ISSN 2657-9596

(Nie)znane oblicza polskiej transformacji

Bartłomiej Kozek
16/06/2017

Rok 1989 nadal pozostaje ważnym punktem odniesienia dla dyskutujących o aktualnych polskich realiach. Zanim ten trend się skończy czeka nas jeszcze niejedna debata.

Jedna z nich odbyła się w maju podczas kolejnej edycji „Festiwalu Obywatela”. Patrząc się na frekwencję na wieczornej debacie w Spółdzielni „Ogniwo” można odnieść wrażenie, że temat przechodzenia Polski z realnego socjalizmu w kierunku gospodarki rynkowej, jak również skutki społeczne i ekonomiczne takiego, a nie innego modelu transformacji jeszcze długo rozpalać będzie emocje.

Emocje gwarantował zresztą sam skład prowadzonego przez Rafała Łętochę panelu, w którym znalazły się osoby na co dzień pozostające po różnych stronach ideowej barykady – nawet jeśli krytyczne do szeroko pojętego ekonomicznego neoliberalizmu. Umiejętność ich gromadzenia w jednym miejscu jest sporym osiągnięciem redakcji odpowiedzialnego za festiwal łódzkiego kwartalnika. Jak różnorodność ta zagrała w praktyce?

Straty na wsi

Bartłomiej Radziejewski z internetowego miesięcznika Nowa Konfederacja nakreślił temat, prezentujące dwie strony przejścia z PRL do III RP. Wśród zalet wymienił wzrost dobrobytu oraz budowanie instytucji publicznych, wśród wad (znanych w prawicowej publicystyce) – dominację lewicowo-liberalnego salonu oraz uwłaszczenie dawnej, partyjnej nomenklatury.

W podobnym tonie o transformacji mówiła doradczyni prezydenta Andrzeja Dudy, dr Barbara Fedyszak-Radziejowska. Badaczka polskiej wsi mówiła o niej jako o jednym z głównych punktów oporu przeciwko władzy komunistycznej. Oporu zapomnianego, o czym świadczyć mogły chociażby szydercze komentarze publicystów z prawa i z lewa wobec rolników przy okazji wstępowania Polski do Unii Europejskiej.

Jednocześnie miała ona być jedną z większych ofiar zmian ustrojowych, czego przykładem miało być 600 tysięcy osób bez pracy po likwidacji Państwowych Gospodarstw Rolnych, trafiających na zasiłki w obliczu braku szans na inne zatrudnienie na obszarach wiejskich, jak również wchłonięcie przez wieś ukrytego bezrobocia osób, tracących pracę w upadających zakładach przemysłowych.

Gdzie postęp, gdzie regres?

Mieszkańcy wsi nie byli jednak jedyną grupą społeczną, której pozycja po roku 1989 miała ulec zachwianiu. Autor książki „Inna Rzeczpospolita jest możliwa”, Jan Sowa, przywoływał badania wedle których wielkość rodzimej klasy średniej w roku 1990 miała być większa niż w… 2010.

Oznaczałoby to brak istotnego postępu nawet w tej kategorii – bytowej – w której III RP miałaby najbardziej czym się pochwalić. Socjolog podał zresztą kolejny przykład, jakim mają być prawa kobiet i ich ograniczenie, np. pod postacią bardziej restrykcyjnego niż w Polsce Ludowej prawa dotyczącego możliwości przerywania ciąży.

Podczas dyskusji zauważalny był pewien ważny trend. Choć kontestująca potransformacyjną rzeczywistość lewica i prawica mogła – używając odmiennego języka (Fedyszak-Radziejowska wzdrygała się na klasową analizę Sowy) – zgadzać się co do ogólnych zarysów analizy zmian i krytyki rozwoju wydarzeń, to już w szczegółach dotyczących głównych adwersarzy i sposobów naprawy sytuacji zauważalne były znacznie większe różnice.

O ile bowiem widownia mogła w dużej mierze zgodzić się z tezą, że pewne powstałe po roku 1989 instytucje działają prawidłowo, o tyle już wymienienie przez doradczynię prezydenta IPN, CBA oraz „Solidarności” jako podmiotów kontrolujących elity wzbudziło pewne kontrowersje.

Podobne emocje zauważalne były po krytyce przez Radziejewskiego neolokolnialno-pasożytniczego modelu transformacji. – Odzyskaliśmy suwerenność, ale nie odzyskaliśmy podmiotowości. Staliśmy się peryferyjną częścią Zachodu – uważa prawicowy publicysta.

Globalny wymiar transformacji

Sowa wchodził w polemikę z tezami, sugerującymi m.in. mocno narodowy charakter przedstawianego jako „kosmopolityczny” kapitału czy kluczową rolę uwłaszczenia nomenklatury.

Przypomniał przy tej okazji, że na stole w roku 1989 leżały 3 opcje transformacji – odwołanie się do haseł „pierwszej Solidarności”, kurs na socjaldemokratyczne państwo dobrobytu oraz radykalne zmiany. Ku zaskoczeniu nawet międzynarodowych instytucji finansowych wybrać mieliśmy to ostatnie rozwiązanie.

Ideowy klimat dla tryumfu tego właśnie podejścia jest dobrze znany – upadek bloku sowieckiego miał miejsce w świecie, w którym załamał się dotychczasowy keynesowski model społecznej gospodarki rynkowej, ustępując miejsca neoliberalizmowi.

– Kapitalizm w skali globalnej nigdy nie był sprawiedliwym systemem alokacji. Mieliśmy do czynienia z raptem trzema dekadami państwa dobrobytu – tłumaczył Sowa, przywołując rywalizację i strach przed Związkiem Radzieckim jako powód tego historycznego kompromisu między praca i kapitałem i zarazem próbując odejść od wizji potransformacyjnych bolączek Polski jako czegoś spowodowanego głównie „uwłaszczeniem nomenklatury”.

Pola dialogu

W coraz bardziej zamykającym się w obrębie własnych baniek i plemiennego podejścia do polityki dyskusje takie jak powyższa robią wiele dobrego. Nie dlatego, by miał się z nich wykluć jakiś wspólny front na rzecz zmian (różnica podejść, strategii i wartości wydaje się trudna do przeskoczenia), ale z powodu tworzenia publicznej przestrzeni dyskusji. Przestrzeni, które w obliczu kapitulacji sporej części mediów – publiczna telewizja może tu być skrajnym przypadkiem – nie ma już znowu tak wiele.

Zielone Wiadomości były patronem medialnym XI Festiwalu Obywatela. Zdj. Nowy Obywatel

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.