastacja, powinniśmy czuć smutek, a nawet żałobę, widząc ginące ekosystemy czy gatunki zwierząt. Jesteśmy wszak złączeni z tym, co badamy, tysiącem niewidzialnych sieci i związków, od których „naukowo” musimy się dystansować.

Dlaczego? Jeszcze w XIX wieku badacze, tworząc naukowe dysertacje na temat przyrody, ewolucji czy klasyfikacji roślin, nie potrafili ukryć swoich emocji i pisali, że coś jest piękne, fascynujące lub wstrętne. Kiedy narodził się ten radykalny dystans wobec świata ożywionego? W którym momencie obudziły się w Europejczyku potrzeby dominacji, władzy, podporządkowania, którego ważnym elementem jest tak zwane naukowe, racjonalne, a więc zimne podejście do świata? Kto znajdzie ten moment, będzie znał genezę antropocenu, czyli geologiczno-cywilizacyjnej epoki, w której żyjemy obecnie. Czy antropocen zaczął się wtedy, gdy w ogóle pojawił się człowiek jako istota racjonalna, czy wtedy, kiedy rozwinęło się rolnictwo (jakieś 11 tys. lat temu) i zaczęliśmy przetwarzać ziemię, czy też wtedy, gdy zaczęła się konkwista, która – poprzez transkontynentalne podróże – doprowadziła do gigantycznych zmian w poszczególnych ekosystemach? A może wtedy, gdy załamał się system feudalny i pojawił omnipotentny kapitalizm, a więc gdy zafundowaliśmy Ziemi nowy sposób funkcjonowania oparty na logice rynku, fetyszu własności prywatnej i związanych z nią różnych praktykach wyzysku, i to zarówno ludzi, jak i przyrody? A może antropocen zaczął się wraz z okresem wielkiej rewolucji przemysłowej, w momencie gdy została wynaleziona maszyna parowa, lub jeszcze później – w epoce wielkiego przyśpieszenia po II wojnie światowej, wraz z zimną wojną i bombą atomową, której wybuchy (próbne) pozostawiły po dzień dzisiejszy ślady widoczne w glebie, korach drzew, w osadach jezior?

Nie będziemy w to wnikać. Z filozoficznego punktu widzenia antropocentryczne widzenie świata nie jest po prostu widzeniem „ludzkim”, lecz patriarchalnym; jest widzeniem, które opiera się na binarnych kategoriach poznawczych i porządkujących, gdzie jeden człon jest lepszy, drugi gorszy, pierwszy jest panujący, drugi – podporządkowany. Przykładowo: rozum – uczucia, kultura – natura, mężczyzna – kobieta, swoi – obcy, człowiek cywilizowany – człowiek dziki, biały – czarny, człowiek – zwierzę, wreszcie pan – niewolnik. Niewolnikiem jest więc przyroda, zwierzę, kobieta, czarny, dziki…

Antropocentryczny (czyli związany z cywilizacją racjonalnych, białych mężczyzn) punkt widzenia i działania okazał się dewastujący dla całego świata. Nasza patriarchalna kultura doprowadziła do niszczenia innych kultur, do eksterminacji rdzennej ludności na podbijanych terenach, do wykluczenia i podporządkowania wszystkich, którzy odstawali od normy stworzonej przez białego Europejczyka, „nosiciela cywilizacji”, doprowadziła do całkowitego niemal uprzedmiotowienia natury i zwierząt, którym – jak powiedział I. Singer – „urządziliśmy wieczną Treblinkę”.

Pora się obudzić, otrząsnąć, zmienić nasze widzenie świata, natury, innych, kobiet. Nawet jeśli jest już za późno na odwrócenie logiki dewastacji, to ratujmy to, co z tej dewastacji jeszcze zostało! Ale przede wszystkim zmieńmy sposób myślenia, zmieńmy radykalnie nasza postawę wobec świata.

Czy to dobry moment? Jest taka przypowieść Wisławy Szymborskiej o trzech rybakach, którzy wyłowili z głębiny butelkę. Był w niej papier, a na nim słowa: „Ludzie, ratujcie! Jestem tu. Ocean mnie wyrzucił na bezludną wyspę. Stoję na brzegu i czekam pomocy. Spieszcie się. Jestem tu!” Pierwszy rybak powiedział: „Brakuje daty. Pewnie już za późno. Butelka mogła długo pływać w morzu”. Drugi zauważył, że miejsce nie zostało oznaczone. „Nie wiadomo nawet, który to ocean”. A trzeci wykrzyknął to, co powinniśmy wszyscy dziś wykrzykiwać: „Ani za późno, ani za daleko. Wyspa jest tu i wszędzie!”. Jest tu i teraz.

Chodzi więc o działanie tu i teraz. Działanie trzeba jednak zacząć od wyobraźni. Dziś ograniczona jest ona takim sposobem widzenia, który wydaje się niezmienny, wieczny, a nawet naturalny. Jak powiedział pewien filozof: prędzej można sobie wyobrazić koniec świata niż koniec kapitalizmu; prędzej można sobie wyobrazić raj niż koniec patriarchalizmu (bo koncepcje raju też są patriarchalne). Mamy nie tylko kryzys planety, ale i kryzys wyobraźni, który trzeba przezwyciężyć. „Potrzebujemy wyobrazić sobie, że wszystko może i musi być inne. Kluczowe jest tu otwarcie się na inne perspektywy, doświadczenia i idee oraz gotowość do uczenia się od innych kultur i społeczności” – piszą autorzy niniejszej pracy. Ich książka to jedna z wielu propozycji innego spojrzenia na świat, na postęp, na etykę, na demokrację, na nasze wzajemne relacje. To spojrzenie ekofeministyczne.

Kobiety już dawno temu zauważyły istnienie zbieżności pomiędzy sposobem, w jaki patriarchalne społeczeństwo traktuje Ziemię, a tym, jak traktuje je same i jak traktuje „innych”, czyli ludzi odbiegających od norm stworzonych przez białego mężczyznę. Środowisko naturalne traktowano i nadal się traktuje jako rezerwuar martwej, obojętnej materii, czekającej na eksploatację. Lasy to magazyny drewna, Ziemia to produkty niezbędne do rozwoju „cywilizacji” i sycenia konsumpcjonizmu. Zwierzęta to obiekty, które przetwarza się w rzeźniach, z których uzyskuje się mięsne elementy oraz skórę, które torturuje się w laboratoriach lub zabija dla przyjemności…

Ekofeminizm nie jest jakąś doktryną czy ideologią jedną z wielu. To prawdziwe periagoge: radykalne odwrócenie sposobów widzenia świata, podmiotu, wspólnoty, przyszłości, etyki. To nie tylko konwersja pojęć opisujących nasze życie (porzucenie binarności, potrzeby dominacji, rywalizacji), to konwersja całego naszego życia. Jak wiadomo, fundamentalną cechą antropocenu ukształtowaną w czasach postfeudalnych był indywidualizm. Całość (natury, kultury, społeczeństwa, lasu, ekosytemu) była widziana jako złożona z odrębnych elementów, a celem nauki (również polityki, ekonomii) było ich wyodrębnienie i zrozumienie poprzez wpisanie ich w jakieś paradygmatyczne zbiory praw (np. konkurencji, niewidzialnej ręki rynku, ewolucji i przetrwania najlepiej dostosowanych). Wyizolowane, opisane i zrozumiałe elementy świata dawały sobą manipulować, dawały nam władzę nad nimi. Władzę – jak się okazało – niesłychanie szkodliwą i dla świata, i dla nas samych. Życie nie ma bowiem charakteru jednostkowego, zatomizowanego, lecz relacyjny: jesteśmy wielką siecią złożonych powiązań, niekoniecznie opartych na rywalizacji, walce i konkurencji, ale również, a może przede wszystkim – na trosce, współodczuwaniu. Wielkie drzewa troszczą się o młode, tak jak matki o swoje dzieci, kultury silniejsze powinny troszczyć się o słabsze, politycy – o biednych, demokracje – o wykluczonych i pozbawionych głosu, ludzie – o zwierzęta, tak jak Ziemia troszczy się o nas mimo naszej niewdzięczności. Vandana Shiva apeluje: „Aby ludzie mogli ochronić życie na Ziemi i swoją własną przyszłość, musimy stać się głęboko świadomi praw Matki Ziemi […] Potrzebujemy ponownie się ugruntować – w Ziemi, w jej różnorodności i w jej żywych procesach… Zawrzemy z Ziemią pokój albo czeka nas zagłada jako rodzaju ludzkiego. Kontynuowanie wojny przeciwko Ziemi nie jest inteligentnym wyborem”.

Nasze relacje ze światem mają charakter nie tylko synchroniczny (tu i teraz), ale i diachroniczny. Rozumieją to poeci; przytoczmy znów Szymborską i fragment jej wiersza „Przemówienie w biurze rzeczy znalezionych” ze zbioru „Wszelki wypadek”:

Pomarło mi rodzeństwo, kiedy wypełzłam na ląd,
i tylko któraś kostka świętuje we mnie rocznicę.
Wyskakiwałam ze skóry, trwoniłam kręgi i nogi, (…)
machnęłam na to płetwą, wzruszyłam gałęziami.

Podziało się, przepadło, na cztery wiatry rozwiało.
Sama się sobie dziwię, jak mało ze mnie zostało:
pojedyncza osoba w ludzkim chwilowo rodzaju (…)

Kategorią fundamentalną, która nie tylko opisuje, ale powinna normować nasze relacje ze światem ożywionym i nieożywionym, jest troska. Troska to nie tylko postawa, to – cały paradygmat poznawczo-moralny, dzięki któremu powinniśmy wpisać się w ten świat i nie tyle panować nad nim, co być jego częścią. W ramach różnych filozoficznych stanowisk etyki normatywnej, etyka troski zajmowała dotąd miejsce marginalne. Antropocen był przecież zbudowany na racjonalizmie i relacjach podporządkowania, dominujące etyczne kategorie naszej patriarchalnej kultury to obowiązek, zakaz, nakaz, imperatyw, posłuszeństwo, zasady.

Troska natomiast kojarzona była z postawami kobiet, z macierzyństwem, z roszczeniami słabszych; ze wszystkim tym, co cenne, ale nie daje się ująć w zasady, zakazy czy nakazy. Gilligan, badając rozwój moralny dzieci, ukazała, że to chłopcy są wychowywani w duchu autonomii, niezależności, racjonalności, bezstronności (a więc cech potrzebnych do funkcjonowania w patriarchalnym świecie opartym na konkurencji), dziewczęta zaś w duchu troski, odpowiedzialności, miłości, zależności. Wychowanie chłopców i wartości, które reprezentują mężczyźni, było w naszej kulturze wzorcem wszelkiego wychowania i wszelkiej aksjologii. Wrażliwość kobiet, z ich macierzyństwem, troską, poświęceniem, miały charakter domowy, a więc marginalny.

Teraz to się musi zmienić! Właśnie troska staje się wspornikiem radykalnych zmian, tak w naszych postawach wobec siebie i wobec świata, jak i w ramach polityki czy ekonomii. Coraz częściej mówi się nie tylko o etyce troski, ale i o polityce troski (zapotrzebowanie na nią było szczególnie widoczne w czasach pandemii) czy ekonomii troski (bo widać wyraźnie, że ekonomia oparta na fetyszu wzrostu jest samobójcza). Jak piszą cytowane w tekście J.Tronto i B. Fischer: „Na najbardziej ogólnym poziomie proponujemy, by opieka (troska) była postrzegana jako aktywność gatunku, która obejmuje wszystko, co robimy, aby podtrzymać i kontynuować istnienie naszego świata i naprawiać go, tak byśmy mogli w nim żyć możliwie jak najlepiej. Ten świat obejmuje nasze ciało, naszą osobowość i nasze środowisko, i wszystkie je chcemy połączyć w złożoną, podtrzymującą życie sieć”. Nie będzie nam łatwo zmienić sposób myślenia o świecie i o nas samych, zwłaszcza że nie o samo myślenie tu chodzi, ale o uczucia, empatię, współodczuwanie, które powinny być włączone do naszych badań, prac, relacji, ekonomii, polityk.

Wróćmy na zakończenie do Szymborskiej, bo poeci mają większą wyobraźnię i ich sposób czucia wyprzedza to, co racjonalne. W wierszu „Rozmowa z kamieniem” poetka pięć razy puka do drzwi kamienia, by doń wejść. On odmawia, a za szóstym razem mówi dość przytomnie, że jako kamień nie ma drzwi. Zwraca zarazem uwagę, że my, jako ludzie, nie mamy z kolei „zmysłu udziału”, co można interpretować jako zmysł kontaktowania się z naturą ponad nauką, językiem, ponad racjonalnością. Ponad antropocenem.

Książka „Odwaga troski. Ekofeminizm jako źródło inspiracji” Dirka Holemansa, Philsan Osman i Marie-Monique Frassen, jest jednym z coraz liczniejszych drogowskazów, co robić, aby ten „zmysł udziału” pojawił się w naszych sposobach pojmowania, odczuwania i urządzania się ze światem.

 

Dr hab. Magdalena Środa, profesor etyki na Uniwersytecie Warszawskim, jest współzałożycielką Kongresu Kobiet, który promuje pojęcie ekofeminizmu. Jest polską polityczką i filozofką, autorką feministyczną i felietonistką Gazety Wyborczej. W latach 2004-2005 pełniła funkcję pełnomocniczki rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn.

Tekst napisany jako wstęp do wydania polskiego książki „Dare to Care. Ecofeminism as a source of inspiration” (Odwaga troski. Ekofeminizm jako źródło inspiracji) Dirka Holemansa, Philsan Osman i Marie-Monique Franssen, w ramach projektu „Feminists in the Environmental Movement” realizowanego przez Zieloną Fundację Europejską (GEF) we współpracy z Visio, Green European Foundation, Oikos i Fundacją Strefa Zieleni oraz ze wsparciem finansowym Parlamentu Europejskiego dla GEF.


 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.