ISSN 2657-9596

Dobra żywność, dobre rolnictwo

Ewa Sufin-Jacquemart
08/08/2018

Toczy się aktualnie debata nad Wspólną Polityką Rolną Unii Europejskiej po 2020 roku. A jest się nad czym zastanawiać, bo WPR wciąż pochłania ok. 40% unijnego budżetu.

Czas najwyższy, aby zrewidować nie tylko samą politykę rolną, ale też szerzej długofalową strategię rozwoju rolnictwa w Unii Europejskiej. Trzeba przede wszystkim głośno przypominać, że rolnictwo nie jest celem samym w sobie, a tylko środkiem. Wspieranie rolnictwa i rolników musi służyć dostarczaniu dobrej jakości żywności wszystkim mieszkańcom Unii, utrzymaniu w dobrym stanie środowiska naturalnego obszarów wiejskich dla dzisiejszych i przyszłych pokoleń, budowaniu i wzmacnianiu żywotnych i zintegrowanych społeczności wiejskich oraz  ich współpracy i więzi z mieszkańcami miast, szczególnie tych geograficznie bliskich. Przy czym nie tylko żywność, którą kupujemy w sklepach, ma być bezpieczna dla konsumenta, ale też „ślad ekologiczny”, a przede wszystkim „ślad klimatyczny” tej żywności musi być jak najmniejszy. Równie ważne jest też minimalizowanie cierpienia zwierząt i troska o ich dobrostan.

Oczywiście Wspólna Polityka Rolna znacząco ewoluowała od czasu jej utworzenia w Traktacie Rzymskim w  1957 roku, stopniowo rezygnując z polityki zorientowanej na produkcję. Jednakże ewolucja ta nie nadąża za wyzwaniami, jakie stwarza coraz szybciej rozwijająca się globalna neoliberalna gospodarka, w której coraz mniejsza ilość, a za to  coraz większych korporacji międzynarodowych narzuca obywatelom świata swoją wolę za pośrednictwem spolegliwych polityków. Konsumenci mają coraz mniejszą kontrolę nad tym, co jedzą, a przecież to, co jemy, decyduje o naszym zdrowiu. Nie wiemy też, jak została wyprodukowana żywność, którą kupujemy, nawet ta nieprzetworzona, oraz jakie przy tym powstały szkody dla środowiska, dla zwierząt i dla rolników i ich rodzin. W dobie gwałtownych zmian klimatu nie wolno też zapominać, że bardzo duża część, jeżeli nie większość światowych emisji gazów cieplarnianych wpływających na klimat wynika z łańcucha żywienia ludzi – od produkcji rolnej, poprzez przetwórstwo i pakowanie, transport i dystrybucję do przerobu odpadów.

Dlatego czas najwyższy, aby Wspólna Polityka Rolna stała się Wspólną Polityką Rolnictwa i Żywności.  Czas też, aby wreszcie przestała być technokratyczno-biurokratycznym systemem dopłat dla rolników i innych właścicieli ziemi rolnej – bo przecież do tego się wciąż sprowadza WPR w wielu krajach członkowskich UE, mimo kolejnych reform. Czas najwyższy, aby ta niezwykle ważna unijna polityka stała się wreszcie polityką radykalnej transformacji, a nie łagodnej ewolucji, z szerokim zestawem wiążących kraje członkowskie zasad, regulacji i narzędzi finansowych i organizacyjnych. Zasady takiej WPRiŻ powinny wynikać z pogłębionej strategicznej i długofalowej wizji:  jakiego systemu żywienia chcemy i jakich obszarów wiejskich.

Strategia ta musi być oczywiście wbudowana w strategiczną wizję przyszłości Unii Europejskiej, nad którą również toczy się aktualnie debata. Jeżeli neoliberalna wizja „Europy dla mrówkojadów, a nie dla mrówek” nadal będzie zwyciężać (patrz: „Gra o Europę”, Fundacja Strefa Zieleni, 2013), to WPR, nawet przekształcona w WPRiŻ, będzie nadal służyła przede wszystkim redystrybucji pieniędzy podatników europejskich do kieszeni wielkich i dużych posiadaczy ziemskich. Małe gospodarstwa rodzinne będą w dalszym ciągu, i coraz szybciej, znikać, a społeczności wiejskie – złożone z coraz bardziej zadłużonych, poddanych coraz większej presji, konkurujących ze sobą i z korporacyjnymi wielkimi fermami dużych gospodarzy, żyjących obok rodzin zubożałych i pozbawionych gospodarstw – będą podlegać coraz głębszej dezintegracji i w związku z tym nacjonalistycznej, antyunijnej radykalizacji. Skutki takiej ewolucji będą katastrofalne, zarówno dla żywotności obszarów wiejskich, jak i dla jakości żywienia – a więc i dla zdrowia – Europejczyków, w tym nas, Polaków.

Istotne jest, aby Wspólna Polityka Rolnictwa i Żywności była powiązana i spójna z innymi politykami unijnymi, w szczególności klimatyczną, zdrowia, ochrony środowiska i bioróżnorodności, energii, edukacji i handlu. Przy okazji negocjacji przez Komisję Europejską porozumień o handlu i inwestycjach UE z USA (TTIP) czy Kanadą (CETA), masowe protesty i debaty obywatelskie pokazały, że takie wielosektorowe porozumienia handlowe są wielkim zagrożeniem dla europejskiego rolnictwa rodzinnego i bezpieczeństwa żywności, gdyż rolnictwo i żywność są zawsze dla negocjatorów unijnych walutą przetargową dla uzyskania ułatwień eksportowych dla innych sektorów, głównie przemysłowych. Dlatego żywność i rolnictwo muszą być bezwzględnie wyłączone z wielosektorowych porozumień handlowych – mogą być wyłącznie przedmiotem specyficznych porozumień branżowych.

Śledząc ewolucję WPR od 1957 roku do dziś, obserwujemy stopniowe odchodzenie od  początkowej ambicji tworzenia ujednoliconego europejskiego rynku produktów rolnych i pozostawianie państwom członkowskim coraz większej swobody w wyznaczaniu priorytetów i zasad polityki rolnej. Przywiązanym do narodowej suwerenności mieszkańcom obszarów wiejskich taki kierunek wydaje się pożądany, ale sprzyja on „Europie dwóch prędkości” konsumenckich i ekologicznych. Przejawami tego zjawiska są np. inne składniki w produktach przetworzonych sprzedawanych pod tą samą nazwą i marką w krajach zachodnich i w krajach Europy Centralnej, czy też droższe i trudniej dostępne produkty z upraw ekologicznych w krajach, w których rolnictwo ekologiczne jest marginalizowane, np. w Polsce. Niedostateczna wiedza i świadomość ekologiczna rolników i decydentów w krajach takich jak nasz – podatnych na presję międzynarodowych korporacji agrochemicznych i firm produkujących maszyny rolnicze, promujących „modernizację” wsi polegającą na coraz większej koncentracji, uprzemysłowieniu i schemizowaniu produkcji rolnej – prowadzi do szybkiej degradacji środowiska, zanieczyszczenia wód gruntowych, eutrofizacji rzek i mórz, wyjaławiania gleb, utraty bioróżnorodności, w tym wymierania pszczół i dziko żyjących owadów zapylających, wreszcie zwiększonej zachorowalności mieszkańców wsi i miast na choroby cywilizacyjne, w tym zaburzenia hormonalne i raka. Nie służy też wyrównywaniu wysokości dotacji rolnych między dawnymi i nowymi państwami członkowskimi, gdyż nie realizując unijnej transformacyjnej i proekologicznej polityki –przekonujemy partnerów w Unii, że pieniądze podatników europejskich będą przez nas źle wydane.

W istniejącym systemie WPR są tzw. dwa filary: pierwszy filar wspiera rynek, ceny produktów rolnych i dochody rolników (tu mamy m.in. dotacje bezpośrednie dla rolników konwencjonalnych od hektara ziemi), drugi, utworzony w 1999 r., wspiera utrzymanie środowiska i rozwój obszarów wiejskich, w tym dotuje rolnictwo ekologiczne. Istota i ważność drugiego filara jest w wielu krajach członkowskich niezrozumiała ani dla potencjalnych beneficjentów, ani dla decydentów, ze względu na brak wiedzy i świadomości ekologicznej, niezrozumienie globalnych wyzwań i strategii unijnej i niedostrzeganie interesu rolników w takiej polityce. Dodatkowo, konieczność uczestniczenia państw członkowskich w finansowaniu z drugiego filara wpływa negatywnie na jego wykorzystanie. Polska skorzystała z istniejącej możliwości dokonywania przez kraje członkowskie w latach 2014-2020 przesunięć między filarami na poziomie do 15% i jako jedyny kraj członkowski przesunęła część środków z drugiego filara do pierwszego.

Drugi filar, tzw. rolno-środowiskowy, nie będzie skutecznie pomagał w rozwoju upraw ekologicznych, dopóki techniki upraw ekologicznych – ale także nowe zagadnienia z zakresu przyjaznej środowisku i zdrowiu produkcji żywności ,jak agroekologia, permakultura, zintegrowana gospodarka chwastami bez herbicydów czy hydroponika – nie będą obowiązkowymi przedmiotami pogłębionego nauczania w szkołach dla rolników i na uczelniach rolniczych.

Ale aby strategia ekologicznej transformacji wsi i rolnictwa mogła być realizowana, każdy rolnik, a już szczególnie absolwent średniej czy wyższej szkoły rolniczej, musi mieć również podstawową wiedzę z zakresu ekologii i ekosystemów – m.in. wiedzieć o roli drzew i alei drzewnych, kęp krzewów i zagajników, miedz, obrośniętych drzewami i krzakami strumieni i stawików dla skuteczności usług ekosystemowych w rolnictwie. Do tego musi być dobrze poinformowany o zmianach klimatu, masowej utracie bioróżnorodności i prawach zwierząt.  Powinien obowiązkowo dowiedzieć się o zagrożeniach, jakie w dłuższej perspektywie stanowią dla gleb monokultury przemysłowe, a dla bioróżnorodności – uprawy na otwartych polach roślin genetycznie modyfikowanych. Musi dowiedzieć się o niebezpieczeństwach technik opartych na opryskach dojrzałych pól rzepaku czy pszenicy herbicydami zawierających glifosat, oskarżanymi m.in. o szkodliwość dla owadów zapylających.

Rolnik nie może być uczony technik rolniczych wyłącznie z perspektywy „nowoczesności”, „modernizacji” i „naukowości”, czyli z perspektywy zasady dowodów naukowych obowiązującej w Światowej Organizacji Handlu, która głosi, że brak dowodów naukowych na szkodliwość nowej substancji chemicznej upoważnia do jej użycia, dopóki tych dowodów nie będzie (w ten sposób usunięcie DDT ze światowych pól trwało 53 lata…). Przeciwnie, europejski rolnik musi być solidnie uwrażliwiony na unijną traktatową zasadę ostrożności (lub przezorności), stosowaną wobec nowych technologii podejrzanych o możliwość szkodliwego oddziaływania na środowisko i zdrowie. Zasada ta jest wielkim osiągnięciem cywilizacyjnym Unii Europejskiej i mówi, że mimo braku dowodów naukowych zachowujemy w stosunku do nowych technologii proporcjonalne środki ostrożności, tak jakby potencjalne zagrożenie było rzeczywiste.

Co więcej, przyszły rolnik powinien otrzymać w szkole szeroką wiedzę o zrównoważonym rozwoju obszarów wiejskich, o organizacyjnych i prawnych możliwościach współpracy rolników między sobą (grupy producenckie, spółdzielnie), o różnych formach bezpośredniej sprzedaży produktów (sklepy internetowe, kooperatywy spożywcze, RWS-y). W ramach edukacji dla zrównoważonego rozwoju powinien też wiedzieć o  energii ze źródeł odnawialnych, w której tworzeniu jako rolnik mógłby uczestniczyć, o korzyściach z samodzielnej produkcji i sprzedaży przetworów z własnych upraw czy z przyjmowania w gospodarstwie turystów, jako dodatkowych źródłach dochodu.

Dużo miejsca w edukacji zawodowej rolnika powinno być poświęcone adaptacji do zmian klimatu, szeroko pojętej problematyce wody, jak również problematyce koniecznej ochrony bioróżnorodności, zarówno w zakresie uprawianych gatunków roślin (promocja dawnych odmian, zachęcanie do udziału w wymianie nasion i tworzeniu banków nasion, uwrażliwienie na problematykę patentowania świata żywego przez wielkie korporacje agrotechniczne), jak i dzikich zwierząt – jak sobie z nimi radzić, jak unikać zbyt dużych strat oraz nie wpływać na nadmierny rozrost ich populacji (jak to się dzieje np. w przypadku niegrodzonych upraw kukurydzy w pobliżu lasów, uwielbianych przez dziki).

Rolnikowi potrzebna jest też wiedza o globalnych powiązaniach, m.in. o wpływie dotowania eksportu produktów rolnych w krajach rozwiniętych na tragiczny los rolników i rolniczek w krajach rozwijających się. Każdy rolnik powinien wiedzieć o światowym ruchu rolników na rzecz suwerenności żywnościowej La Via Campesina, łączącym ponad 200 milionów rolników, oraz o szerszym ruchu Nyeleni, łączącym rolników z organizacjami pozarządowymi i konsumentami.

Nie do pomyślenia jest, aby jedynym miejscem szkolenia od podstaw rolników ekologicznych i zdobywania przez przyszłych rolników szerokiej i wszechstronnej wiedzy z zakresu zrównoważonego rozwoju był, jak to się dziś dzieje w naszym kraju, jeden jedyny Ekologiczny Uniwersytet Ludowy w Grzybowie, stworzony dzięki staraniom pary rolników ekologicznych, podczas gdy szkoły rolnicze uczą wyłącznie konwencjonalnego rolnictwa opartego na chemii i ropie, chyba że jakiś światły dyrektor czy nauczyciel podejmie inicjatywę wyjścia poza oficjalny program. Dlatego uważam, że bez obowiązkowego wpisania do programów szkół i uczelni rolniczych ogólnej wiedzy z zakresu zrównoważonego rozwoju obszarów wiejskich, agroekologii i rolnictwa ekologicznego, suwerenności żywnościowej, polityki klimatycznej, energii, zdrowia, praw zwierząt, ochrony bioróżnorodności oraz lokalnego i międzynarodowego handlu żywnością, unijne państwo członkowskie nie powinno móc być beneficjentem jakichkolwiek dotacji rolniczych z Unii Europejskiej.

W wymarzonej Wspólnej Polityce Rolnictwa i Żywności małe i średnie gospodarstwa byłyby uprzywilejowane, w szczególności te wielobranżowe i ekologiczne. Rozmiar dotowanych gospodarstw, a właściwie przedsiębiorstw rolnych, w szczególności konwencjonalnych i przemysłowych, powinien być zasadniczo ograniczony, patologią jest bowiem, że brytyjska rodzina królewska dostaje corocznie od europejskich podatników pół miliona euro z tytułu posiadanych ziem, a w Polsce niektóre dotacje liczy się w milionach złotych.  Korporacyjne, inwestorskie przedsiębiorstwa rolne powinny być całkowicie wyłączone z WPRŻ – szokujące jest bowiem, że podatnicy płacą korporacjom za intratne inwestycje, na dodatek zatruwające środowisko i wody oraz potęgujące zmiany klimatyczne, a zarazem doprowadzające do upadku gospodarstwa rodzinne.

W szczególności nie powinno się zezwalać w żadnym kraju na dotowanie przemysłowych hodowli zwierząt przekraczających wyznaczony maksymalny dozwolony w regulacjach rozmiar (kurnik na 100 tysięcy kur i kurczaków już wydaje się być jakąś szaloną patologią, a aktualny kierunek w Polsce to kurniki z ponad milionem kur i kurczaków, tworzone mimo wielkich protestów lokalnych społeczności). Takie fabryki cierpienia powinny być w ogóle zabronione prawem unijnym. WPR powinna narzucać znacznie bardziej restrykcyjne niż dziś regulacje ograniczające cierpienie zwierząt (w hodowli, transporcie, rzeźni czy handlu) oraz stymulować i promować działania służące dobrostanowi zwierząt ( a przy tym jakości mięsa i wyrobów mlecznych), jak wyprowadzanie bydła na pastwiska przez co najmniej 3 miesiące, a jeszcze lepiej 6 miesięcy w roku.

A biorąc pod uwagę ogromny „ślad węglowy”, zanieczyszczenie środowiska i względy etyczne związane ze stale rosnącym spożyciem mięsa, należałoby uzależniać prawo do jakichkolwiek dotacji dla właścicieli hodowli zwierząt na mięso od prowadzenia w państwie członkowskim ogólnokrajowych programów promocji wegetarianizmu i weganizmu, również w szkołach.

 

Jeśli podoba Ci się to, co robimy, prosimy, rozważ możliwość wsparcia Zielonych Wiadomości. Tylko dzięki Twojej pomocy będziemy w stanie nadal prowadzić stronę i wydawać papierową wersję naszego pisma.
Jeżeli /chciałabyś/chciałbyś nam pomóc, kliknij tutaj: Chcę wesprzeć Zielone Wiadomości.

 

 

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.