ISSN 2657-9596

Różal wygra

FELIETONY SPORTOWE
11/02/2012

25 lutego w ramach gali KSW 18 w płockiej Orlen Arenie odbędzie się walka, która porusza emocje każdego kibica sportów walki: z Marcinem Różalskim zmierzy się sam Jerome Le Banner.

Zawodnika tej klasy jeszcze nie gościliśmy w Polsce. Jerome, zdobywszy mistrzostwo świata w K-1 oriental style (ISKA) w 1996 r., przeszedł do K-1 World Grand Prix i aż do r. 2007 zawsze był bliziutko mistrzostwa świata, zdobywając wielokrotnie wicemistrzostwo. Dość powiedzieć, że pokonał takich zawodników, jak Peter Aerts, Mousashi czy Mark Hunt.

Różalski także został mistrzem świata w K-1 oriental style w 2007 i 2008 r., a więc ponad dekadę po mistrzostwie Le Bannera. W 2009 r. wystąpił też całkiem nieźle w turnieju z cyklu K-1 World Grand Prix. Nie oszukujmy się jednak: dorobek obu zawodników dzieli przepaść. Le Banner przez lata utrzymywał się w ścisłej światowej czołówce K-1, a Różalski otarł się dopiero o szerokie grono tych, którzy do tej czołówki pretendują. Dla zrównoważenia tej dysproporcji komentatorzy mówią z kolei o różnicy wieku. I tutaj jednak nie ma się co oszukiwać: między zawodnikami jest niespełna sześć lat różnicy. Po prostu Le Banner swe pierwsze światowe sukcesy odnosił w dużo młodszym wieku niż Różal. Francuz skończył w grudniu 39 lat; w sportach walki to bynajmniej nie wiek emerytalny i na jego słabą kondycję nie ma co liczyć.

Toteż na forach kibiców odzywa się stara śpiewka: „nie ma szans”, „Różal to cienias”, „Jerome będzie miał kolejny worek do okopywania”. Znamy takie komentarze do znudzenia. Produkują je masowo pryszczaci młodzieńcy, których kontakt ze sportem ogranicza się do oglądania w TV meczów zagryzanych chipsami i popijanych piwkiem. Ci specjaliści od sportów walki wiedzą już, jakie będzie rozstrzygnięcie i ogłaszają to arbitralnie (oczywiście pod pseudonimami).
Zachęcony ich „odwagą” i ja powiem, jak będzie. Mówię to z całkowitym spokojem: wygra Marcin Różalski. Już jest zwycięzcą tej walki i będzie nim niezależnie od rozstrzygnięcia w lutowy wieczór. Mam na tę walkę miejsce przy samym ringu i wiem, że nawet jeśli Le Banner go pokona (co wcale nie wydaje mi się pewne), i tak będę oglądał zwycięstwo Marcina.

Dlaczego wygra, skoro może przegrać? Już to wyjaśniam „bohaterskim” anonimom z forów internetowych. Sporty walki – wbrew waszej dziecięcej naiwności – nie są grą o sumie zerowej. Jeśli jeden wygrywa, to nie zawsze znaczy, że drugi przegrał. Są takie walki, po których szacunek zdobywają obaj walczący, także ten przegrany, bo dał z siebie wszystko i walka była piękna. I są takie pojedynki, po których pogarda spada na zwycięzcę, jeśli walczył nieuczciwie. Zwyciężać można całe życie, dobierając sobie odpowiednio słabych przeciwników. Ale sztuką jest przyjąć walkę z przeciwnikiem silniejszym i ciężką pracą wznieść się na jego poziom.

Różal wypowiada się o Jeronimo z wielkim szacunkiem i właśnie dla tego sam zasługuje na szacunek. Zwycięstwo trzeba odnieść po pierwsze nad samym sobą. Trenując tygodniami, miesiącami, latami. Nie poddając się zniechęceniu, kontuzjom, bólowi (to nie play station, tu ciosy przeciwnika naprawdę łamią żebra, a nie tylko odbierają punkty). Wreszcie – trzeba być poza ringiem człowiekiem honoru, dawać coś z siebie innym, a nie być zapatrzonym wyłącznie we własną gwiazdę. Różal jest w tym sensie wygranym od dawna. Trenuje w Płocku kilkudziesięciu młodych ludzi; gdyby nie on, któż wie, gdzie wyładowywaliby swoją energię. W życiu prywatnym umie pięknie dbać o swoich bliskich. Nie poddaje się modom, nie daje się „ucywilizować” według oczekiwań mediów. Jest cały czas sobą. I dzięki temu ma mój szacunek.

Na koniec jeszcze: świętoszkom widzącym w Różalu niebezpiecznego satanistę chciałbym przytoczyć mądre słowa ks. Bonieckiego, który mówi, że szatan często wychyla się z ust tych, którzy są zbyt prędcy w ocenianiu innych, zamiast w trudzie pracować nad samym sobą. Marcin wygra. On już wygrał. Nie zmienią tego popiskiwania anonimów na forach. Rzekłem.

Marcin Różalski

Fot. KSW

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.