ISSN 2657-9596

Od nierówności do kryzysu i z powrotem

Romuald Jagodzinski , Jean Lambert
13/08/2012

Nierówności społeczne są zarówno jedną z przyczyn, jak i skutkiem kryzysu. Na wiele sposobów utrudniają osiągnięcie zrównoważonego rozwoju, zagrażając spójności naszych społeczeństw i przyczyniając się do dominacji nieekologicznych modeli konsumpcji. „Green European Journal” prezentuje dyskusję z udziałem zielonej europosłanki Jean Lambert oraz Romuala Jagodzińskiego z Europejskiego Instytutu Związków Zawodowych (ETUI). ETUI wydał niedawno raport „Benchmarking Working Europe”.

Green European Journal (G): Dlaczego ETUI tak bardzo podkreśla znaczenie nierówności społecznych?

Romual Jagodziński: Nasz pierwszy raport z serii „Benchmarking…” był reakcją na publikację o strategii lizbońskiej przygotowaną w 2001 r. przez organizacje pracodawców. Od r. 2008 wybieramy co roku inny konkretny temat. W tym roku wzięliśmy na tapetę nierówności: wielowymiarowe zjawisko, które możemy obserwować w całej Europie. Nierówności są problemem nie tylko dla związków zawodowych, ale dla ogółu społeczeństwa. Ich narastanie zagraża duchowi solidarności, niezbędnej, aby Unia Europejska mogła istnieć. Ludzie wychodzący na ulice w Grecji, Portugalii i Hiszpanii nie walczą tylko z zaciskaniem pasa, ale również protestują przeciw nierównościom. Oburza ich, że to oni zmuszani są do płacenia ceny za kryzys, podczas gdy ci, którzy go spowodowali, nie przestają odnosić korzyści. Poczucie niesprawiedliwości rośnie nie tylko w poszczególnych krajach, ale też w stosunkach między nimi, przyczyniając się do wzrostu nastrojów nacjonalistycznych i protekcjonistycznych. „Albo oni, albo my”, „Nie dzielimy się już wspólnym ciastkiem, więc musimy wyrwać dla siebie jak najwięcej” itp. Takie reakcje zagrażają europejskiemu projektowi. Choć Art. 3 Traktatu o Unii Europejskiej wspomina o kilku kwestiach związanych z nierównościami (osłony społeczne, sprawiedliwość, postęp), badania Eurobarometru jasno wskazują, że obywatelki i obywatele UE nie mają poczucia, by unijne instytucje kierowały soe tymi wartościami. Europa jest coraz częściej postrzegana – wybaczcie mocne słowa – jako oprawca, narzucający cięcia i zaciskanie pasa, liberalizację rynków, uelastycznianie prawa pracy pod płaszczykiem jego standaryzacji, wystawiając tym samym ludzi na rosnące ryzyko, nierówności i biedę.

Kurcząca się wspólnota

G: Jakie są główne ustalenia raportu ETUI, potwierdzające ten obraz?

RJ: Przede wszystkim okazało się, że nierówności ekonomiczne między starymi a nowymi państwami członkowskimi przestały się zmniejszać. Obietnica poprawy standardów życia i nadgonienia zapóźnień względem bardziej rozwiniętych państw była dla wielu krajów powodem ubiegania się o wejście do UE. Obietnica ta już nie działa, ponieważ nie ma już konwergencji. Wzrost PKB starych państw członkowskich jest wprawdzie niższy niż nowych, które zaczynają one ze znacznie niższego pułapu. Ale nawet w tych warunkach wzrost w nowych krajach pozostaje zbyt niski, aby umożliwić im nadgonienie „starej Europy”. W wielu krajach zadaje się więc pytania o koszty wejścia do strefy euro, otwarcia swoich rynków, liberalizacji sektora usług, skoro w dłuższej perspektywie nie przynosi to oczekiwanych korzyści.

Co więcej, na rynkach pracy możemy wskazać grupy, którym powodzi się znacznie gorzej niż innym. Choć sytuacja kobiet zdaje się ulegać względnej poprawie, dzieje się tak nie ze względu na zwiększenie się ich poziomu zatrudnienia, lecz z powodu pogorszenia się tego wskaźnika u mężczyzn z powodu kryzysu. Kobiety nadal są bardziej narażone na pracę w niepełnym wymiarze godzin, a stopa zatrudnienia kobiet pozostaje niższa niż mężczyzn.

Coraz bardziej niepokoi sytuacja osób młodych. Poziom bezrobocia w tej grupie sięga 45% w Hiszpanii, ok. 40% w Grecji i ok. 30% w krajach bałtyckich. Młodzi muszą radzić sobie ze znacznie gorszą sytuacją w porównaniu do innych grup na rynku pracy. Wątpliwe staje się osiągnięcie celów edukacyjnych zarysowanych w strategii Europa 2020, szczególnie jeśli oczekuje się od młodych zdobywania kolejnych stopni wykształcenia i kwalifikacji, nie oferując im perspektywy satysfakcjonującego zatrudnienia. To prawda, że w większości krajów absolwenci o niskich kwalifikacjach są znacznie bardziej narażeni na bezrobocie i na status pracujących biednych. Są jednak kraje, w których stopa bezrobocia wśród absolwentów uczelni wyższych i tak sięga 25%.

Warto również zauważyć że negocjacje zbiorowe i poziom członkostwa w związkach zawodowych, dwa czynniki mające pozytywny wpływ na zwiększenie równości dzięki redystrybucji, znajdują się obecnie w defensywie na kontynencie.

Różnice między regionami zamieniają się w strukturalną nierówność. Pogłebia się rozziew między szybko rozwijającymi się obszarami metropolitalnymi a wsią, silnie wpływając na życie ludzi. Możliwości dostępne dla mieszkańców obszarów wiejskich są znacząco uboższe niż w miastach, cieszących się lepszą infrastrukturą, usługami publicznymi i oświatą. Poszczególne regiony oraz zamieszkujące je grupy społeczne dzieli również „przepaść cyfrowa”: obszary zurbanizowane cieszą się z możliwości, jakie daje im internet, podczas gdy społeczności wiejskie borykają się z niedostatecznym dostępem do infrastruktury informacyjnej, co odbija się na ich szansach rozwoju zawodowego czy edukacyjnego.

Rozdział 8 naszej publikacji zwraca uwagę na nierówności we wdrażaniu unijnego prawa pracy. Europejskie dyrektywy na temat warunków pracy oraz reprezentacji pracowniczej powinny być wdrażane przez wszystkie 27 państw członkowskich, jednak różnice w stopniu ich implementacji są znaczne. Oczywiście konieczna jest pewna elastyczność, uwzględniająca odmienne tradycje zbiorowych stosunków pracy w poszczególnych krajach, ale nierównomierny sposób wdrażania europejskiego prawa pracy przez poszczególne kraje oznacza często nierówne traktowanie pracowników i innych zainteresowanych podmiotów. Ofiarą nierównomiernego wdrażania padają nawet prawa fundamentalne, takie jak prawo do informacji i konsultacji. Coraz więcej osób pojawia się w pracy mimo choroby – z lęku przed utratą pracy. Dotyka to przede wszystkim niewykwalifikowanych lub nisko wykwalifikowanych pracowników. To efekt liberalizacji kodeksów pracy, która ułatwiła zwalnianie ludzi, co szczególnie w okresie kryzysu pogłębia lęk przed bezrobociem.

Europa nadal społeczna?

G: Pytanie do Jean Lambert: jako członkini komisji spraw społecznych Parlamentu Europejskiego możemy zapytać Cię o to, co sądzisz o tej diagnozie i o założeniu, że rosnąca nierówność jest zarówno przyczyną, jak i skutkiem kryzysu?

Jean Lambert: Kryzys spowodował nasilenie już występujących trendów, takich jak rosnące zróżnicowanie pozycji pracowników niewykwalifikowanych i tymczasowych w porównaniu z wysoko wykwalifikowanymi, którzy często cieszą się większą stabilnością miejsc pracy. Wiele państw członkowskich zaniedbało wspieranie nowych gałęzi przemysłu, które zastąpiłyby stare, nie zatroszczyło się również o podniesienie kwalifikacji osób słabiej przygotowanych do udziału w „nowej gospodarce”. Ale mamy też nowe zjawiska, takie jak bezrobocie wśród pracowników wysoko wykwalifikowanych, co każe zastanowić się nad sposobem, w jaki UE oraz państwa członkowskie definiują „kwalifikacje”. Przez długi czas synonimem kwalifikacji był dyplom wyższej uczelni, a nie umiejętności potrzebne w gospodarce. Niektóre kraje, takie jak Wielka Brytania, były w stanie uzupełniać zapotrzebowanie na wykwalifikowaną siłę roboczą za pomocą imigracji, zarazem słabo radząc sobie z ucieczką już wykwalifikowanych pracowników z kraju. W debacie o imigracji o tym zjawisku mówi się rzadko.

Poczucie „zdrady przez Europę” umacniało się jeszcze przed kryzysem. Wystarczy spojrzeć na wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego z 2009 r., by zobaczyć, że pojawiły się partie nie tyle eurosceptyczne, co „eurowrogie”. I to nie tylko po prawej stronie. Myślimy głównie o populistycznej prawicy, bo to ona najczęściej wznosi antyimigranckie hasła, tak jak partia Geerta Wildersa w Holandii. Ale np. prawo do ponadnarodowego świadczenia usług oraz swobodny przepływ siły roboczej powodują napięcia, które wyraża również część związków zawodowych. Nie zawsze dobierają słowa z potrzebną starannością, zahaczając nawet o rasizm i wrogość wobec „obcych” pracowników. Głosy tego typu zdarzało się słyszeć chociażby przy okazji dyskusji o pracownikach sezonowych. Spora część związków zawodowych i ludzi pracy podczas debaty o swobodnym przepływie usług odmalowała obraz Unii Europejskiej zmieniającej się z protektorki praw pracowniczych w największe zagrożenie dla świata pracy. Te napięcia się utrzymują.

Kwestia pracowników delegowanych powróciła w tym roku. Zieloni w Parlamencie Europejskim będą musieli być bardzo ostrożni – tak, by pokazać, że ideały Europy Socjalnej nie są martwe i nie zostały złożone na ołtarzu liberalizacji rynku. Do tej pory ostrożnie podążaliśmy ścieżką, na której nie byliśmy wrogo nastawieni do idei swobodnego świadczenia usług i jednolitego rynku, pod warunkiem istnienia równoległej, silnej ochrony praw pracowniczych i standardów społecznych.

Część z nas pozostaje bardzo krytyczna wobec obietnic, jakie składa jednolity rynek, część zaś jest wobec niego nastawiona znacznie bardziej życzliwie. Zapominamy jednak często o związku między długiem a obecnym kryzysem. Dyskusje skupiają się dziś na zadłużeniu publicznym, pomijając kwestie związane z długiem prywatnym. Kiedy spojrzymy na poszczególne państwa członkowskie, okazuje się, że jest on znacznie większym niż to się przyznaje powodem załamania gospodarczego. Będziemy widzieć jeszcze groźniejsze skutki jego sporych rozmiarów nawet w krajach, które na razie wyglądają na stabilne. Konsumpcjonizm, materializm, wzrost za wszelką cenę – wszystkie te zjawiska są przez Zielonych krytykowane od dawna, przyczyniają się bowiem do rosnących nierówności, do pogoni za statusem materialnym i życia na kredyt. W pewnym momencie to musiało wymknąć się spod kontroli. Cieszy jednak fakt, że o nierównościach znów się dyskutuje. Europejski rok walki z biedą w 2010 był okazją do wielu dyskusji wokół tego tematu, niestety nie tak chętnie podejmowanych przez rządzących.

Poczucie niedotrzymanych obietnic wyczuwa się również poza strefą euro. Mówiąc o kryzysie, zapominamy o Węgrzech czy o Łotwie – krajach z olbrzymimi problemami ekonomicznymi. Nie myślimy o stanie finansów Węgier tak często, jako o tamtejszej konstytucji. To najlepsza droga do pogłębiania poczucia wykluczenia. Także na unijnym szczeblu sprawom 27 państw członkowskich nie poświęca się jednolitej uwagi. Przyszłość strefy euro jest ważna, nawet brytyjscy minister finansów się z tym zgodzi, ale są też inne ważne sprawy.

G: Jak ETUI widzi rolę Unii Europejskiej w realizowaniu praw społecznych?

RJ: Jednym z naszych zmartwień są rosnące różnice w realizacji tych praw przez państwa członkowskie. Wiemy o szokujących praktykach państw, pozwalających na zakładanie małych firm… bez pracowników i jakiejkolwiek działalności gospodarczej, co prowadzi do możliwości uniknięcia przez ich założycieli jakichkolwiek negocjacji dotyczących partycypacji pracowniczej, prawa do informacji, konsultacji czy udziału w radach nadzorczych. Zdarzają się również problemy z wdrażaniem dyrektywy o radach pracowniczych. Choć z częścią z nich unijna legislacja próbuje się mierzyć, otwarte pozostaje pytanie, czy wdrażanie praw podstawowych, takich jak prawo do informacji i konsultacji, powinno być zależne od dobrej woli państw członkowskich, czy też powinny one obowiązywać powszechnie w formie przyjętej w Karcie Praw Podstawowych.

Kryzys stał się wymówką do obniżania standardów pracy. Jeden ze współautorów „Benchmarking Working Europe”, Steffan Clauwert, przeanalizował reformy rynku pracy w ostatnich trzech latach. Okazało się, że kryzys i towarzyszące mu cięcia są wykorzystywane jako pretekst do dalszego uelastyczniania rynków pracy kosztem bezpieczeństwa i stabilności zatrudnienia, np. poprzez zwiększanie roli zatrudnienia niepełnoetatowego i tymczasowego. Naraża to pracujących na coraz większe ryzyko ubóstwa i deprywacji materialnej.

G: Wróćmy do kwestii nierówności i prywatnego zadłużenia. Co może w tej sprawie zrobić Unia Europejska? Jak promować jakość życia w mniejszym stopniu zależną od konsumpcji?

RJ: Nie jestem ekspertem od zadłużenia, ale jest jasne, że są sposoby na radzenie sobie z tym problemem, takie jak porzucone w ostatnich latach działania służące redystrybucji. Efektywność europejskich systemów podatkowych w radzeniu sobie z problemem nierówności społecznych w ostatniej dekadzie spadła. W rozdziale 5 naszego raportu nalegamy na skupienie się nie tylko na nierównościach „na dole”, takich jak ubóstwo materialne czy zjawisko pracujących biednych, ale także na problemie nadmiernego bogactwa na szczycie drabiny społecznej.

Narodziny „zielonego podziału”

Bezpośrednio związane z redystrybucją jest pytanie o wzrost gospodarczy – jest on ważny, ale czy potrzebujemy go za wszelką cenę? A może potrzebujemy wzrostu służącemu bardziej sprawiedliwym społeczeństwom? Pytanie to zadaje się dziś w wielu kręgach, pada na przykład w znakomitej książce „Duch równości” Kate Pickett i Richarda Wilkinsona. Ważny jest również sposób, w jaki mierzymy wzrost. Czy jedynym wskaźnikiem jest PKB, czy może powinniśmy poszukać innego, odwołując się na przykład do Wskaźnika Rozwoju Społecznego (HDI)? A może pora na bardziej złożone miary, biorące pod uwagę dobrostan społeczeństw oraz wskaźniki pozafinansowe, takie jak jakość usług publicznych, dostęp do opieki zdrowotnej i edukacji czy potencjał mobilności społecznej?

Poza wspomnianymi przed chwilą nierównościami jesteśmy świadkami czegoś, co możemy nazwać „zielonym podziałem”, biegnącym przez Europę i przejawiającym się w zróżnicowanych emisjach gazów szklarniowych oraz różnym poziomie efektywności wykorzystania surowców. Nie wszystkie kraje mające wysoką efektywność surowcową są automatycznie mniejszymi trucicielami, część z nich produkuje nieproporcjonalnie dużo emisji z powodu konsumpcyjnego stylu życia. Jednoczesne wdrażanie w tej dziedzinie jednolitej unijnej polityki, korzystnej dla starych państw członkowskich, nie zawsze musi być sprawiedliwe. „Stara Unia” miała szansę rozwinąć się „brudną drogą”, nie licząc się z ekologią. Ustalając obecne limity emisyjne oczekuje się, że „nowa Unia” będzie przestrzegała nowych, bardziej wymagających reguł. To poważny problem.

JL: To, o czym mówiłeś – o potrzebie solidarności między starymi a nowymi państwami członkowskimi – wiąże się z debatą o efektywności energetycznej. „Nowe kraje” prędzej czy później odczują potrzebę inwestycji w efektywność.

RJ: Jest TO także związane z problemem ubóstwa energetycznego. Znaczne grupy ludzi doświadczają trudności w ogrzaniu swoich mieszkań w zimie z powodu rosnących cen energii, mają też zaległości w płaceniu rachunków za media. To nowy fenomen, o którym nie powinniśmy jednak zapominać.

G: By jednak zakończyć ten wątek pozytywnie – czy nierówności faktycznie stały się znów w Europie sprawą polityczną?

JL: Wracam właśnie ze spotkania z Solidar, europejską siecią organizacji pozarządowych zajmujących się kwestiami zabezpieczenia społecznego. Widać coraz większą świadomość konieczności walki nie tylko z biedą, lecz z rozwarstwieniem. Widać to tu i ówdzie w niektórych propozycjach Komisji Europejskiej czy Parlamentu Europejskiego. Nie wystarcza to jednak dla zmian na szczeblu państw członkowskich. Część z nich w wyniku kryzysu poddała refleksji kwestię sprawiedliwego udziału zamożniejszych warstw społecznych w ponoszeniu ciężaru. Łatwiej mówić o konieczności „ostrzyżenia bankierów”, o czym mówił np. Hollande w trakcie kampanii prezydenckiej we Francji.

W Wielkiej Brytanii z kolei najwyższa, 50-procentowa stawka podatku dochodowego została przez rząd uznana za zbyt wysoką i ścięta do 45%. Rząd mówił: „nie chcemy przestraszyć najbogatszych i w efekcie stracić całość przychodów, zamiast tylko ich część”. To rzecz jasna decyzja państwa członkowskiego, jestem jednak zainteresowana w tym, czy na poziomie europejskim pojawi się dyskusja o większej harmonizacji podatków od przedsiębiorstw. W tym samym czasie mnóstwo państw członkowskich uznaje sektor publiczny za idealne miejsce do cięć. Przykro powtarzać oczywiste fakty, ale jeśli obetnie się wsparcie społeczne dla niższych warstw społecznych, należy oczekiwać wzrostu poziomu biedy i spadku wydatków osobistych, a to oznacza mniej pieniędzy, krążących w gospodarce. Jest to więc działanie kontrproduktywne z punktu widzenia pragnienia walki z recesją. Ludzie zaczynają mówić, że cięcia poszły już za daleko. Jako Zieloni jesteśmy jednak zdziwieni, że świadomość efektów zaciskania pasa dochodzi do ludzi dopiero teraz.

W Europarlamencie staraliśmy się zwrócić uwagę na uwzględnienie zachowania jakości polityki społecznej na Łotwie i w innych państwach bałtyckich, ciężko doświadczonych przez kryzys. Warunkiem pomocy finansowej dla tego kraju uczyniono jednak również cięcia wydatków socjalnych. To właśnie z powodu tych cięć Unia Europejska staje się dziś „wrogiem ludzi”.

Niektóre państwa użyły tego przykładu jako alibi dla cięć, które i tak miały ochotę przeprowadzić – tak jak wspomniana Wielka Brytania. To wielki problem, bo działania te konserwują nierówności – nawet jeśli bogaci płacą większe podatki, to biedni stają się jeszcze biedniejsi i nierówności nie maleją. Tymczasem mnóstwo badań pokazało, że bardziej stabilne gospodarki, z lepszymi efektami edukacji, takie jak kraje skandynawskie czy Republika Czeska, mają niższe poziomy ubóstwa i mniej rozwarstwione społeczeństwa.

Zielone tematy kluczowe dla związków zawodowych

RJ: W mniej rozwarstwionych krajach także mobilność społeczna jest większa. Państwa skandynawskie mają nie tylko szczęśliwsze społeczeństwa, ale też wysokie wskaźniki PKB. Wysoki poziom wydatków na politykę społeczną i redystrybucję nie przekreśla możliwości rozwoju gospodarczego.

JL: Kraje te mają również bardziej elastyczne kodeksy pracy, które gdzie indziej mrożą ludziom krew w żyłach. Pracownicy wiedzą jednak, że jeśli stracą pracę, znajdą wsparcie w poszukiwaniu nowej. Nie są muszani do brania każdej pracy, jaka wpadnie im w ręce, byle tylko utrzymać uprawnienia socjalne. Jak powiedzieliby nasi duńscy koledzy, tak wygląda trójstronny kontrakt między państwem, obywatelami i silnymi związkami zawodowymi. Można poczuć, że jest się wspieranym nie tylko w kontaktach z potencjalnie opresyjnymi instytucjami publicznymi, ale także w całej karierze zawodowej. Kraje te mają bardzo wysokie wskaźniki uzwiązkowienia. Potrzeba dziś związków zawodowych oraz innych organizacji do przywrócenia równowagi między obywatelami a państwem. W 2008 r. byłam autorką raportu na temat aktywnego włączania grup wykluczonych na rynek pracy. Trzy główne wnioski? Potrzeba im odpowiedniego dochodu, wysokiej jakości usług publicznych oraz aktywnej polityki rynku pracy. Potrzeba nam wszystkich trzech! Tymczasem w państwach członkowskich często możemy obserwować zmniejszanie się dochodów, cięcia w usługach publicznych oraz coraz bardziej karzących rozwiązań na rynku pracy. Coraz częściej możemy się spotkać nawet z ofertami pracy w sektorze publicznym, które nie spełniają podstawowych standardów pracowniczych!

RJ: Coraz więcej osób zmuszonych jest pracować na niepełnym etacie lub na umowę na czas określony, nie mieli oni bowiem innego wyboru i szansy na stabilną, pełnoetatową pracę, której jest coraz mniej.

JL: Praca tego typu często ogranicza dostęp do usług publicznych i pomocy socjalnej. Systemy zabezpieczenia społecznego w wielu krajach nie są dostosowane do potrzeb ludzi pracujących inaczej niż na etacie, przez co tracą oni wiele uprawnień.

G: Ostatnie pytanie dotyczy przemian w myśleniu Zielonych oraz związków zawodowych i wzajemnego zrozumienia kwestii społecznych i ekologicznych. Wydaje się, że w ostatnich latach poczyniono pod tym względem niemałe postępy.

JL: Udało nam się porozumieć w kwestii tego, że bardziej ekologiczne metody produkcji nie są zagrożeniem dla zatrudnienia. Zielony Nowy Ład bardzo nam w tym pomógł. Choć zawsze jest trudno znajdować pieniądze na inwestycje, zawsze jest szansa na jego urzeczywistnienie i wyjście naprzeciw takim problemom, jak ubóstwo energetyczne. Przyczyni się to do powstania nowych miejsc pracy i do poprawy stanu środowiska. Wydaje mi się, że wiemy już, że nie wychodzi się z kryzysu za pomocą tworzenia nowego kryzysu, że powiększanie grona osób pozostających w ubóstwie nie jest rozwiązaniem. Coraz bardziej świadomie podchodzimy do problemu niesprawiedliwości.

Czekają nas ożywione dyskusje nad projektami lokalnej samowystarczalności oraz gospodarki społecznej. „Nie chcemy mieć niebotycznych zysków, patrzcie bowiem, co zrobili z nimi bankierzy. Jak jednak zaspokajać ludzkie potrzeby w bardziej sprawiedliwy sposób?”. Będziemy odpowiadać na te pytania. Mam także nadzieję, że nie zapomnimy o naszych zobowiązaniach dotyczących przeciwdziałania dyskryminacji, trudno bowiem znaleźć pracę, będąc młodym, a jeśli jest się młodym z niepełnosprawnością, staje się to niemal niemożliwe. Nierówności zdarzają się nawet wśród nierówności. Jeśli zależy nam na realizacji jakichkolwiek spośród postulatów strategii Europa 2020, osobiście pozostawiłabym te, dotyczące inkluzji społecznej, gospodarki niskowęglowej oraz zmniejszaniu różnic terytorialnych, jest to bowiem nie tylko kwestia „geograficzna”, lecz również kwestia międzypokoleniowa oraz klasowa.

RJ: Zielone tematy nie są ważne dla związków zawodowych – są dla nich kluczowe. Nie chodzi o znajdowanie kolejnej niszy. To element znacznie bardziej racjonalnego poszukiwania sojuszy ze wszystkimi aktorami społecznymi, działającymi na rzecz bardziej sprawiedliwego społeczeństwa. Zielony światopogląd przestał być postrzegany jako zagrożenie dla miejsc pracy. Wręcz przeciwnie, został uznany za szansę. Dziś mówi się o potencjale zielonych miejsc pracy czy możliwości oferowanych przez cały sektor „zielonych kołnierzyków”. Jak powiedziała Jean, nie stać nas już na uciekanie z jednego kryzysu w inny. Jesteśmy w historycznym momencie, w którym musimy znaleźć nowy, zrównoważony model, albo też odnowić ekonomię społeczną, tak by wykluczyć albo poważnie zmniejszyć możliwość nadejścia kolejnego kryzysu.

Artykuł „Inequality as cause and consequence of the crisis” ukazał się pierwotnie w „Green European Journal”. Dziękujemy redakcji za zgodę na przedruk. Przeł. Bartłomiej Kozek.

Jeśli nie zaznaczono inaczej, materiał nie może być powielany bez zgody redakcji.